Enjoy
Nie ma na to piosenki. A może jest, ale nie mamy ochoty na muzykę.
Słychać pomiędzy nami jedynie cichy szum silników samolotu za oknami. Justin nie pozwolił Pete i Riley'owi zabrać się z nami. Chłopcy bali się, że może zrobić się pobudzony, gdy nie ma ich w pobliżu. Ale nic nie było w stanie ruszyć go tego ranka. Chciał być ze mną sam na sam. Zaniósł mnie do samochodu. Potem do samolotu. Boże, chcę, żeby nosił mnie jako osprzęt tak długo jak nie zabierze mnie do domu. Ale zabiera mnie do domu. Do Seattle. Gdzie ja zostanę, a on pojedzie.
Wszyscy lekarze mówią, że nie mogę podróżować. Wszyscy trzej mówią, że na pewno poronię, jeśli nie będę odpoczywała. Reżim łóżkowy. I krem z progesteronem. Mówią nam, że właśnie tego potrzebuję.
Nie wiedzą, że tym czego potrzebuję jest mój karmelowooki diabeł i myśl o rozłące na dwa miesiące, aż nie wyjdę ze strefy zagrożenia, sprawia, że chce mi się płakać.
Teraz Justin jest rozciągnięty na swoim siedzeniu, jego głowa jest odchylona do tyłu, gdy gapi się na sufit samolotu , instynktownie głaszcząc mnie po włosach.
Wygląda tak samo nędznie jak ja się czuję. Nadal słyszę go jak mówił do lekarzy wezwanych do pokoju... kiedy przepisali 'żadnych podróży' i 'reżim łóżkowy'.
- To niemożliwe. Potrzebuję jej przy sobie. Jedzie tam, gdzie ja.
I kiedy trzeci lekarz powiedział, że mu przykro i wyszedł, pamiętam jak praktycznie go błagałam.
- Nie możesz myśleć poważnie o odesłaniu mnie. Prawda? Justin, położę się. Kurwa, nie ruszę się.
To twój syn. Będzie się trzymał! Będzie. Nie rozumiem jak odesłanie mnie ma zmniejszyć stres. Nie chcę jechać do domu. Będę leżała w łóżku przez cały dzień, tylko nie zabieraj mnie z powrotem!
- Wyglądał na tak sfrustrowanego jakby był gotów rozerwać coś na dwie części gołymi rękami, gdy powiedział do Pete.
- Przygotuj samolot. - A potem obrócił się do mnie i patrzył tymi karmelowymi oczami, które straciły cały swój blask. Nawet nie miał czasu wytłumaczyć, bo zaczęłam płakać. I oto jesteśmy tutaj.
Dupa blada. Czterdzieści tysięcy stóp nad ziemią, lecąc do Seattle.
Leżę na ławce z głową na jego kolanach, twarzą do sufitu, kiedy przeczesuje palcami mój kucyk, a potem skórę głowy. Gapi się na sufit od godziny, jego pierś powoli się poszerza, jak gdyby każdy oddech miał go uspokoić, ale to się nie udaje.
Boli mnie serce, gdy myślę sobie ile wysiłku będzie od niego wymagało, żeby to nie popieprzyło mu w głowie. Chcę wyszeptać słowa otuchy, ale nawet nie mogę się odezwać. Jestem tak wkurzona na życie, że znowu rzuca mi podkręconą piłkę.
Nagle zaczyna całować mnie miękko, na początku czubek mojego ucha, potem płatek, następnie szyję. Jego oddech wysyła we mnie drgawki, gdy na w pół warczeniem wypowiada słowa, które wydają się niszczyć go od środka. Moje oczy płoną i jestem pewna, że sztylet sterczy mi z piersi, gdy mówi.
- Będę za tobą tęsknił... Będziesz musiała być grzeczna, dla mnie... dbaj o siebie... Potrzebuję cię...
- Moje gardło jest tak opuchnięte że mogę tylko potaknąć, gdy obserwuję jak sięga do swoich jeansów i wyciąga platynową kartę kredytową.
- Używaj jej. - Szepta.
Podejrzewam, że Melanie umarłaby gdyby facet dał jej kartę kredytową, ale ja nie chcę iść na maraton po sklepach czy coś. Nie chcę...niczego poza moim życiem. Chcę, żeby naszemu dziecku nic nie było. Chcę, żebyśmy byli razem. Chcę mojego nowego życia w drodze, z nim.
- Brooke. - Ostrzega i czuję jak wciska kartę w moją dłoń.
- Chcę widzieć wypłaty. Codziennie. - Ostrzega. Spogląda na mnie z góry z pół uśmiechem, jego ciemne włosy sterczą trochę bardziej niż zazwyczaj, jego zarost jest tego ranka jeszcze ciemniejszy, bo się nie ogolił. I jak można kochać kogoś tak bardzo, że to cię pali? Kocham to jak jego czarne rzęsy
okalają karmelowe oczy i kocham ostry kształt jego brwi. Kocham jego twarde czoło, kości policzkowe i szczękę, to jak jego usta wyglądają na zarówno pełne i miękkie ale też twarde i silne.
Podnosząc ramię, przesuwam koniuszkami palców po jego kwadratowej szczęce.
- Kiedy wróciłam, obiecałam sobie, że już nigdy cię nie zostawię.
- Ja obiecałem sobie, że już nigdy cię nie puszczę. Co innego mam zrobić?- Jego oczy są ciemne i cierpiące, wiem, że nie spał. Przez całą noc chodził po pokoju, zginając i rozluźniając palce, gdy pytał mnie czy czuję ból. Taa, czułam. Czułam małe ukłucia w moim sercu i mówiłam: 'żadnych skurczy'.
Wrócił do łóżka, żeby mnie przytulić i całował tak jakby chciał mnie pochłonąć. Pamiętam każdy ruch jego języka na moim. Ciepło jego oddechu na mojej twarzy. I to ile razy odrywał swoje usta, całował mnie w czoło i znikał w łazience. Bo kochać się też nie możemy.
Więc naszą ostatnią wspólną noc spędziliśmy na całowaniu się. I kiedy on kilka razy brał zimny prysznic, ja płakałam w poduszkę.
Teraz przesuwa luźne kosmyki z mojego czoła i podtrzymuje mój wzrok.
- Wszystko będzie dobrze, petardko. - Szepta do mnie. Ogarnia wzrokiem moje ciało i kładzie rękę na
moim brzuchu. Ten władczy gest sprawia, że moje serce płonie miłością.
- Damy sobie radę. - Głaszcze mnie łagodnie przez moją bawełnianą bluzkę i patrzy na mnie z góry czułymi, karmelowymi oczami.
- Prawda?
- Oczywiście, że tak. - Mówię z nagłym przypływem determinacji.
- To tylko dwa miesiące, prawda? -Szczypie mnie w nos.
- Prawda.
- I to nie znaczy, że nie możemy komunikować się w inny sposób.
- Dokładnie. - Siadam, opieram czoło na jego ramieniu masując jego muskuły, a on obejmuje mnie
w talii.
- Pozwalaj swojemu ciału odpoczywać. Używaj lodu po treningach. Dobrze się rozgrzewaj. - Grzebie twarz w mojej szyi i słyszę jak wąchamy siebie nawzajem najgłębszymi z możliwych oddechów. Jego ręka zaciska się na mojej kości biodrowej i nagle liże mnie po szyi. Dudni głębokim głosem w moje ucho.
- Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało, Brooke. Nie mogę. Musiałem przywieźć cię z powrotem.
- Wiem, Justin, wiem. - Przesuwam palcami przez tył jego głowy, bo brzmi na tak przygnębionego.
- Nic nam nie będzie, całej naszej trójce.
- Właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
- I tak jak mówisz, damy radę. Naprawdę damy radę.
- Cholerna racja, że damy.
- Wrócisz zanim będziemy mieli okazję posmutnieć i za bardzo za sobą zatęsknić.
- Racja. Ja będę trenował, a ty będziesz odpoczywała.
- Taa.
Kiedy milkniemy, przytulamy się przez długi czas i prawie słyszę tykanie mijających minut. Są jak małe suki, które upierają się, żeby zrujnować mi życie. Justin znowu mnie wącha, jakby chciał by wystarczyło mu mojego zapachu na dwa miesiące. I ja, prawie rozgorączkowana, robię to samo. Wdycham jego zapach i zamykam oczy, czując mięśnie jego ramienia pod moimi palcami. Są takie silne i twarde, gdy znowu zaczynam lekko go masować.
- Zostawiłam trochę olejku z arniki w twojej walizce. Na wypadek gdyby bolał cię jakiś mięsień.
- Nadal widzisz krew?- Pyta cicho, a kiedy potakuję, przyciąga mnie na swoje kolana, gdzie wtulam się w niego i przyciskam skroń do jego szczęki.
- Za każdym razem, kiedy zaczynają się skurcze, czuję jakby miał wyjść ze mnie. -Głaszcze moje plecy i przyciska usta do mojego czoła.
- Wiem, że brak biegania cię zabije. Unikaj swoich stóp, dla mnie.
- Nie tak bardzo jak zabiłaby mnie utrata naszego dziecka. - Szepczę.
Biegałam przez całe moje życie. A teraz boję się choćby chodzić z lęku, że skurcze wrócą i znajdę czerwień w moich majtkach. Przysięgam, że jeśli nie uda mi się utrzymać w sobie dziecka mężczyzny, którego kocham to nie wiem, co zrobię, ale nie mogę... odmawiam stracenia tego dziecka.
- Twoi rodzice wiedzą, że przyjeżdżasz? Siostra?
- Dałam im znać, że przyjeżdżam, ale jeszcze o nas nie wiedzą. Zachowuję to na spotkanie twarzą w twarz. Tylko Mel i dwoje moich innych najlepszych przyjaciół wie o tym.
Odciąga moją głowę do tyłu, żeby móc na mnie spojrzeć.
- W porządku. Ale do kogo najpierw zadzwonisz, jeśli się pogorszy? Do mnie. Do kogo zadzwonisz, kiedy będziesz czegoś potrzebowała? Do mnie. Będę twoimi wszystkim. Będę twoim cholernym niewolnikiem seksualnym przez telefon. O każdej porze, gdziekolwiek będę. Jasne, Brooke?
- Przepraszam. Mój umysł zamarzł na 'niewolniku seksualnym'.
- Taak? A co mam ci wyjaśnić w tej sprawie? -Diabeł podnosi jedną ciemną brew, która rozpala moje ciało jak mały wulkan. Pomysł z seksem przez telefon z udziałem Justin powoduje, że chce mi się zarówno śmiać, ale też czuję nagłe, niewiarygodne łaskotki. Kończy się na tym, że żartobliwie popycham jego pierś.
- Nie zadzwonię do ciebie po to! Wiem, że będziesz zajęty. -Jego oczy połyskują.
- Na to nie będę zajęty.
- O co chodzi z tym błyskiem w oku? Robiłeś to już wcześniej? Założę się, że Melanie robiła to z Riley'm. -Uśmiecha się krzywo, przesuwa rękami po tyle mojej głowy i z powrotem, a potem delikatnie całuje płatek mojego ucha i nos. Jego głos jest trochę głęboki.
- Chcę zrobić to z tobą. - Moja płeć zaciska się, sutki bolą i rozchodzi się po mnie ciepło. Kocham nasze pierwsze razy. Pierwszy raz, kiedy puścił mi 'Iris'. Pierwszy raz, kiedy zaprosił mnie na bieganie. Pierwszy raz, kiedy mnie pocałował, kiedy się ze mną kochał. Nigdy wcześniej nie mieliśmy pierwszego razu tego typu.
- Ja też tego chcę, ale nie wiem czy mogę. Jeśli tam dotknę...z krwią... -Jego usta przyciskają się do mojego czoła, a palce odpinają dwa górne guziki mojej bluzki. Jego głos jest dziesięć razy bardziej dosadny niż chwilę temu.
- To tylko krew. - Jego zapach, feromony, które wydziela, wciągają mnie w wir. Moje łono pulsuje tak
mocno, moje już i tak wrażliwe piersi są takie ściśnięte w biustonoszu.
- Justin, Boże, tylko ty możesz mnie tak rozpalić, gdy tak się martwię. -Jego ręce rozkładają się na moim tyłku i nagle wsuwa język w moje ucho... potem posuwa mnie nim delikatnie, a pomiędzy moimi udami buduje się nowy żar.
- Pragnę cię tak cholernie mocno. - Jego głos jest przerywany. Wkłada rękę pod moje jeansy i głaszcze pośladek pod moimi majtkami. Chwyta moje obie piersi i ściska je razem, pieszcząc mnie i warcząc
na mojej skórze.
- Kiedykolwiek ty chcesz, ja chcę. - Mówi mi, podnosząc swoją głowę i przyciskając usta do moich. Jego słowa wibrują na moim języku, gdy wygłodniale pocieram go.
- Tylko zadzwoń i powiedz mi. Powiedz, że mnie pragniesz. Że jesteś na mnie napalona, a zajmę się tobą. Zajmę się moją kobietą, kiedy tylko będzie chciała. Obojętnie czego będzie chciała.
- Ja też. Zadzwoń do mnie, a zajmę się tobą. - Pocieram kciukiem po jego twardej, kwadratowej szczęce. Potem zamykamy odległość pomiędzy naszymi ustami. Przez resztę lotu trzyma moją twarz i całuje mnie, i całuje mnie, i całuje mnie i całuje mnie mocno i żarłocznie.
~~~
Na lotnisku czekan na nas szofer w bajeranckim czarnym Lincolnie i Justin mówi pilotom, że wróci za dwie godziny. Jedziemy w ciszy na tylnym siedzeniu, tak blisko siebie jak to możliwe. Wyglądam na znajomą scenerię i włączam iPhone’a. Zdaję sobie sprawę, że robię wszystko, by odwrócić moją uwagę, gdy zbliżamy się do mieszkania. Tak samo jak zniósł mnie po schodkach samolotu, Justin wynosi mnie z samochodu i wnosi do mieszkania. Zaciskam ramiona wokół jego szyi.
- Zostań. Justin, zostań. Bądź moim męskim więźniem. Obiecuję zajmować się tobą przez cały dzień, każdego dnia. -Śmieje się bogatym, męskim dźwiękiem, wpatrując się we mnie tymi łamiącymi serce
karmelowymi oczami. Potem rozgląda się po moim mieszkaniu z ciekawością i czuję motylki, gdy widzę jego szczere zainteresowanie. Chce zobaczyć, gdzie mieszkam. O Boże, kocham go tak bardzo,
że aż boli.
- Zrobię ci szybki obchód, a potem będziesz musiał wynieść stąd swój piękny tyłek. - Ostrzegam go.
śmieje się.- Pokaż mi łoże mojej kobiety.
Nadal mnie niesie, a ja wyciągam rękę i pokazuję mu mój kolorowy salon.
- Mój salon, Melanie dekorowała. Jest naprawdę dobra. Nieoryginalna. Wspominano o niej w jakichś
lokalnych magazynach, ale oczywiście marzy o byciu umieszczoną w 'Architectural Digest'.
Pandora, moja druga przyjaciółka, mówi jej, że ma większe szanse na ukazanie się w 'Playboy’u'.
Są dekoracyjnymi rywalkami i lubią się nawzajem podjudzać. -Puszcza do mnie oko i to mrugnięcie zamienia się w małe łaskotanie w moim wnętrzu, gdy wskazuję na przyłączone pomieszczenie.
- A to moja kuchnia. Mała, ale tylko ja tu mieszkam. A te drzwi zaprowadzą nas do…mojej sypialni.
- Wchodzimy do środka i sadza mnie w nogach łóżka, potem rozgląda się z cichym zastanowieniem. Robię to samo i patrzę jego oczami. To prosta sypialnia, w cielistych kolorach. Na ścianach wisi kilka biało- czarnych zdjęć sportowców, zbliżenia mięśni. Znajduje się tu też tablica korkowa ze zdjęciami mnie, Melanie, Pandory, Kyle’a…innych przyjaciół…
Wiszą tu też dwa wykresy żywieniowe, mówiące o węglowodanach, białkach i zdrowych tłuszczach. Jest też oprawiony w ramkę cytat, który dała mi Melanie: 'MISTRZ TO KTOŚ, KTO WSTAJE, KIEDY NIE MOŻE.' - JACK DEMPSEY. Kupiła mi to, kiedy rozerwałam sobie ścięgno i wpadłam w depresję. Wtedy próbowałam być tym mistrzem. Patrzę teraz na jednego. Każdego dnia patrzę na jednego.
Podchodzi do tablicy korkowej i ogląda zdjęcia, na których przebiegam przez metę... z numerem 06 na piersi i przesuwa ręką po fotografii.
- Spójrz tylko na siebie.- Mówi z cichą ukrywaną męską dumą. Nie zdawałam sobie sprawy, że podeszłam do niego dopóki się nie obraca i nie widzi mnie.
Podnosi mnie i sadza z powrotem na łóżku, tym razem na środku. Odgarnia luźne kosmyki włosów za moje ucho.
- Unikaj swoich stóp dla mnie. - Upomina.
- Będę. Zapomniałam. To przyzwyczajenie. - Przesuwam się w tył, żeby oprzeć się o wezgłowie i przyciągam go do siebie.
- Powinieneś iść albo nigdy nie pozwolę ci mnie zostawić. - Szepczę mu do ucha.
Tuli mnie przez chwilę. Jego twarde, silne ramiona oplatają moją talię, gdy opuszcza głowę i całuje, liże i wącha moją szyję, szybko wirując między tymi trzema rzeczami. Nigdy nie wąchał mnie tyle, co przez ostatnie dwie godziny. Teraz wącha mnie powoli i głęboko, a potem liże w takim samym tempie, a ja czuję jego uwagę i jego pocałunek w mojej płci.
- Kiedy powiesz mi że jesteś w łóżku, właśnie to będę sobie wyobrażał. Właśnie to zobaczysz. - Mówi unosząc głowę. Robię się płaczliwa, ale nie chcę pogarszać sprawy, więc potakuję. Ale wiem, że nie
ma takie opcji na świecie, że nie zauważył mojej zmarszczonej miny.
Jego wzrok podchwytuje moje oczy, gdy się odsuwa.
- Niedługo wrócę.- Mówi mi, chwytając mój policzek w swoją dużą, stwardniałą rękę. Nienawidzę tego, że wymknęła mi się łza. Uśmiecha się do mnie, ale ten uśmiech nie sięga jego oczu.
- Niedługo tutaj będę. - Powtarza.
- Wiem. - Wycieram policzek, biorę go za rękę i całuję wnętrze dłoni. Potem zginam jego palce, więc obojętnie czy tego chce czy nie, trzyma mój pocałunek.
- Będę na ciebie czekała.
- Cholera, chodź tutaj.- Miażdży mnie swoimi ramionami i wszystkie moje wysiłki, żeby trzymać się w garści szlag trafia i zaczynają się wodne atrakcje. Zaczynam ryczeć.
- Będzie dobrze. - Mówi, głaszcząc mnie po plecach, gdy przejmuje mnie drżący szloch.
Słyszę 'Będzie dobrze. Będzie dobrze, petardko', ale nie czuję, żeby było dobrze. Jak mogłoby być dobrze? Może mnie potrzebować. Ja potrzebuję jego. Może zrobić się czarny, a Pete może wstrzyknąć jeszcze więcej gówna w jego szyję. Coś może wydarzyć się podczas walki i mogą mi nie powiedzieć, bo nie będą chcieli mnie stresować z obawy, że mogłabym stracić dziecko. Czuję się słaba i bezradna, a jedynej rzeczy, której chciałam w życiu to być silną i niezależną. Ale czuję się głęboko i nieodwołalnie zakochana. I teraz rządzi mną ta miłość, do tego człowieka, który brzmi niczym burza, mówiąc do mojego ucha. Pachnie jak mydło, ocean i on. Trzymają mnie najsilniejsze ramiona na świecie... i kiedy te ramiona znikną, mój cały świat zniknie razem z nimi.
- Musisz iść. - Mówię, chwiejnie nabierając powietrza, gdy go odpycham. Zamiast tego styka się ze mną czołem i nosem. Wdychamy nasze powietrze. Nie musimy tego mówić. Kocham cię, iskrzy między nami i słyszę te słowa tak samo jakby krzyczał je do mnie.
Bierze moją rękę, mocno całuje kłykcie, a potem kładzie ręce na moich policzkach i wyciera łzy kciukami.
- W porządku, malutka petardko?
- Będzie. Bardziej niż w porządku. - Obiecuję. Mój telefon wibruje w kieszeni i rozchwiana
sprawdzam wiadomość.
- Melanie będzie za pięć minut. - Mój głos jest surowy. Mel wie, gdzie trzymam zapasowy klucz i wpadnie tutaj w każdej chwili, a Justin odejdzie. Odejdzie. Moje oczy znowu otoczone są mgłą.
- Proszę, idź zanim się rozpłaczę. - Błagam. Co jest śmieszne, bo już płaczę jak dziecko, czuję się i pewnie wyglądam jak gówno. Owija palce wokół mojego karku i zamyka oczy, opierając się o mnie głową. - Myśl o mnie jak szalona.
- Wiesz, że będę.
Burzliwe karmelowe oczy podtrzymują mój wzrok, jego głos jest zachrypnięty, gdy się przysuwa.
- A teraz mnie pocałuj. - Robię to, a on pojękuje łagodnie, gdy jego usta dotykają moich. Wybuchają we mnie małe fajerwerki i czuję jego pocałunek. Koi mój umysł, duszę i serce. Rozkłada rękę i pieści
moje plecy, gdy całujemy się powoli, głęboko, chłonąc i zapamiętując. Potem jego usta przesuwają się w górę, żeby pochłonąć łzę płynącą po moim policzku.
- Brookey!!! Gdzie jest gorący tatuś i przyszła mamusia?
Przeklina pod nosem i szybko całujemy się jeszcze raz. Podgryza i ssie mój językmocniej, trzymając moją głowę w ręce. Jego przepyszny, brutalny pocałunek sprawia, że czuję jakby moje ciało zostało wessane i ugryzione przez lwa. Bolą mnie piersi. Moje sutki pulsują w biustonoszu.
Wiercę się i zaciskam uda, kiedy w końcu się odsuwa. Nasze oczy na chwilę się spotykają. Przywierają do siebie. Jego są gorące i desperacko głodne, jakby za chwilę chciał zedrzeć ze mnie ubrania.
- Jesteś wszystkim, czego nie wiedziałem, że chciałem.- Zakłada kolejny kosmyk moich włosów za ucho, jego oczy są trochę za bardzo błyszczące, gdy się odsuwa.
- I cała moja. Pamiętaj o tym smacznym kąsku.- Słyszę jak obcasy Melanie klikają na zewnątrz.
Justin wstaje i w jakiś sposób wygląda na większego niż kiedykolwiek. Duży, twardy, karmelowooki i
piękny.
- Całkowicie moja.- Mówi. - Brooke Dumas.
- Gdy się wycofuje, przebiega mnie dreszcz. Jego wzrok przybija mnie do łóżka. Czuję się wypieprzona w moim łóżku samymi jego oczami, gdy próbuję odzyskać oddech.
- Jestem w ciąży z twoim dzieckiem, jeśli były jakieś wątpliwości do kogo należę. - Mówię mu.
- Oboje jesteście moi. - Mówi, pokazując na mnie.
- Zwłaszcza ty.
Przełykam podekscytowanie, a on odwraca się, żeby odejść.
- Hej!- Wołam.- Ty też jesteś mój. - Potakuje, a potem rzuca swojego iPod’a w moim kierunku.
- Nie tęsknij za mną za bardzo. - Łapię go i przyciskam do piersi.
- Nie będę! - Odpowiadam nonszalancko z fałszywą brawurą. Potem słychać jego głos na korytarzu i wyłapuję jak Mel cicho go zapewnia.
A później nadchodzi okropny dźwięk zamykających się frontowych drzwi.
Wtedy właśnie wkładam głowę w poduszkę i zaczynam płakać.
_________________________________________________________________________________
Tak Justin jest jeszcze bardziej zaborczy, kiedy Brooke jest w ciąży z jego dzieckiem :)
Słodziaki ;D
* Jeżeli komuś nie podoba się to iż Brooke jest w ciąży... niech to zachowa dla siebie, ok?!
Ja nikogo tutaj nie trzymam na siłę! Nie toleruję obraźliwych komentarzy, to jest fikcja i nic nie zmieni tok tej historii, określenie nienarodzonego dziecka jako 'bachor' nie jest miłe. (skierowane do osoby która tak to określiła)
Czasem warto trzymać język za zębami, bo nie tylko czyny ale i słowa określają człowieka, jakim jest.
Dziękuję :)
Do następnego Miśki!
xx
Kochana zgadzam się całkowicie z tym co napisałaś po rozdziałem! 'Bachor' ? Bez przesady! Ja sama nie lubię zbytnio dzieci, ale i tak cieszę się w cholerę, że Brooke i Justin będą 'sexy' rodzicami ;)
OdpowiedzUsuńPo za tym rozdział jak zwykle świetny :)) Już czekam na kolejny♥
Pozdrawiam :)
Zakochuję się w tej fikcji! Uzależniam się! :p
OdpowiedzUsuńMam taką uwagę nie na temat rozdziału, ale wyglądu bloga:) jest naprawdę świetny tylko teraz zauważyłam, że dziewczyna na zdjęciu jest bardziej umięśniona od Justin'a co jest dziwne ;_; haha wybacz, ale musiałam to napisać
Do następnego xoxo
Jak można nazwać najpiękniejsze dziecko świata (chociaż jeszcze się nie urodziło to i tak wszyscy wiemy że bd cudowne) "bachorem"??!!!! Rozdział jak zawsze super <33 Czekm na nn.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze to zainterpretowalas na końcu o dziecku. Tez jak przeczytalam ten komentarz to myślałam, ze sama go skomentuje. Nie rozumiem jak można mowić tak na dziecko. Głupota ludzka nie ma granic. Rozdział jak zwykle cudowny! Nie umiem sobie wyobrazic tej rozłąki Justina i Brooke. Bedzie mi brakowało ich "słodkich momentów". Mam wrażenie, ze podczas tego jak nie bedą razem przebywać cos złego sie stanie i znów zerwa, obym sie myliła. Dziękuje, ze tłumaczysz! Czekam z niecierpliwoscią na następny <3
OdpowiedzUsuńCzemu mam jakieś złe przeczucia co do tych dwóch miesięcy razem? Albo mi się wydaje, albo tak będzie ale mam wrażenie, że gdy Justin będzie czarny zrobi coś głupiego, np. prześpi się z jakąś kobietą etc. i będzie kompletna drama!!! Mam też te lepsze przeczucia:) wszystko się ułoży i Justin będzie strasznie romantyczny i zaborczy xx Nie mogę się doczekać nexta xx
OdpowiedzUsuńTo urocze, że będą mieli dzidziusia :D 2 miechy osobno? Justin nie da rady XD Do następnego <3
OdpowiedzUsuńA ja kocham tego " bachorka "
OdpowiedzUsuńNiee. Z nikim sie nie przespi. Za bardzo kocha petardke. Ale sadze ze np kogos pobije albo spotka sie z tym oblesnym skorpionem bo nie bedzie mial "stabilizatora-petardki" i bedzie czarny. I szczerze mowiac licze na te sex-telefony ;)
I placze. Pierwszy raz. Nigdy nie plakalam czytajac jakiekolwiek opowiadanie.
Znajoma Samobójcy
B.O.S.K.I. *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny (: Czekam na kolejny (:
OdpowiedzUsuńOMG! *>*
OdpowiedzUsuńPetardka i Remy osobno? :( Coś czuję, że nasz RIP nie wytrzyma długo bez Brooke i przyleci do niej ;)
Oh i oczywiście liczę na sex telefony ;)))
OMG! perfekcyjny. chce juz kolejny. kocham <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudowny czekam na nn
OdpowiedzUsuńO NIEE TYLKO NIE ROZŁĄKA :( Mam nadzieje, ze to długo nie bedzie trwać. Czekam na next ;)))
OdpowiedzUsuńŚwietna ta twoja niespodzianka <3
OdpowiedzUsuńSuperowski ten rozdział ❤️
OdpowiedzUsuńOni są tacy slodcy! Ja juz chcę żeby oni byli razem! Przepraszam, ze komentarz taki krótki, ale mój Internet szwankuje.. Cudowny! /nixababy
OdpowiedzUsuńTeż bym płakała gdyby mój mężczyzna musiał mnie zostawić :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Brooke będzie silna i razem z Justinem będą świetnymi rodzicami:)
To fikcja więc mogą być nawet idealni (choć bez tego są)
Słuchaj dla mnie to że Brook jest w ciąży nic nie robi. Niektórzy myślą, że oni są za młodzi. Dlaczego? Inni potrafią w swoim opowiadaniu zrobić rodziców z 17 latków. Ale z tego co wiem to Jelly Boo udostępnia nam swoją ulubioną książkę. O ile czegoś znów nie pomyliłam, a uwierz często mi się to zdarza. ;))
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff <3
OdpowiedzUsuń''- To niemożliwe. Potrzebuję jej przy sobie. Jedzie tam, gdzie ja.'' - to utwierdziło mnie jedynie w przekonaniu, że Justin a'ka Remy jest pieprzonym ideałem! No bo kto do cholery powiedział by coś takiego?! No właśnie NIKT! To jest najbardziej dceoorejwf3pwjdq rozdział jaki czytałam ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz rozdział :) (znaczy się wiem, że na pewno nie żyjesz tylko tym blogiem, ale mimo wszystko będę sprawdzać i czekać :) )
Kocham to ❤️
OdpowiedzUsuńKiedy następny? ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Justin i Brooke wytrzymaja bez seksu xD Trzymam kciuki żeby im sie udało xD Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńTo pytanie zasługuje na NOBLA! haha! ;D
UsuńTo było pierwsze co mi naszło na myśl!
W końcu oni 'pieprzą się jak króliki' haah ;D
Pisz ten rozdział! PISZ! :) Bo już czekamy ;P
Za bardzo się rozczulam czytając to! :')
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać kolejnego☻ :)
Na szczęście dzidziusiowi nic nie jest<3 Do kolejnego <3
OdpowiedzUsuńaaaaa! Błagam kochana dodaj dzisiaj nowy rozdział!! Chyba zwariuję jeśli jak najszybciej nie dowiem się co dalej z Brooke, Justinem i ich dzieciaczkiem ;D
OdpowiedzUsuńKochana dodaj dziś ten rozdział :)
Świetny :D Do następnego :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny? :)
OdpowiedzUsuńMoje serce czeka na rozdział♥
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pojawi się jak najszybciej♥♥♥
Czekam i pozdrawiam:)
aaaaaa!!! mogę już skakać z radości!!!???
OdpowiedzUsuńKocham Cię za to, że to przkładasz! no bo HELOŁ! Kto jak nie TY!!?
Pomijając moją jakże "dziką" stronę gratuluje chęci do tego! :p
To co robisz jest świetne! I mam nadzieje, że zobaczymy dzisiaj ten rozdzialik
Trzymam kciuki ^^