wtorek, 18 sierpnia 2015

7. Miasto grzechu.

Oto następny rozdział, który osobiście nie lubię ;(


Teraz jesteśmy w Mieście Grzechu, a jego oczy wróciły do swojego zwyczajowego, elektrycznego, przenikliwego karmelu.
Obudził się całkowicie brązowy po tym jak dowiedział się, że się spodziewamy. Spodziewamy. Się.
Nie spaliśmy tej nocy. Justin był twardy, ssał mnie, ja ssałam jego, pieścił mnie palcami, kładł swoją rękę na mojej, żebym go pieściła, gdy on pieprzył mnie palcami.
Następnego dnia oboje jesteśmy dobrze wypieprzeni i niewyspani, gdy spotykamy się z doktorem, który usunął moją kapsułkę antykoncepcyjną. Ten uprzejmy człowiek przypomniał mi, że po pięciu latach każda 'rzecz na ramię' musi zostać zmieniona. Moja miała już pięć i pół roku, co za wstyd i przyznaję, że czułam się głupio, iż kompletnie zapomniałam to policzyć. Zwłaszcza, że zapewniałam Justina że jestem na antykoncepcji. Ale potem widzę jego migoczące i zadowolone z siebie karmelowe oczy, które cicho drażnią się ze mną, mówiąc że zrobiłam to celowo.
- Cóż, mogłeś używać prezerwatyw. - Szepnęłam, patrząc złośliwie.
- Z tobą?- Prycha. Potem trąci mnie w żebra.- Jesteś moja.
- Pani antykoncepcja nie działała już od jakiegoś czasu i ciało potrzebuje trochę czasu, aby zwiększyć produkcję hormonalną, choć pani wydaje się dobrze sobie radzić. - Powiedział doktor, a potem przekazał nam datę porodu, która szczęśliwie będzie miała miejsce prawie dwa miesiące po zakończeniu sezonu.

Przysięgam, że Justin wyglądał tak uroczo w gabinecie lekarskim: silny i atletyczny w swoim sportowym ubraniu. Siedział na krześle obok mojego i słuchał z uwagą tego, co mówił doktor. Wiele terminów mogło być po chińsku dla nas obojga. Ale wyglądał na zaciekawionego i zmartwionego tym czy będę mogła biegać. I ile powinnam jeść? Ile gram protein? Ile węglowodanów? Lekarz wyglądał na zmieszanego przez jego pytania dotyczące szczegółowej wagi, a ja tylko chciałam pocałować mojego faceta za to, że poszedł ze mną na tą wizytę. Kłamstwo.
Nie chciałam go tylko pocałować. Chciałam przycisnąć moje piersi do jego klatki piersiowej aż sutki przestałyby mnie boleć i chciałam zmieszać moje usta z jego, usiąść na jego członku i ujeżdżać go do Australii i z powrotem. Jeśli Justin jest szalenie podniecony moją ciążą, to ja nawet nie zacznę opisywać, co robi mi kombinacja jego cielesnych, karmelowych oczu i moich szalejących hormonów. Teraz jest zdeterminowany, żebym poszła powąchać jedzenie, przez które nie zrobi mi się niedobrze i wtedy będę mogła zacząć jeść za dwoje. Martwię się, że utuczy mnie do rozmiarów słonia, więc jeśli chce bym jadła, to raczej wolałabym jeść świeże i pożywne produkty niż śmieciowe żarcie. No i o to jesteśmy, Diane i ja. Przechadzamy się po Whole Foods na Bulwarze Las Vegas.
Na zewnątrz sklepu widać bilbordy gier, kobiet i alkoholu. To Las Vegas, kochanie! Ale żadne z nas nie robi niczego, co musiałoby 'tutaj zostać'. Justin kopie tyłki na siłowni, w zasadzie to Trener zwiększył ilość jego godzin treningowych.
Pakuje więcej mięśni i robi się jeszcze bardziej wyrzeźbiony, a cały zespół zgadza się, że Skorpion nie zasługuje na nic innego jak Riptide’a w najlepszej formie podczas finału. Więc moja bestia trenowała dziewięć godzin, a ja rozpieszczałam się trochę dłuższym snem rankami, a potem dołączałam do niego w siłowni nim skończył. Je proteiny jak szalony i Trener włączył mu do jadłospisu koktajle z L-glutaminą, by zachować masę mięśniową. Więc teraz pomagam Diane wybrać najlepsze jedzenie dla jego ciała i umysłu. Pete mówi, że jeśli Skorpion znowu będzie chciał pieprzyć mu w głowie, to musimy się upewnić  że Justin wystarczająco dużo śpi, odpowiednio ćwiczy i właściwie je...żeby był tak stabilny jak to możliwe. Szczególnie bardzo potrzebuje tłuszczów omega-3.
Dzisiaj kupujemy tyle świeżego jedzenia dla mojego T-rexa, że potrzebujemy dwóch wózków. Zaliczamy każdy kąt sklepu, kupując owoce, warzywa, najlepsze sery, ciemną czekoladę, kiełki i orzechy. Potem kierujemy się do części z białkiem i zamawiamy alaskańskiego łososia królewskiego, króla pośród ryb, z jak najmniejszą ilością toksyn jaką może mieć ryba. Kiedy czekamy na zapakowanie kilku kilogramów ryby, oglądam główkę jednego z uroczych brokułów, które mamy w jednym z wózków. Kiedyś nazywałam je 'małymi drzewami', a Melanie 'zielonymi rzeczami'. Mówiła tak na wszystko co było zielone... jedynym powodem, z którego jadła warzywa był kolor. Mel kocha kolory.
- Moja babcia nauczyła mnie wszystkiego, co wiem o jedzeniu. Dietą wyleczyła mojego dziadka z depresji. - Mówi do mnie Diane.
Zamawiamy też trochę krewetek złapanych na wolności i wszystko inne, co zostało złapane na wolności, a facet obsługujący stanowisko pakuje je.
- Raz miałam depresję. - Mówię nagle, patrząc na oko nieżywej ryby.
- To niefajna sprawa.
- Ty? Brooke, patrząc na ciebie nigdy bym nie pomyślała. Czy stało się coś, co to spowodowało?
- Chyba moje życie zmieniło się zanim byłam na to gotowa. - Wzruszam ramionami i uśmiecham się do niej smutno.
- Nie mogłam uwierzyć w rzeczy, które pojawiały się w mojej głowie tamtymi dniami. - Przyznaję.
- Wszystko wydawało się takie bezcelowe. Takie nużące. Ciężko myśleć, że ktokolwiek może sam z tego wyjść.
- A ty jak to zrobiłaś?- Naciska.
- Nie wiem, myślę, że jakaś mała część mnie zdawała sobie sprawę, że to nie był mój mózg. To tylko kolejny organ, taki jak nasze nerki czy wątroby. - Trzeźwo potakuje w zrozumieniu, więc dodaję, mimo, że to brzmi szalenie.
- Mój mózg chciał, żebym umarła, ale w jakiś surrealistyczny sposób, czułam jak moja dusza walczy.

Czasami nie potrafię przestać myśleć i porównywać; kiedy ja miałam depresję raz w życiu przez dwa miesiące, Justin przechodzi przez to bez przerwy, zatacza ten krąg znowu i znowu, podnosząc się i upadając. Każdy, kto przez to przechodzi jest wojownikiem.
Tak samo jak jego najbliżsi, którzy walczą razem z nim. Przysięgam, że dusza Justina jest taka silna… Wiem, że kiedy zapada się w mroczny wir, to właśnie jego dusza pokonuje depresję. Cała ta gotująca się w nim energia jest zbyt potężna, żeby nie powrócić. Jak… prąd odpływowy.
- Jakie to uczucie?- Szepcze Diane, gdy mężczyzna w końcu oddaje nam worki z lodem.
- Wiesz, że kiedy dostajesz jakieś wizualne albo słyszalne bodźce, albo kiedy czegoś dotykasz, to twój mózg dyktuję odpowiedź do zmysłów. - Mówię jej.
- Widzę cię i mój mózg momentalnie wysyła odpowiedź na twój widok, którą w moim przypadku są komfort i szczęście. Ale podczas mojej depresji, widziałam rzeczy, normalne rzeczy, a odpowiedzi,
które wysyłał mój mózg nie pasowały do siebie. To było szaleństwo.
- Brzmi jak szaleństwo!- Zgadza się.
Uśmiecham się, zabieramy lód od mężczyzny, dziękujemy i pchamy nasze wózki alejką w kierunku mięs i serów. Dodaję.
- Ja to widzę tak. Nasze mózgi to lekarze, a nadnercza to apteki wypełniające recepty. Możesz oglądać reklamę ze śmiejącymi się dziećmi, a niezrównoważony umysł szybko przepisze niepokój i łzy. Nawet jeśli to logicznie nie ma sensu... to bez znaczenia. Taką receptę dostało twoje ciało.
- Naprawdę mi przykro, Brooke. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się jakie to musi być uczucie.
- Dodajemy do naszych wózków trochę organicznego sera koziego, mleko kokosowe, mleko migdałowe i tłuste mleko krowie.
- Kazali mi brać tabletki, ale to tylko pogorszyło sprawę. Jedyną rzeczą, która mi pomogła była rodzina, Melanie, ćwiczenia i słońce.
- Wiem, że naszego faceta dopada taki stan kilka razy w roku. - Szepcze Diane, oglądając etykietkę na organicznym jogurcie greckim.
- Wiedziałam, że coś z nim jest, tylko nie znałam diagnozy dopóki chłopcy nie powiedzieli mi, kiedy był hospitalizowany po raz ostatni. - Nagle znowu zostaję przeniesiona do szpitala, do Justina, który próbował mi coś powiedzieć. I do mnie, która uciekła… a potem on, próbujący jakoś sobie radzić z tysiącem kobiet w jego łóżku. Przysięgam, że głęboko mnie to boli, tak głęboko, dokładnie tam, gdzie mieści się moja dusza. Zanim się orientuję, oplatam ręce wokół brzucha jak gdybym czuła go tam. We mnie. W naszym dziecku.
- Jest niesamowitym bokserem. - Mówi Diane z podziwem, a jej oczy połyskują dumą.
- Cały ten wysiłek jaki wkłada, żeby być zdrowym. Musiałaś zauważyć, że Justin nigdy nie je czegoś, co nie jest całkowicie dobre dla jego ciała. Przenigdy. - Burczy mi w brzuchu, gdy przypominam sobie jego zdrowe, olbrzymie śniadanie i porównuję je z wodą mineralną i krakersami, które stanowiły moje. Rankami nie potrafię utrzymać niczego w żołądku, nawet moich rozpływających się w ustach, organicznych daktyli bez pestek. Ale oczywiście, że zauważyłam jak Justin dobrze je. Je najczystsze jedzenie i utrzymuje swoje ciało w najbardziej naturalnym stanie z możliwych. Kocham to. Kocham to
jaki jest i z jaką uprzejmością traktuje swoje ciało po tym jak wymaga od niego maksimum przez wiele godzin, każdego dnia. A potem patrzę na Diane i naprawdę ją widzę.
Widzę jak dobrze rozumie go ta prawie czterdziestoletnia kobieta z dużym uśmiechem i życzliwymi oczami, która emanuje aurą komfortu. Całe to ciepło, która umieszcza w każdym naszym hotelowym apartamencie i wiem, że tak dobrze zajmuje się Justinem, równie dobrze mogłaby być najbliższą matce osobą, jaką kiedykolwiek miał. Impulsywnie puszczam wózek i przytulam ją, szepcząc.
- Dziękuję ci. Dziękuję, że o niego dbasz, Diane.
- Och, ba! Jak mogłabym nie dbać, kiedy on tak dobrze się mną zajmuje? Jeśli myślisz, że to ja dbam o niego, to nawet nie wiem co powiedzieć o rzeczach, które on zrobił dla nas, zawsze kiedy tylko słyszy, że czegoś potrzebujemy. Nawet przyszedł na pogrzeb mojej matki. - Przerywa, widząc moje zaskoczenie. Kiedy stajemy przy kasie i zaczynamy wypakowywać zakupy, dodaje.
- On nawet nie ma matki, takiej prawdziwej, ale wiedział, że mnie moja obchodziła i przeleciał przez trzy stany na jej pogrzeb. Nie powiedział ani słowa, tylko przytulił mnie na końcu, ale samo to, że tam był…
- Jej głos niespodziewanie się załamuje i tak bardzo dobrze rozumiem jak trafia do niej ciche wyrażenie uczuć przez Justina, że moje gardło także robi się zbyt ciasne.
- Tak się cieszymy z powodu dziecka. - Wypala, zmieniając temat.
- Wszyscy. Pete. Riley. Trener. Jesteśmy tacy podekscytowani z powodu tego malutkiego dziecka. Uważamy, że to wszechświat oddaje Justinowi coś dobrego i czystego, naprawdę.
- Obchodzi mój wózek jakby chciała jakoś nawiązać kontakt z dzieckiem, a potem ma moment wahania zanim mnie dotyka. Sięgam po jej rękę i powoli rozkładam ją na moim płaskim brzuchu. Szepczę do niej.
- Nie wiedziałam jak bardzo chciałam tego dziecka dopóki nie dowiedziałam się , że on nadchodzi. - Jej brwi unoszą się w całkowitym zaintrygowaniu.
- On? - Mam to przeczucie. Nie wiem czy to szósty zmysł, który powinny mieć kobiety. Gdy myślę o tym dziecku, instynktownie wyobrażam sobie  małego Justina. Nie wiem dlaczego ani niby jak to wiem, ale to dla mnie tak samo pewne jak miłość jego ojca. Potakuję podekscytowana.
- On.
~~~~

Vegas jest kompletnie wciągnięte w Riptide’a.
Młodzi studenci oblegają arenę, a dziewczyny? Dziewczyny są najgłośniejszą, najbardziej rozskakaną grupą młodych kobiet z jaką kiedykolwiek się spotkałam. Lecą na niego tak bardzo, że cała moja zazdrość, która jak odkryłam, jest spotęgowana do potęgi dziesiątej przez hormony ciążowe, została w pełni wypuszczona w moje wnętrze. Dziewczyny krzyczą i nawet słyszę jak mówią o nim za mną...
o tym jak duże są jego ręce i co to oznacza.
Pete chyba też to usłyszał, bo chichocze przy moim boku i kręci swoją lokowaną głową.
Po drugiej stronie ringu i na lewo, grupa przyjaciółek jest ubrana w czerwone koszulki.
Na każdej z nich mieści się jedna litera i właśnie ćwiczą wstawanie w tym samym czasie, tak żeby wszyscy widzieli wypisane RIPTIDE !
Jest nawet jeden wykrzyknik dla dziewczyny, dla której zabrakło litery.
Kiedy w końcu zbliża się jego walka, już zdążyłam poobserwować każdą z tych panienek z zaciśniętą szczęką, a potem, nagle je kocham, bo one też go kochają, a on zasługuje na uwielbienie.
Czego ja chcę? Żeby wiwatowały na cześć takiego dupka jak Skorpion? Nie, do diabła!
Więc proszę. Chyba pokonałam moją zazdrość na ten wieczór.
W zasadzie, pokonałam ją tak ładnie, że kiedy go wywołują, czuję się tak niespokojna jak fani.
- Riiiiptiiiiiiiidee!- Krzyczy prowadzący z całym entuzjazmem, który u każdego prowadzącego jest zarezerwowany tylko dla niego.
- Ludzie, jeden, jedyny! JEDEN JEDYNY! - Pojawia się jak piękny czerwony piorun, a potem wskakuje na ring. Jest silny jak wół, ale aerodynamiczny jak cholera. Kiedy zdejmuje szlafrok, a on trzepocze w powietrzu, gdy podaje go Riley’owi, prawie czuję go na mojej skórze. Ta satyna na mnie, kocham jak mnie obejmuje i pachnie nim.
- A teraz, Joey 'Człowiek Pająk'! Który dzisiaj przeraził swoich przeciwników! - Zanim Człowiek Pająk wchodzi na ring, Justin  patrzy na mnie swoimi płonącymi, karmelowymi oczami. Pożądanie zbiera się między moimi nogami. Przez głowę przelatuje mi ostatnia noc. Wiem, co myśli- czuję to w sobie. Nie wiem, co mnie do niego zespala, ale na pewno coś. I kiedy testosteron pędzi przez jego ciało, widzę, że jest gotowy do walki i myśli o tym, że go obserwuję. I to go podnieca. I będzie walczył tak jak ma to w zwyczaju, a potem przeleci mnie tuż po. Tak jak lubi. O Boże, nie mogę się doczekać. Mogę obwiniać ciążę ile chcę, ale tym, który jest odpowiedzialny za rozpalanie mnie najmniejszym spojrzeniem jest on.
- Ten skurwysyn jara się tobą. - Mówi Pete.
- Da sobie radę. - Odpowiadam. Justin mówi mi, że walka to w połowie głowa, w połowie ciało i może ma rację, ale kiedy patrzę na walczącego Justina, jestem w stanie postawić całą siebie, że walczy całym sercem. Moje serce bije mocniej przez niego, gdy obserwuję jak styka rękawice z przeciwnikiem i oboje się przygotowują.
Słychać znajome dzwięk gongu i publiczność milknie. Tak naprawdę nie ma znaczenia ile razy widziałam jak walczy, zawsze jestem oczarowana tym jak się rusza. Oboje stają na środku i rozgrzewają się. Wiem, że Justin stosuje inną strategię z każdym przeciwnikiem. Z niektórymi się bawi. Z innymi przechodzi od razu do ciosu. Czasami ich wymęcza i oszczędza uderzenia na przeciwników o ciężkich rękach, ale dzisiaj zaczyna uderzać szybko, tak szybko, że słyszę tylko wysyłane do Człowieka Pająka puu puu puuf!... do mężczyzny, który dzisiaj przeraził swoich przeciwników... a teraz chwieje się w tył po pierwszej minucie.
- Kochamy cię, Riptide!- Krzyczą dziewczyny
- R-I-P-T-I-D-E-!- Znokautuj go dla nas!
- Za każdym razem, kiedy tu jesteś, walczy jak szaleniec.- Dodaje Pete.
Słowo 'szaleniec' tu nie pasuje. Jest maszyną.
Walka toczy się pełną parą, a uciski w moi brzuchu ledwo pozwalają mi dobrze nabrać powietrza.
Jego mięśnie uwydatniają się, gdy robi hak lewą ręką, a potem się zasłania.
Człowiek Pająk pudłuje, a Justin kontratakuje. Wymierza kilka ciosów zarówno prawą jak i lewą ręką, potem kończy prostym, który wbija się w Człowieka Pająka jak szybko poruszająca się ściana.
Człowiek Pająk chwieje się. Justin odskakuje i pozwala mu odetchnąć. Drugi mężczyzna atakuje.
Justin robi zmyłkę i jego nieszczęsny przeciwnik robi zamach za zamachem, pudłując za każdym razem, gdy Justin robi unik i wraca, żeby uderzyć go w brzuch, w żebra, a potem w szczękę.
Kiedy używa swojego najpotężniejszego ciosu i robi hak prawą, Człowiek Pająk jest już spocony, zakrwawiony i śmiertelnie zmęczony. Potyka się.
Obserwuję jak Jus czeka aż wstanie i jestem pewna, że wszystkiego kobiety na stadionie krzyczą i patrzą uwodzicielsko na tą samą rzecz, co ja. Na to... jak kropelki potu spływają po umięśnionym torsie Justina. Jak tatuaże na jego ramionach połyskują cienką warstwą potu i są tak samo ciemne jak jego włosy. Jak pojawiają się te seksowne dołeczki, kiedy uśmiecha się do siebie za każdym razem, gdy zakołysze swoją ofiarą.
Dziewczyny R-I-P-T-I-D-E-! rozmawiają ze sobą pomiędzy krzykami, tak jak Mel i ja, kiedy widzimy jak walczy. Dwie z nich, P i T, skaczą razem tuląc się do siebie, bo wierzę, że pożądanie to już za dużo.
O Boże, to za dużo nawet dla mnie. A podobno on jest mój. Ale po prostu nie mogę w to uwierzyć. Widzę go, dotykam, całuję, kocham i dziewięćdziesiąt dziewięć procent mnie nie może uwierzyć, że ktoś tak nieuchwytny, złożony i męski jak on, może do kogoś należeć... nawet, jeśli mnie kocha.
Jeden prawy hak i głośny plask na podłogę później, ramię Justina zostaje podniesione w powietrze przez arbitra. Dysząca pierś, wygłodniałe, szukające mnie karmelowe oczy. Oczy, które przypalają mnie aż do kości. Nie uśmiecha się. Jego nozdrza drgają. Moje serce wali i całe ciało przygotowuje się na to, co zaraz zobaczę w jego oczach.
- Chcecie więcej?- Słyszę krzyk przez głośniki.
- Jesteście gotowi na WIĘCEJ?
Publiczność krzyczy, dziewczyny R-I-P-T-I-D-E-! krzyczą, a Justin patrzy na mnie łapiąc oddech, jego jaskrawe brązowe oczy szukają mnie i postawię wszystko, że pieprzy mnie w swojej głowie. Moje wrażliwe piersi robią się jeszcze cięższe, a kiedy staje do walki z kolejnym przeciwnikiem, moja płeć zostaje zalana i zaciska się, gdy widzę jego naprężające się mięśnie, to jak obmyśla strategię swoim mózgiem. Umieram, żeby mieć go tylko dla siebie tego wieczoru, jego język w moich ustach, robiący to, co robi. Jego we mnie, ujeżdżającego mnie mocno i szybko albo wolno i głęboko…
Chcę po prostu poprzytulać się z moim lwem i dać mu całą tą miłość, której nikt na świecie
nie dał mu oprócz mnie. Tłum narzeka.
- Daleeeej, Riptide!!!!!

Pragną podniecenia, które zawsze dostarcza i jestem pewna, że Justin chce go dostarczyć. Spogląda na mnie i nie wiem, co spodziewa się zobaczyć w moim wzroku, ale cokolwiek to jest, wydaje się to dostać. Zerka na swojego kolejnego rywala, młodego boksera, którego nigdy wcześniej nie widziałam i zanim się orientuję, dostarcza trzy szybkie ciosy z prędkością światła, W bok, w środek i kończy ciosem podbródkowym w szczękę. Facet upada.
- TAK!- Syczy Pete, wybijając ramię w powietrze.
- TAKTAKTAAAAAK! - Całe pomieszczenie krzyczy 'Riptide', a ja siedzę w bezruchu na moim krześle.
Ból zaczyna się pulsowaniem i zamienia w skurcz. Obejmuję brzuch rękami i przesuwam się na siedzeniu.
- Riiiptiiiiiiiiiiidee! Jeszcze raz daję wam Riiiiiptide’a! - Jego ramię zostaje wyciągnięte do góry w zwycięstwie i zauważam rozcięcie na środku jego pełnej dolnej wargi. Pokazuje mi swoje dołeczki, jego oczy migoczą i umieram chęcią zlizania tej kropli krwi i posmarowania jego ust maścią. Potem pojawia się kłujący skurcz i lekko się zginam, a kiedy wprowadzają kolejnego przeciwnika, już nawet nie patrzę.
Jest mi bardziej niż niedobrze.
Moje płuca zaciskają się, gdy zerkam w górę i widzę jak pracuje każdy istniejący na świecie mięsień, jego ramiona falują i wyginają się. Widzę go, ale ciągle wracam do mojej głowy. Bardzo zmartwiona. Zastanawiam się, co mi jest.
- Pete, muszę w tej chwili iść do łazienki. - Mówię głosem, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałam. Jest przerażony, naprawdę przerażony i drży.
Pete wstaje z oczami utkwionymi na ring i rozkojarzony idzie za mną do brudnych, prowizorycznych łazienek. Czekam w kolejce przez kilka minut, i gdy nadchodzi moja kolej, by wejść do małego,
plastikowego domku, ściągam majtki, które wydają się być lepkie. Widzę, że są przemoczone
czerwienią, jak gdybym miała obfity okres.
- O Boże. - Mówię.
Robię tysiąc uspokajających oddechów, ale nie działają i zamiast tego czuję przenikliwą, mdlącą rozpacz. Przez kilka minut próbuję się pozbierać, potem wychodzę i chociaż próbuję wyglądać na pozbieraną do końca walki. Pete szczerzy się do mnie.
- Stara, nigdy nie widziałem, żeby ktoś rzygał tyle co ty. Ile kilogramów schudłaś?
- Chodźmy usiąść. - Mówię. Idę powoli lekko zgięta, bo stanie boli jeszcze bardziej i moje ciało instynktownie chce, żebym się skuliła. Opuszczam się na moje miejsce z ekstremalną ostrożnością, a Justin nadal jest na ringu.
- Justin!- Wołają.
Wygląda na to, że czeka na następnego przeciwnika, jego głowa jest obrócona w kierunku Pete i moim, jak gdyby czekał aż wrócimy na nasze siedzenia. Kiedy mnie widzi, puszcza do mnie oko. Potem jego błyszczące brwi ściągają się na oczy i baczniej mi się przygląda.
Nagle chwyta liny ringu i zeskakuje na dół. Publiczność ożywa, kiedy dociera do nich, że zamierza wykonać swoją zwyczajową intrygę... jak zawsze, gdy schodzi z ringu.
- Ju-stin! Ju-stin! Ju-stin! - Skanduje tłum, a kiedy widzą, że idzie w moim kierunku... i że ta cała wieża tężyzny, siły i testosteronu zbliża się do mnie.. zmieniają melodię na:
- Pocałunek, pocałunek, pocałunek! - Bierze mnie w ramiona. Publiczność szaleje i moje serce też.
Ale on spogląda na mnie z uwagą i z niepokojem.
- Co się dzieje?
- Krwawię. - Mówię płaczliwie.
~~~~

 Kolejne pół godziny jest zamazane.
- Idź po samochód. - Instruuje Pete’a Justin, gdy wynosi mnie z areny.
Słowo 'Riptide' nadal dzwoni w tle, kiedy wychodzimy na świeże powietrze Vegas i na parking przed magazynem w którym dzisiaj mieści się Podziemie. Wkłada mnie na tył Escalde’a, a Pete siada za kółkiem i wbija przyciski w GPS-a szukając najbliższego szpitala. Słyszę jak mówię gorączkowo.
- Nie stracę go. Nie stracę twojego dziecka.

Justin nie słyszy mnie. Trzyma mnie i rozmawia z Pete’m ściszonym głosem, mówiąc mu że ma skręcić w prawo, na ostry dyżur. Natomiast ja dalej mówię moim najbardziej zdeterminowanym głosem.
- Nie stracę go. Ty chcesz tego dziecka, ja chcę tego dziecka. Dobrze się odżywiam, ćwiczę, ty dobrze się odżywiasz, ćwiczysz. -Wnosi mnie do szpitala i podchodzi do recepcji, domagając się uwagi. Kiedy przywożą wózek, mówi do pielęgniarki za nim.
- Proszę powiedzieć, gdzie mam ją zabrać. -Pod uchem słyszę bicie jego serca i nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby biło tak mocno. Puum, puum, puum.
Wnosi mnie do pokoju, kładzie na łóżku i trzyma za rękę trochę za mocno, podczas gdy dwie pielęgniarki i jeden lekarz sprawdzają co ze mną. Pete czeka na zewnątrz. Dzięki Bogu, bo moje nogi są rozchylone i czuję się okropnie nieswojo, że Justin widzi mnie w takim stanie. Ale on patrzy na nasze splecione ręce, jak gdyby dla niego też było to bardzo niezręczne. Lekarz odsuwa się, zdejmuje rękawiczki i mówi do niego.
- Pana żona jest we wczesnej fazie poronienia. -Kiedy mój mózg próbuje zrozumieć sens tego, co słyszę, obracam się na bok i oplatam ręką brzuch w pozycji embrionalnej. Kręcę głową nic nie mówiąc, tylko kręcę głową, bo…nie. Po prostu…nie.
Jestem zdrową, młodą kobietą. Zdrowe, młode kobiety nie tracą dzieci od tak.
Lekarz odciąga Justina na bok i mówi do niego niskim tonem, a ja podnoszę głowę, żeby spojrzeć na jego twarz. To twarz moich marzeń i przysięgam, że nigdy nie zapomnę jego zawziętej miny, gdy powiedział do doktora ściszonym głosem.
- To niemożliwe. -Doktor dalej mówi, a Justin kręci głową z zaciśniętą szczęką. Nagle wygląda na
młodszego i bardziej bezbronnego niż kiedykolwiek. Boże, wygląda na tak przybitego jak pewnie tego dnia, gdy powiedzieli mu, że został wyrzucony z boksu i już nigdy więcej nie będzie walczył zawodowo.Przesuwa ręką po twarzy i opuszcza ją na bok. Pociąg paniki, jadący w mojej głowie,
nabiera takiego tempa, że wyciągam ramię z łóżka i słyszę swój dławiący się strachem głos.
- Co on mówi? Co on mówi? -Justin zostawia lekarza w pół zdania i podchodzi do mojego boku, momentalnie zamykając moją dłoń w swoich dużych, szorstkich rękach. Nawet nie mogę przebrać w słowa, co czuję na ten kontakt. Przebiega mnie horda uspokajających substancji chemicznych i moje
oczy zamykają się, gdy desperacko chłonę to uczucie mojej małej ręki w jego większych. Nie ma skurczy. Nie ma niczego. Nawet strachu.
Tylko suche ręce Justina na moich, i jego stabilna siła, wsiąkająca we mnie. Pochyla się i zaczyna całować moje kłykcie, a ja wzdycham miękko, obracając głowę w jego stronę z pijanym uśmiechem.
Nie dowiaduję się, dlaczego nie odwzajemnia uśmiechu.
Ani dlaczego wygląda na tak przejechanego, dopóki nie zabiera mnie z powrotem do hotelu i nie wzywa kolejnych dwóch lekarzy.

__________________________________________________________________________________

Ale nie martwcie się :)
Pocieszę was tym że Brooke i Justin nie strącą bobaska... .

Do następnego Miśki!
xx

32 komentarze:

  1. Ja tu prawie zawału dostałam, a Ty piszesz, że nie stracą dziecka?!
    Przynajmniej tyle dobrego! Mam nadzieję, że jak najszybciej dodasz nowy rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. JAPERDOLE już myślałam, ze stracą dziecko. Jezu jak moje serce biło, jeszcze jak na początku napisałaś, ze nie lubisz tego rozdziału to wiedziałam, ze bedzie cos z dzieckiem. Może zycie Brooke bedzie zagrożone jesli nie usunie dziecka. Ta niewiedza zabija. Rozdział cudowny! Czekam z niecierpliwoscią na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już rozumiem dlaczego napisałaś, że nie lubisz tego rozdziału :( Ja też go nie polubiłam:((
    Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny, ale smutny :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, ze dziecku nic nie jest, ale żeby się nie okazało, ze urodzi się jakieś chore albo coś się stanie Brooke. Ale chyba stało się coś poważnego :/ Nie mam pojęcia :D Dodawaj szybko nowy! Do następnego :))))/nixababy

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje, ze Brooke nic nie bedzie i bobasowi :( Jestem ciekawa o co chodzi. Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja nie chce zeby oni mieli bachora, wszystko sie zjebie przez to lol, nie czytam juz tego:((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'bachor' nie zbyt ładne słowo aby określić dziecko :/
      JellyBoo
      xx

      Usuń
  8. PŁACZE PROSZE SZYBKO NASTĘPNY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. BŁAGAM CIE NA KOLANACH, PROSZE DODAJ JUTRO NASTĘPNY, JA MUSZĘ WIEDZIEĆ CO JEST GRANE :'( NIE WIEM JAK DŁUGO WYTRZYMAM W TYM CIERPIENIU NIECIRPLIWOSCI. BŁAGAM CIE :'( KOCHAM TO I BEDE JUTRO PRZEZ CAŁY DZIEŃ SRAWDZAC CZY DODAŁAS I JESLI JEDNAK DODASZ TO BEDE CIE KOCHAŁA DO KOŃCA ŻYCIA ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stu % się zgadzam z osobą nade mną!!! Błagam Cię dodaj rozdział jak najszybciej!!!

      Usuń
  10. Rozdział MEGA!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Płaczę!!! Nie mam pojęcia co się dzieje. Ale boję się w UJ!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Biedna Brooke :/ Niech wszytko bedzie ok z dzieckiem. Czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  13. CUDO! <3
    Jak zwykle rozdział świetny <33 Warto było czekać!
    Już nie mogę się doczekać kolejnego:)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy ty chcesz abym ja zawału dostała?! Dawaj nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Uff dobrze, ze nie stracą bobasa. Rozdział zajebisty!!!! Czekam na kolejny :P

    OdpowiedzUsuń
  16. świetny rozdział!:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham cie za to, że to tłumaczysz <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Rewelacyjny ;) Czekam z zapałem na nn ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. Może dziecko jest zagrożone przez te skorpiony grr. Mam jednak nadzieje, ze nie :// Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  20. Najlepsze tłumaczenie jakie kiedykolwiek czytałam! Pozdrawiam i czekam na następny ❤️

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedy następny? :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Cudowny ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  23. Niech wszystko bedzie dobrze :( kocham!!

    OdpowiedzUsuń
  24. Boskie tłumaczenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Kiedy następny? <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Dodasz dzisiaj? ❤️

    OdpowiedzUsuń