wtorek, 4 sierpnia 2015
3. Lot do Arizony.
Prywatny odrzutowiec jest największą zabawką Justina.
Zespół zawsze zajmuje miejsca w pierwszym pionie foteli na przodzie samolotu, a ja i Justin lubimy kanapę w tyle. Znajduje się najbliżej ogromnego, drewnianego baru i telewizora z płaskim ekranem, chociaż bardzo rzadko korzystamy z tych rzeczy.
Kiedy dzisiaj wchodzimy na pokład, w powietrzu czuć podekscytowanie. Sezon oficjalnie się zaczął, a po przedsmaku walki Justina z ostatniej nocy, zespół jest napompowany. Pete i Riley nawet zetknęli się pięściami z pilotami, gdy tylko wysiedliśmy z Escalda.
- Jest o wiele lepiej, kiedy tutaj jesteś. - Mówi do mnie Diane, kiedy siada na pluszowym fotelu o jakości lepszej niż pierwsza klasa.
- Jestem taka podekscytowana, że znowu widzę was razem.
- Muszę powiedzieć. - Wskakuje Trener Lupe i skoro ten człowiek przez cały tydzień jest zrzędą, to jakoś dziwnie jest widzieć uśmiech na jego łysej głowie.
- Że motywujesz mojego faceta bardziej niż wszystko, co widziałem. Nie tylko się cieszę, że wróciłaś, ale sekretnie się o to modliłem, a jestem przeklętym przez Boga ateistą. - Śmieję się i kręcę głową idąc dalej korytarzem. Zanim docieram na tyły, Pete wchodzi na pokład i woła do mnie.
- Brooke, widziałaś nasze nowe garnitury Boss’a? - Pyta.
Obracam się marszcząc brwi, żeby popatrzeć na Pete’a i widzę, że Riley też już wsiadł.
Pete szczerzy się do mnie i wygładza ręką swój czarny krawat, gdy przyglądam się jego strojowi.
Riley też się szczerzy i wyciąga ramiona, żebym lepiej widziała. Nie miałam pojęcia, że ich garnitury są nowe. Chłopcy w zasadzie noszą tylko to i dzisiaj... jak każdego inne dnia, oboje są gotowi, by zagrać w 'Faceci w Czerni XII'... czy na którąś to teraz część kolej. Pete, ze swoimi kręconymi włosami i brązowymi oczami mógłby zagrać jakiegoś geniusza. Riley, ze swoimi blond włosami i tym surferskim wyglądem byłby tym, który przez przypadek zabija demony, gdy powoli otwiera drzwi samochodu czy coś.
-I co powiesz?- Ponagla.
Upewniam się, że moja mina wyraża zachwyt i odpowiadam.
- Wyglądacie seksownie, chłopcy! - I piszczę, gdy zostaję uszczypnięta w tyłek.
Justin ciągnie mnie za talię przez pozostałą część korytarza do naszych miejsc. Sadza mnie i upada obok, jego brwi znajdują się nisko nad oczami.
- Powiedz to jeszcze raz o innym facecie.
- Dlaczego?
- Po prostu spróbuj.
- Pete i Riley wyglądają taaaaaa...- Wyciąga ręce i łaskocze mnie pod pachami.
- Spróbujesz jeszcze raz? -Namawia mnie.
- O mój Boże, twoi faceci w czerni są tak cholernie... - Łaskocze mnie mocniej.
- Nawet nie pozwolisz mi powiedzieć słowa 'seksowni' - Piszczę, gdy przestaje.
Karmelowe oczy Justina połyskują, a usta układają się w najbardziej kuszący uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Do tego zarost na szczęce i te dołeczki, a moje palce u stóp z pewnością się zginają.
- Chciałabyś spróbować tego jeszcze raz, Brooke Dumas?- Namawia ochryple.
- Tak, chcę! Myślę, że Pete i Riley wyglądają niesamo... - Łaskocze mnie tak mocno, że kopię i wymachuję nogami w powietrzu, a potem próbuję nabrać tchu jakimś cudem kończąc na pół siedząco i leżąco na fotelu. Moje piersi wciskają się w jego twardą klatkę piersiową przy każdym ciężkim oddechem. Nasze uśmiechy znikają, gdy patrzymy sobie głęboko w oczy i seksualna świadomość zaczyna iskrzyć między nami.
Nagle wyciąga rękę i używając kciuka, zakłada pasmo włosów za moje ucho. Jego głos staje się grubszy, znika jeden dołeczek, a pojawia się drugi.
- Mów tak, kiedy wypowiadasz moje imię. - Mówi i przebiega mnie dreszcz, kiedy przesuwa bokiem palca po mojej szczęce.
- Twoje ego nie jest jeszcze wystarczająco duże?- Szeptam bez tchu, gdy zapamiętuję jego twarz. Kwadratowa szczęka, sterczące włosy, błyszczące ciemne brwi nad tymi przeszywającymi karmelowymi oczami, które obserwują mnie z małą ilością figlarności oraz wystarczająco ilością zazdrości, żeby moja cipka zacisnęła się.
- Można by powiedzieć, że znacznie się skurczyło, gdy moja dziewczyna gapiła się na tych dwóch gnojków. - Odsuwa się pozwalając mi usiąść, i kiedy to robię, opiera się na fotelu w sposób znany seksownym facetom. Nogi wyciągnięte do przodu, długie, pełne widocznych żył ramiona rozciągnięte na oparciu fotela i obserwuje mnie z lekko zmarszczonymi brwiami.
- A co miałam powiedzieć?- Kpię z uśmiechem.
- Że nie wyglądają dobrze w nowych garniturach? Są dla mnie jak bracia.
- Nie, są jak moi bracia.
- Widzisz? A ja jestem twoja, więc na to samo wychodzi. - Wzruszam ramionami i przesuwam spódniczkę na kolana.
- Teraz wiesz jak się czuję, kiedy krzyczy do ciebie tysiąc kobiet. - Dodaję zadowolona z siebie, gdy zapinam pasy. Chwyta mnie pod brodę i obraca, żebym spojrzała na niego.
- Kogo obchodzi że krzyczą, jeśli ja szaleję za tobą? -Bum. Tak zrobiło moje serce.
- Więc tak samo jest ze mną. Nie musisz warczeć, kiedy faceci patrzą na mnie. - Jego oczy ciemnieją, opuszcza rękę i zaciska usta w twardą linię.
- Ciesz się, że mam w sobie trochę kontroli i nie wbiję ich w najbliższe latarnie. Wiem kurwa, co robią oni w swoich głowach.
- Tylko dlatego, że ty to robisz, nie znaczy, że inni też.
- Oczywiście, że robią. Jest niemożliwym nie robić tego. -Uśmiecham się, bo wiem, że pieprzy mnie w głowie masę razy, kiedy nie może zrobić tego fizycznie. A ja oczywiście robię to samo. Założę się, że nawet zakonnica, która by go zobaczyła, robiłaby to samo.
Czuję się psotnie, więc wsuwam palce pod jego T-shirt i czuję wypukłości jego ośmiopaku, chłonąc uczucie jego skóry pod opuszkami moich palców. Czczę wszystko w ludzkim ciele.
Nie tylko dlatego, że jestem fizjoterapeutką sportową, ale dlatego, że byłam atletką i jestem kompletnie oczarowana tym, co potrafią robić nasze ciała, jak znoszą bycie przeciążonymi, jak szybko reagują wewnętrznymi mechanizmami, jeżeli chodzi o współżycie i przetrwanie…
Mogę mocno kochać ludzkie ciało, ale i tak ciało Justina jest moją największą świątyniom.
Nawet nie potrafię wytłumaczyć słowami tego, co robi z moim własnym ciałem.
- Wszystkie dziewczyny rozbierają cię wzrokiem, kiedy walczysz. - Mówię mu i mój uśmiech znika, kiedy wkrada się trochę zazdrości.
- Przez to czuję się niepewna, że wybrałeś akurat mnie spośród tłumu.
- Bo wiedziałem, że jesteś stworzona dla mnie. Tylko i wyłącznie dla mnie. - Moje ciało momentalnie się napina słysząc te słowa, są tak seksowne, kiedy łączą się z tym jego pewnym uśmiechem.
- Jestem. - Zgadzam się patrząc w te tańczące karmelowe oczy.
- A teraz nie wiem, co chcę pocałować najbardziej... ciebie czy twoje dołeczki? - Dołeczki znikają i tak samo światło w jego oczach, gdy sięga i pociera moją dolną wargę.
- Mnie. Zawsze, najpierw mnie. A potem resztę mnie. -Moja dolna warga jest ciepła i przepysznie masowana przez jego kciuk. Obsługa samolotu kończy ładowanie bagaży i zamyka drzwi samolotu, a ja jestem ledwo świadoma, że zespół rozmawia na swoich fotelach. Słyszę mój własny rozgorączkowany szept.
- Pozwól, że wyłączę telefon na start… Ale na pewno jesteś mi winien poranny pocałunek. Nawet, jeśli
jest już południe. - Wskazuje na niego w ostrzeżeniu.
Jego chichot jest niski i czuję jak rozchodzi się po całej mojej skórze.
- Jestem ci winien więcej niż to, ale zacznę od twoich ust. -Boże. Justin zabija mnie. Mówi na takim luzie, prawie znudzony... 'Taa, teraz cię pocałuję.' Moja krew gotuje się, gdy zaczynam o tym myśleć i szybko wyciągam telefon z torebki, by go wyłączyć, kiedy widzę wiadomość od Melanie.
MELANIE: Moja najlepsza przyjaciółko! Minęły wieki i naprawdę za tobą tęsknię. Kiedy przyjedziesz do domu?
Mel! Wyprostowuję się, żeby odpisać używając obu rąk.
BROOKE: Ja też za tobą tęsknię! Tak bardzo, Mel! Ale jestem taka szczęśliwa! Jestem
tak cholernie szczęśliwa, że to nie jest śmieszne! A może jest! Widzisz? Jakbym była upita! Hahaha!
MELANIE: Chcę takiego Justina.
MELANIE: I Brooke! Łaaa!
BROOKE: Teraz, kiedy zaczął się sezon to zaplanuję dobre miejsce na twoje odwiedziny! Ja stawiam! Nora też może przyjechać.
MELANIE: Ale zatrzymasz swoje mieszkanie w Seattle?
Przez chwilę marszczę brwi na to pytanie, bo kiedy rzuciłam moje życie i zdecydowałam się podążyć na krańce świata z moim bogiem seksu, gdy zwiększył rygor treningów i przygotowywał się na ten sezon, mój wynajem nie przyszedł mi do głowy. Odpisuję Melanie.
BROOKE: Jestem mu naprawdę oddana, Mel, więc pewnie nie odnowię umowy, gdy wygaśnie. Teraz mój dom jest tutaj. Startujemy, ale później do ciebie napiszę. Kocham cię, Melly!!!!
MELANIE: Nawzajem!
Wyłączam telefon i wkładam go do torebki. Gdy podnoszę głowę, moja płeć zaciska się, bo widzę, że Justin trzyma w ręce swojego błyszczącego, srebrnego iPoda. Bam.
Ten mężczyzna naprawdę wie jak uwieść mnie muzyką. Obserwuję jak jego kciuk przesuwa się
przez listę i ten wolny, zmysłowy, okrężny ruch powoduje powódź wilgoci między moimi nogami.
Spogląda na mnie z diabelskim uśmiechem, potem sięga i zakłada mi swoje słuchawki na głowę. Jestem okropnie podekscytowana, gdy wciska PLAY. Piosenka zaczyna się, a badające, ciekawe oczy zostają na mnie, obserwując moją reakcję. Rozpływam się w fotelu.
Ponieważ piosenka, którą wybrał powoduje, że przestaję oddychać.
Przyciska czoło do mojego i obserwuje jak słucham. Jestem tak poruszona tą piosenką, że moje ręce trzęsą się, gdy wymieniam jego słuchawki na moje douszne, wkładam jedną w moje ucho i jedną w jego, żebyśmy mogli słuchać razem.
Znowu stykamy się czołami, obserwuję jego minę tak mocno jak on moją… i oboje słuchamy tej niesamowitej piosenki. Nie jakiejś piosenki. Jego piosenki. 'Iris'…Goo Goo Dolls.
Jego wzrok ciemnieje tymi samymi emocjami, które palą się wewnątrz mnie, a potem ręką chwyta mój policzek. Moje ciało napina się w oczekiwaniu, gdy przysuwa się bliżej. Moja twarz jest otoczona w jego oddechu, kiedy powoli zmniejsza odległość między nami. Gdy jego usta ocierają się o moje, mam już rozchylone wargi i zamknięte oczy. Przesuwa swoje usta po moich raz, drugi. Łagodnie. Leniwie. Wydobywa się ze mnie dźwięk, coś jak jęk żądający mu aby pocałować mnie mocniej, ale zamiast tego, słyszę coś innego...
When everything’s meant to be broken
I just want you to know who I am
Boże, nie potrafię słuchać tej piosenki bez poczucia, że coś zżera mnie od środka.
Muszę być tak blisko niego jak to możliwe. Tak blisko jak mogę. Pragnę go od stóp do głów, każda cząstka mnie pożąda każdej cząstki jego. Unoszę twarz i lekko przyciskam usta do jego warg, gorączkowo wsuwając palce w jego włosy. Justin, o Boże, pocałuj mnie mocniej.
Każe mi jeszcze chwilę poczekać, gdy używa ręki i obraca moją głowę pod odpowiedni kąt, a potem jego usta w końcu zamykają się na moich. Jego język wsuwa się pomiędzy moje wargi, rozchylam je bardziej, jak porażona prądem, kiedy nasz języki stykają się. Nie słyszę jego pomruku, ale czuję na piersiach jak wibruje w jego klatce piersiowej.
Dygoczę, gdy dotykam językiem jego i relaksuję usta pod zaborczością jego warg. Bo nie ma nikogo komu ufałabym bardziej, nikogo, dla kogo zburzyłabym wszystkie moje mury tak jak robię to dla tego mężczyzny. Przesuwając ręką po moim ciele, delikatnie ssie moją dolną wargę i czuję pęczniejący żar pomiędzy moimi nogami. Żarliwość tchu. Twardnienie sutków. Odczucie ciągnięcia wzdłuż skóry.
Nawet nie wiedziałam jak bardzo potrzebowałam tego pocałunku do tej chwili, gdy całe moje ciało brzęczy pod jego ustami. Przesuwam usta i używam języka, żeby nakłonić jego język do powrotu we mnie. Nawet nie wiem czy Pete, Riley albo ktoś inny patrzy na nas, 'Iris' gra w naszych uszach, a nasze usta są mokre i wygłodniałe. Wsuwa palce pod mój top, ssąc, karmiąc się, badając, smakując. To wydaje się być niemożliwe, ale każdy trzęsący się centymetr mojego ciała, czuje błogość zaledwie od tego co robią mi jego usta. Jęczę w potrzebie i gryzę go, a on traci kontrolę.
Odpina mój pas i pochyla się nade mną aż jestem rozłożona na fotelach.
Muzyka kończy się i zaczyna się kolejna piosenka, ale Justin pojękuje z frustracji, gdy kable splątują się między nami, wyciąga słuchawki i odrzuca je na bok. Potem przebiega wzrokiem po moim ciele. Nagle już nie słyszę niczego poza biciem mojego serca, gdy znowu opuszcza głowę.
- Kurwa, pragnę cię. - Mówi, a potem słyszę śliski dźwięk, gdy jego usta po raz kolejny spotykają się z moimi. Płomień pali mój system krwionośny, kiedy znowu bierze moje usta. Ocierające o siebie języki. Pieszczące ręce. Mieszające się oddechy.
Robię się tak nabrzmiała pomiędzy udami, że wiję się bezradnie pod jego ciężarem i przesuwam usta szybciej i gorliwiej. Czuję wybrzuszenie jego ośmiopaku pod T-shirtem a zakończenia moich nerwów zapalają się, kiedy znowu wsuwa koniuszki swoich długich, silnych palców pod mój top.
Zabija mnie. Chciałam tego pocałunku... ale teraz chcę więcej. Każdy por, atom i komórka rozgrzewa się do supernowej. Nasze usta tak dobrze poruszają się razem, że czuję się żywa, rozwinięta, kochana. Kocham, pragnę, potrzebuję… jego. Tak cholernie mocno.
Nie sądzę, by kiedykolwiek był w stanie dowiedzieć się jak…bardzo wstyd mi za to, że odeszłam…jak boli mnie sposób, w jaki mnie zranił…jaka jestem zdeterminowana, żeby z nim zostać…jak naprawdę bardzo go kocham…
Jego kciuki znajdują moje sutki przez biustonosz, są takie wrażliwe, że najmniejsze tarcie wystrzeliwuje kulę przyjemności do palców moich stóp.
- Justin, musimy przestać. - Dyszę, kiedy jeszcze mam kilka działających neuronów w mózgu.
Ale nawet mimo, że to mówię, to ściskam jego mięśnie i podniecona jak diabli część mnie nawet nie dba o to czy zrobimy to tutaj, teraz.
Ale domyślam się, że odprawiłby balistyczne natarcie, gdyby ktokolwiek z obecnych usłyszał jak dochodzę. Odsuwa się lekko i bierze długi, wyraźny oddech. Potem spogląda na mnie z płonącymi oczami i znowu całuje, trochę brutalniej. Pojękuje łagodnie i przestaje, opierając głowę o moją, jego oddech jest ciężki w moim uchu.
- Puść mi piosenkę. - Mamrocze szorstko, ciągnąc mnie do pozycji siedzącej.
Bardzo świadoma moich spuchniętych ust, łapię mojego iPoda i zaczynam przeszukiwać moją liste, równocześnie próbując ignorować pulsowanie pomiędzy udami.
- Tylko najpierw oddaj mi mój mózg. -Śmieje się i szczypie mnie w nos.
- Puść mi jedną z twoich pyskatych, anty miłosnych piosenek.
- Jest ich tyle, że nawet nie wiem gdzie zacząć.- Zaczynam szukać, kiedy kładzie swój kciuk na moim i szybko zaczyna mną kierować.
- Mam jedną dla ciebie. Spodoba ci się. - Jego głos znajdujący się blisko mojego ucha powoduje, że przebiegają mnie malutkie dreszcze. Wciska PLAY na awanturniczej piosence jaką lubię, ale to w ogóle nie jest utwór o mocy dziewcząt. To Kelly Clarkson 'Dark Side'.
Moje wnętrze rozpływa się, gdy słyszę muzykę. Kocham Kelly, ale och, ta piosenka. Te słowa.
Justin chce wiedzieć…że zostanę, że obiecam nie uciec...?
Znowu spogląda na mnie z tym małym, zarozumiałym uśmieszkiem, ale jego oczy nie są takie zuchwałe. Jego oczy są pytające. Chce wiedzieć.
I kiedy bierze mnie za rękę i wplata palce między moje w geście chłopaka, który zawsze na mnie działa, przysuwam się do jego ucha bez słuchawki i mówię mu.
- Obiecuję, obiecuję. Masz moje serce i masz mnie. Zawsze będziesz mnie miał. - Nie ma takiej piosenki na tej ziemi i tak dużej listy muzycznej, która powiedziałaby mu, że naprawdę go kocham. Kocham go, kiedy jego oczy są czarne i kiedy są karmelowe, i chociaż wiem...głęboko w środku...że nie wierzy, że zostanę, to któregoś dnia, przysięgam, że któregoś dnia sprawię, że mi uwierzy. Uśmiechamy się słuchając tej piosenki, i kiedy ściska moją rękę, a ja odwzajemniam gest, mówię sobie, że cokolwiek się stanie, nigdy, przenigdy nie puszczę tej ręki.
~~~~
Nasz hotel w Phoenix wygląda jak wyjęty z obrazka. Długi, dwudziestopiętrowy ceglany budynek rozciąga się nad opustoszałym krajobrazem. Jest otoczony kwitnącymi kaktusami tak ogromnymi i jasnymi, że mam chęć podejść i dotknąć ich... żeby upewnić się, że nie są plastikowe.
Wewnątrz marmurowej recepcji, dwie nastolatki szepczą i wskazują na Justina, kiedy przechodzi obok... bo oczywiście dostrzegają go. Dostrzega się go tak samo jak zauważyłoby się byka przechodzącego obok ciebie przez hotelową recepcję. Ich wzrok szybko nas skanuje... grupę, która weszła razem z nim, i teraz zaczynają oglądać mnie.
Unoszę brew z rozbawionym uśmiechem i zdaje się, że już załapały że pewnie jestem jego dziewczyną, ale nie mogę nic na to poradzić, że mój żołądek wykonuje dziwne, skręcające ruchy, gdy po raz ostatni go sprawdzają swoimi wygłodniałymi, małymi oczkami.
- Spójrz na te dwie zakochane dziewczyny! Zawsze przyciąga wzrok. - Mówi do mnie Diane.
- Nie jesteś zazdrosna?
- Ekstremalnie. - Mówię marszcząc nos w niesmaku na moją własną zazdrość.
Justin zerka w moją stronę i puszcza do mnie oko, gdy razem z Petem czekają na klucze, a Diane trąca mnie łokciem.
- O rety, ten mężczyzna zna swoją atrakcyjność! - Mówi.
- Ale nie byłabym zazdrosna Brooke, cały zespół czuje miłość pomiędzy wami. Nigdy nie widzieliśmy go takim przy kimś. Nie ważne ile kobiet paradowało tutaj, nadal wrócił po ciebie.
- Co masz na myśli?- Marszczę brwi na nią.
- Kobiety paradowały gdzie?
- Przez nasz hotel.
- Masz na myśli, ostatnio? - Mój żołądek tonie i mówię poważnie, tonie, kiedy oczy Diane rozszerzają się, a z twarzy znika cały kolor. Zaczyna kręcić głową i wtedy… wtedy zaczyna rozglądać się dookoła jakby chciała schować się za pieprzoną donicą!
- Brooke. - Szepcze przepraszającym głosem cofając się o krok. Dlaczego? Myśli, że ją uderzę?
Czy wyglądam tak jakbym miała zamiar kogoś uderzyć? Nie chcę nikogo uderzyć, ledwo stoję.
Wszystko się zamazuje, kiedy obracam się i patrzę na plecy Justina z drugiego końca recepcji.
Myślę o tym jak się porusza niczym drapieżnik, kiedy mnie bierze, kiedy kocha się ze mną.
Widzę jego oczy w moim umyśle, sposób w jaki obserwuje jak dochodzę dla niego.
Wyobrażam go sobie rozciągniętego na hotelowym łóżku podczas, gdy dziesiątki kobiet zaspokajają go, jego karmelowe oczy... moje karmelowe oczy... obserwują jak one też dochodzą dla niego.
I wtedy dociera do mnie, że mógł nawet nie być karmelowy. Mógł być czarny. Justin w swojej najsurowszej formie, spięty, w manii, lekkomyślny jak nigdy.
Bo nie jest normalny. Nawet nie zbliża się do normalności. Jest nie tylko pieprzonym
Justinem 'Riptidem' Bieber'em... jest dwubiegunowy i kołysze się między jednym wachlarzem
nastroju, a drugim. Kiedy jest w manii, czasami nie pamięta, co robi. A w miesiącu, w którym
odeszłam był w bardzo dużej manii. Jego oczy, czarne i tajemnicze, desperacko patrzące na
mnie ze szpitalnego łóżka…
Moje wnętrze skręca się tak, że aż czuję jakby płuca zatkały mi gardło, gdy przypominam sobie jak próbował wyciągnąć respirator i zatrzymać mnie.
Z sercem walącym w rytmie 'walcz albo uciekaj', lokalizuję Riley'a na drugim końcu recepcji, a on wpatruje się w swój telefon. Przypominam sobie jak nie tak dawno wprowadzał grupkę błyszczących, pięknych kobiet do apartamentu Justina... żeby go 'rozweselić', kiedy miał czarny epizod.
Zanim mogę się powstrzymać, ruszam w jego kierunku jak pocisk, moje pięści trzęsą się przy bokach.
- Ile dziwek przyprowadziłeś do łóżka Justina, Riley?
- Słucham?- Opuszcza telefon w kompletnym zamieszaniu.
- Pytałam ile…dziwek…przyprowadziłeś do jego łóżka. W ogóle był świadomy tego, co im robił?
- Spogląda na szerokie plecy Justina, a potem łapie mnie za łokieć i zaciąga na bok, blisko wind.
- Nie masz prawa wyrażać opinii na ten temat, Brooke. Pamiętasz? Odeszłaś! Odeszłaś, kiedy leżał połamany w pieprzonym szpitalu. Pete niańczył twoją siostrę na odwyku narkotykowym, a mi ledwo udało się pozbierać wszystkie kawałki tego, co twój list…co twój pieprzony list…mu zrobił! Coś, czego nigdy, przenigdy nawet nie będziesz w stanie pojąć! Na wypadek gdybyś zapomniała, Jus ma zaburzenia nastroju. Musiał zostać wyciągnięty z pieprzonej ciemno...
- Hej. - Justin odciąga go chwytając za kołnierzyk i zaciska pięść tak jakby chciał go podnieść.
- Co ty kurwa robisz? - Riley wyrywa się z uścisku i patrzy gniewnie, poprawiając krawat w tej swojej głupiej marynarce Boss’a.
- Próbowałem wytłumaczyć Brooke, że podczas jej nieobecności nie było tutaj tak szczęśliwie jak teraz.
- Justin wpycha palec w pierś Riley’ego.
- Koniec z tym. Łapiesz? - Riley zaciska szczękę a Justin wbija palec w jego pierś tak mocno, że tamten musi zrobić krok w tył.
- Łapiesz?- Żąda. Riley potakuje krótko.
- Taa, łapię.
Justin bez słowa, owija rękę wokół mojej szyi i kieruje mnie do windy.
Ale przez całą podróż windą, moje wnętrze ściska się z bólu mimo, że próbuję powiedzieć sobie, że nie mam prawa tak się czuć.
Kiedy wchodzimy, gapię się na nasz apartament, ale tak naprawdę nic nie widzę. To nasz nowy dom. Nasz pokoje hotelowe zawsze były jak dom, ale nie są moim domem. Mój dom jest daleko stąd. Moim domem jest teraz ten mężczyzna. I muszę zaakceptować fakt, że kochanie go może mnie złamać. Znowu i znowu, kochanie Justina złamie mnie.
Kiedy walczy i dostanie więcej ciosów niż jest w stanie znieść...złamię się. Kiedy jest dla mnie czuły i
daje mi całą miłość, na którą nie zasługuję... złamię się. Kiedy ma epizod, jego oczy robią się czarne i nie pamięta rzeczy, które powiedział czy zrobił… złamię się.
-Podoba ci się pokój, petardko? -Ciepło jego ciała otacza mnie, gdy podchodzi od tyłu i obejmuje mnie ramionami. Jest mi ciepło. Jestem chroniona.
- Chcesz pójść na bieżnię, kiedy się ściemni? -Jego usta ocierają zgłębienie między moją szyją, a obojczykiem i ten lekki jak piórko dotyk powoduje bolesne pulsowanie mojego serca. Czuję jakbym połknęła cały ogród pełen ostrych kaktusów, kiedy podciągam kołnierz mojej koszuli i obracam się.
- Pieprzyłeś się z innymi kobietami?
Nasze oczy spotykają się i przebiega mnie znajomy dreszcz, gdy wpatruję się w jego twarz. Na moje życie, nie mogę rozpoznać, co myśli.
- Zdaję sobie sprawę, że nie mam prawa pytać.- Przeszukuję głębiny jego oczu, a one przeszukują moje z taką samą intensywnością.
- Zerwaliśmy, prawda? To był koniec. Ale… spałeś z nimi? -Czekam, a jego oczy zaczynają migotać.
On. Się. Uśmiecha!
- To liczy się dla ciebie?- Pyta zarozumiale z jedną wysoko uniesioną brwią.
- Jeśli z kimś spałem? -Furia i zazdrość bulgoczą we mnie tak szybko, iż chwytam poduszkę z kanapy i uderzam nią w jego pierś, wybuchając.
- A jak myślisz, cholerny palancie? - Chwyta poduszkę i odrzuca ją z łatwością.
- Powiedz mi jak bardzo to się liczy.- Niegrzeczny błysk w jego oczach powoduje tylko, że mocniej zaciskam zęby i rzucam kolejną poduszkę w jego stronę.
- Powiedz mi!
- Dlaczego?- Unika poduszki i idzie w moją stronę, kiedy zaczynam się cofać. Jego oczy są pełne rozbawienia.
- Zostawiłaś mnie, petardko. Zostawiłaś mnie ze słodkim listem, który bardzo ładnie powiedział mi, żebym się pieprzył i miał miłe życie.
- Nie! Zostawiłam cię z listem, który powiedział ci, że cię kocham! To było coś, czego ty nie powiedziałeś mi dopóki do ciebie nie wróciłam i nie wybłagałam, żebyś mi powiedział.
- Jesteś teraz tak cholernie urocza. Chodź tutaj.- Łapie mnie za tył głowy i wciąga w swoje ramiona. Potrzebuję całej swojej siły, żeby się uwolnić.
- Justin. Śmiejesz się ze mnie! - Mówię marnie.
- Powiedziałem chodź tutaj. - Znowu bierze mnie w ramiona, a ja obracam głowę i dygoczę próbując się uwolnić.
- Justin, powiedz mi! Proszę, powiedz mi, co zrobiłeś?- Błagam. Przyciska mnie do ściany i opiera czoło o moje, jego wzrok jest całkowicie terytorialny.
- Podoba mi się, że jesteś zazdrosna. Czy to dlatego, że mnie kochasz? Czujesz, że jestem twoją własnością?
- Puszczaj. - Mówię z gniewem.
Podnosi jedną opaloną dłoń i dotyka mojej twarzy tak delikatnie jakbym była ze szkła.
- Bo ja tak. Całkowicie czuję, że jesteś moją własnością. Jesteś moja. Nie puszczę cię.
- Mówiłeś mi 'nie'. - Mówię wrząc wewnętrznym zranieniem.
- Miesiącami. Umierałam z twojego powodu. Szalałam. Ja…doszłam…jak pieprzona idiotka! Na twojej
pieprzonej nodze! Odmawiałeś mi…a ja umierałam po trochu każdego dnia pragnąc cię.
Masz więcej silnej woli od Zeusa! Ale kiedy tylko przyprowadzają ci kobietę pod drzwi…chwilę po tym jak mnie nie ma, pierwsze dziwki, które ci przyprowadzają… -Uśmiech pozostaje na jego twarzy, ale światło w jego oczach przyćmiło się, teraz w jego wzroku widać zawziętą intensywność.
- Co byś zrobiła, gdybyś tu była? Powstrzymałabyś to?
- Tak!
- Ale gdzie byłaś?-Mój oddech robi się nierówny.
Opuszcza głowę i patrzy głęboko w moje oczy, tym razem z ciekawością.
- Gdzie byłaś, Brooke? - Duża, ciepła ręka owija się wokół mojego gardła a kciukiem głaszcze mój puls.
- Byłam rozbita. - Krzyczę z mieszaniną złości i bólu.
- Złamałeś mnie.
- Nie. Ty. Twój list. Złamał mnie.- Śmiech zniknął z jego wzroku. Przesuwa opuszek kciuka w górę mojego gardła, potem z miłością sunie nim po zagięciu mojej szczęki, aż w końcu niczym piórko głaszcze moje usta.
- Co z tego, jeśli musiałem pocałować tysiąc ust, żeby zapomnieć o tych?
Słychać pukanie do drzwi, ale nasze walczące ze sobą energie są skupione jak rakiety na swoich celach. Jest zbyt zajęty uwięzieniem mnie między swoimi ramionami, a ja jestem zbyt zajęta łamiącym się w środku sercem. Nienawidzę tego, że to właściwie ja trzymam topór za to, że się rozstaliśmy. Wiem, że potrzebuje seksu, gdy jest maniakalny. Wiem, że odeszłam. Nie miałam prawa do Justina ani niczego, co powiedział czy zrobił.
Więc sama złamałam sobie serce, kiedy odeszłam i teraz rzeczywistość tego, co się stało, gdy byłam nieobecna, wraca do mnie i dalej je łamie. Stoję tutaj z wielką gulą w gardle i wypuszczam powietrze tak mocno jak zionący ogniem smok.
Odsuwa się, żeby otworzyć drzwi i wciąga do środka walizki, z którymi stoi goniec hotelowy. Kiedy próbuję przejść, Justin łapie mnie za tył koszuli i mówi.
- Chodź tutaj, uspokój się już. -Odpycham jego rękę i nie wiem czy chcę pozwolić mu mnie uspokoić czy nie. Jestem niedorzeczna. Zerwaliśmy. Odeszłam. Osobą, na którą jestem teraz zła, którą chcę teraz uderzyć, jestem ja sama. Moje wnętrze wykręca się z bólu, gdy podtrzymujemy wzrok.
Wycieram łzę kierując się w kierunku otwartych drzwi, gdzie Justin kontynuuje wciąganie reszty
bagaży do środka.Wiem, że to ja to wszystko spowodowałam.
Myślałam, że byłam silna i próbowałam chronić siebie, więc zraniłam siebie, zraniłam jego i całą kupę ludzi, bo byłam silna i myślałam, że mogę ochronić go i moją siostrę... a zamiast tego wszystko spieprzyłam. Ale jestem tak zraniona w środku, że chcę tylko zamknąć się gdzieś i dobrze wypłakać.
Wyobrażam sobie błyszczące dziwki, wchodzące do tego pokoju hotelowego, gdy nawet nie był w pełni świadomy i wiem, że zwymiotuję.
Odzywam się do gońca hotelowego.
- Dziękuję. Mógłby pan zawieźć tą torbę i walizkę do innego pokoju? -Facet potakuje i pcha wózek z powrotem w kierunku windy.
- Dokąd idziesz?- Pyta Justin, kiedy wychodzę na korytarz.Nabieram powietrza i obracam się.
- Chcę dzisiaj spać z Diane. Nie czuję się najlepiej i wolałabym, żebyśmy porozmawiali o tym kiedy…kiedy…się uspokoję. - Mówię z ściśniętym gardłem. Śmieje się.
- Nie mówisz poważnie. -Kiedy podchodzę do windy i wciskam przycisk, jego śmiech szybko znika.
Gdy wsiadam do środka z gońcem, jeszcze się powstrzymuję przed wymiotowaniem i łzami.
Młody facet uśmiecha się do mnie i pyta.
- Pierwszy raz w tym hotelu? -Potakuję i przełykam.
Kiedy tylko docieram do pokoju Diane, wybucham łzami. Wnosi walizki do środka i zamyka drzwi.
- Brooke, nie chciałam sprawić kłopotu! Myślałam, że wiedziałaś. Fanki i kobiety...zawsze tak było, chyba że ty jesteś w pobliżu. Tak mi przykro.
- Diane, zerwałam z nim! Tak! Rozumiem, że to moja wina. Wszystko to moja wina. Nawet to, że stracił mistrzostwo.
- Brooke. - Diane próbuje mną kierować i sadza mnie na łóżku.
- Przyszły i poszły. To nie było…
Wycieram oczy, ale moja niedola ciąży jak stal.
- Żył tak zanim się pojawiłam. Nie wiem, czego się spodziewałam, kiedy odeszłam. Myślałam, że zajmie mu trochę czasu zanim wróci na koń, wiesz? Ale wiem, że bezradność i smutek to nie Justin. Byłby…
Lekkomyślny. Maniakalny. Albo sprawiałby kłopoty. Albo niszczyłby rzeczy. Ale, co jeśli czuł się podle i był zdołowany? Zostawiłam go, żeby sam to znosił, a Pete i Riley poradzili sobie z tym tak jak zawsze.
- Wypływają ze mnie świeże łzy.
- Mów dalej. - Zachęca Diane. Podskakuje, kiedy słyszę telefon w pokoju.
- Tak Justin. - Szepta do słuchawki, a potem się rozłącza.
- Jest w drodze tutaj. Chce, żebym otworzyła drzwi albo je wyważy.
- Nie chcę go widzieć będąc w takim stanie. - Płaczę podciągając nosem, chwytam chusteczkę jak gdybym umiała ukryć fakt, że płaczę jak dziecko.
Czuję jak się zbliża niczym tornado, a Diane otwiera szeroko drzwi.
- Diane. - Mówi niskim pomrukiem, potem przedziera pokój i staje przede mną, zwiniętą w kulkę na łóżku. Jego oczy są ciemno karmelowe z emocji.
- Ty. - Mówi otwierając dłoń. - Chodź ze mną.
- Nie chcę. - Mówię wycierając spływającą łzę.
Jego nozdrza drgają i widzę, że ma problem z kontrolowaniem siebie.
- Jesteś moja i potrzebujesz mnie, więc proszę kurwa, chodź ze mną na górę. -Opuszczam głowę i wycieram łzę podciągając nosem.
- W porządku, chodź tutaj.- Podnosi mnie.
- Dobranoc, Diane. - Kopię, a on chwyta mnie i przyciska do siebie mówiąc mi do ucha.
- Kop i drap ile sobie chcesz. Krzycz. Uderz mnie. Przeklinaj mnie od najgorszych. Nie będziesz spała dzisiaj nigdzie indziej niż ze mną.
- Wnosi mnie do windy, a potem do naszego pokoju. Zamyka drzwi kopnięciem.
Upuszcza mnie na łóżko i zdejmuje T-shirt. Jego muskuły uwypuklają się przy tym silnym ruchu i widzę
każdy cudowny centymetr jego pięknej skóry...skóry, którą jakaś inna kobieta dotykała, całowała i lizała. Nowy przypływ zazdrości i niepewności wbija się we mnie niczym noże.
Krzyczę jak wariatka i kopię, kiedy wyciąga ręce i zaczyna mnie rozbierać.
- Ty dupku, nie dotykaj mnie!
- Hej, hej, posłuchaj mnie. - Uwięził mnie swoimi ramionami i wzrokiem.
- Szaleję za tobą. Bez ciebie, byłem w piekle. W piekle. Przestań być niedorzeczna. - Mówi ściskając moją twarz.- Kocham cię. Kocham cię. Chodź tutaj.
Sadza mnie sobie na kolanach. Nie spodziewałam się jego delikatności. Spodziewałam się awantury, żebym mogła dać upust moim emocjom, ale rozbraja mnie. Zamiast ryczeć w jego ramionach, gdy mnie przytula, jego usta otwierają się przy moim uchu i słyszę jego łagodny, ale stanowczy i pełen żalu głos.
- A myślałaś, że jak dobrze będę sobie radził, kiedy odejdziesz? Myślałaś, że to będzie dla mnie łatwe? Że nie będę czuł się samotny? Zdradzony? Cholernie okłamany? Wykorzystany? Porzucony? Nic nie warty? Martwy? Myślałaś, że nie będzie dni, kiedy nienawidziłem cię bardziej niż kochałem za to, że mnie rozszarpałaś? Tak myślałaś?
- Zostawiłam dla ciebie wszystko. - Płaczę tak ranna, oplatam się ramionami i prowadzę fizyczną walkę, żeby trzymać się w kupie.
- Odkąd cię poznałam, chciałam tylko być twoja. Powiedziałeś, że jesteś mój. Że jesteś moim…moim… Prawdziwym. - Pojękuje łagodnie i mocno przyciska mnie do siebie.
- Jestem kurewsko najprawdziwszą rzeczą, jaką kiedykolwiek będziesz miała. -Moje łzy dalej płyną, gdy patrzę w jego oczy i oczy Justina są takie piękne. Są brązowe i czułe, oczy które widzą prawdziwą mnie, oczy które wiedzą o mnie wszystko. Już się nie śmieją tylko odzwierciedlają trochę bólu, który czuję. Nie mogę już na nie patrzeć i zakrywam twarz, bo ogarnia mnie szloch.
- To powinnam była być ja za każdym razem. - Mówię.
- To powinnam była być tylko ja, wyłącznie ja.
- Więc nie mów mi kurwa, że mnie kochasz i nie zostawiaj mnie. Nie mów mi kurwa, żebym zrobił cię moją, a potem nie uciekaj przy pierwszej okazji, kiedy kurwa nie patrzę. Nawet nie mogłem cię złapać. Czy to było uczciwe wobec mnie? Nawet nie mogłem stanąć na moich cholernych nogach i zatrzymać cię. - Szlocham mocniej.
- Obudziłem się, żeby przeczytać twój list zamiast cię widzieć. Byłaś wszystkim, co chciałem widzieć. Wszystkim. Co. Chciałem. Widzieć.
Tak boleśnie jest słuchać jego słów, że nawet nie mogę mówić przez łzy.
Chyba płaczę tak długo, aż zasypiam na jego kolanach, i kiedy się budzę w środku nocy, moje oczy i głowa bolą od płaczu. Jestem naga. Dociera do mnie, że rozebrał mnie tak jak zawsze to robi, a jego skóra jest gorąca przy mojej. Jego nos zakopany jest w zagięciu mojej szyi i ramienia. Czuję jego ramiona wokół mnie i przysuwam się bliżej mimo, że to boli.
Jesteśmy obiektami wzajemnego cierpienia i wzajemnego spokoju. Przyciąga mnie bliżej siebie i słyszę jak wącha mnie tak jakby był to ostatni raz. Zanim się orientuję, wącham go tak samo mocno.
__________________________________________________________________________________
Uh Oh kłopoty w raju....
Tak, Justin otworzył się prze Brooke i powiedział jak się czuł po jej odejściu.
Jak myślicie czy Rip spał z dziwk*i ? :o
Pytacie mnie czy będę przekładać inne części... odpowiedź brzmi, nie.
Pisze własne opowiadanie, mając blokadę zaczęłam przekładać moją ulubioną książkę na JBFF
Po skończeniu tej części, wracam do mojego opowiadania na blogerze i na wattpad.
Do następnego Miśki!!
xx
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem co mam napisać :D Cudowny jak zawsze! ☺
OdpowiedzUsuńPopłakałam się... To był taki smutny rozdział
OdpowiedzUsuńSmutny, ale prawdziwy...
Nie! Ja chyba umrę jak nie będę tego czytała! Musze se kuzwa kupić książki! Jak cb ni będzie co ja będę czytać? No co do cholery? Och wiem co! Będę czytała to opoowiadanie od początku! Cudowny!
OdpowiedzUsuńO mój Boże uwielbiam jak sie cos dzieje.
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział! Jestem ciekawa co stanie sie pózniej i czy szybko Brooke pogodzi sie z Justinem. Czekam z niecierpliwoscią na następny <3
Omg *.* i love this to jedyne słowo które pasuje mi do tego opowiadania <3 do następnego :***
OdpowiedzUsuńGenialny. Po prostu brak słów. Mysle ze Rip nie przespal sie z zadna z tych dziwek.
OdpowiedzUsuńZ.A.J.E.B.I.S.T.Y. *_*
OdpowiedzUsuńPopłakałam się
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko 3 część:( <3
BŁAGAM DODAJ JUTRO ROZDZIAŁ JA NIE WYTRZYMAM BEZ PRZECZYTANIA CO SIE STANIE DALEJ, KOCHAM TOOO :'((((( ❤️
OdpowiedzUsuńNie może być ciągle idealnie. Justin jest tu strasznie zaborczy, kocha Brooke i nie może bez niej wytrzymać to jest piękne i trochę straszne.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko dodasz rozdział:)
Kocham ten rozdział (❤️)
OdpowiedzUsuńTo było takie uczuciowe. Po raz pierwszy Justin się otworzył...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zostawisz nas tak czekających :)
Genialny rozdział ;) Czekam na nexta :))
OdpowiedzUsuńKocham to tłumaczenie i Remiego xD <3
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj rozdział :'(
OdpowiedzUsuńkomentuje pierwszy raz i nie wiem co pierwsze chce napisać bo pewnie i tak wszystko będzie bałaganem. tłumaczenie najlepsze jakie czytalam genialne ciekawe rozdziały są świetnej długości nie są nudne i dobrze się je czyta. Zero błędów. Po prostu idealne. Musisz dużo pracy wkładać w ten blog gdyż naprawdę zdania nie są trudne do pojęcia i nie trzeba wracać po raz kolejny by wiedzieć o co chodziło.
OdpowiedzUsuńTen rozdział mnie rozwalił. Strasznie mi sie podoba to jak Brooke reaguje i to jak Justin się zachwuje. Najlepsze polaczenie charakterów ever. Nie wiem czy będzie chciało ci się to czytacbale dziewczyno jesteś genialna i dziękuje Ci za to tłumaczenie. Nie wiem co zrobię gdy skonczysz tą część ale sadze znaczne czytać oryginał
chciałabym przeczytać twojego bloga którego sama piszesz podasz link może?
życzę cierpliwości i weny w pisaniu swojego opowiadania x
jeszcze raz dziękuje za tłumaczenie tego FF @whatnow_
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńŚwietne tłumaczenie!! Podziwiam za wytrwałość i czekam na następny boski rozdział (:
OdpowiedzUsuńOmg jaka akcja •.• tak samo bym zareagowała na miejscu brooke xd czekam na kolejny x
OdpowiedzUsuńBoże kocham to!!!
OdpowiedzUsuńCoraz to ciekawsze rozdziały!!! Potrzebuje nowego <3333
OdpowiedzUsuńNic ująć nic dodać, idealny!
OdpowiedzUsuńDlaczego nie będziesz przekładać reszty części? :(
OdpowiedzUsuńZazdrość Brooke >>>>
OdpowiedzUsuńTo tłumaczenie jest najlepsze, kropka koniec ������ ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj? :(
OdpowiedzUsuńBŁAGAM NIE UMIEM DŁUŻEJ CZEKAĆ :'(
OdpowiedzUsuńHuhh nieźle └(^o^)┘
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńFabula jest wciągająca. Cieszę sie ze przekładasz książkę na ff, to naprawdę dobry pomysł! Będę twoim stałym czytelnikiem! :) Do następnego xo
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńTylko jedno ~ awsome! ❤️ / kk
OdpowiedzUsuńNajlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam!
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj? :)
OdpowiedzUsuń