piątek, 7 sierpnia 2015
4. Jak Phoenix z popiołu.
Następnego dnia czuję się jak gówno, ale wtedy słyszę mruknięcie Justina podczas naszego milczącego śniadania.
- Pobiegniesz ze mną na salkę? -Przytakuję.
Wydaje się że obserwuje mnie, jakby nie wiedział, co ma zrobić z odpalonym granatem.
Ja też próbuję wymyślić, co ze sobą zrobić. Nigdy w moim życiu nie czułam się tak wciągnięta zazdrością, krzywdą i nienawiścią do samej siebie. Tak mnie mdli, że nawet nie jem, sączę tylko sok pomarańczowy. Potem przebieram się w spodnie do biegania i tenisówki, próbując nie puścić pawia kiedy myję zęby.
Dzisiejszego dnia Arizona jest piekielnie upalna, na ścieżce przed naszym hotelem zakładam czapkę z daszkiem i spokojnie rozciągam łydki, próbując skoncentrować się na drugiej rzeczy na świecie, którą kocham najbardziej po Justinie... na bieganiu. Wiem, że dobrze się poczuję... a jeśli nie dobrze, to przynajmniej lepiej. Nie rozmawialiśmy o tym. Nie całowaliśmy się. Nie dotykaliśmy się.
Odkąd ryczałam jak idiotka w jego ramionach zeszłej nocy. Kiedy się obudziłam, wyglądał przez okno, jego profil był nieczytelny, a gdy obrócił się wyczuwając mnie, musiałam zamknąć oczy, bo bałam się, że jeśli będzie dla mnie delikatny to znowu się rozpadnę.
Teraz on skacze w miejscu, a ja się rozciągam. Jest ubrany w szarą bluzę z kapturem i spodnie od dresu. Dałabym się zabić za każdy centymetr tego biegającego boksera. Zabić. Zostawić dla niego całe życie w Seattle.
- Ok. - Szeptam do niego przytakując.
- No to jazda. - Delikatnie klepie mnie w tyłek i zaczynamy biec, ale bezsenna noc oznacza, że brakuje mi pędu, którego potrzebuję. Justin też wygląda dzisiaj na trochę zmęczonego, biegnie spokojnie obok mnie i uderza pięściami w powietrzu.
Czekam aż moje endorfiny dadzą o sobie znać, ale ani moje ciało, ani emocje nie są dzisiaj moim przyjacielem. Chcę znowu przykucnąć w cichym kacie i płakać aż wypłaczę wszystko, co możliwe i już nie będzie bolało, aż nie będę zła na siebie ani na niego za to że zgodziłam się na to wszystko, na cokolwiek. Mógł położyć ręce na tym wszystkim, a miesiącami odmawiał położenia ich na mnie.
Przestaję biec i kładę ręce na kolanach, zaciągając się powietrzem, by się uspokoić.
Justin zwalnia i uderza pięściami w powietrze, kiedy wraca do mnie. Chcę jęknąć w proteście, że ja czuję się tak gównianie, a on wygląda bardziej niż przyzwoicie. Zatrzymuje się blisko mnie, a ja spuszczam daszek, żeby zasłonić moją głupią twarz.
- Jeśli mamy biec na salkę, to musimy tam dzisiaj dotrzeć. - Szepcze z rozbawieniem, sięga i odchyla moją czapkę. Mocno przygryzam wargę, aby znieść jego wzrok, kiedy mi się przygląda.
Uśmiecha się do mnie z góry i widać jego dołeczki. Trochę arogancki, bardzo gorący Justin Bieber, mężczyzna moich snów. W szarym kapturze. Te karmelowe oczy zerkające na mnie. Jest taki aerodynamiczny, kiedy biega nawet gdy jest zmęczony przeciwstawia się grawitacji. Jego twarde jak skała ramiona, rozciągają materiał jego koszulki, gdy stopami odbija się od chodnika.
Proszę, niech mnie ktoś zabije.
- Chyba się tam przejdę. - Mówię mu klękając, żeby dodać kolejny gwałtowny węzeł na moim bucie, tylko żeby patrzeć na moje Nike’i, zamiast na niego.
- Biegnij beze mnie, dojdę tam. - Nigdy nie odmówiłam biegu z nim. To jest nasz wyjątkowy czas, ale czuję się słabo, jest mi niedobrze i miernie.
Klęka, żeby się ze mną zrównać, zdejmuje mi czapkę i przygląda mi się już bez dołeczków.
- Pójdę z tobą. - Mówi do mnie delikatnie i z powrotem zakłada mi czapkę, a potem wstaje.
- Nie musisz. Trener Lupe czeka. -Łapie mnie pod brodę i przygważdża udręczonymi, karmelowymi oczami.
- Pójdę. Z. Tobą. Brooke. A teraz podaj mi rękę, pomogę ci wstać. -Wyciąga rękę, widzę ją, chcę jej i czeka tam na mnie. Wstaję sama i zaczynam iść. Zrównuje się ze mną i śmieje lekko.
- Kurwa, nie wierzę. - Bełkota.
Wkłada ręce w kieszenie bluzy, jego ciemna głowa jest pochylona, kiedy patrzy ze złością na chodnik i spaceruje obok mnie. Jego kaptur spadł, kiedy pochylił się, by podać mi rękę i teraz jego ciemne włosy tworzą uroczy nieład. Boże, jak ja chcę przeczesać je palcami, pocałować je i udawać, że jestem tak silna jak kiedyś. Zamiast tego jest mi niedobrze i czuję, że mam siłę cienkiego patyka.
- Ile ich było? Wiesz?- Słyszę siebie.
Wydaje z siebie niski, warczący dźwięk i chwyta włosy w pięści, a potem opuszcza ręce.
- Po prostu powiedz mi, co mam zrobić. Co chcesz, żebym powiedział? Nie przestajesz płakać, nie jesz kurwa, unikasz mojego dotyku. Dlaczego do kurwy nędzy pozwalasz, żeby to się liczyło?
- Bo ty nawet tego nie pamiętasz, nawet nie wiesz, co im zrobiłeś, kim były. W tej chwili któraś z nich może być z tobą w ciąży! Mogły porobić ci zdjęcia. Mogły… cię wykorzystać!
Wybucha śmiechem i patrzy na mnie w czułym rozbawieniu jak gdyby nikt nigdy nie mógł go zranić, ale może. Pierdolony, zadowolony z siebie dupku! Mogą cię zranić! Mimo, że jest najsilniejszą, najpotężniejszą ludzką istotą jaką znam, kiedy jest czarny, jest zarówno lekkomyślny i bezbronny. Może sam się zranić i na pewno inni mogą go zranić.
Myśl, że ktoś, zwłaszcza jakieś szmaty, miały do niego dostęp, kiedy był w tym stanie, sprawia, że chcę wybuchnąć z nuklearną siłą. Wycieram gniewną łzę i idę dalej. Wpada na mnie lekko, celowo ocierając się dłonią o wierzch mojej ręki. Przesuwa po niej kciukiem.
- Po prostu weź mnie za rękę, petardko.- Namawia łagodnie.
Nabieram powietrza i zmuszam mój mały palec do poruszania się. Zahacza nasze małe palce o siebie. Czuję jak ciepło jego dotyku wspina się po moim ramieniu i chyba widzi, że nie potrafię powstrzymać lekkiego drżenia. Przekomarza się ze mną niskim głosem, który topi wszystko we mnie.
- Ja daję ci całą rękę, a ty mi mały palec?
- Justin, nie mogę teraz tego robić! -Zaczynam biec przed siebie, a on dołącza do mnie na salce. Odpina bluzę i zakłada rękawice, a potem zaczyna uderzać w worek z bardzo dużą siłą, ani razu nie zerkając w moją stronę. Stoję z boku, czuję napięcie od tego jak powietrze trzeszczy między nami. Jakby obwód elektryczny miał zaraz wybuchnąć. Trener spogląda na niego i na mnie, Riley pochodzi i jest równie zaniepokojony, gdy nam się przygląda.
Żar w Podziemiu Phoenix jest duszący. Krzesła są ustawione bardzo blisko siebie, jedno za drugim i prawie pięćset osób wrzeszczy dziko, gdy Rzeźnik i Młot wchodzą na ring. Potem bam! Bam! I Młot leży na podłodze cały zakrwawiony i w bezruchu.
- Wow, nieszczęśliwie dla Młota. - Mówi Pete.
Kirk „Młot” Dirkwood nawet nie drgnął odkąd rozpłaszczył się na podłodze.
Za to Rzeźnik jest ogromnym bokserem. Tak umięśniony, że jest trzy razy większy od przeciwników, jego pięści wyglądają jak żelazne kule, a jego kostki jak kolce. Właśnie został ogłoszony zwycięzcą i wykrzykuje wiązanki przekleństw w kierunku tłumu, mówiąc im, że jest 'najlepszym skurwielem jakiego widział ten ring!'. Nagle podłoga zaczyna się trząść pod jego stopami, kiedy zaczyna gniewnie maszerować po ringu krzycząc jeszcze głośniej 'DAJCIE MI RIPTIDE’A! Dajcie mi się kurwa spróbować z Riptidem!' Wynoszą nieprzytomnego Młota z ringu, a mnie ściska w żołądku, gdy Rzeźnik zaczyna walić się po piersi niczym goryl i krzyczeć głosem, który jest przerażający wyrazisty i potworny.
- RIPTIDE! Słyszysz mnie? Wychodź, cioto! Chodź zmierzyć się ze mną tak jak z Bennym!
- Kumpluje się z wiesz kim. - Mówi do mnie Pete przewracając oczami.
- A teraz, dzięki zeszłorocznemu finałowi myśli, że też może pokonać Rip’a. -Tłum robi się niecierpliwy. Widzę, że głód Rzeźnika tylko podniecił publiczność.
Usłyszeli to imię i teraz zaczyna się rozchodzić po krzesłach, pomruki narastają do crescenda...
'Riptide! Riptide! RIPTIDE!'
Od razu wiem, każda cząstka mojej osoby czuje, że go wywołają. Chcą go, nie tylko Rzeźnik, ale cała krzycząca arena.
- Riptide! Riptide! RIPTIDE! - Skandują.
Czuję jakby przeogromna pięść ściskała zawartość mojego żołądka, gdy czekam, aby go zobaczyć. Jest na mnie zły, bo zachowuję się niedorzecznie i nienawidzę siebie za to, że nie mogę przestać być niedorzeczna, a potem jestem zła na siebie.
- Riptide, Riptide!! - Krzyczy dalej tłum.
Robi się wrzawa, kiedy organizatorzy zdają się posłuchać, a żądania tłumu robią się coraz głośniejsze.
- RIPTIDE! RIPTIDE!
Głośniki budzą się do życia, a prowadzącemu brakuje tchu.
- Prosiliście o niego, panie i panowie! Prosiliście o niego! A teraz wprowadźmy tego, dla którego wszyscy tutaj jesteście! Jeden, jedyny RRRRiiiiiipppppttiiiiiiiideee! -Tłum wrzeszczy z zadowolenia, a moje ciało krzyczy w ciszy, kiedy wszystkie moje systemy zaczynają pracować na najwyższych obrotach. Wali mi serce, płuca rozszerzają się a oczy bolą, bo wbijam je w przejście do ringu. Wszystkie naczynia włosowate w moim ciele rozszerzają się, żeby poradzić sobie z przepływem krwi. Mięśnie moich nóg są gotowe do ucieczki, choć mogę tylko wiercić się na krześle. Zdaje się, że nigdy nie przekonam mojego ciała, że Justinowi nie zagraża niebezpieczeństwo. Ani mnie. Mój mózg nie może pojąć, że mężczyzna, którego kocham robi to dla sportu, żyje z tego. Robi to dla swojego zdrowia psychicznego. Więc siedzę tutaj, a moje ciało uwalnia te same hormony, które pojawiłyby się gdyby otaczały mnie trzy wygłodniałe niedźwiedzie chcące mnie zjeść.
A potem widzę go u wejścia na arenę...silnego, oszałamiającego i pod kontrolą.
Szybko wchodzi na ring i zdejmuje szlafrok podczas, gdy Rzeźnik dalej uderza się w pierś, a tłum obdarowuje Justina całą swoją miłością i oddaniem. Jak zawsze. Wstrzymuję oddech i ściskam ręce w pięści na moich kolanach, gdy czekam aż na mnie spojrzy.
To mnie zabija. Najpierw obserwuję w oczekiwaniu, potem w przerażeniu i niedowierzaniu, kiedy wykonuje swój obrót. Nie uśmiecha się, opuszcza ramiona i staje na swoim miejscu. Słychać gong.
Mężczyźni nacierają na siebie. Wzdrygam się, kiedy głowa Justina odskakuje na bok od siły uderzenia.
- O nie! - Mój żołądek zapada się, oczy zamazują się, gdy widzę krew. Następnie słychać okropny dźwięk kości uderzającej w skórę, jeden po drugim
Rzeźnik dostarcza kolejne trzy ciosy, wszystkie w twarz Justina.
- O Boże, Pete. - Mówię zakrywając twarz.
- Cholera. - Mówi do mnie Pete.- Kurwa, dlaczego on na ciebie nie spojrzał?
- Nienawidzi mnie.
- Daj spokój, Brooke.
- My…on…ja mam problem z poradzeniem sobie z kobietami, dobra? -Pete patrzy na mnie ze zdezorientowaną miną, a jego wzrok wbija się w mój profil, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale nie może. Justin powarkuje gniewnie, podnosi gardę kręcąc głową i odsuwa się. Krew płynie z jego nosa, z ust, z małej rany na brwi i nie wiem skąd jeszcze. Rzeźnik robi kolejny zamach, ale Justin blokuje go i przez jakąś minutę wymieniają się ciosami aż zostaje ogłoszona przerwa i idą do swoich narożników. Riley nakłada mu coś na ranę, a Trener krzyczy do niego różne rzeczy. Justin potakuje, potrząsa ramieniem, zgina palce i wraca na środek. Teraz jest zły, gdy staje naprzeciwko tej krzepkiej, okropnej bestii i jej kolczastych kostek. Znowu się próbują. Robią zamachy i uderzają.
Justin robi unik w prawo i Rzeźnik ląduje pięścią w przestrzeń, gdzie wcześniej był Justin.
Justin odparowuje z dołu ciosem podbródkowym w twarz Rzeźnika. Cios jest tak silny, że jego głowa kiwa się na boki. Kilka chwil mija zanim Rzeźnik odzyskuje równowagę. Wyrzuca ramię, ale Justin
pochyla się i uderza go w żebra, brzuch i w twarz. Wszystkie ciosy lądują z idealną szybkością
i precyzją. Pach, pach, pach!
Rzeźnik jeszcze raz wyrzuca pięść, celując w twarz Justina, ale ten blokuje cios i sam uderza... wbija kostki prosto w obrzydliwą, tłustą twarz Rzeźnika. Rzeźnik pada na kolana.
Podekscytowanie Pete’a u mojego boku narasta i słyszę jak bełkocze.
- No dalej, Justin. Dlaczego mu na to pozwalasz? Dasz radę.- Obraca się do mnie i szepta.
- Można nauczyć się szybkości i zwinności, ale nigdy nie nauczysz faceta, żeby wymierzał tak ciężkie ciosy jak Justin.
Kiedy tylko zaczyna uderzać tak jak chce, to koniec. Widzę, że się szczerzy, ale ja tego nie robię.
Justin nadal krwawi, i gdy walka postępuje, otrzymuje jeszcze kilka ciosów w swoje ciało.
Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, gdy dzieje mu się krzywda, mimo że moją pracą jest pomaganie mu się pozbierać. Śmieje się i pluje, prawie jakby dobrze się bawił. Zeszłoroczna koszmarna walka coś mi zrobiła i patrzenie na to- na to- zabija mnie raz jeszcze.
Mój strach urósł i napełnił się ropą, dzisiejszego wieczoru jest porażający. Przez chwilę kręci mi się w głowie, ale w tym samym czasie adrenalina trzyma mnie w stanie przytomności, karmi moje ciało, które jest gotowe go bronić. Rzeźnik znowu wstaje i ponownie celuje w twarz, głowa Justina kołysze się, ale ciało pozostaje w miejscu. Moje drzewo zawsze jest tak głęboko osadzone. Robi zamach i
oddaje mu jeszcze bardziej. Mężczyźni przyklejają się do siebie, potem odskakują. Justin znowu naciera, krew teraz spływa po jego twarzy strugami i po raz kolejny słychać pach, pach, pach!
Jego szybkie, następujące po sobie ciosy powodują, że Rzeźnik zaczyna się wycofywać. Tłusty facet odbija się od lin za nim, ale nie chce upaść. Justin prowadzi go do narożnika, jego pierś połyskuje potem, a mięśnie uwydatniają się, gdy miażdży brzuch Rzeźnika, a potem jego twarz.
Oddech mnie opuścił. Strach pociera moje wnętrze razem z innymi odczuciami jak to niewiarygodne podniecenie, które zawsze mnie ogarnia, gdy obserwuję jak walczy. Jest zbyt nadzwyczajny. Siła w jego ciele, tętniące muskuły, idealne zgięcie jego mięśni, które napinają się, a potem rozluźniają. Justin używa do walki zarówno swojego intelektu jak i instynktu. Planuje, knuje, a potem po prostu to realizuje, ale co więcej, wydaje się żyć chwilą. Kochać to.
Jego twarz jest teraz skoncentrowana, kiedy miażdży Rzeźnika aż facet upada w czerwoną kałużę u jego stóp. Dosłownie u jego stóp. Jego twarz pada na buty Justina.
Kiedy Justin to widzi, jego usta unoszą się w zadowoleniu, potem przesuwa się na bok i obraca swoje ciało w moim kierunku.
- RIPTIDE!- Ogłasza sędzia i kiedy jego ramię zostaje podniesione, jego wzrok w końcu nakierowuje się na mnie. Mój puls zatrzymuje się. Hałas znika. Nawet bicie serca wydaje się nie istnieć.
To głupie jak bardzo tego potrzebuję, ale kiedy w końcu podnosi ramię, obraca do mnie głowę, a jego zdesperowane, gniewne, karmelowe oczy ląduję na mnie, drżę na moim siedzeniu.
Jego wzrok jest jawnie zaborczy i wkurzony, kropla krwi spływa na jego powiekę z przeciętego łuku brwiowego. Krew kapie mu z nosa i z ust. I kiedy prowadzący pyta go o coś, Justin potakuje i wywołują kolejnego zawodnika.
-Taa, teraz będzie musiał dać upust tej furii. - Mamrocze do siebie Pete.
Przemywa mnie nowe tornado nerwów, kiedy to słyszę. Przysięgam, że gdybym nie była mądrzejsza to myślałabym, że robi to tylko po to, żeby mnie torturować i ukarać.
Endorfiny uchronią go przed czuciem bólu. W zasadzie, jest taki dumny i ambitny, że bezlitośnie nauczył swoje ciało radzić sobie z tym. Ciągle popycha je aż do granic i myślę, że jego próg bólu może być wyższy niż jakiegokolwiek innego atlety, jakiego poznałam. Za to moje własne granice są całkowicie poza tym wieczorem.
Justin uzyskuje kilka trafień na nowym facecie używając świetnej kombinacji ciosów, ale choć Riley próbował go podleczyć w narożniku, krew nadal spływa mu po twarzy.
Obaj bokserzy wymieniają się mocnymi uderzeniami i nagle ring staje się karuzelą poruszających się ciał i napiętych mięśni. Śledzę Justina dzięki jego tatuażom bransoletkom na bicepsach, gdy rzuca ciosy, które Riley nazywa 'wielociosami'. Udaje mu się trafić w żebra, szczękę, a potem wymierza prawy hak, swój najpotężniejszy cios. Jego przeciwnik chwieje się, potyka i upada rozpłaszczony na podłogę.
Tłum krzyczy.
- RRRRIPTIIIIIDEEE! Panie i panowie, wasz zwycięzca po raz kolejny! Riiiiptiiiiiideee! - Jestem taka wyczerpana. Zamieniłam się w galaretę, wszystko jest takie miękkie i głupie.
- RIPTIIIIDEE!
Wydaje się jakby minęły wieki, ale tak naprawdę to wyjście z Podziemia trwa zaledwie dwadzieścia minut i siedzę w limuzynie jadącej do naszego hotelu. Moje nogi trzęsły się, kiedy wsiadałam do samochodu. Wszystkie moje zmysły krzyczą, żebym zajęła się moim mężczyzną, który siada na miejscu naprzeciwko mnie. Zadziorna część mnie nadal chce go uderzyć, bo… co tam się kurwa stało?
- Chłopie, co ty robiłeś do kurwy nędzy?- Zaczyna Riley, brzmi na tak samo skołowanego jak ja się czuję.
- Trzymaj, Justin. - Pete podaje mu żelową torebkę na jego szczękę.
- To przecięcie na brwi chyba wymaga szycia.
- Jak się czujesz, chłopcze? Przyjemnie było dać się lać? - Żąda Trener w kompletnym oburzeniu z przedniego siedzenia.
- Kurwa, co to miało być? -Justin bierze żelową torebkę, odkłada ją na bok i patrzy wprost na mnie. Siedzę w bezruchu naprzeciwko niego. Jest ubrany w szare spodnie od dresu i wygodną czerwoną bluzę, ma kaptur na głowie, żeby utrzymać temperaturę ciała. Jest rozciągnięty na fotelu, duży i cichy, ale jego nos, usta i brew krwawią. Jego twarz jest bałaganem. Na samo patrzenie na to, czuję jakbym
miała bombę w brzuchu. A mimo to spogląda na mnie czystymi, uważnymi karmelowymi oczami.
Chyba powinnam przyzwyczaić się do faktu, że mój chłopak zarabia na życie pozwalaniem na bicie się, ale nie mogę. Nie mogę siedzieć tutaj i patrzeć na jego zakrwawioną i opuchniętą twarz bez chęci wyrządzenia krzywdy temu, kto to zrobił.
Naprawdę bardzo chcę w coś przywalić i drżę z chęci wyciągnięcia ręki i przyciśnięcia go do siebie, mentalnie odliczając minuty do dotarcia do hotelu. Słyszę jak Riley mówi do mnie.
- Brooke, zamieńmy się miejscami, żebyś mogła go opatrzyć. - Wyskakuję z mojego miejsca i siadam po prawej stronie Justina. Szybko szperam w jego otwartej torbie, wyjmuję patyczki wacików z alkoholem, maść i plastry.
- Spróbuję cię naprawić. - Szepczę do niego, a mój głos, o Boże, jest taki intymny mimo, że cały samochód nas obserwuje. Wygląda na to, że nie mam żadnego innego tonu oprócz tego, który teraz się pojawił... niski i przytoczony emocjami.
Obraca się w moim kierunku, żebym mogła zdezynfekować jego rany, a jego wzrok…
Czuję go, jest wędrujący, zaciekawiony, namacalny na mojej twarzy, kiedy nakładam maść na tą część jego ust, która zawsze zostaje rozcięta, na środku dolnej wargi. Moje zęby instynktownie zaciskają się, gdy wsmarowuję maść. Boże, nienawidzę kiedy dzieje mu się krzywda.
- Zajmij się też brwią, wygląda na trochę głęboką ranę. - Instruuje Pete.
- Tak, zajmę się tym. - Odpowiadam nadal tym samym głosem, którego nie chcę teraz używać, ale nie umiem go zmienić. Próbuję być efektywna moimi dłońmi, ale trzęsą się bardziej niż chcę, a ciepłota ciała Justina, która jest super gorąca po walce, całkowicie mnie otacza, tak samo jak czasami jego ramiona. Jego szybkie oddechy kąpią moją skroń i używam całej mojej siły, żeby nie ulec impulsowi i zbliżyć się, wchłonąć je tylko po to, żeby zapewnić siebie, że nic mu nie jest. A przynajmniej, że oddycha. Nadal napompowana adrenaliną, przesuwam się do rozcięcia nad jego okiem i ściskam ranę pomiędzy dwa palce. Sto malutkich ukłuć przebiega od moich palców, do ramion i prosto do mojego małego, pulsującego serca.
Nabieram powietrza i dodaję trochę więcej nacisku na przecięcie, równocześnie sprawdzają c resztę jego twarzy… i znajduję brązowy kolor jego oczu całkowicie skupionych na mnie.
Coś ściska mnie w środku.
Jest rozciągnięty na fotelu, obrócony w moją stronę i ta jego nieruchoma pozycja sprawia, że jestem super świadoma całej energii zebranej w jego ciele, jakby był gotowy do skoku. Na mnie.
Moje serce zaczyna jeszcze bardziej przyspieszać i wstrzymuję oddech, gdy przybliżam się, chwytam kolejną chusteczkę i szeptam w najbardziej rzeczowym głosem na jaki mnie stać.
- Zamknij to oko. -Trzymam w ucisku przecięcie na jego brwi i zaczynam ścierać krew, która spłynęła mu na powiekę. Słucha mnie i zamyka jedno oko, ale nadal obserwuje mnie drugim tak jakby w
mojej minie było coś, co bardzo chce widzieć. Jego głos nagle odzywa się w ciemności.
- Jestem cały spieprzony.- Ten niespodziewany, głęboki szept mrowi moją skórę i prawie podskakuję.
- Prawy biceps jest spieprzony, moje ramię, prawy mięsień skośny i czworoboczny.
- Stary, to szaleństwo. Jak mogłeś to wszystko spieprzyć w jeden wieczór?- pyta Riley w oszołomieniu.
- Brooke, wiesz, co robić. - Rozkazuje Trener z przodu.
Potakując szybko, patrzę w karmelowe oczy Justina, na to jak świecą w męskim zadowoleniu i zaciskam szczękę, gdy w końcu dociera do mnie o co tutaj chodzi.
~~~~~
Kiedy docieramy do naszego apartamentu, prycham.
- Celowo pozwoliłeś się pobić. - Siada na ławce u stóp łóżka i patrzy na mnie, odrzucając na bok pustą butelkę po Gatorade.
- Jestem cały spieprzony, chodź mnie naprawić.
- Prawda, jesteś spieprzony, ale to nie biceps potrzebuje czułej miłości!
- Masz rację, nie on. - Jego oczy połyskują w łagodnym świetle lampy, kiedy mnie obserwuje.
- Przyjdziesz mnie naprawić?
- Tylko dlatego, że mi za to płacisz. - Zrzędzę gniewnie i chwytam moje olejki do masażu, szczególnie olejek z arniki i olejek musztardowy na stany zapalne. Potem idę włączyć prysznic.
- Wsadzimy cię pod zimny prysznic. -Jego usta unoszą się, kiedy wstaje i pokazuje, żebym podeszła do niego. Kiedy podchodzę zdezorientowana, kładzie na mnie swoje duże ramię.
- Co? Potrzebujesz pomocy, żeby iść? Kilka minut temu skakałeś. - Mówię mu.
- Endorfiny zabiły ból. - Mruczy mi do ucha, gdy oplatam go ramieniem w pasie i prowadzę do łazienki.
- Powiedziałem ci, że jestem cały spieprzony. -Opieram go o ścianę i otwieram drzwi kabiny prysznicowej. Kiedy sprawdzam czy woda jest lodowata, bierze mnie na ręce, przekręca kurek na średnio ciepłą i wnosi nas do środka, w ubraniach i w ogóle. Obmywa nas woda, a ja nabieram powietrza w zaskoczeniu i kopię powietrze, kiedy moje ubrania przyklejają się do mojej skóry.
- Co robisz?
Zdejmuje mi buty i przerzuca je nad szklanymi drzwiami kabiny, potem stawia mnie na bosych stopach i zsuwa spódniczkę po moich nogach. Nagle wszystkie te feromony, które wydziela po walce, walczą z moimi zmysłami i zaczyna mi być tak gorąco, że jedyną rzeczą, która chroni mnie przed zamienieniem się w popiół jest woda odbijająca się od mojej skóry.
- Co robisz?- Żądam bez tchu.
Zdejmuje mi top, który spada na marmurową podłogę wydając z siebie mokry odgłos.
Rozbiera się, a ja jestem tak zamroczona gniewem że pozwolił się pobić i tak pobudzona widokiem jego zginających się mięśni, gdy rozbiera się do tej złotej, mokrej skóry, aż chcę go uderzyć i pocałować w tej samej chwili. Kiedy jego bokserki uderzają o podłogę 'plask!' i skopuje je na bok, o mój Boże, bolą mnie oczy.
Muszę przygryźć dolną wargę, próbując zwalczyć instynktowną chęć rzucenia się na niego i podarowania mu wszystkiego, czego będzie chciał. Trzyma oczy na poziomie moich, cofa się w spływający strumień, jego szerokie ramiona chronią mnie przed wodą. Potem czuję lekkie tarcie jego kciuka po mojej brodzie i delikatnie ciągnie za moją dolną wargę, żeby uwolnić ją od zębów. Słyszę jego niski głos, kiedy szepta.
- To jest moje do gryzienia. - Nie oddycham.
Ma nade mną ten obezwładniający efekt. Mogłabym walczyć z moimi reakcjami na niego, ale przegrałabym. Moje oczy podtrzymują jego wzrok, a żądny posiadania błysk w jego oczach strzela we mnie. Strużki wody spływają po jego szczęce, gdy łapie mnie za tyłek i przyciska do siebie. Jego erekcja wbija się w mój brzuch, kiedy patrzy na mnie z góry z bezlitosną intensywnością.
- Ty. - Mówi dobitnym i władczym głosem, gdy przesuwa mokrym kciukiem po moich ustach.
- Będziesz mnie kochała aż umrę. Będę kazał ci mnie kochać, nawet jeśli to będzie bolało, a kiedy będzie bolało, będę to naprawiał, Brooke. - Wsuwa kciuk do moich ust i pociera nim znacząco o czubek mojego języka, ten ruch cicho nakazuje, bym go polizała. Kiedy to robię, moje piersi zaczynają boleć i obserwuję jak wyciąga kciuk, żeby przejechać mokrym opuszkiem po mojej dolnej wardze.
- Będziesz mnie cholernie kochała, nawet jeśli to nas zabije.
Bolą mnie płuca z braku powietrza, a reszta mnie boli z chęci, żeby położył na mnie ręce. I kiedy mój wzrok wędruje do tych karmelowych oczach, które mnie przyszpilają, jego poraniona i spocona twarz, cały testosteron świata płynący przez niego, ciągnie i tak mnie pochłania, że ledwo dycham, tak go pragnę. Sprawia, że czuję tą nieograniczoną, rozdzierającą duszę, miażdżącą serce, bolesną potrzebę, która jest bardziej niż fizyczna, bardziej niż emocjonalna.
Moja płeć zaciska się tak bardzo, że poświęcam całą moją siłę, by nie zaskomlić. Moje zmysły są wyostrzone jego bliskością. Nie mogę nie zauważyć, że kropla krwi na jego ustach ma taki sam kolor jak jego szlafrok z napisem RIPTIDE. Jest jasna i idealnie natleniona. Że jego równy, gorący oddech kąpie moją mokrą twarz. Że jego palce powoli rozkładają się na moim tyłku, a jeden z jego kciuków pociera skórę na mojej szczęce. Niszczy mnie.
- Przestań robić sobie krzywdę. - Mówię słabo i próbuję wydostać się z jego ramion, tym samym lądując na zimnym marmurze za mną.
- To nie boli. - Mówi, potem przyciąga mnie do siebie za tyłek i wtula we mnie.
- Ty. Płacząca w moich cholernych ramionach. Bo cholernie cię zraniłem. To boli. Ty…nie dotykająca mnie. Nie patrząca na mnie tak jak zawsze, tymi słodkimi, malutkimi, radosnymi oczami. Boli. Cierpię jak skurwysyn i nic na zewnątrz nie boli mnie tak jak kiedy ty sprawiasz mi ból. -Walcząc, by utrzymać w szachu moje emocje, opuszczam wzrok i szybko mrugam odganiając zebrany w oczach płyn.
- Boli mnie też tutaj. - Kieruje moją rękę na swoją ogromną erekcje.
- Boli mnie przez całą noc, kiedy rozpadasz się przeze mnie. Tego ranka. W drodze na salkę.
- Przyciska mnie bliżej siebie, pojękuję cicho i opieram czoło na jego pierś walcząc, żeby znowu się nie
rozpaść. Lituje się nade mną i puszcza moją rękę, ale palce parzą mnie przy moich bokach i nie wiem, co mam zrobić z rękami. Kręci mi się w głowie od jego bliskości. Chcę dotknąć palcami każdego centymetra jego mięśni i zmazać dotyk każdej innej ręki, która kiedykolwiek tam była.
Chcę... Nawet nie wiem. Nie mogę teraz myśleć o niczym poza rosnącym w moim ciele, bolesnym pulsowaniu. W moim sercu. Między moimi nogami. Chwyta mydło i zaczyna namydlać moją nagą skórę. Tak jakby robił to po raz pierwszy, obserwuje jak jego ręce przesuwają się pomiędzy moimi nogami, jego palce pienią moje piersi, kciuki rozsmarowują mydło na moich sutkach.
- Podobała ci się walka?- Pyta cichym, głębokim głosem, gdy jego potężne ręce ślizgają się po zewnętrznych stronach moich nóg, po wnętrzu moich ud, pocierają moją cipkę. Potem sięga do tyłu, namydlając i masując moje pośladki i pomiędzy nimi. Rozkosz jego pewnego, znajomego dotyku jest tak kompletna, że tłamszę jęk obserwując jak mnie myje.
Jego jedno oko nadal jest trochę opuchnięte, a rana na brwi dalej jasnoczerwona.
Jego pełna, dolna warga nadal jest przecięta na środku. Jest ranny, ale to dla niego nic. Pragnął mojej uwagi i zrobiłby wszystko, żeby ją dostać. Nawet gdybym chciała go uderzyć za to, że jest taki lekkomyślny, chęć pocałowania każdego rozcięcia i rany jest silniejsza niż wszystko inne.
Justin był opuszczony przez całe swoje życie. Przez rodziców. Nauczycieli. Przyjaciół.
Nawet przeze mnie. Nikt nigdy nie był przy nim tak długo, żeby pokazać mu, że jest tego wart. To, co zrobił tylko po to, bym go dotknęła i okazała mu trochę uczucia powoduje, że chcę utopić go w mojej miłości tak, żeby już nigdy, przenigdy nie musiał o nią prosić.
- Odmawiam.... - Szepczę rozgorączkowanym głosem.
- Siedzenia tam i patrzenia jak celowo dajesz się krzywdzić.
- Odmawiam pozwolenia, żebyś mnie odpychała. - Mówi z takim samym ferworem, wypełniając swoją dużą, namydloną rękę ciężarem mojej piersi. Kręcąc głową ze zmarszczonymi brwiami, zamykam oczy, kiedy przechyla sitko natrysku na moją twarz. Woda zmywa szampon, a gdy przesuwa rękami po moich włosach, by mydło spłynęło po moim ciele, ledwo trzymam się w garści.
Przejmując inicjatywę zanim przegram, biorę mydło i robię dużo bąbelków, a potem sięgam do śliskich mięśni na jego piersi i pocieram namydlonymi palcami po jego twardej, gładkiej skórze. Jego pierś podskakuje na mój niespodziewany dotyk i gdy spoglądam mu w oczy, moje kolana prawie się poddają. Całe moje ciało zaciska się, gdy podtrzymuję wzrok tych wygłodniałych, karmelowych oczu. Masuję palcami jego grube ramiona, pierś, ośmiopak. Mój głos naznaczony emocjami, jest ledwo słyszalny ponad kapiącą wodą.
- Tego chciałeś, kiedy lekkomyślnie dawałeś się bić?
Delikatnie bierze moją twarz jedną ręką, jego głos jest stanowczy i namiętny, kiedy wypowiada jasno każde słowo.
- Pragnę cię. Chcę, żebyś mnie dotykała, położyła swoje usta na moich, tak jak wcześniej. Chcę, żebyś mnie kochała. Kurwa, przestań mnie karać. Kocham ciebie. -Przyciska swoje usta do moich, sprawdzając mnie szybkim, brutalnym pocałunkiem. Odsuwa się, by spojrzeć na mnie z dyszącym oddechem. Jego uścisk na mojej twarzy zacieśnia się.
- Czy moja dziewczyna pozwoli, żeby to ją złamało? Pozwoli na to? Jest silniejsza…Wiem, że tak jest i potrzebuję jej do życia. Musi o mnie walczyć i musi walczyć ze mną. Jeżeli o mnie chodzi, to tamto w ogóle się nie zdarzyło. Tylko ty się stałaś, Brooke. I nadal się dziejesz, prawda, petardko?
- Podtrzymujemy wzrok i nie wiem kto jest bardziej głodny, potrzebujący czy zdesperowany. Jego oczy wbijają się w moje i wygląda na tak wygłodniałego, a ja jestem wściekła. Moja pierś unosi się i opada, serce wali i zanim się orientuję, wpycham palce w jego włosy i przyciągam go do moich ust. W tym samym czasie on przyciska mnie do ściany kabiny i miażdży swoimi ustami.
Tracę powietrze, gdy jego smak odbija się we mnie, gdy siłą rozchyla moje wargi, chwytając jedną ręką bok mojej twarzy. Unieruchamia mnie w miejscu, kiedy otwiera mnie siłą swoich ust przez co jęczę i wczepiam się w jego skalp, gorączkowo szukając jego języka.
Ale on znajduje mnie pierwszy. Nie. Nie znajduje mnie. Plądruje mnie, jego język pociera i pieprzy mój. Niskie, zadowolone warczenie przebiega przez jego pierś, gdy podnosi mnie w powietrze, żeby lepiej dopasować nasze usta. Ekscytuje mnie jego bliskość, dotyk jego ciała. Moja skóra mrowi tam, gdzie się dotykamy, a potrzeba buduje między nami. Czuję się przywiązana do niego w taki sposób, że mam pewność, iż nic nigdy mnie nie odciągnie.
Ssę wygłodniałe jego język, gdy wyłącza prysznic i wynosi nas na zewnątrz. Przykrywa mnie ręcznikiem, a ja dalej przylegam do niego, ssę jego język, podgryzam wargi. Krew płynie przeze mnie tak szybko jak rozbudzona rzeka, gdy idzie z nami do łóżka. Opuszcza mnie na poduszkę i lekko wyciera ręcznikiem moją skórę. Pochyla głowę i szepcze.
- Tylko pójdę się wysuszyć.
Jęczę w proteście, kiedy mnie zostawia. Jest mi tak gorąco, ale też mokro i zimno, że szczękam zębami, obserwując jak jego umięśnione pośladki poruszają się w najseksowniejszy sposób jaki jest znany męskim pośladkom, gdy znika w łazience. Mimo, że każdy centymetr mojego ciała pulsuje, owijam się ciaśniej ręcznikiem i drżę susząc się automatycznie. Moje oczy są skupione na drzwiach od łazienki. O mój Boże, też cierpię jak skurwysyn.
Kiedy w końcu wypełnia drzwi tymi przecudnie szerokimi ramionami i tym pięknym ośmiopakiem, strużki wody nadal spływają po jego włosach, gardle, piersi i w dół, do ręcznika owiniętego wokół jego wąskich bioder. Tracę oddech. Widzę, że wytarł głowę i jego ciemne włosy sterczą, brązowe oczy połyskują chciwie, gdy upewnia, że jestem tam, gdzie mnie zostawił. Nagle cała miłość i bolesna zazdrość, które czuję, przebiegają mój krwiobieg niczym uderzenie pioruna.
Wchodzi do środka nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja rozchylam ręcznik i obserwuję jak jego twarz tężeje, a oczy migoczą, gdy widzi mnie kompletnie nagą.
Sięga do swojego ręcznika i zdejmuje go. Moje drogi oddechowe zaciskają się, gdy widzę jak jego wielki wzwód kołysze się ciężko, gdy przychodzi do łóżka i używa kolejnego ręcznika, by wytrzeć moje mokre włosy.
- Najpierw natrę cię olejkami. - Uprzedza szeptem, gdy kończy.
Uśmiechając się diabelsko, odrzuca ręcznik na bok, chwyta olejek z arniką, po który sięgałam i też rzuca go na dywan. Potem zgarnia moje mokre włosy, jego oczy są ciężkie, kiedy łapie mnie za tył głowy i pochyla się.
- Natrzyj mój język swoim. -Rozchyla usta, nasze oddechy mieszają się i przebiega mnie przepyszny dreszcz, gdy jego wargi rozchylają moje, a nasze języki wysuwają się.
- Twoja warga.- Mówię, by był ostrożny.
Podgryza mnie żartobliwie i jeszcze raz pociera swoim językiem, tym razem trochę mocniej, co doprowadza mnie do szaleństwa.
- Twoja warga. - Jęczę, wijąc się pod nim. Odsuwa się. Potem w torturującym wolnym tempie pieści tył moich nóg, budząc do życia tysiące i jedne łaskotania.
- Justin, twoja warga…- Protestuję, kiedy widzę, że rozcięcie znowu krwawi.
Sięgam, żeby złapać palcem kropelkę krwi.
- Cii...- Wysuwa język, zlizuje ją i ssie mój palec, potem puszcza i obserwuje mnie tymi okrutnie czułymi karmelowymi oczami, przesuwając palce w górę moich nóg i masuje moje pośladki.
Moje piersi unoszą się i opadają, kiedy sunie palcami po moich nogach, a potem łapczywie chwyta mnie za tyłek.
- Podnieca cię to?- pyta.
- Tak. -Przesuwa ręce na tyły moich kolan, w dół łydek, a potem powoli do góry aż rozpadam się w moich kościach i umieram.
- Jak bardzo jesteś podniecona? - Pyta miękko i zostawia pocałunek na moim brzuchu.
- Muszę znowu położyć coś na tą wargę. - Sapię. Tysiąc płomieni liże moje ciało, gdy siadam i trzęsącymi się rękami sięgam po maść. Udaje mi się wetrzeć trochę w rozcięcie. Całuje koniuszek mojego palca, a ja zamykam oczy, kiedy uderza mnie rozkosz.
- Justin…- Mówię rozpływając się.
- Połóż się. - Mówi do mnie. Kręci mi się w głowie z oczekiwania, więc robię jak każe.
- Justin, nie całuj mnie.- Ostrzegam.
- Później mnie naprawisz. - Szepcze szorstko.
Przebiega mnie dreszcz, gdy pieści moją płeć, na chwilę rozchylając moje wargi sromowe, a w tym samym czasie, pochyla się, żeby polizać językiem czubek mojego sutka.
Wyginam się mrucząc, a on śmieje się lekko, gdy liże mój drugi sutek. Bawi się nim językiem, a potem zakrywa go swoimi gorącymi ustami i ssie. Przebiega rękami po moim ciele i warczy.
- Boże, Brooke. Omamiasz mnie i rozrywasz. Teraz mnie dostaniesz.
- Ok. - Dyszę żarliwie, gdy rozchyla mi nogi, jego erekcja jest twarda i pulsująca, kiedy kładzie mnie na plecach i przykrywa żarem swojego ciała. Jego wargi parzą moje usta i rozpadam się na materacu. Oboje jesteśmy spętani. Potrzebuję go jak powietrza. Sposób, w jaki nasza skóra dotyka się. Sposób, w jaki jego szorstkie ręce wędrują po mnie. Sposób, w jaki moje ręce przesuwają się po jego śliskiej piersi. Wczepiam się w jego plecy, gdy zakopuje twarz w mojej szyi, a jego usta pracują nade mną jakby nie wiedział czy mnie całować, gryźć czy lizać, więc robi wszystkie te trzy rzeczy.
- Do kogo należysz?- Chrypi niecierpliwie.
- Do ciebie. - Dyszę.
Chwyta moje nogi i zakłada je sobie wokół bioder, potem przyciska moje ramiona nad moją głową. Patrzy na mnie z góry, jego oczy pożerają moją twarz, usta, nacierając na mnie tym mrocznym, udręczonym i wygłodniałym spojrzeniem.
Splątuje swoje palce z moimi i miażdży moje usta. Jego bliskość... splątanie naszych kończyn, języków, oddechów. Aktywuje całą rozkosz skoncentrowaną w moim mózgu i wszystkie instynkty prokreacyjne we mnie. Ogień mknie przez moje żyły, gdy nasze języki łączą się. Ja jęczę, on pomrukuje, moje ciało mrowi w każdym miejscu, w którym wchodzimy w kontakt, gdy trąca mnie biodrami. Jego pierś znajduje się przy moich sutkach. Członek przy moim wejściu. Grube, potężne mięśnie nóg prawie miażdżą mi uda. Nasze splątane ze sobą dłonie.
Każda moja komórka wie, że to mój partner i przygotowuje mnie na niego. Tylko na niego. Puszcza mnie i łapie w dłonie mój tyłek, kiedy pogłębiamy pocałunek. Jego palce są władcze i stanowcze, przybliżają mnie do niego aż znajdujemy się pod idealnym kątem.
Odchylam głowę, żeby jego język mógł dotrzeć do każdego zakamarka moich ust.
- Tak…- Sapię.
Odsuwa się i nasze oczy spotykają się w przyciemnionym świetle. Potrzeba jaką widzę w jego oczach, zapiera mi dech. Jest najbardziej męską i oczarowującą rzeczą jaką kiedykolwiek widziałam. Pochyla się jeszcze raz, by położyć swoje gorące usta na moich. Są mokre. Tak bardzo, bardzo gorące. Nabieram powietrza, kiedy wsuwa rękę pomiędzy moje nogi. Obraca się, żeby possać moje ucho, a ja przebiegam językiem po jego skórze i zaroście na jego szczęce, wszędzie gdzie mogę go posmakować. Kładzie kciuk na mojej płci.
- Och, tak mi dobrze…- Palący strumień rozchodzi się po moim ciele, gdy jego palce wślizgują się między moje nogi, by mnie popieścić. Moja krew zaczyna się gotować, a wargi stają się coraz bardziej mokre. Mruczy moje imię tym niskim głosem, który doprowadza mnie do szaleństwa i opuszcza usta na moje piersi, zwilżając czubki. Są dzisiaj bardzo wrażliwe i wystrzeliwują strumienie rozkoszy do mojej płci. Nabieram powietrza i gryzę płatek jego ucha wypowiadając jego imię. Nie mogę przestać go wypowiadać.
- Justin…
- Dojdź dla mnie. - Prosi wpychając we mnie swój najdłuższy palec. Rzucam się i łapię go za ramiona, gdy jego palce zakopują się pomiędzy moimi wargami. Jestem przemoczona, moje piski rozkoszy odbijają się echem w pokoju.
- Cii, kochanie, rozluźnij się dla mnie.- Zsuwa się po moim ciele i pochyla, by pocałować mój pępek. Przesuwa po nim językiem, a potem czuję jak schodzi niżej. Krzyczę, gdy dociera do mojej łechtaczki. Rozchyla moje wargi kciukami i wkłada język do środka. Przebiega mnie rozkosz, kiedy moje ciało zaciska się przed przed rozluźnieniem. Potem dochodzę.
Z trudem łapię powietrze, gdy liżąc wraca na górę i nadal rzucam się w po-orgazm-owych falach. Klęka między moimi nogami, bierze w rękę swojego członka i wkłada go we mnie. Widzę jak jego mięśnie napinają się, kiedy jego ciało wpycha się głęboko we mnie. Jęczę, gdy przyciska kciukiem moją łechtaczkę i pieprzy mnie jeszcze głębiej swoim wielkim, grubym penisem.
Rzucam się, gdy wydziera się ze mnie dźwięk rozkoszy i unoszę biodra po więcej.
Mruczy moje imię i pochyla się, żeby całować moją twarz.
- Jesteś tak cholernie ciasna, kochanie… Doprowadzasz mnie do szaleństwa - Ryczy.
Kiedy jest zakopany we mnie, przestajemy się ruszać.
W tej nieruchomości słyszę nasze oddechy, moje szybkie bicie serca. Jest tam pośpiech, pulsujący i lśniący w naszych ciałach. Ale on jest we mnie. Mam go. Trzymam go i nie chcę puścić.
Nie chce wyjść ze mnie... jest we mnie. Twardy i pulsujący. Kompletnie mnie opętuje.
Zaczynamy się całować, gdy zanurza się trochę głębiej, jego usta są pierwotne i surowe, kochające, ale przepysznie brutalne. Czuję znajome uczucie rozciągania we mnie i gryzę go w szyję, skomląc, gdy się dopasowuję. Zostaje w miejscu, czekając aż zacznę się ruszać.
Ale czekam i dyszę, zamykam oczy upajając się nim. Jest taki szeroki, długi i żywy we mnie. Kocham jego sutki, jego skórę, jego. Pocieram koniuszkami palców o te ciemne punkciki. Słyszę jak wypuszcza powietrze z rozkoszy, gdy podnoszę głowę i ssę jeden.
Kocham jego dudnienie. Bierze moją głowę w dłoń i odchyla ją do tyłu, całując mnie z miłością. Odrywam się i przejeżdżam językiem po drugim sutku.
- Justin… nie mogę już czekać… -Warczy i zaczyna się ruszać, szepcząc, gdy wtula się w czubek mojej głowy i wplątuje palce w moje włosy. Ciasna… piękna… moja Brooke Dumas…
Jego słowa pieszczą mnie. Nikt nigdy nie nauczył go kochać. Robi to instynktownie.
Przyciąga mnie blisko siebie, ssie, podszczypuje, gryzie i liże, wydobywając ze mnie taką rozkosz, że aż zaczynają piec mnie oczy. Moje ciało trzyma się go. Nie mogę oddychać i wszystko, co słyszę to nasz zmieszane seksem odgłosy, te które on robi, doprowadzają mnie w pół drogi do szaleństwa.
Wchodzi we mnie mocno. Tak mnie spętał, że krzyczę. Ściska w pięściach moje włosy, całując mnie, gdy nasze biodra poruszają się szybko i gwałtownie, teraz już prawie bez rytmu.
Dochodzę po raz drugi, a on całkowicie mnie penetruje trzymając mocno, kiedy nieruchomieje.
Czuję jego ciepło, gorące warczenie i pocałunek w moje ucho, gdy dochodzi we mnie. Potem się relaksujemy, a nasze oddechy uspokajają się.
Chwyta mnie i przyciąga do swojej piersi, gdy obraca się na plecy. Nasze ciała są śliskie od potu. Chce mnie nagą, a ja chcę, by trzymał mnie nagą. Wychodzi ze mnie, gdy zaczynam się relaksować, potem sprawdza moje wejście i wpycha z powrotem swoje nasienie, zaskakując mnie.
Nasze instynkty nagle przejmują kontrolę. Moje biodra kołyszą się na jego palcach.
Ciepło jego oddechu kąpie moje gardło, gdy przyciska swoje usta do mojej skóry. Słyszę nas, dźwięki jakie z siebie wydajemy... moje piski i jego powarkiwania męskiej satysfakcji z powodu sprawiania przyjemności swojej partnerce. Wydziera się ze mnie jakiś bomblujący dźwięk, gdy zaczynam się trząść.
Nie dotyka mojej łechtaczki. Nie dostaje żadnej stymulacji, ale sposób, w jaki pieści moje ciało ręką, wpychając swoje nasienie z powrotem w moje ciało jakby nigdy nie chciał żeby mnie opuściło, to jak liże moją skórę wolnymi liźnięciami swojego języka sprawia, że moja cipka zaciska się wokół niego. Moje sutki są tak wrażliwe, że sam powiew powietrza jest tym, co zamierzał mi dać. Kiedy gryzie tył mojej szyi, wierzgam i krzyczę.
- O Boże!
Obraca mnie na brzuch i przyciska do materaca. Dalej delikatnie podgryza moją szyję, zaznaczając mnie, gdy pieprzy mnie na pieska.
Kiedy opadamy na łóżko, ciężko mi zebrać energię, by się poruszyć. Jestem workiem bez kości leżącym pod nim, nadal próbuję namówić moje płuca do działania. Śliski od potu przewraca się na plecy i używa jednego ramienia, by zabrać mnie ze sobą, nasze ciała połyskują od wysiłku. Moja pierś jest tak pełna miłości, a ciało tak dobrze wypieprzone, że czuję się zarówno martwa z wyczerpania jak i żywa niczym słońce. Rozciągam się na nim i chwytam jego twardą szczękę.
- Boli? - Delikatnie dotykam przecięć i fioletowego miejsca na jego skroni. Zanim odpowiada, zostawiam delikatne pocałunki na każdym z nich i zastanawiam się czy kiedykolwiek był całowany tam, gdzie się zranił. Więc całuję go tam, na każdym znaku, a potem całuję rozcięcie na jego ustach, zatrzymując się tam na chwilę. Odsuwam się i uśmiecham do niego, głaskając jego twardą szczękę.
- Myślałeś o mnie zanim się pojawiłam? Zastanawiałeś się czy istniałam? Jaka będę? - Zakłada kosmyk za moje ucho i bada moją twarz.
- Nie.
- Nie sądziłam że się zakocham. A ty?
- Nigdy. - Mówi znowu, te seksowne dołeczki pojawiają się w całej swojej sile. Przesuwam paznokciami do jego skroni i wsuwam je w jego włosy.
- O czym myślałeś, kiedy tam dorastałeś?
- Po prostu brałem, to co miałem i satysfakcjonowało mnie to. - Odgarnia moje włosy do tyłu i głaska płatek ucha.
- Ale gdybym wiedział, że istniałaś to wyśledziłbym cię, złapał i wziął.
- Ale czy właśnie to nie zrobiłeś?- Pytam, uśmiechając się.
- Dokładnie... - Pociera nosem o mój, jego karmelowe oczy śmieją się. - to zrobiłem.
- Wzdychając, opieram głowę na jego ramieniu i przesuwam palcami po jego sutkach.
Jest najlepszym łóżkiem. Leży na plecach z jednym ramieniem za poduszką, drugą przesuwa po moim kręgosłupie. Jestem cała rozciągnięta na nim, mój brzuch na mięśniach jego brzucha, moje piersi na jego dolnych mięśniach piersiowych, moje głowa na jego ramieniu i idealnie dopasowana w zagięciu jego szyi. Za każdym razem pachnie innym mydłem przez ilość hoteli, w jakich przebywamy, ale w tym samym czasie zawsze pachnie sobą.
Cicho przesuwam palcami po jego bicepsie i delikatnie masuję go.
- Lepiej?- Namawiam, wbijając się głęboko w jego mięsień i uprzytamniając sobie, że jest spieprzony.
Niech go szlag. Ale odzywa się.
- Taa. - Jakby to było nic i przewraca mnie na bok. Moje wnętrze momentalnie staje się super świadome, gdy zaczyna mną manewrować. Przyciska mnie do siebie, a ja pojękuję głęboko, moja płeć nabrzmiewa, bo wiem, co zamierza. Przewraca mnie na drugą stronę i przytula na łyżeczkę, jego duże ciało jest ciepłe i twarde za mną. Odgarnia moje włosy do tyłu i liże mnie. Drżę, gdy zaczyna powoli pieścić moje kształty ciężką ręką.
Liże mnie, pieści, przesuwa rękę w dół mojego ciała podczas, gdy jego język liże mnie za uchem, na karku, w zagłębieniu mojego ramienia, zwilżając mnie i smakując.
Justin funkcjonował bez miłości, nawet bez rodzicielskiej miłości. Funkcjonował, mimo że walczy z zaburzeniami nastroju każdego dnia swojego życia. Funkcjonował i wstawał po każdym upadku. Jedynymi razami, kiedy ja tak naprawdę upadłam, były eliminacje do Olimpiady i jego przegrana w finałowej walce zeszłego roku. Zostałam przez to permanentnie naznaczona i kuśtykałam, żeby móc znowu chodzić. A on momentalnie wstaje i biegnie. Jest taki skomplikowany i nieprzewidywalny i boję się, że mimo, iż oddałam wszystko temu mężczyźnie, który zawsze będzie mnie miał, to on nigdy nie będzie tak naprawdę mój.
- Jestem głodny. - Mówi mi do ucha, potem wstaje z łóżka i wskakuje w spodnie od piżamy.
- O nie, chcę spać...- Jęczę i ściskam poduszkę, kiedy łapie mnie za kostki i zsuwa w dół łóżka.
- Chodź zjeść ze mną, petardko.
- Nieeeee...- Ściskam poduszkę, gdy przesuwa mnie po łóżku, w ostatniej próbie pozostania na nim kopię powietrze.
- Robię się gruba przez ciebie! - Piszczę, śmiejąc się. Podnosi mnie z niskim, seksownym chichotem jakbym była poduszką którą trzymam, odrzuca ją na bok i całuje mnie.
- Jesteś piękna.
- Każda piękna kobieta na świecie jest piękna dlatego, że śpi. - Protestuję słabo i w tym samym czasie wtulam się w jego gardło. Wyjmuje jeden ze swoich T-shirtów z walizki i podaje mi go. Próbuję się ubrać, kiedy zanosi mnie do salonu apartamentu, a potem sadza na krześle i wyjmuje jedzenie. Przynosi dwa talerze... jeden ugina się pod jedzeniem, drugi zawiera bardziej normalną porcję. Potem
siada naprzeciwko mnie i poklepuje się po kolanie ze znaczącym spojrzeniem.
Opieram się na moim krześle i zaczynam jeść szparaga od czubka.
- Mamy bardzo złe nawyki żywieniowe. Jeśli zabierzesz mnie do restauracji, to nie mogę jeść siedząc na twoich kolanach jak jakiś kanarek. Ludzie pomyślą, że mamy problemy. - Wkłada sobie do ust pieczoną różyczkę kalafiora i przeżuwa.
- A kogo to obchodzi?
- Doskonała uwaga.- Jem szparaga do końca i obserwuję go, siedzącego naprzeciwko mnie z tymi tatuażami bransoletkami na ramionach, włosami w przepysznym nieładzie i karmelowymi migoczącymi oczami. Boże. Jest wszystkim. Czego chcę. Na tym świecie. Siedząc na tym krześle.
- I przyznaję, że tutaj nie jest tak wygodnie jak na tobie. - Wiercę się na krześle dla akcentu.
Unosi brew, jego oczy połyskują diabelsko.
- Przestań grać trudną do zdobycia, Brooke. Już cię mam.- Rzuca we mnie papierową serwetką. Chwytam inną, zbijam ją w kulkę i rzucam w niego. Odstawia widelec i wyciąga swoje długie ramię, by złapać za moje krzesło. Przesuwa je po podłodze i w chwili, gdy już może objąć mnie w pasie, przenosi mnie na swoje kolana i piszczę.
- Uspokój się już. Oboje chcemy cię tutaj. - Chwytam moją twarz i obraca mnie, jego usta układają się w czułym uśmiechu, kiedy ogląda moją twarz z nową intensywnością.
- Między nami już dobrze? - Łączę palce na jego karku i napotykam jego wzrok.
- Najbardziej jestem zła na siebie. Czuję się skrzywdzona i jestem zazdrosna…To nie ma żadnego sensu w mojej głowie, ale reszta mnie nie słucha. Po prostu nie spodziewałam się, że będę miała aż taki problem z poradzeniem sobie z tym.
- Poradzisz sobie, wiedząc że cię kocham, tak właśnie masz sobie radzić. Cholernie cię kocham
- Warczy.
- Nie chcę niczego więcej jak powiedzieć ci, że to się nie zdarzyło. - Kontynuuje udręczony.
- Istnieje dla mnie tylko jedna kobieta i dałbym się zabić dla ciebie. - Przytula się do mnie tak jakby naprawdę tak myślał, a potem skupia na mnie swoje błagające, karmelowe oczy. Przysięgam, że chyba nigdy nie kochałam go tak jak teraz, w tej chwili.
- Wybacz mi. Ja ci wybaczyłem, petardko. Wybaczyłem ci nawet zanim poprosiłaś mnie o wybaczenie za to, że odeszłaś. Nie byłem sobą, kiedy odeszłaś, kochanie. Te kawałki, które ze mnie zostały…to nie byłem ja. - Moje serce ściska się, gdy patrzę na niego. Biorę pieczoną różyczkę kalafiora między dwa palce jako gałązkę oliwną i podnoszę ją do jego ust, karmiąc go.
Jego oczy błyszczą, gdy bierze ją całą do ust razem z moimi palcami i liże je. Nadal ucztuje na moich palcach, kiedy powtarzając mój ruch, chwytając kawałek kalafiora i karmi mnie nim. I kiedy wszystkie ziołowe przyprawy i oliwa z oliwek roztapiają się w moich ustach, też ssę jego palce. Kocham sposób w jaki jego oczy migoczą, gdy to robię.
- Kocham cię, ale już nigdy więcej nie dawaj się celowo pobić, tak jak tego wieczoru -Mówię mu surowym, pełnym emocji głosem i przesuwam wilgotnymi opuszkami palców po jego ustach. Czuję jak poruszają się pod moim dotykiem w zachrypniętym szepcie.
- Nie dam, dopóki mnie do tego nie zmusisz.
__________________________________________________________________________________
Justin znowu dał się poturbować, tylko po to aby Brooke go dotknęła :D
Zdradzę wam że od teraz będzie robiło się coraz ciekawiej ;)
Do następnego Miśki !!
xx
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
*-* to jest świetne! Dawaj mi tu nexta <3
OdpowiedzUsuńBest! Najlepsza para ever *.*
OdpowiedzUsuńChciałabym takiej miłości. Czytając to czuje się to prawdziwość :)
Nie mogę się doczekać już kolejnego!
Supcio rozdział <33
OdpowiedzUsuńKocham to po prostu! Jejku cos czułam, ze robił to specjalnie żeby Brooke go "naprawiła". Cudowny rozdział tak jak zwykle, bo żaden rozdział tej cudownej historii nie był nudny. Będzie sie robiło od teraz coraz ciekawiej? Ja już myślałam, ze to zaczęło sie już od pierwszego rozdziału haha. Juz nie mogę sie doczekać co stanie sie w następnych rozdziałach! Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam napisac. Standardowo-cudowny. Oni sa tak cholernie slodcyyyy. Szczerze? To jest moje jedyne opowiadanie w którym pieprza się po 3-5 razy na 100 różnych sposobów w jednym rozdziale! :D NIe żebyśmy narzekali; ) Zboczuszki �� Ale co tam :/ Uwielbiam jak są razem, bo są tacy slodcy i Wgl., ale jeszcze bardziej uwielbiam jak się kłócą ::))))) Jestem dziwna �� Ogólnie jestem prawie pewną ze jeśli zbyt szybko skończysz (2 czesci) to opowiadania to jestem pewna, ze kupię sobie książki ��✌ Osobiście uwielbiam jak Justin jest taki... no wiesz :D Juz nie wiem co mam napisac więc skończę na tym.Aaaa jeszcze uwielbiam Cię za to, ze rozdziały dodajesz regularnie A nie z miesięcznym przerwami jak co niektóre opowiadania;) 3 dni to i tak dla mnie za długo, ale jestem wyrozumiala :D Do następnego cudownego rozdziału kochana! /nixababy
OdpowiedzUsuńOficjalnie stwierdzam, że moje życie jest strasznie nudne i puste. Ratuje mnie ten przekład.
OdpowiedzUsuńHalo! Ja na miejscu Brooke bym chyba zwariowała, gdyby mój chłopak dał się komuś pobić 'za karę'.
Umarłabym. Umierałam ze sto razy gdy dzisiaj to czytałam!
Aaaaa !!! nie mogę się doczekac następnego :D
OdpowiedzUsuńCUDNY!
OdpowiedzUsuńTak! Pogodzili się i jest wszyskto dobrze! Tak się cieszę. On to zawsze coś wymyśli, żeby Brook go dotknęła. Cwana bestia... Do następnego xx
OdpowiedzUsuńŚwietny :P
OdpowiedzUsuń"- Nie dam, dopóki mnie do tego nie zmusisz." - mam nadzieję, że nie da już więcej, bo sama miałam ciary czytając to!
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńPo prostu idealny! *_*
OdpowiedzUsuńBoski! Czekam na nexta :)))
OdpowiedzUsuńKocham *.*
OdpowiedzUsuńNa prawdę cudo *.* Jak cała reszta czekam na nexta <33
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie :
http://loveonline-jb-ag.blogspot.com/
Zajebisty rozdział (: Czekam na kolejny cudowny (:
OdpowiedzUsuńO M G !!! C.U.D.O. ❤️
OdpowiedzUsuńTen tytuł idealnie oddaje to jakie uczucia ma Justin♥
OdpowiedzUsuńOdradzają się przy Brooke
Dziękuję, świetny rozdział
Czekam z niecierpliwością na kolejny xoxo
OdpowiedzUsuńCudowny rozział. Ja chce takiego Justina! Nie moge uwierzyć, że to ostatnia czesc:(
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny? Nie mogę się doczekać!!
OdpowiedzUsuńO Mój Boże *o* To jest GENIALNE <3 !
OdpowiedzUsuńWyczekuję kolejnego a także zapraszam do siebie :
Love Online
CUDOWNY!
OdpowiedzUsuńBOSKI ~*~ CZEKAM NA NEXTA ^^
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj? :(
OdpowiedzUsuń