środa, 16 grudnia 2015

12. No to ruszamy.


Dwa dni później dalej jesteśmy w tym samym pokoju hotelowym i budzę się z
boską radością, kiedy widzę, że mnie obserwuje. Jest podparty na jednym
ramieniu jego mięśnie uwypuklają się. Seksowne, brązowe włosy sterczą, a na twarzy widać
leniwy, zmysłowy uśmiech mężczyzny który został zaspokojony prawie do śpiączki. Wygląda tak seksownie w tym łóżku, że chcę jeść go łyżeczką. Mruczę i obracam się twarzą do niego.
- Nie chcę wstawać z tego łóżka.- Szepczę przesuwając palcem po jednym z jego celtyckich tatuaży.
Głaszcze moje ramię z tak lekką jak piórko czułością, która jest prawie nie do zniesienia. Całuje moje ucho.
- Do kogo należysz?- Pyta łagodnie. Po raz kolejny jego oczy mówią mi, że do niego.
- Do ciebie. -Sięga i przyciska mnie do siebie tak mocno, że tracę oddech.
- Dokładnie! -Wydobywa się ze mnie dziwny śmiech, który brzmi podobnie do chichotu.
- Nigdy nie przestaniesz mnie o to pytać, co? Och nienawidzę cię! Słyszałeś to? Przez ciebie zachichotałam.
Przypina mnie pod swoje wielkie ciało, śmiejąc się, a ja uderzam go pięścią w pierś.
- Cholera, zachichotałam przez ciebie, a nawet nie powiedziałeś niczego śmiesznego!
- Zajebiście mi się to podobało. Zachichotaj jeszcze raz.
- Nigdy!- Śmieję się i to brzmi jak przeklęty chichot.
Nienawidzę chichotać, ale szczera radość w jego tańczących karmelowych oczach
wypełnia mnie takim szczęściem, że moja klatka piersiowa wydaje się być zdetonowanym
granatem. On dalej się śmieje, a ja dalej chichoczę.
Kiedy już trzeźwieje, ogląda moją twarz, centymetr po centymetrze, i kiedy powietrze
zmienia się między nami, nasze uśmiechy znikają. Jego ciało przygniata moje. Jego mięśnie
piersiowe rozpłaszczają moje piersi. Jego ciężar więzi mnie. Tak bardzo to kocham, nawet
jeśli nabranie powietrza boli. Jego oczy robią się lekkie od miłości, gdy przysuwa się bliżej i przyciska usta do moich na trzy cudowne bicia serca. Nie używamy języków, tylko nacisk miękkich, suchych ust, tak pełnych miłości że mogę prawie lewitować.
Moje ręce wędrują po jego muskularnych łopatkach.
- Kiedy wyjeżdżasz?- Pytam.
- Tak późno jak to możliwe, żeby zdążyć na kolejną walkę. - Ból i rozczarowanie zdają się być widoczne na mojej twarzy, bo chwyta mnie mocniej, gdy obraca się na plecy i zabiera mnie ze sobą.
- Jesteś szczęśliwa tutaj? Dobrze cię traktują?- Wącha moją skroń.
- Nikt nie traktuje mnie ani nie rozumie tak jak ty. Poza Mel.
- A twoi rodzice?
- Kochają mnie.- Tylko tyle mówię. Już chcę powiedzieć, że w tej chwili mogą nie być za
bardzo szczęśliwi z powodu naszych okoliczności, ale potem patrzę w oczy tego mężczyzny i dociera do mnie że on nie ma rodziców, którzy go wspierają i dbają o niego. Uzmysławiam sobie jakie mam szczęście.
- Czy czułeś się niekochany, kiedy twoi rodzice nie wrócili?- Pytam go.
- Nie, niekochany. Niezrozumiany. -Mówi słabo, tak jakby nic to dla niego nie znaczyło, jakby był to tylko fakt. Fakt, który łamie mi serce za każdym razem, gdy o tym myślę.
- Och, Justin. Tak mi przykro. Nienawidzę ich za to, co ci zrobili. -Wstaje i chwyta swoje spodnie od dresu. Wiem, że będzie chciał iść jeść... oczywiście.
- Dlaczego? Nie cierpiałem. Dlaczego jest ci przykro? I tak będę dobrym ojcem.- Mruga
do mnie.
- Właśnie dlatego, że byli tacy gówniani, to ja będę dobrym ojcem. -Jego oczy błyszczą i chce mi się płakać, gdy oboje patrzymy na mój brzuch. Naprawdę cieszymy się na to dziecko, choć go nie planowaliśmy. Może jesteśmy młodzi i głupi, młodzi i zakochani, ale jesteśmy też pełni nadziei, że razem stworzymy rodzinę. Że po prostu będziemy razem.
Słyszę walenie do drzwi i marszczę brwi. On też patrzy pochmurnie, a potem wskazuje
na mnie palcem.
- Zostań.- Idzie otworzyć, a ja zakopuję twarz w poduszce. Nienawidzę tego, że dzisiaj znowu wyjeżdża. Rozmawiałam z moją lekarką i nalega, żebym nie podróżowała do zakończenia pierwszego trymestru, więc jeszcze dwa i pół tygodnia.
Kiedy słyszę głosy, chwytam szlafrok, zawiązuję pasek wokół talii i wychodzę.
Justin widzi mnie ubraną w jego bokserski szlafrok i reaguje tak jak zawsze... prawie
czuję jak osacza mnie w swojej głowie i pieprzy tak jak nie byliśmy w stanie się pieprzyć
odkąd zaszłam w ciążę. Pete wygląda tak jakby nie spał od wielu dni.


Justin nadal pieprzy mnie wzrokiem, jego usta są ułożone w czystej, męskiej
satysfakcji, jak zawsze kiedy mam na sobie jego ubrania. Zgina palec i powoli przyzywa mnie do siebie. Moje serce rozpływa się i podchodzę do niego, świadoma tego że obserwuje mnie wyciągając rękę.
Wyciągam moją a on chwyta moje palce i przysuwa mnie do swojego boku, gdzie
zaczynam nerwowo masować jego mięśnie, kiedy rozmawia z Pete.
Ale jestem tak skupiona wpychaniem się w jego twarde ciało, że zajmuje mi kilka
sekund zanim rejestruję ciszę. Ciszę tak absolutną, że dałoby się słyszeć upadającą szpilkę.
- Co się dzieje?- Przestaję robić to, co robię, podczas gdy mój wzrok skacze pomiędzy
nimi. Pete luzuje węzeł swojego krawata.
- Mam złe wieści. -Ziarno strachu kiełkuje głęboko w moim wnętrzu.
- Jakie złe wieści? -Patrzy na podłogę i przeczesuje ręką włosy. Dociera do mnie, że Justin gapi się na mój profil. Jego karmelowe oczy obserwują mnie z taką intensywnością, że małe ziarenko strachu w moim żołądku zamienia się w pełni rozwiniętą roślinę.
- Chodzi o Skorpiona.- Mówi Pete. Jedno słowo i moje serce wali jak młot.
- Co ze Skorpionem?- Z olbrzymią siłą powraca obrzydliwe, pełzające uczucie na mojej
skórze. Nienawidzę o nim myśleć. Rozmawiać o nim. Nienawidzę jego imienia.
Ale Justin jest tutaj. Bezpieczny. Jest bezpieczny, prawda? Jego oczy osadzają się na mnie. Wyglądają na… zmartwione. Cholera.
Jest mi zimno. Jestem sparaliżowana. Zamarznięta.
- Nora spędziła z nim noc. - Dodaje Pete, głosem absurdalnie chłodnym, prawie jak u
robota. Jego słowa martwią mnie w tak głęboki, przerażający sposób, że to cud iż dalej mam
tyle komórek mózgowych, by pojąć co mówi. Moja siostra.
- Cały ten czas spędzili w pobliskim hotelu. Wyszła z nim, inną kobietą i trzema
zbirami. Są w drodze na lotnisko. Najwyraźniej jest bilet na jej nazwisko.
- Wyjeżdża z nim?- Cofam się, bo tak mocny jest to cios.
- Nie może z nim wyjechać, ta… ta… niewdzięczna gówniara!
- Petardko…- Mówi Justin, ale jestem zbyt nakręcona, by słuchać.
- O mój Boże. Jest głupią, bezmyślną, nierozważną debilką! Nie mogę uwierzyć…
 - Wkurzam się, podczas gdy Justin jest spokojny i zamyślony. Ramiona
skrzyżowane tak aż tatuaże wydają się być rozciągnięte do maksimum, stopy lekko
rozstawione w walecznym nastroju, oczy połyskujące skupieniem. Jak on, wojownik może
myśleć kiedy ja chcę w coś przywalić? Zrobił dla Nory wszystko w moim imieniu. Wszystko.
I Pete! Pete jest w niej zakochany.
Oczy palą mnie od gorących łez frustracji a umysł kręci się, odtwarzając każdą chwilę z
ostatnich tygodni. Rozmowę, kiedy otworzyła się w sprawie Skorpiona a ja byłam zbyt zaniepokojona Justinem i dzieckiem żeby zwracać uwagę. Byłam tak pochłonięta moimi
myślami. Przeoczyłam znaki. Ale jakie znaki? To nie może dziać się naprawdę!
Idę po komórkę i włączam ją, oglądając wszystkie aplikacje w poszukiwaniu wiadomości. Mam tylko SMS-y od Mel, Kyle’a i Pandory, ale żadnej od Nory. Wybieram jej numer, Pete chodzi w jedną i w drugą a Justin cicho mnie obserwuje ze skrzyżowanymi ramionami.
Jego brwi są nisko ściągnięte na oczy jak gdyby próbował to wszystko rozwikłać.
- Nie podoba mi się to, Jus.- mówi Pete, bezsilnie krążąc dookoła i kręcąc głową.
Wygląda na tak sponiewieranego jakby dopiero co walczył z krokodylem.
- Jeśli Nora powie mu o ciąży Brooke i że jest tutaj, bo ma reżim łóżkowy, będzie tak samo bezbronna jak gdyby była z nami w trasie. Z tym tylko wyjątkiem, że nie będzie cię tutaj, by jej bronić. Może cię zranić, stary.
- Poczta głosowa. - Przerywam prawie do siebie. Potem się rozłączam i znowu
wybieram numer.Nic.
Boże, co jest z nią nie tak? Ten facet przysłał mi pudełko pełne skorpionów! Nie ma żadnych skrupułów. Nie chce niczego więcej jak znowu zadrzeć z Justinem. I znowu użyje do tego mojej siostry. Czy ona nie zdaje sobie z tego sprawy?


Kiedy wkładam telefon do kieszeni szlafroka zauważam, że Justin obserwuje mnie z
mocno zmarszczonymi brwiami. Wiem, że podoba mu się to jeszcze mniej niż mnie i wiem,
że też doszedł do tych samych wniosków. Powrót Nory do Skorpiona w tym konkretnym momencie nie może być zbiegiem okoliczności. Skorpion jakoś ją zwabił.
Znowu chce jej użyć. A ja za nic w świecie nie pozwolę, żeby mojemu facetowi znowu stała się krzywda. Za nic.
- Chcę jechać z tobą w trasę. - Gadam. Nagle nie czuję się już bezpieczna. Jestem w ciąży,
jesteśmy rozdzieleni… Justin ma ten mocno opiekuńczy błysk w oczach. Nie wiem, co zrobi ale moje instynkty opiekuńcze w stosunku do niego, naszego dziecka i do mnie, buzują z pełną siłą.
- Chcę jechać z tobą w trasę. - Powtarzam.
- Chodź tutaj.- Mówi łagodnie i wyciąga rękę.
Po trzech krokach jestem już w jego ramionach. Nawet niedźwiedzie tak nie przytulają. Czuję się otoczona wszystkim czym jest, kiedy szepcze.
- Kiedy możesz pojechać ze mną?- Jego ręce są ciepłe i spokojne, gdy odchyla mi głowę
do tyłu.
- Brooke, kiedy?- Ponagla łagodnie.
- Za osiemnaście dni.- Za całe wieki. Jego oczy połyskują zaborczo i potakuje.
- Jestem tutaj. O dziesiątej rano, osiemnastego dnia. W porządku? -Co mogę odpowiedzieć? Dzisiaj wyjeżdża i wszystko jest popieprzone. Moje oczy trochę pieką,
więc opuszczam głowę żeby tego nie zauważył.
Gniewne warknięcie wyrywa się z niego, kiedy odsuwa się ode mnie.
- KURWA JEGO PIERDOLONA MAĆ! - Chwyta włosy w pięści i obraca się do Pete.
- Wycofujemy się z tego sezonu. Puści ją, kiedy dowie się że już nie walczę. Zostanę tu, gdzie jestem potrzebny. Odwołaj to do narodzin mojej córki. - Kiedy dociera do mnie, co robi, łapię go za grube ramię i trzymam aż na mnie spojrzy.
- Justinie Bieberze!- Jego szczęka jest zaciśnięta z determinacją a ja jestem przytłoczona paniką.
- Obiecuję ci wszystkim czym jestem i co do ciebie czuję że nie pozwolę, by cokolwiek, cokolwiek stało się mi czy temu dziecku. Cokolwiek.- Chwytam jego twarz w ręce i przebiegam kciukiem po ciemnym zaroście na jego szczęce.
- Nie będziemy cię hamować. Nie mogłabym żyć ze sobą. Ty masz tam iść. I walczyć. I wygrać. Zaufaj mi. Wybieram ciebie. Kocham moją siostrę, ale ciebie kocham bardziej. Pomożemy jej, kiedy będziemy mogli ale nie twoim kosztem! Już nie. Tym razem jej nie wybiorę. Wybieram ciebie. -Zaciska ręce w moich rozpuszczonych włosach i patrzy prosto na mnie.
- Nie każę ci wybierać.- Moje oczy znowu pieką.
Miażdży moje usta mocnym pocałunkiem, a potem wpatruje się z determinacją w
moje oczy wzrokiem, który mnie pali.
- Będę ratował ją tyle razy ile będzie tego potrzebowała. Dla ciebie. -Stalowy błysk w jego wzroku napawa mnie niepokojem.
- Nie- Jęczę. Nie, już nawet nie wiemy, co się dzieje.Ściska mnie mocno.
- Musisz wyłączyć dla mnie twojego ducha walki, petardko. Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna w każdej sekundzie każdego dnia. Nigdzie nie chodź sama. Nie odbieraj telefonów od żadnych numerów oprócz naszych i Melanie. Nie przyjmuj żadnych przesyłek. Nie wierz w nic, co o mnie przeczytasz lub usłyszysz. Żadnych kontaktów z siostrą
bez mojej wiedzy. - Jego oczy skanują moją twarz jak gdyby upewniał się, że nic mi nie jest i nie jestem ranna. Potem maszeruje do naszej sypialni a ja idę za nim. Chwyta jakieś ubrania i rzuca mi jedną ze swoich koszulek.
- Chcę z nimi porozmawiać.
- Co? Z kim?
- Z twoimi rodzicami.- Podchodzi i odchyla mi głowę do tyłu, jego szczęka jest zaciśnięta z determinacją.
- Przywiozłem cię tutaj, żebyś była bezpieczna, chroniona, żeby się tobą zajęto. Chcę porozmawiać z twoimi rodzicami. Chcę, by spojrzeli mi w oczy i dali słowo że się tobą zajmą. Postawię ochroniarza przy twoich drzwiach, jednego przy windach i
jednego w mieszkaniu. Nie kłóć się ze mną.- Powstrzymuje mnie zanim mogę zacząć.
Zakrywam twarz z gniewnym piskiem frustracji.
- Dlaczego rozmawiamy o mnie? To ja martwię się o ciebie!- Krzyczę, opuszczając ręce.
- Justin, on chce pieprzyć ci w głowie. Przysięgam, że jeśli ktokolwiek cię skrzywdzi to zranię go dziesięć razy bardziej! Klepie mnie w tyłek.
- Jestem dużym chłopcem. A teraz chodźmy poznać twoich rodziców.
- Nie mogłam przeżyć tego, co zrobiłeś ostatnim razem! Teraz to jej decyzja.
- Teraz nie będzie tak jak ostatnio.
~~~~~

Czekamy na rodziców w moim salonie.
Obmyśliłam wszystko w głowie. Chciałam ich chronić, chciałam chronić Norę, ale koniec końców już nie chcę nikogo okłamywać. Moi rodzice zasługują na prawdę, nawet jeśli
będzie bolała. Nie będę siedziała z boku i patrzyła jak oceniają i powstrzymują się przed  ciepłymi uczuciami w stosunku do Justina, bo wierzą że mnie zrani. A to ja, ja go zraniłam moim błędnym poczuciem heroizmu, chcąc ocalić siostrę. Boże, ale co jeśli nie da się jej ocalić? Co, jeśli jest tak daleko, że nigdzie nie wróci. A jeśli nawet i będzie jak prawdziwa
narkomanka, znowu w to wpadnie a potem znowu i znowu?
Kiedy przyjeżdżają moi rodzice, prawie w ogóle na mnie nie patrzą.. ich oczy od razu
kierują się za mnie i w górę na twarz Justina. Mój ojciec najeża się.
- Ty jesteś jej chłopakiem? Tym, który ją zapłodnił, a potem porzucił na naszej wycieraczce?
- Justin obchodzi mnie i patrzy z góry na mojego tatę.
- Tak, to ja.- Kładzie rękę na moim brzuchu, dodając.
- Lepiej, żebym to był ja. -Wypuszczam powietrze.
- To ty. A teraz wszyscy trochę się uspokójmy.
- Ja nie jestem spokojny.- Odpiera Justin niskim głosem, kiedy patrzy na mojego ojca a
potem na matkę.
- Była sama. Jeśli chciałbym, by była sama to nie przywiózłbym jej do domu.
- Justin, nic mi nie jest. Tato, odpuść i usiądź.- Chwytam Jusa za nadgarstek a on pozwala się odciągnąć do salonu. Rodzice idą za nami. Siada obok mnie i kładzie rękę na
moim brzuchu. Nabieram powietrza i spoglądam na rodziców.
- Mamo, tato. Nora was oszukała. Nie podróżowała po świecie. Spotykała się z mężczyzną na którego wołają Skorpion. Nie była na Hawajach ani w Timbuktu. Podróżowała z nim w tym samym czasie gdy ja podróżowałam z Justinem. Skorpion też jest bokserem. - Moja matka zakrywa ręką usta, ale i tak nie udaje jej się stłumić przerażonego odgłosu.
- Skorpion karmił Norę narkotykami i tym samym przywiązał ją do siebie. Żeby mogła odzyskać wolność, Justin oddał mistrzostwo. I myślę że w tym roku też może potrzebować
naszej pomocy. -Oczy mojej matki kierują się na moją prawą stronę i w górę a ojciec nawet nie mruga, bo przez cały czas gapi się tylko na Justina. Czując te wszystkie napięte mięśnie obok mnie wiem że Justin także go obserwuje.
- Och, Noro. - Wzdycha ciężko moja matka, łapiąc się za głowę.
- Podłożyłeś się dla małej Nory?- Nagle pyta go tata. Mój ojciec jest trenerem i szanuje
sportowców.
- Przegrałeś dla niej? - Justin śmieje się lekko i pochyla, opierając łokcie na kolanach.
- Nie. Przegrałem dla Brooke. -Mój tata natychmiast wstaje i Justin robi to samo w ten swój powolny, lwi sposób.
- Justin, myślę że źle zaczęliśmy.- Ojciec obchodzi stolik do kawy i wyciąga rękę. Jego cała wrogość rozpłynęła się. Wygląda teraz o tysiąc kilo lżej i nawet lekko się uśmiecha.
- Jestem Lucas Dumas. -Justin nawet nie zerka na rękę... od razu ją chwyta i potrząsa mocno, jego głos jest zachrypnięty z emocji.
- Jestem Justin.

_________________________________________________________________________________

Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę że w końcu dodałam rozdział!!
Jestem już chyba na stałe w Niemczech, a dostęp do laptopa mam ograniczony, wręcz muszę czatować kiedy nie jest okupowany :/
Wkurza mnie to, ale nic z tym nie mogę zrobić -_-

* Jeśli nie zdążę dodać nowego rozdziału przed świętami lub końcem nowego roku...

Chcę życzyć wam:
Zdrowych i radosnych świąt, 
pełnego za oknem białego puchu, 
dużo uśmiechu na twarzy, 
i oczywiście....
aby Gwiazdor o was nie zapomniał! :)

Mam nadzieję że chociaż na chwile wpadnę tutaj, aby móc wam złożyć życzenia na nowy rok :)

Do następnego Miśki!!
xx

środa, 21 października 2015

11. Siostry i przyjaciele. Part II


Jego zapach otula się wokół mnie i całkowicie poskramia. Chcę uderzyć go w pierś i
powiedzieć, żeby mnie puścił, bo nadal jestem trochę zła, ale moje palce są złączone za jego silną szyją z lęku upadku. Jestem nieruchoma w jego uścisku, chłonę jego ramiona wokół mnie. To miłe uczucie. Przerażająco miłe. Jego wypukłe bicepsy wciskają się w moje boki, grube przedramiona połyskują całunem potu, tak jak reszta jego ciała. Reszta pięknego, irytującego, skomplikowanego jego.
- Dobrej zabawy, Brooke. - Mówi Melanie z błyskiem w oku i klepie mnie po ramieniu,
szepcząc do ucha.
- Stara, w życiu nie widziałam takiej iskry w oczach faceta. Ale cię przeleci.
- Kiedy jesteśmy już w szatni, Riley wita mnie z podekscytowanym uśmiechem.
- Hej, Brooke! Bo skoro Jus mocno cię trzyma to zakładam, że jesteś Brooke?- Mówi, podając Justinowi małą torbę sportową.
Justin potakuje i szepta coś do niego, a potem wynosi mnie na zewnątrz i woła taksówkę. Zamiast zabrać mnie do domu, ochryple mówi taksówkarzowi nazwę hotelu dwie przecznice stąd. Jest odwodniony, więc otwiera torbę, wyciąga wodę z elektrolitami i zaczyna zachłannie pić. Wolną ręką wciąga mnie na swoje kolana. Jego uścisk zacieśnia się wokół mojego pasa, gdy próbuję się odsunąć. Moje serce szaleńczo wali w piersi, gdy wkłada wodę z powrotem do torby. Opuszcza głowę i bierze najgłębszy, najdłuższy wdech mnie jaki kiedykolwiek brał. Pożądanie krąży we mnie.
Dalej jestem trochę zła ale czuję jak moja łechtaczka pulsuje do bólu pomiędzy udami. Chwyta moją twarz, obraca mnie i podgryza płatek ucha, dysząc ciężko. Czuję że jest podniecony pode mną, tak jakby mnie pragnął. Jakby desperacko mnie pragnął.
- Boże. - Dyszy w moje ucho jego ramiona zaciskają się wokół mnie, gdy pieprzy mnie
językiem. Dreszcz pożądania skrada się po moim ciele i muszę zdławić jęknięcie. Jestem rozdarta między uderzeniem go, a pocałowaniem, dobija mnie. Mam przemoczone majtki, bolące piersi, bolące serce. Każda część mojego ciała boli, gdy zanurza język w moim uchu, na zewnątrz płatka, za nim, z tą samą desperacją, którą czuję. Kiedy dojeżdżamy do hotelu, topię się w moim własnym gniewie a zarazem dymię
pożądaniem przez to jak Justin doprowadził się do szalonego podniecenia na tylnym
siedzeniu taksówki. Pocierał mnie rękoma, lizał i podgryzał. Wąchał mnie jakby brakowało mu powietrza.
Bierze klucz z recepcji, a potem jedziemy windą. Wtedy się odzywam.
- Postaw mnie.- Mówię grubym, nieznanym głosem.
- Niedługo to zrobię. - Mamrocze, jego oczy płoną gorącem, kiedy patrzy na mnie z
góry. Nawet kiedy te karmelowe oczy widzą mnie w najbardziej kiczowatej sukience we
wszechświecie, najgorszym możliwym makijażu z okropnie dziwkarską, czerwoną pomadką, pierwotne pożądanie w jego wzroku przebiega mnie szybko jak małe uderzenia rozkoszy.
Czuję się jak burczący wulkan, krew bulgocze w żyłach od przytłaczającej mieszanki
złości i podniecenia. Nienawidzę jak szybko wygrywa podniecenie, jego zapach cały czas wypełnia moje płuca. Boli mnie język. Chcę polizać jego szyję, pochłonąć jego seksowne usta i zmusić go żeby pokazał, że nadal mnie pragnie i kocha.
Serce obija się mocno o moje żebra, kiedy wkłada klucz w gniazdko i wnosi mnie do środka, kierując się do końca korytarza gdzie zazwyczaj znajduje się sypialnia.
Stawia mnie w nogach łóżka.
- Nie wiem czy powinnam cię pocałować czy uderzyć.- Mój głos drży z emocji.
Potem czuję przypływ energii i uderzam pięścią w jego twardy mięsień piersiowy.
Pcham jego pierś żeby sobie poszedł. Łapię jego piękną twarz i miażdżę seksowne usta
moimi. Jego smak przebiega mnie jak strzał ekstazy dopóki nie odrywam się i znowu biję
ścianę mięśni.
- Twoje piosenki doprowadzały mnie do płaczu! Tęskniłam za twoim głosem, za twoimi rękoma! Dla ciebie bawię się w ciężarną a ty chcesz żebym została w domu jak jakaś
żonka rodem z piątego wieku. Mam czekać, kiedy ty moczysz pieprzone majtki każdej
kobiety. Nie będę tego robiła. Odmawiam bycia taką dziewczyną. Słyszysz?
- Taa, słyszę.- Pochyla się i przesuwa palce na tył mojej głowy. Potem jego ochrypły,
nasączony pożądaniem głos tańczy na mojej skórze.
- A teraz chodź tutaj i znowu mnie pocałuj…- Przysuwa mnie bliżej a ja uderzam go w pierś z mniejszą siłą, jęcząc w proteście.
- Dotykałeś kogoś?- Krzyczę, próbując się uwolnić. -  Zacieśnia rękę na moim karku i ustala swój wygłodniały wzrok na moich ustach.
- Nie.
- Więc dlaczego nie chciałeś mnie widzieć? Nie rozumiem cię! -W jego oczach błyska frustracja.
- Nie musisz mnie rozumieć. Po prostu cholernie mnie kochaj. Możesz to zrobić, Możesz?- Jego kciuk przesuwa się ze zmysłową szorstkością po mojej dolnej wardze.
- Możesz? -Nie mogę odpowiedzieć. Kiedy tak gapi się na moje usta tym przepysznym, intymnym wzrokiem, spijam jego zacienioną szczękę, karmelowe oczy, sterczące włosy, wysokie kości policzkowe, kwadratową szczękę, ciemne łuki jego brwi, każdy piękny centymetr jego twarzy. Jest tak boleśnie blisko, że każdy organ w moim ciele zaczyna pulsować. Słyszę własny szept.
- Kochasz mnie jeszcze?
- Żartujesz sobie. - Mówi.

Jęczę, kiedy jego palce pieszczą mój kark, ten dotyk robi jajecznicę z mojego mózgu.
Odurza mnie swoją bliskością, upija zapachem potu, mydła, niego. Za każdym razem, gdy jest blisko zaostrza moje zmysły i jestem taka emocjonalna przez te wszystkie godziny tęsknoty za nim, dziwne hormony, że mój głos trzęsie się.
- Kochasz mnie jeszcze? Tak jak wcześniej?
- Ja pierdolę, szaleję za tobą!- Krzyczy z niedowierzaniem.
Zamykam oczy i delikatnie pojękuje, przywierając do jego słów.
- Powiedziałem ci że cię kocham każdym płatkiem, każdej róży. - Mówi mi niskim,
ochrypłym szeptem. Potem znowu przesuwa o puszkiem kciuka po moich ustach, tym razem mocniej z większą potrzebą. Jego głos, aksamitny i silny, przeszywa mnie gorącem.
- Kiedy byłem w ośrodku, jedna z moich lekarek dostała różę. Powiedziała mi że to od
jej męża, bo ją kocha a musiał wyjechać. Czy właśnie nie to się wysyła, kiedy cię nie ma a chcesz powiedzieć komuś, że go kochasz, kurwa? Brooke, nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale to tak cholernie boli patrzeć na ciebie przez pierdolony ekran. Pisanie
SMS-ów boli. Boli jak żaden cholerny cios. -Rozkłada palce na mojej szyi, jak gdyby musiał mnie dotykać tak bardzo jak to możliwe. Jego oczy połyskują w takim stopniu, że moje serce jeszcze mocniej bije.
- Nie słyszałaś piosenek?! Wszystkie były dla ciebie, Brooke. Nie wiedziałaś że myślałem o tobie? Że cholernie za tobą tęskniłem? Jeśli nie pokazałem że cię kocham to
powiedz mi, co robię kurwa nie tak!
- Chciałam, żebyś chciał mnie na walce! Tak jak zawsze. Wcześniej zawsze mnie tam
chciałeś. Dlaczego teraz nie? Dlaczego nie przyjechałeś spotkać się ze mną przed?
- Boże, chcę cię tam jak niczego innego! Myślisz, że podoba mi się to piekło? Jeśli
przyjechałbym do ciebie przed walką to myślisz, że miałbym na tyle silnej woli, by cię
zostawić? Jak możesz myśleć że to dla mnie łatwe, Brooke? No jak? - Jawna frustracja w jego oczach wbija się we mnie tak mocno, że opuszczam głowę, w ogóle nie uważam, żeby to było dla niego łatwe.
- Myślisz, że mnie potrzebujesz, petardko?- Zachrypnięte pytanie wędruje przeze mnie i muszę ścisnąć uda, żeby zatrzymać to drżenie.
- Kochanie, to jak mnie potrzebujesz jest zaledwie połową tego jak ja potrzebuję ciebie.
- Niespodziewany smutek w jego głosie zwraca mój uwagę na jego oczy.
- Moja kondycja jest połową tego, co kiedyś. Nie potrafię się skoncentrować. Nie mogę spać. Nie mogę się wczuć. Jestem tam jak robot. Czuję dziurę w tym miejscu... kurwa,
właśnie tutaj. - Kładzie pięść na swojej piersi.
- Próbuję chronić moją dziewczynę. Trzech lekarzy, trzech, powiedziało, że musi leżeć w łóżku przez pierwsze trzy miesiące. Żadnych podróży, nie mogę jej widywać, nie mogę się z nią kochać. Próbuję robić to, co słuszne, kiedy wszystko we mnie krzyczy, że ONA należy do MNIE. - Mruży oczy i mocno wypuszcza powietrze przez nos.
- W każdej sekundzie, w której ty i ja oddychamy, należysz do mnie.
- Justin, przepraszam. Mnie też to doprowadza do szaleństwa.- Zakrywam twarz i próbuję oddychać przez moje ściśnięte gardło, ale chwyta mnie za nadgarstki i siłą przyszpila do moich boków mierząc mnie wzrokiem, tymi karmelowymi oczami.
- Tak bardzo cię kocham. - Bierze moją twarz w duże, piękne, pełne odcisków ręce.
- Tak cholernie mocno, Brooke. Nadal nie wiem, co mam ze sobą zrobić.- Mówi i całuje grzbiet mojego nosa z niskim, drżącym oddechem.
- Brakowało mi wszystkiego związanego z tobą, od tego jak się uśmiechasz, przez to jak na mnie patrzysz, do tego jak pachnie łóżko, gdy jesteś ze mną. Kocham cię jak nic innego w moim życiu, nic. Zżera mnie jak choroba to jak chcę po ciebie przyjechać i zabrać ze sobą. -Zaczynam drżeć na końcu łóżka. Wszystkie moje emocje, wszystkie te szalejące hormony, wszystkie komórki, całe mojego bytu, szumi słysząc jego słowa. Całe moje ciało pulsuje miłością, pożądaniem i fizyczną agonią zakazu mojej dawki Justina przez tygodnie. Drżąc, sięgam i z  miłością przesuwam trzema palcami po twardej linii jego szczęki.
- To... - Mówię, słowo wyrywa się z moich ust.
- Właśnie widzę w mojej sypialni. Tą twarz. Ta twarz jest wszystkim, co widzę, wszystkim, co widzę, Justin.
- Niech cię cholera, zdejmij ten syf i pozwól mi popatrzeć na moją Brooke.

Chwyta perukę i odrzuca ją na bok a potem nasze oczy spotykają się i uśmiechy znikają. Powietrze między nami pulsuje i przeskakuje jakby nasza potrzeba była żyjącą,
oddychającą rzeczą.
- Dlaczego ktoś miałby chcieć zakrywać te włosy?- Spokojnie zdejmuje
siateczkę z mojej głowy. Jedynym dźwiękiem w pokoju jest trzeszczenie.
Powolne, przepysznie zwinne palce wplątują się w mój kok luzując włosy. Dotyk
koniuszków jego palców na czubku mojej głowy, wysyła dreszcze po moim kręgosłupie.
Gdy uwalnia już moje mahoniowe kosmyki tak, że opadają na ramiona, moje uda
zamieniły się w kałużę, tak samo jak reszta mnie. Cienka warstwa potu pokrywa jego grube gardło, jego mięśnie piersiowe także połyskują. Jego tors jest tak napięty i tak twardy, że wydaje się nieprzenikliwą, stalową ścianą, tak jakby nic nie mogło go zranić. Mięśnie jego ramienia wyróżniają się, gdy głaszcze moje włosy, jestem tak samo rozpleciona jak mój kok. Kiedy się odzywam, mój głos wydaje się bardziej ochrypły niż kiedykolwiek.
- Miałam być starą fanką.
- Moja. - Mówi szeptem, który jest o wiele głębszy i bardziej szorstki od mojego.
- Co?
- Moja słodka…nieposłuszna…ulubiona fanka. -Zostać znowu nazwaną jego…
Ucieka mi jęk, słysząc to. Iskry gorąca mkną pomiędzy moje nogi, gdy wkłada rękę
pod moją sukienkę. Okrutnie czułe, brązowe oczy obserwują mnie, kiedy jego palce
przesuwają się coraz wyżej po wewnętrznej stronie mojego uda. Moje serce galopuje na
pełnych obrotach. Spogląda na moje usta i o Boże, jestem zalana potrzebą. Najpierw pochyla się, by posmakować moich ust, rozchyla je, cały czas mam na nich pomadkę, a pod sukienką, jego palec przesuwa się po materiale moich majtek. Jego język ociera się o mój. Kiedy kładzie mnie na łóżku, drżę otwierając usta i pojękuję.
To takie dobre uczucie, dobre, takie dobre…
Pociera palcem boczną krawędź moich majtek... potem przesuwa je na bok i jego palec
bezpośrednio mnie pieści. Burza pożądania szaleje we mnie, gdy delikatnie go całuję.
Smakuje sobą i moją głupią pomadką. Umieram, gdy otwiera mnie swoim palcem i jeszcze ten język. Gorący i wilgotny, oplata się wokół mojego, potem nakłania bym za nim podążała i piła z jego ust, gdy powoli wkłada we mnie środkowy palec. Moje ciało wygina się w jego stronę.
- Jeśli możesz dojść na moją walkę, to możesz dojść w moich ramionach.- Szepcze w
moje usta. Tracę oddech, gdy wprowadza palec w mój kanał. Czuję jak ściskam się wokół niego, moje ciało jest żądne posiadania w sobie czegokolwiek co należy do niego. Dodaje kciuk do pieszczenia mojej łechtaczki, a kiedy odchyla się, by popatrzeć na moją twarz, bawiąc się najwilgotniejszą, najgorętszą częścią mojego ciała na jego ustach rozsmarowana jest szminka. Szczęka napięta z pożądania, oczy błyszczące karmelem, piękna twarz patrząca na mnie z góry i o Boże, przysięgam, że wygląda tak seksownie jakby pocałowała go inna kobieta. Jestem zazdrosna o siebie i o moją pomadkę, gdy wierzgam i rzucam się na łóżku.
- Justin… -Pomrukuje i znowu mnie całuje, tym razem szybko i mocno, podgryzając zębami zanim się odsuwa i zabiera palec. W ogóle się nie spiesząc, odpina po kolei guziki mojej kwiecistej sukienki. Każda komórka mojego ciała jest sparaliżowana, kiedy siadam i pomagam mu odpinać od dołu, kiedy on zajmuje się górą.
- Szybko, och, Boże, dotknij mnie. - Mówię z trudem.
- Ciii. - Nuci rozchylając sukienkę przez sam środek, odsuwa materiał na bok, by móc
popatrzeć na moją białą, bawełnianą bieliznę. Moje sutki przebijają się przez materiał
biustonosza, a majtki są mokre. I nie sądziłam, że to możliwe by jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej ciemniejsze i głodniejsze niż były.
- Boże, mógłbym cię zjeść. -Zanim się orientuję, znajduje kciukami środkowe zapięcie mojego biustonosza i gdy odrzuca go na bok pociera palcami moje punkciki, podgryza moje usta, dolną wargę, górną a potem pochyla się i bierze sutek w usta.
Oooch, słyszę. To ja. To ze mnie wydobywają się te wszystkie dźwięki.
Rozpadam się pod nim. Pociera czubkiem języka po moim sutku i uderzenia rozkoszy strzelają we mnie. Z powrotem wsuwa rękę w moje majtki, a ja wplątuję palce w jego włosy. Wygląda na tak głodnego, a ja jestem tak spragniona że kiedy tylko jego środkowy palec wchodzi we mnie, jestem tak nabrzmiała, tak mokra, tak zdesperowana czuciem jak jego usta ssą moją pierś jakby był wygłodniały, aż zaczynam dochodzić.
Moje palce zaciskają w jego włosy w pięść i wydobywam się ze mnie oooochowy
dźwięk gdy moja głowa odchyla się do tyłu, a moje mięśnie zaczynają się zaciskać i luzować, zaciskać i luzować. Porusza palcem wolniej, wydłużając dla mnie błogość.
Ssie moją pierś jeszcze mocniej, uwalniając we mnie falę za falą.
- O Boże.- Krzyczę i podnoszę się aby przywrzeć do niego. Obracam twarz w jego szyję gdzie przebiegam językiem po jego przepysznie naprężonej skórze, desperacko go spijając.
- O Boże, tak bardzo chcę być twoja. Poczuć cię. Ciebie. We mnie. -Obserwuje jak łapię oddech, zaborczy błysk w jego oczach galwanizuje mnie.
- Nie skończyłem z tobą. - Mówi czule i każe polizać jego mokry palec.
- Wypieprzę twoje usta moimi, twoją cipkę moimi palcami, językiem, wszystkim czym mogę. A ty będziesz całowała mojego fiuta tak jakby nie było jutra.
- Teraz chcę pocałować twojego fiuta.
- Nie teraz. - Odsuwa się i zdejmuje bokserski ubiór aż stoi przede mną z tą opaloną skórą, mięśniami, tatuażami i… Moje oczy wychodzą z orbit, kiedy patrzę jak zabiera swoją ogromną, piękną erekcję do łazienki i włącza wodę w wannie. Przychodzi po mnie a moje oczy pieką na widok jego pięknie stojącego członka, który jest tak blisko tatuażu w kształcie gwiazdki.
Chcę pocałować tą część jego tak samo jak resztę. Nie. Nie chcę jej tylko pocałować.
Chcę lizać. Ssać. Czcić. I posiąść go... mój, na zawsze.
Zanim mogę go chwycić i pobawić się z nim tak jak on bawił się ze mną, chwyta mnie za rękę, stawia na nogi i prowadzi do wielkiego jacuzzi. Wanna jest okrągła i ma kolor kości, stoi na środku łazienki. Kiedy zakręca kurki, podpieram się na jego ramieniu i zanurzam stopy w wodzie. Potem czekam aż do mnie dołączy. Wchodzi za mnie i opuszcza nas do ciepłej wody a kiedy już siedzimy, włącza silniczki jacuzzi.
Moje oczy zamykają się gdy obejmuje mnie ramionami i od razu zaczyna lizać po szyi.
- Justin… - Ociera zęby o mój kark, a potem dudni w moim uchu.
- Nic na świecie nie smakuje tak dobrze jak ty, twoja skóra, twój język. Nic nie jest tak słodkie i soczyste jak twoja cipka.- Nagle podnosi mnie z wody i obraca do siebie, sam zostając w tym samym miejscu. Jego twarz znajduje się na wysokości mojej płci. Rozkłada ręce na moich udach, by szerzej rozchylić mi nogi i zakopuje twarz pomiędzy moimi nogami. Całuje moją cipkę przez pełną minutę, pociera językiem łechtaczkę, a potem wkłada go w mój kanał. Czuję jak jego warknięcie wibruje we mnie a kiedy kończy smakowanie dla swojej rozkoszy, znowu mnie obraca i sadza plecami do siebie.
- Robisz się jeszcze bardziej mokra po orgazmie. - Mówi mi przy uchu, jego głos jest gęsty niczym syrop. Potem po cichu zaczyna myć mi włosy.
- A one… są większe i cięższe. -Przesuwa namydlonymi rękoma po moich piersiach i cała moja krew wydaje się pompować w kierunku południa, do mojej łechtaczki i sutków.
- Tak- Mówię z trudem.
- Są takie wrażliwie, zawsze sterczące.
- Chcą być ssane. - Mówi za moim uchem a sposób w jaki okręca wokół tego swój
język, tak jakby już spróbował moich sterczących sutków sprawia tętnienie mojej
łechtaczki. Czuję jego wzwód na plecach i jest tak cholernie sztywny, że pulsuje przy mojej skórze. Mój język leży bezsilnie w ustach, bo tak bardzo chcę owinąć go wokół czubka jego fiuta. Biorę trochę mydła i próbuję pozbyć się resztek całego tego makijażu.
- Proszę. - Mówię obracając się i szybko namydlam mu włosy.
Obserwuje mnie z sarkastycznym uśmiechem, jak gdyby znał powód mojego pośpiechu. Gdy tak klęczę, nakładam szampon na jego włosy i próbuję zmyć je muszelką leżącą przy wannie. Siedzę na nim okrakiem tak, że jego wielka erekcja... przepyszna wielka erekcja, jest dokładnie pomiędzy moimi udami, gdy spłukuję szampon. Pochyla się i zaczyna ssać mokre krople wody z moich sutków. Krzyczę, a on chwyta mnie za tyłek i przyciąga mnie mocniej do swojego wzwodu, podczas gdy to jak ssie zwijają mi się palce u nóg.
- Boli?- Dyszy ciągnąc zębami za sutek.
- Nie. Ooch, Justin, to takie przyjemne. -Pomrukuje i wygina biodra w moją stronę, powtarzając ssanie na mojej drugiej piersi.
- Cholera, Brooke, mógłbym dojść przez samo ssanie ciebie, słyszenie ciebie…
- Chwyta jedną pierś, a drugą ssie tak mocno, że zaczynam się rzucać i poruszać na jego biodrach. Zanim się orientuję, już wyobrażam sobie jak unoszę biodra, biorę jego penisa w siebie, ujeżdżam go i błagam, żeby mnie wypełnił, znowu i znowu.
Powstrzymuje mnie.
- Nie dojdę w wannie. Jedynym miejscem, na którym dojdę, będziesz ty.- Mamrocze.
- Zabierz mnie do łóżka, żeby się pobawić.- Mówię niecierpliwie i oplatam ramionami jego szyję. Kiedy wynosi mnie z wanny, owija mnie ręcznikiem i zabiera do łóżka, jestem już drżącą masą gorącej do czerwoności potrzeby. To, co mówi później sprawia, że trzęsę się jeszcze bardziej.
- Chcę rozedrzeć cię na strzępy, tak bardzo cię pragnę. Chcę szczypać, gryźć i ssać
twoje sutki, wszystko na raz.- Kładzie mnie na łóżku, rozwija ręcznik, a potem od razu
zaczyna lizać mnie do sucha. O Boże, nie mogę oddychać, myśleć. Chyba nie mogę nawet żyć, kiedy zaczyna podszczypywać moje sutki, w tym samym czasie liżąc mnie w innym miejscu.
- Justin… - Jest hipnotyzujący.
Atmosfera wokół mnie zmieniła się odkąd mamy tylko łóżko, mnie i jego. Przysięgam, że czuję strzelające między naszymi ciałami iskry. Sunie językiem po moim gardle i prawie się załamuję czując jego znajome, przepysznie szorstkie odciski na mojej skórze, kiedy przesuwa nimi po moich kształtach.
- Widziałem cię…w mojej głowie…w każdej pieprzonej godzinie każdego dnia…-Mruczy.
Wącha moją szyję i znowu chwyta jedną pierś a ja dygoczę, gdy ściska skórę i liże mój
obojczyk. Moje palce suną po jego mokrych plecach, każdy mięsień jest nakreślony pod moimi palcami i o mój Boże, on mnie trzyma. W ramionach. Jest mokry, powietrze jest zimne, ale chce tylko wysuszyć mnie i lizać. Chwytam jego zarośniętą szczękę w obie ręce.
- Justin Bieber. - Jęczę, miażdżąc jego usta moimi. Bierze moje usta z jeszcze większą siłą, ssąc język.
- Brooke pieprzona Dumas. - Obserwując mnie płonącymi oczami, torturuje moje sutki kciukami, a ja zsuwam rękę po jego ciele i zaczynam pieścić twardą długość.
- Spraw, żebym cię pocałowała.- Owijam palce wokół czubka jego wzwodu i łapczywie
ssę mokry język.
- Powiedz mi, żebym cię tam pocałowała. Jeśli nie mogę cię mieć między nogami, to chcę cię w ustach. -Pojękuje i dotyka rękoma moich policzków.
- Właśnie tam chcę być. To jak używasz swoich ząbków. Przesuń tym językiem po mnie tak jakbyś chciała na mnie zamieszkać. Tak bardzo chcę zobaczyć jak te usta zaciskają się wokół podstawy mojego fiuta, że nie wytrzymam kiedy…
- Boże, zamknij się. - schylm się i biorę jego członka w usta. Do końca. Biorę każdy gorący,pulsujący centymetr, który mogę. Niski, przepełniony bólem dźwięk wyrywa się z jego piersi, jest tak twardy i gotowy, że od razu czuję kilka kropel nasienia. Moje rzęsy unoszą się i napotykam jego wzrok. Patrzy na mnie z surową ekstazą, widzi jak moje usta oplatają jego fiuta. Nie podstawę…jest za duży, za długi, za gruby. Ale moje usta są ciasno owinięte wokół niego, gdy język pociera czubek.
Rozkładam ręce na mięśniach jego brzucha, żeby się podeprzeć, jego podbrzusze zaciska się gdy pieszczę palcami tatuaż pod jego pępkiem. Moja płeć pali się potrzebą i jest zazdrosna o to że moje usta mają tą przyjemność bycia wypełnionymi w tej chwili.
Justin trzyma tył mojej głowy jakby zachwycony, kiedy mój język przesuwa się po jego
grubej długości. Drżę pod jego cielesnym, pierwotnym spojrzeniem. Chwytam podstawę w pięści i zaczynam ssać, pojękując z aprobatą gdy zmienia pozycję. Staje przy łóżku, a ja klęczę na rękach i kolanach, karmiona jeszcze większą ilością jego długości. Jęcząc, napiera jego oczy zamykają się. Smakuję go, jest słonawy i już gotowy, by dojść. Pulsuje  jest tak sztywny, że moja płeć zaciska się z zawiści.
Moje piersi kołyszą się pode mną gdy liżę go na czterech kończynach, a on nagle przesuwa ręką po moim kręgosłupie, ugniatając każde wgłębienie i wzniesienie aż wsuwa środkowy palec pomiędzy moje pośladki. Potem sunie w dół do wejścia mojej cipki i zanurza we mnie długi palec.
Rozsadza mnie błogość. Jęczę i kołyszę biodrami żeby wziąć go głębiej, podnoszę wzrok na jego twarz, na jego pięknie dziką, napiętą pożądaniem twarz. Obserwuje jak robię mu najlepszą cholerną laskę jego życia.
Jego pierś drga. Czuję jak miesza go napięcie, kiedy próbuje walczyć o kontrolę. Ale ja
chcę żeby był zatracony i pierwotny. Jest ostrożny. Powstrzymuje się. Łagodnie kołysze
biodrami.
- Jesteś głodna mnie?- Mówi i wiem, że pyta o to czy może dojść we mnie. Boże,
przysięgam, że nawet nie chcę przestać, by powiedzieć tak. Zaczynam pocierać podstawę obiema rękami i odsuwam się.
- Jestem wygłodniała. Mam wilczy apetyt na ciebie. Proszę, daj mi. -Wnikliwy dźwięk, który z siebie wydaje sprawia, że jestem jeszcze dziksza. Zaczyna delikatnie pieprzyć moją cipkę dwoma palcami. W tym samym czasie rozkłada drugą rękę na tył mojej głowy i trzyma mnie w miejscu, pompując we mnie swojego fiuta. Za każdym razem karmi mnie trochę bardziej dopóki nie uderza ścianki mojego gardła i wysuwa się.
Ale ja chcę, by był zatracony, tak zatracony jak ja. Zaczynam szybko poruszać głową w górę i w dół.
- Brooke!- Krzyczy, pompując mnie w tym samym rytmie, jego głowa odchyla się do tłu w zwierzęcym warknięciu. Potem pojękuje i eksploduje we mnie, trzy ciepłe i słonawe
strumienie tryskają w moje usta. Jestem tak omotana i odurzona nim, że dochodzę kiedy
tylko czuję jego smak. Równocześnie czuję jak wysuwa palce z mojej cipki i dotyka łechtaczki. Kolory eksplodują za moimi powiekami, kiedy moje ciało drży, unoszę się i przywieram rękami do jego członka. Zapalczywie liżę czubek, pragnę go do ostatniej kropli. Nawet kiedy kończę, wy-głodniale oblizuję kącik ust, łapiąc oddech spoglądając w górę.
- Brooke. - Mówi, patrząc na mnie  z zawziętą zaborczością. Wygląda jakby był zaskoczony. Potem podnosi mnie i pochłania moje usta, przyciągając do siebie, bierze w
ramiona. Jego usta są gorące, gdy kładzie nas na łóżko. Może moje usta smakują nim, ale nie dba o to. Całuje mnie tak jakby nie istniało nic poza naszymi wargami. A ja czuję jakby była to jedyna część mojego ciała, którą jeszcze mogę poruszać.
Kładzie nas na łyżeczkę i zaborczo przykrywa ręką moją cipkę, robiąc mi lekką palcówkę.
- Lubię, gdy jesteś taka głodna mnie. - Szepta do mojego ucha i głaska po brzuchu.
- Jestem w ciąży z twoim dzieckiem. Byliśmy rozdzieleni i to była tortura. Miewałam sny i budziłam się cała spocona. Potrzebowałam cię i nie mogłam dalej spać. Moje całe ciało
bolało. - Szeptam i jęczę równocześnie, gdy trzyma moją cipkę.
Podgryza łagodnie moje ucho i delikatnie penetruje mnie ręką.
- Nie byłem w stanie przyzwoicie odpocząć w nocy odkąd wyjechałaś. Łóżko jest takie puste, że albo biorę zimny prysznic albo idę na siłownię.- Mamrocze, ciągnąc za moje ucho.
- Ale staje mi, na samą myśl o tobie, Brooke. Myśląc o tym, że włożyłem dziecko w ciebie.- Łagodnie podgryza moje ucho i wkłada we mnie palec. Drżąc z pożądania, czuję długość jego członka za moimi pośladkami i przesuwa go lekko w moją stronę, nasze biodra poruszają się. Jeszcze bardziej przepyszna rozkoszy rozbrzmiewa we mnie, gdy uprzytamniam sobie, że jeszcze nie skończył. Obraca mnie twarzą do siebie, owija moją nogę wokół swojego biodra.
- Ruszaj się ze mną. - Nakazuje szorstko, a potem rusza się przy mnie, pieprząc mnie bez pieprzenia, nasze ciało ocierają i obijają się o siebie.
Kiedy się całujemy, moją pierś wypełnia miłość. Potem patrzymy na siebie. Jego
karmelowe oczy, sterczące włosy, te wypukłe mięśnie. Moja płeć zaciska się z pragnienia z każdym ruchem jego bioder. Cała długość jego członka ociera się o moje wargi sromowe, pociera moją nadwrażliwą łechtaczkę. Chcę powiedzieć "kocham cię", ale jestem w stanie wydobyć z siebie jedynie dyszenie.
- Kogo kochasz?- Warczy czule.
- Ciebie.
- Kto jest twoim mężczyzną?- Wsuwa język w moje usta, a potem pociera swoją
przepyszną szczęką po mojej i powarkuje.
- Kto jest twoim mężczyzną? -Tak bardzo uwielbiam czuć jego zarost na moich policzkach, że biorę w dłonie jego twarz i jeszcze raz ocieram się o jego szczękę.
- Justin Bieber, mój Riptide.
- Chcesz mnie na sobie?
- Hmm, chcę cię na sobie. -Kiedy mówię "hmm", to znaczy że nie będę się kąpała, żeby móc pachnieć nim. Jego stęknięcie mówi mi że moje słowa doprowadzają go do szaleństwa. Ale to on doprowadza mnie do jeszcze większego szaleństwa tym jak nazywa swoje nasienie "nim". Śmiertelnie kocham to jak lubi bym czuła go na mojej skórze, w środku, na zewnątrz, w ustach. Hmm…
- Poprosiłaś o mnie, Brooke Dumas.- Przyszpila moje ręce nad głową i przytwierdza
palcami moje nadgarstki. Przesuwa swojego członka wzdłuż moich warg i pociera łechtaczkę. Obserwuje mnie w ten sam oczarowany, kochający, pożądliwy sposób jak ja, zapamiętuję go tak jak on zapamiętuje mnie. Moja szyja wygina się, gdy wolniej porusza biodrami. Trzyma mnie na krawędzi ekstazy przez kilka przepysznych minut, gdy nasze ciała ocierają się o siebie. Oto my. Szumiące dźwięki ciało na ciele, klepiące odgłosy naszych ciał, moje jęki, jego stęknięcia. Tylko tego jestem świadoma.
Szeptam jego imię, gdy dochodzę i moje oczy otwierają się w chwili, kiedy wszystko
napina się przed eksplozją. Widzę go nad sobą, zaciska oczy i szczękę, gdy dochodzi na moim brzuchu i drży razem ze mną. Jego palce zaciskają się na moich nadgarstkach. Chcę, by zostały na nich siniaki przez sposób w jaki mnie przytrzymuje, gdy dochodzi. Drżę, oboje jęczymy. Są to długie, rozciągnięte dźwięki ulgi.
Kiedy się uspokajamy, przyciąga mnie do swojego boku i mamrocze ochryple.
- Czekałem na to trzydzieści dziewięć dni.
- I pięć godzin.
- I trochę ponad trzydzieści minut.- Spija moją twarz uśmiechając się kpiąco z
satysfakcją, bo najwyraźniej tak mi zaimponował, że mnie zamurowało. Przeciąga kciukiem po linii mojej szczęki.
- Myślę o tobie. Bez przerwy. W dzień i w nocy. -Używa kciuka, by odchylić moją twarz i patrzy na mnie tak jakby chciał mnie zjeść, potem pochyla się i dokładnie to robi. Całuje mnie jakbym była cenna i jadalna. Czci mnie i zarazem pochłania. Przesuwa ręką po moich plecach tam i z powrotem. Jego odciski na mojej skórze przyprawiają mnie o dreszcze. Patrzy na mnie, jego włosy to uroczy bałagan, sterczą mokre.
- Jesteś tak cholernie piękna.
- Wyglądam niedorzecznie. -Śmieje się lekko, a potem podszczypuje mój nos.
- Niedorzecznie pięknie. -Skupia wzrok z powrotem na mojej twarzy jak gdyby czcił mój widok, pochyla się i całuje mój brzuch, kładzie tam głowę.
- Jesteś wściekły, że do ciebie przyszłam?- Pytam, kładąc rękę na jego włosach.
- Nie.- Liże mój pępek.
- Wiem, co mam a ty jesteś masą kłopotów. Taka właśnie jesteś.
- Ja? To ty wynalazłeś kłopoty. Kiedy się urodziłeś to lekarz zamiast powiedzieć 'to
chłopiec', krzyknął: 'Achhh, to kłopoty!' -Chichocze nisko i gardłowo, potem milknie i patrzy na mnie trzeźwym spojrzeniem, prawie cierpiącym.
- Boże, jak ja cię potrzebuję.- Przykłada czoło do mojego i nabiera powietrza.
- Jak ja szaleję myśląc o tobie. Przez cały lot tutaj słuchałem tej piosenki, którą
puściłaś żeby powiedzieć, że mnie kochasz.- Jego gorące usta znowu pochłaniają moje i
łapczywie się całujemy. Odsuwa się żeby znowu pochylić się i pocałować mój brzuch. Jego oddech jest ciężki. Nie może przestać mnie wąchać. Dotykać mojego ciała. Przypominać mi, że należy do niego.
Godzinami nie możemy przestać się całować, mruczeć do siebie i sprawiać sobie przyjemność. W końcu kładziemy się na łyżeczkę. Wtula się w moją szyję przez chwilę,
zostawiając pocałunek za uchem. Potem pieści mnie, a kiedy odkrywa że na mojej skórze zostało trochę nasienia, podnosi je dwoma palcami i wsmarowuje w moją cipkę.
Tracę oddech.
- Cii. - Mówi delikatnie.
- Muszę tam być. Właśnie tam. - Wkłada palce w mój kanał, lekko liżąc mój kark, a ja drżę i zaczynam dochodzić. Chichocze łagodnie i dalej wmasowuje ciepło we mnie. To tak jakby wchodził we mnie. Moje oczy pieką, kiedy dalej dygoczę, a on przyciska dłoń do mojej płci i doprowadza mnie do jeszcze większej rozkoszy.
Kiedy jest już po wszystkim, dalej czuję się jak ćpunka na myśl o nim wewnątrz mnie.
- Kiedy znowu będziesz się ze mną kochał, chce, żebyś został we mnie przez całą noc. Przyrzeknij mi, że część ciebie będzie we mnie, tak jak obiecałeś. -Obraca moją twarz pod kątem, który chce i chwyta za tył głowy, ssąc mój język jakby był go wygłodniały.
- Będę pieprzył cię każdej nocy, w której cię nie pieprzyłem, a potem zostanę w tobie.
- Powoli wypuszcza powietrze jak gdyby sama ta myśl go podniecała. Jego oddech jest
ciepły na mojej twarzy, czeka na moją zgodę.

Gdy potakuję, uśmiecha się leniwie z ociężałymi powiekami, odwzajemniam uśmiech.
Czuję się szczęśliwa. Dopełniona. Tak jakby tej nocy świat dążył we właściwym kierunku. Nie śpieszy się z dopieszczaniem mnie, robi te wszystkie fajne rzeczy, przez które wszystkie motylki w moim brzuchu mają problem z uspokojeniem się. Jestem taka słaba, że tylko pojękuję i szepczę jak mi dobrze. A on szepcze jak dobrze smakuję i jak mu dobrze. Kiedy kończy kąpać każdy centymetr mojego ramienia, gardła i ucha językiem, głaskać ręką mój bok, kładzie się na łyżeczkę. Jego większe, twardsze ciało oplata mnie. Nasze nogi splątują się jak precle, a ja wzdycham, gdy zasypiamy.
W środku nocy czasami przesuwa nos i zakopuje go w mojej skórze. Sięgam za siebie i ospale głaszczę jego włosy, obracam się w jego ramionach, żeby móc go powąchać, pochłonąć każde doznanie z ponownego bycia w łóżku z jedynym mężczyzną, którego kochałam.
I czuję jakby dom w końcu do mnie wrócił.


________________________________________________________________________________

Zawiodłam, rozdział miał być już dwa tygodnie temu. -_-
Nie zostawię tego, dotrwamy razem do końca (; 

Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale na pewno nie będzie takiej długiej przerwy jak teraz.
Znowu jestem za granicą i jak będę miała dostęp do laptopa, to z aktualizuję :)


Do następnego Miśki!!
xx



piątek, 4 września 2015

11. Siostry i Przyjaciele. Part I


Podczas tych pierwszych nocy z Justinem, leżałam przy nim i wtulałam w jego bok nie
wiedząc,co robił na swoim iPadzie. Dopóki jednego dnia nie otrząsnęłam się z senności i zdecydowałam zbadać sprawę.
- Co robisz?- Zapytałam wtedy i wyprostowałam się dla lepszego widoku.
Odkłada swojego Apple’a na bok i wciąga mnie na kolana, a potem usadawia pomiędzy swoimi udami. Z powrotem chwyta iPada i szepta mi do ucha, pokazując ekran.
- Obijam dupę komputerowi.
- Co to jest?
- Szachy.
Opieram się o niego, a jego twarde ramiona są rozciągnięte przy moich bokach.
- Wygrywasz? Oczywiście, że tak. - Odpowiadam sama sobie.
Patrzę na ekran, na białe i czarne pionki, a on wyjaśnia każdą figurę i ruchy jakie może
wykonać. Okazuje się, że skoczek to najbardziej podstawowa figura. Kontynuujemy grę i
podoba mi się obserwowanie jak pracuje jego mózg, gdy porusza figurami, i słuchanie jego oddechu przy moim uchu. I to, jak za każdym razem podgryza i całuje płatek mojego ucha. Mówi, żebym wybrała kolejną figurę, gdy nadejdzie jego kolej. Decyduję wyciągnąć ciężkie działa. Śmieje się cicho.
- Nie chcesz ruszać naszej królowej.
- Dlaczego nie? Wygląda na to, że ma największe możliwości i największą moc. -Stuka w królową i odstawia ją z powrotem na miejsce.
- Królowa zostaje przy królu. -Całuje mnie w skroń.
- Dlaczego?- Odpowiadam.
- Żeby go chronić.
- Od czego? - Obracam się i patrzę w jego śmiejące się, karmelowe oczy. Odkłada iPada
na bok i bierze w dłonie moją twarz, uśmiechając się tak jakbym powinna wiedzieć dlaczego królowa ochrania króla.
Potem całuje mnie, a przez samo granie z nim w szachy czuję, że nauczyłam się o nim
czegoś nowego. Coś, co też kocham. Tak jak resztę. Boże.
Jest żyjącym, oddychającym skarbem i pozwala mi odkrywać go, a ja chcę tylko zatracić się w jego skomplikowanej, boskiej ciemności i świetle.

Teraz jest wiele mil stąd, lecąc do Chicago, ale odkryłam, że jeśli zaloguję się w nocy
to mogę grać z nim w szachy i pozwolić mu wygrywać. I mogę pisać malutkie komentarze na ekranie, takie jak: 'Teraz cię dopadnę!'
A on odpowiada ruchem, który pozbawia mnie jednego ze skoczków.
Robię głupi ruch i jadę dalej: 'Jesteś martwy! Twoja królowa i król! Zmuszę twojego króla do patrzenia jak będę zabijała jego kobietę!'
Odpisuje. 'Nikt nie dotyka mojej kobiety.'
Na co ja: 'Oprócz ciebie?'
'I teraz nadążasz.'
Śmieję się, a potem dzwoni do mnie i zapominamy o grze. Zatracam się w jego głosie i
rzeczach, które mi mówi. Po drugim tygodniu idę na wizytę do ginekologa i już słyszę bicie serca dziecka. Melanie nagrywa to wydarzenie na telefon i wysyła mi, żebym mogła przesłać je Justinowi.
Odpowiada: „?”
Wybieram jego numer i słyszę ten szorstki głos. Zawsze wydaje się trochę
niecierpliwy, tak jakby wolał robić wszystko od rozmawiania przez cholerny telefon. Odbiera tym swoim:
- Taa.
- To bicie serca dziecka.- Mówię mu. Milkniemy na chwilę, a potem on odzywa się.
- Pozwól, że się rozłączę i posłucham. Zadzwonię za pięć minut. -Śmieję się, a potem czekam niecierpliwie…
Po dwóch i pół tygodnia Nora coraz mniej wpada. Jest na mnie zła o coś, a może to ja
jestem zła na nią? Nie jestem pewna, ale nawet Melanie zastanawia się, co z nią jest.
Czasami zastanawiam się czy to nie przez Pete, bo ciągle pyta mnie o walki, rozkład i
Podziemie. Do tej pory już wysłuchałam większości piosenek od Justina. Moimi ulubionymi są 'Far Away' Nickelback i 'Here Without You' 3 Doors Down... których słucham w kółko w nocy.
Melanie jest teraz po imieniu z florystką. Dostaję czerwone róże każdego dnia.
Każdego dnia. Riley dzwoni do niej rano i wieczorem, żądając pełnego raportu dla
Justina. Czy podobały mi się kwiaty? Czy wszystko ze mną dobrze? Wysyłam SMS-a
każdego dnia... ok, więcej niż jednego a Justin zawsze odpisuje mi po treningu.
Obejrzałam setki filmów, do upadłego robiłam zakupy w Internecie i widywałam się z
rodzicami. Może i relacja z nimi jest napięta, ale z każdą ich wizytą jest coraz lepiej.
Przynajmniej teraz wydają się już akceptować i prawie cieszyć na to dziecko.
W trzecim tygodniu przeczytałam całą książkę 'Czego się spodziewać, kiedy się
spodziewasz?', czyli biblię ciążową i dowiedziałam się, że zgaga, którą czuję jest normalna. Płaczliwość? Gniew? Wahania nastroju? Normalne. Na forach internetowych we90r64mama i 4uwt-forever nazywają to 'ciążowym mama-drama'. Śmiałam się jak głupia z ich anegdot dotyczących zaborczości względem tatusiów ich dzieci i tysiąca szalonych rzeczy jakie robiły, takich jak sprawdzanie ich rachunków, kart kredytowych i szpiegowanie. Naprawdę uważam, że całkiem nieźle idzie mi z tymi ciążowymi dramatami, CMD, do początku czwartego tygodnia, kiedy przez reżim łóżkowy zaczynam chodzić po ścianach. Próbuję zajmować myśli, ale tęsknię za bieganiem. Tęsknię za słońcem, walkami i za nim.
Miałam bezsenność o północy... normalne!... i napisałam mu długiego, szczegółowego
SMS-a, że padało w Seattle, i że znalazłam piosenkę, którą chciałabym mu puścić.
Czy kiedyś słyszał 'Between the Raindrops' Lifehouse? Och, i czy poszedł biegać? Tęsknię za bieganiem...to takie frustrujące gapić się na te cztery ściany…
Potem powiedziałam mu, że planuję uzyskać zgodę od ginekologa na pójście na
walkę, kiedy przylecą tu w przyszłym tygodniu. Jedyną odpowiedzią na wszystkie moje
pytania było:
' Na razie żadnego Podziemia dla Ciebie, P. Zostań w domu.'
Ze wszystkich rzeczy, które wyobrażałam sobie usłyszeć, nigdy, przenigdy nie
pomyślałabym że Justin powie coś takiego. CMD zaczęło się, gdy wróciły do mnie wszystkie słowa siostry o tym, że jest bogiem seksu Podziemia…i nagle CMD pogorszyło się, kiedy wyobraziłam sobie te dziwki, które go zaspokajały podczas mojej nieobecności. Kto teraz dostarcza seksu temu pierwotnemu mężczyźnie? Zdaje się, że wszystkie moje hormony ciążowe ostro pracują, nie tylko nie pomagając mi utrzymać to dziecko, ale też dbając żebym oszalała. Zmusiłam się do odpisania.
'Dlaczego? Dlaczego nie chcesz mnie w Podziemiu?'
Nie odpisał i wszystkie moje lęki jeszcze bardziej się umocniły, kiedy naprawdę
zaczęłam się zastanawiać: Dlaczego?
'Nie chcesz mnie zobaczyć?'
Odpisał...
'Kurwa, po prostu zostań w domu i czekaj na mnie.'
Więc w ogóle nie zależy mu na spotkaniu ze mną?
'Chcesz, żebym została w domu? Żeby wszyscy Twoi fani mogli krzyczeć do Ciebie i
widzieć Cię, ale nie JA? Pieprz się!'
Dodałam czerwoną, prychającą buźkę by wiedział, że mnie wkurzył. Potem rzuciłam telefonem i dusiłam się w swoim gniewie dopóki nie byłam bliska eksplozji.
Zostać w domu? Dom jest tam, gdzie on. Skurwiel.
Tego ranka liczba moich róż podwoiła się. Kiedy Riley rozmawiał rano z Melanie, kazał jej przekazać, że Justin ma nadzieję, iż podobały mi się kwiaty, oraz że chce bym przesłała mu link do piosenki, o której wczoraj wspomniałam w SMS-ie.
Ha. Przepraszam, ale gówno mu wyślę.
Nasze dziecko ma się dobrze i jestem taka podekscytowana, że krem zadziałał.
Plamienie całkowicie się zatrzymało, ale moje hormony? Szaleją. Umieram. Żeby go
zobaczyć. Codziennie broniłam go, siebie i nasze dziecko przed moimi rodzicami. Mówiłam im że nie zostałam porzucona ani wykorzystana, że przywiózł mnie tutaj, bym miała wsparcie i opiekę. Ale słyszeć że nie chce mnie w Podziemiu jest do dupy.
Cały ten smutek, który starałam się minimalizować, zaczyna atakować mnie ze wszystkich stron. Jestem zła. Nie chcę mieć powodu, żeby złościć się na niego, ale Boże, nie mogę tego powstrzymać. Kiedy ma się reżim łóżkowy, nie ma się nic do robienia oprócz wymyślaniu tysiąca historii, o tym co się dzieje na zewnątrz ... na świecie bez ciebie i żadna z tych historii nie jest miła.
- Melanie, przestań wysyłać raporty.- Mówię ponuro tego popołudnia.
- Dlaczego? Riley pyta, a Justin poprosił mnie za nim wyjechał, bym wysyłała dzienne raporty. Chce wiedzieć jak się czujesz.
- Po prostu przestań zdawać szczegółowe raporty. -Wygląda na to, że nie jest w stanie powstrzymać śmiechu w swoim głosie.
- Hej, ty też ich chcesz! Oczy wychodzą ci z orbit, kiedy słucham z drugiego końca linii. Jakbyś chciała mieć ponaddźwiękowe uszy. Słyszałam jak dzwoniłaś do Pete’a i pytałaś co z Justinem. -Wzdycham i pocieram skronie.
- Po prostu martwię się o niego. -Zadzwoniłam do Pete’a, by zapytać czy wszystko w porządku i powiedział, że tak. Jak to prawdziwy facet, nie był zbyt rozmowny przez telefon. Powiedział tylko, że są przy mnie gdybym czegoś potrzebowała, i że Justin non stop trenuje. Zapytałam czy jest pobudzony, powiedział że wszyscy są skupieni na tym, żeby tak się nie stało, żeby był spokojny i że bardzo się stara, by zostać brązowy.
Co to znaczyło?
Pete nazwał mnie raz lontem i myśl, że Justin może chcieć mnie unikać, by nie być czarny, zżera mnie jak kwas.
Mel patrzy na mój martwy wyraz twarzy i kręci głową z uśmiechem, jak gdyby nie mogła uwierzyć, że tak nisko upadłam.
- Dostajesz zmarszczek, przestań już się marszczyć. -Mówi delikatnie, gdy przynosi miskę organicznego, domowego popcornu do towarzystwa przy kolejnym filmie.
- Skarbie, za tydzień Podziemie przeleci przez to miasto. Powinnaś skakać z radości!
- Nawet nie będę w stanie tam pójść. Justin mnie tam nie chce, kurwa. -Biorę głęboki oddech, aby się uspokoić zastanawiając się co zrobiła by BPC... Brooke Przed Ciążą.
- Bo przyjedzie do ciebie po walce. Riley powiedział mi, że twój mężczyzna planuje
spać tutaj podczas ich czterodniowego pobytu. -Zakrywam twarz.
- Teraz czuję się jeszcze gorzej. Dlaczego przyjeżdża dopiero na walkę, a nie wcześniej, żeby się ze mną zobaczyć? -Melanie wzrusza ramionami.
- A co jeśli Nora ma rację i on już mnie nie chce? - Kontynuuję.Teraz już popiskuje ze śmiechu.
- W porządku. Po pierwsze, Nora ma dziury w głowie jak żółty ser i nie było jej przez te wszystkie dni, a obiecywała, że będzie przychodziła i zajmowała się tobą. Zamiast tego jest Bóg wie gdzie. Pewnie gdzieś świetnie się bawi, a ty jesteś w kompletnie innym miejscu. Z pewnością przemawiają przez ciebie hormony.
- Nie mogę uwierzyć, że mnie tam nie chce. Chyba ktoś ukradł mu telefon i napisał do
mnie. Może jakaś głupia dziwka.
- Brooke, jest oczywiste że chroni ciebie i dziecko. - Melanie przewraca oczami, szukając w moim Apple TV czegoś do wypożyczenia. Potwory w mojej głowie dominują nad jej słowami.

Z dzieckiem jest lepiej.
Gdyby lekarz dał mi zielone światło to dlaczego on mnie tam nie chce?
W ogóle za mną nie tęskni?
- Po prostu nie rozumiem.- Narzekam chwytając jeden z tych głupich magazynów, które czytałam już tysiąc razy i rzucam nim o ścianę. Melanie upuszcza pilota i przychodzi pogłaskać mnie po włosach.
- Tak jak mówią, mężczyźni są z Marsa. A niektórzy z którymi się spotykałam są nawet z TwojegoOdbytu...dupki. A ty moja droga, jesteś w ciąży. Stresowałaś się utratą dziecka, stresowałaś się tęsknotą za swoim facetem, stresowałaś się mamą i tatą, że cię nie wspierają, a Nora w ogóle nie pomaga. Utknęłaś tu ze mną, wariatką w czterech ścianach na trzy tygodnie, bez światła słonecznego. Kurczaczku, to właśnie dlatego wszyscy, którzy brali udział w Big Brotherze, powariowali. A oni mieli przynajmniej basen. -Popycham ją żartobliwie i śmieję się.
Ale kilka godzin później gapię się na ścianę mojego salonu, odgrywając w głowie wszystkie scenariusze dlaczego Justin mnie nie chce.
Justin widzi na widowni kogoś, kto mu się podoba. Do Justina dociera, że dziecko... tak jak dowodzą tego obecne fakty, jest o wiele większym problemem niż życzyłby sobie taki mężczyzna jak on. Torturuję siebie, a mój umysł tak popłynął, że już nawet nie potrafię go powstrzymać.
- Jesteś gdzieś daleko. Gdzie? Z Justinem?
- Pewnie teraz walczy. -W tej chwili setki ludzi krzyczą, żeby go zobaczyć. Setki kobiet wykrzykują jego imię i pożądają go. Właśnie w tej chwili te karmelowe oczy będą musiały patrzeć na coś lub kogoś innego, gdy skanują widownię, a mnie tam nie ma. I nawet kiedy będzie tutaj, w moim mieście to też nie chce mnie widzieć, a ja już nie wiem co mam robić.
- Nie ma transmisji na żywo na jakiejś podziemnej stronie? Chodź tutaj, założę się, że tak!- Zaciąga mnie do mojego pokoju, otwiera laptopa i zaczyna Googlować. Moje wnętrze podskakuje, kiedy zastanawiam się czy rzeczywiście tak jest. Piszczy, gdy znajduje link i klika na głośność.
- Jest tutaj. Chodź tutaj! No w zasadzie to nie on. Myślisz, że już był? -Przeglądam komentarze. Wspominają o nim, ale wygląda na to, że komentujący pytają, kiedy będzie. Moje serce ściska się z potrzeby zobaczenia go, a potem Mel ściska moją rękę, kiedy prowadzący używa swojego najbardziej wstrzemięźliwego głosu.
- Słyszę imię w tłumie. Ciągle się powtarza. Czy wy też je słyszycie?- Zakrywa jedno ucho, a tłum krzyczy.
- RIPTIDE! -Moje motylki budzą się do życia.
- Właśnie tak! Właśnie TAK, panie i panowie! A teraz powitajcie niepokonanego w tym sezonie z idealnym wynikiem, niegrzecznego chłopca marzeń, jednego, jedynego,
Justina Bieber'a Riiiiiiptidee'a!!!

Mój żołądek drży gdy patrzę jak wychodzi, a publiczność wrzeszczy w tle, kiedy kamera
skupia się na ringu. Wskakuje na ring, zwinny i aerodynamiczny. Zrzuca swój satynowy szlafrok RIPTIDE i krzyki kobiet prawie rozsadzają głośniki mojego laptopa. Gdzieś daleko widzę w powietrzu znak z napisem: 'RIPTIDE'A NA ZAWSZE'.
Mel i ja zafascynowane obserwujemy jak robi swój obrót. Uśmiecha się, spijając uwagę. Potem widzę jak zatrzymuje się w tym miejscu co zawsze, automatycznie spogląda na moje puste siedzenie i jego uśmiech znika. Przez chwilę tkwi w tym miejscu, a potem strzela szyją, wraca do Riley'a i odwraca się od tłumu.
- Aww. Myślę, że też za tobą tęskni. Nigdy nie chodzi tak do swojego narożnika. -Wzdycha Melanie.
- Brooke? Brooke? -Płaczę w poduszkę.
- Brookey, co się dzieje?
- Nie wiem.
- Brooke, co się stało? Coś nie tak? -Ściskam mocniej kanapową poduchę, a potem wycieram oczy.
- Yył! W moim mieszkaniu jest więcej wody niż napadało w całym Seattle. - Jęczę.
Potem wstaję i wychodzę. Idę do kuchni po chusteczkę i wycieram łzy słysząc krzyk
publiczności. Jest reakcją na duże BUM! Wracam z powrotem i zerkam na ekran. Mężczyzna leży na podłodze, a Justin stoi przed nim na lekko rozstawionych nogach z sapiącą piersią i ramionami przy bokach. Jak bóg wojny, którego pragnę każdą molekułą mojego ciała. Który może mieć każdą kobietę na świecie i może już mnie nie chcieć, a ja nie wyobrażam sobie sposobów w jakie to złamie mi serce, jeśli będę musiała spędzić resztę życia bez niego.
- Riptide! Panie i Panowie! Wasz zwycięzca, niepokonany tego sezonu! Jest numerem
jeden w tych mistrzostwach! RRRRIP-TIIIIIDEE!
Moje serce rośnie w piersi pulsując. Chwytam komputer i obracam go do siebie.
Widzę jego uniesione ramię, gdy łapie oddech. Dzisiaj się nie uśmiecha. Jest poważny i dyszy wpatrując się w jakieś miejsce w tłumie, jak gdyby pogrążony w myślach.
- Tak bardzo cię kocham... Nie wiem, co zrobię, ale zmuszę cię, żebyś kochał mnie tak
samo mocno. - Szeptam głaszcząc jego twarz na ekranie.
- Zostaniesz tatusiem, Jus!- Piszczy Melanie.
- Mamusia twojego dziecka tak bardzo cię kocha! -Justin obraca głowę do sędziego, ten potakuje i prowadzący zapowiada kolejnego zawodnika. Mój żołądek zaciska się, kiedy dociera do mnie, że będzie dalej walczył.
Melanie odbiera telefon, a ja zapominam jej powiedzieć, żeby tego nie robiła.
- Riley! Co...och, wszystko u niej w porządku. Naprawdę? Cóż, właściwie to nie, też
nie ma się za dobrze.- Zamykam oczy, a potem spoglądam na mój telefon, kiedy słyszę jak zaczynają rozmawiać o tym jak kiepsko sobie radzimy.
- Tak, tak, powiedziałam jej, że przyjeżdża. Zaraz po walce? W porządku, ucieszy się. -
Rozłącza się.
- Justin właśnie skończył walkę i chciał wiedzieć czy wszystko u ciebie dobrze. A Riley chciał wiedzieć jak sobie radzisz, bo Justin nie najlepiej. Chce byś wiedziała, że niedługo będą w mieście. -Frustracja z powodu bycia przykutą do łóżka jest ogromna, ale ta dodana frustracja z chęci zobaczenia go, przelewa kielich. Nie zniosę myśli, że będzie walczył w Seattle, a ja nie będę tego widziała.
Nagle chwytam mój bezprzewodowy telefon i zaczynam wybierać numer.
- Co robisz? Do kogo dzwonisz?- Pyta Mel.
- Mogę prosić z doktor Trudy? Z tej strony Brooke Dumas. - Mówię, a potem zakrywam
głośnik.
- Melanie, nie obchodzi mnie, że nie chce mnie widzieć. Ja chcę go widzieć i PÓJDĘ
się z nim zobaczyć. Koniec, kropka.
- O czy ty mówisz, do diabła?
- Musisz mnie zabrać do Podziemia.
~~~~

- Chciałam się przebrać za starszą panią od kiedy obejrzałam 'Panią Doubtfire'.- Mówi
Melanie wyciągając peruki, które zamówiłyśmy przez Internet.
- Mel, nie będę mogła zejść z tego wózka. Powiedz mi jeszcze raz że wszystko pójdzie
dobrze.
- Stara, wysępiłaś zgodę od lekarza. Wszystko pójdzie dobrze. Jus nawet się nie
dowie, że tam byłaś. Jesteśmy młode, Brooke! Halo? YOLO. Raz się żyje.- Parska błyskotliwie i przymierza kwiecistą sukienkę a la starsza pani.
- Ale powiedziałam lekarce, że idę odwiedzić mojego chłopaka w jego domu. -
Przypominam jej.
- To JEST jego dom. Ring to łoże Riptide’a. Plus, nie zapominaj o sile szczęścia. Ludzie
lepiej się goją, kiedy są w ramionach ukochanego. Dziecku bardzo się to spodoba, prawda, ty uroczy dzidziusiu?- Mówi głupkowato do mojego brzucha.
Powstrzymuję się od śmiechu i odpycham ją. Ma rację, jestem pewna, że dziecku
bardzo się to spodoba. Już czuję się naładowana energią, a dziecko ostatnimi czasy chyba nie bawiło się ze mną zbyt dobrze przez mój obecny stan. Jestem zakochana w skomplikowanym mężczyźnie i czuję przez niego skomplikowane rzeczy. Wertowałam to w głowie z tysiąc razy i mam to w dupie, jeśli mnie tam nie chce. Pójdę zobaczyć mojego mężczyznę. Koniec, kropka.
- Co myślisz?- Pytam Melanie poprawiając długą do ramion blond perukę.
- Super. Wyglądasz tanio. A teraz cię umaluję.- Rozciera warstwę tapety na mojej
twarzy, a moje serce wali w żebra z podniecenia, że go zobaczę.
- Mel, moje pory toną.
- Oj tam, oj tam! Cicho! Teraz ja.

Przeglądam się w lustrze, gdy robi sobie makijaż.
- Ok, wyglądam jak prostytutka. Zapytają nas ile bierzemy.
- Głuptasie, nie możesz wyglądać jak ty.
- Ale ty dalej wyglądasz seksowniej! Jeśli ty jesteś gorącą babcią to dlaczego ja nie
mogę być?
- Bo ja nadal mogę chodzić, a ty jesteś na wózku.- Pcha mnie bliżej lustra i patrzymy na siebie w naszych kwiecistych sukienkach. Mel dodała do swojej kaszmirowy sweter i wpięła kwiat w siwą perukę. Moje włosy trzyma na miejscu czarna opaska a la Alicja w
Krainie Czarów. Jestem zupełnie nie podobna do siebie. Gdybym do tego dodała duże okulary, które kupiłyśmy, byłabym podwójnie do siebie nie podobna, ale są tak duże i niepokojące, że  wkładam je do kieszeni sukienki, kiedy Mel wiezie mnie do windy.
- Nie chcę go rozpraszać, ok? Jus nie może zobaczyć, że tam jestem. Może się rozgniewać. Nawet nie wiem, co zrobi. Jest zbyt nieprzewidywalny. I nigdy wcześniej nie kłóciliśmy się bez późniejszego zerwania, Mel.
- Mój kochany kurczaczku, sądząc po różach, które przysłał to chce się pogodzić. I
nie martw się! Wrócimy tu w mgnieniu oka, ale zanim to nastąpi to wyciągnijmy cię z tego PRZEKLĘTEGO POKOJU! Wuuu huuu!
~~~~
Pół godziny później odkrywamy, że Podziemie nie jest miejscem przyjaznym dla osób
niepełnosprawnych. Dowiedziałyśmy się tego, gdy Mel próbowała wyciągnąć mnie z
taksówki, potem na wózek, potem do klubu nocnego, windy i do Podziemia. Prycha, wzdycha i mówi mi że już nie wygląda tak dobrze.
- Dzięki tobie, ciężarna lasko. -Śmiałabym się z tego jak niedorzecznie wygląda próbując zmusić ludzi do przepuszczenia nas, ale kiedy wchodzimy na zatłoczoną arenę to trochę czuję jakbym wracała do domu. Mieszane uczucie radości i frustracji, że nie zostałam zaproszona, tłoczy się we mnie tworząc skomplikowaną mieszankę.
Właśnie tutaj go poznałam. Tutaj w jednej chwili straciłam serce. Tutaj wypieprzył moje imię. Tutaj pocałował mnie w usta. Tutaj zajął ring sztormem zanim mnie wziął.
Po chyba tysiącu 'przepraszam, sorry, uwaga' Melanie w końcu przyciąga mnie do naszych miejsc. Musiałam kupić bilety własną kartą i zaszalałam z miejscami w pierwszym rzędzie, choć nie do końca na środku. Są dobre, będę wstanie chłonąć z bliska każdy milimetr mojego Riptide’a. Nie chce ze mną rozmawiać? Nie chce mnie widzieć? Ja umieram z chęci chociażby zerknięcia na niego.
- Pamiętaj, że masz udawać starszą kobietę, Mel. - Szepczę do niej, gdy pierwsi bokserzy wieczoru zaczynają wbijać sobie twarze w czaszki.
- Ta kobieta nas śledzi.- Mówi z niepokojem Melanie i wskazuje za nas ale nie mogę
się nawet obrócić.
- Wygląda jak babochłop. Jest trochę przerażająca. -Skanuję arenę w poszukiwaniu Pete i widzę go a zaraz obok, w miejscu które normalnie jest moje, siedzi moja siostra Nora, szczerząc się i flirtując z nim.
- Wow, Nora namówiła Pete, żeby załatwił jej bilet?- Mówi Melanie.
Nie wiem dlaczego, ale widok kogoś, kogokolwiek, nawet mojej własnej siostry, na moim miejscu, budzi we mnie zazdrość tysiąca węży i znowu jestem zła. Nie, nie zła.
Wkurzona, że Justin zabronił mi tutaj przyjść. Drań.
Nagle ring robi się pusty i chyba widzę jak Riley zaczyna podchodzić do swojego
zwyczajowego miejsca niedaleko narożnika ringu. Mój puls strzela w niebo.
- Kiedy ostatnim razem pojawił się na tej arenie, dał nam nokaut w rekordowym czasie i pognał za jedną z naszych…- Rozbrzmiewa głos z głośników, kobiety zaczynają krzyczeć, a moje serce rozpala się, kiedy przypominam sobie sposób w jaki za mną pobiegł.
- Wiecie o kim mówię. O człowieku, dla którego wszyscy tutaj przyszliście! Przywitajcie jednego, jedynego Justina Bieber'a, waaszeeeeegoo RiiIptiiiide’a!!!!! -Melanie wstrzymuje oddech, a potem mamrocze.
- O rzesz kurwa, mój Boże, widzę go. -Mój puls przeleciał przez dach, gdy próbuję się wyciągnąć i zobaczyć ten przebłysk czerwieni truchtający w kierunku ringu, ale nic nie widzę z tego głupiego wózka.
- Nie widzę go! - I Boże, jak ja nienawidzę tego, że wszyscy go widzą tylko nie ja.
- Stara, podchodzi do ringu! Podchodzą jakieś laski, ale napiera na przód. Brooke, on
jest bogiem. O mój Boże… -I wtedy w końcu go widzę. Moje serce dosłownie zatrzymuje się, a żołądek momentalnie zaciska z emocji. Kocham go, nienawidzę go, kocham go.
Znajduje się już w zasięgu mojego wzroku, przebłysk czerwieni i wskakuje na ring. Jest
taki lekki i muskularny, tak płynny i zwinny. Znajduje się w kręgu światła zdejmując czerwony szlafrok i nagle po prostu tam jest. Taki umięśniony i surowy. Fantazja każdej kobiety i mój Prawdziwy.
Nigdy nie zapomnę tego jak wygląda w swoim bokserskim orężu, każdy mięsień jego
wyrzeźbionego torsu jest twardy i ukształtowany, opalony i lśniący. Nigdy nie zapomnę tego jak się uśmiecha dla swojego tłumu. Umieram. Cudownie wygląda. Idealnie. Promieniująca męska siła i witalność. Tak jakby był na cholernej plaży, a ja w piekle. Czuć nawet jakby wszystkie światła nad nim mknęły całować jego opaloną skórę. Jego twarde jak kamień ramiona są wyciągnięte, a mięśnie napięte kiedy zaczyna się powoli obracać. Arena prawie drży pod moimi kółkami. Te krzyki są ogłuszające.
- Wypieprz ich, Riptide!- Krzyczą ludzie za mną.
- A potem mnie!

Pokazuje im swoje dołeczki, jego oczy błyszczą dla nich. Wygląda na tak otwarcie szczęśliwego, że chcę go uderzyć. W zasadzie to chcę tam podejść i zmiażdżyć jego usta moimi, kiedy będę go biła.
- Brooke, czuję się jak okropna przyjaciółka, że ślinię się na widok twojego chłopaka.
Ale proszę, powiedz mi, że rozumiesz!- Mówi z niepokojem Melanie. Jęczę zniesmaczona sobą. Zostałam porzucona i oto jestem tutaj, uganiam się za nim jak jakaś fanka. Ślinię się, bo jest mój. MÓJ.
- A teraz, paaaaniee i panowie, powitajmy Matkę Wszystkich Potworów, Hectora Hex’a, Heeeeerkulesaa!- Krzyczy prowadzący, a Melanie szepcze.
- Jaaaasna cholera. -W chwili, kiedy Matka Wszystkich Potworów staje na ringu to przysięgam, że podłoga prawie odrywa się przez jego ciężar. Nigdy wcześnie go nie widziałam, ale wygląda na jeszcze większego od Rzeźnika i supeł w moim żołądku zaciska się dziesięciokrotnie. Ten nowy bokser wygląda jak jakiś Paul Bunyan... ogromny gigant.
- Z jakiej galaktyki pochodzi ten kawał mięcha?- Pyta Melanie tak samo przestraszona
jak ja. Justin styka się z nim rękawicami, a potem odsuwa i rozluźnia mięśnie ramion.
Obserwuję jak tatuaże pomiędzy jego ramieniem, a bicepsem rozciągają się. A moje całe ciało rozciąga się na myśl jakie odczucia wzbudza jego ciało. Gong.
Idzie na środek. Moje serce wali, gdy Matka Wszystkich Potworów uderza Justina w żebra, a ten odwdzięcza się mu potrójnym ciosem, który jest tak szybki i potężny, że facet cofa się o trzy kroki.
- O mój Boże, Brooke!- Mówi Melanie.
- O MÓJ BOŻE!
Gigant wraca z ciosem, który trafia Justina prosto w brzuch. Słyszę dźwięk tego uderzenia i wzdrygam się, ale naglę dochodzą mnie wydźwięki tego jak Justin mu oddaje. Szybko i mocno. PACH, PACH, PUM! Olbrzym upada na tyłek. Justin okrąża ring czekając aż tamten wstanie. Grzeszny, pełen gracji, mój potężny karmelowooki lew.
Całe moje ciało pamięta sposób w jaki ten lew przesuwa się na mnie. We mnie.
Sposób w jaki jego biodra wpychają się z idealną precyzją. Sposób w jaki jego ręce mnie
dotykają. Ściskają. Drażnią się ze mną. Sposób w jaki jego język ociera się o mój smakując mnie, liżąc mnie.
Potwór wstaje powoli i kręci głową jakby był zdezorientowany. Zanim jest w stanie wymierzyć kolejny cios, Justin wykonuje hak prawą ręką i znowu posyła go na podłogę.
Facet rozpłaszcza się na plecach. Melanie podskakuje i krzyczy.
- TAK!!! TAK! JUSTIN, JESTEŚ KRÓLEM PIEPRZONEJ DŻUNGLI!- Krzyczy, a on obraca się z uśmiechem. Zamraża mnie, kiedy nas zauważa. Rozkosznie uśmiecha się do nas, jego fanów, stojąc twarzą w naszym kierunku, ale jego oczy lekko się przymrużają. Omiata nas wzrokiem jak polujący drapieżnik. Świat usuwa mi się spod stóp.
- Chyba rozpoznał twój głos, idiotko! - Syczę na wydechu i ciągnę Mel za spódnicę, żeby usiadła. Ale on nie patrzy na Mel. O nie. Jus gapi się na mnie. Stoi w rozkroku, jego pierś
unosi się i opada, gdy nagle skupia na mnie całą swoją uwagę. Na mnie i tylko na mnie.
Jego karmelowe oczy wbijają się we mnie z ciekawością i zapytaniem, a ja nagle jestem
boleśnie świadoma wszystkiego co mam na sobie. Kredki wokół oczu, niedorzecznej,
czerwonej szminki, przyklejonego makijażu…
Modlę się cicho i zawzięcie, że to wystarczy, żeby ukryć się przed nim.
Wypuszczam powietrze, kiedy jego oczy przesuwają się na moją prawą stronę do
Melanie. Mel poprawia perukę i mówi.
- Orzesz kurwa jego mać. -I jeśli miałam nadzieję, że jestem już wolna to całkowicie i kompletnie go nie doceniłam. Znowu spogląda na mnie, a potem powoli kręci głową.
Moje serce zaciska się tak mocno, że moja klatka piersiowa chyba dozna
nieustannych uszkodzeń wewnętrznych.
Przeczesuje włosy ręką i przez chwilę chodzi niecierpliwie po ringu; potem znowu podnosi głowę. Kiedy jego oczy znowu wpajają się we mnie i ponownie kręci głową, tym
razem z nagłym przebłyskiem jego pięknych dołeczków... chyba dochodzę.
Przebiega po mnie prąd, gdy jego oczy ciemnieją z gorąca, usta unoszą się
zmysłowo, pełne tej męskiej wiedzy, że ja, w porównaniu do wszystkiego co mówią jego
fani, ja jestem jego fanką numer jeden.
Doskonale wie kim jestem. Widzę to besztające rozbawienie w jego oczach i prawie
słyszę jak mówi… Widzę cię, ty mała gówniaro. Widzę cię.
Widzę cię, kurwa!
Chcę zedrzeć z siebie ten głupi kostium i po prostu pobiec do niego, wspiąć jak na
drzewo. Chwycić jego twardą szczękę w dłonie i pocałować jego usta. Utopić go w moich
pocałunkach i w całej tej miłości do niego, która topiła mnie od tygodni.
Zwija palce przy bokach, gdy wchodzi kolejny zawodnik. Kiedy staje na ringu, Jus co
chwilę patrzy na mnie zaciskając i rozluźniając pięści. Żar w jego spojrzeniu powoduje, że płonę w każdej części mojego bytu aż do palców u nóg.
Rozlega się gong i Justin mruga do mnie. To mrugnięcie powoduje, że tłum wyje.
Melanie piszczy i ściska mnie za rękę.
- Powiedz mi jeszcze raz jak to on nie chce cię, głupolu! - Wskazuje na siebie.
- Ta dziewczyna tutaj jest napalona w twoim imieniu! Omójboże! Całkowicie pieprzy cię w swojej głowie! -Prawie jęczę, gdy zaczyna się walka.
Justin wygląda tak jakby nabrał sił. Wali w nowego przeciwnika nieustannie, ciosy z dołu, haki, uniki i obraca się do mnie pomiędzy ciosami tylko po to, żeby sprawdzić czy patrzę. Patrzę. Widzę go. Czuję go.
Pragnę go.
Cholernie go kocham, bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek na tym świecie. Facet nie ma z nim szans, a ja obserwuję to z całkowitą i dogłębną fascynacją. Przez wszystkie te tygodnie, przez wszystkie te hormony, tęsknie za nim jak wariatka, pożądam go jak wariatka, kocham go jak wariatka… Jest bliżej mnie niż przez te wszystkie tygodnie, a ja tak bardzo za nim tęsknię, że ściskam wózek tak mocno, aż bieleją mi kostki.
Chcę poczuć go w sobie tak samo mocno jak chcę oddychać. W tej chwili mogę myśleć tylko o tym... tylko o tym że jest mój, a ja jego, że nie dam mu odejść że zmuszę go,
by znowu mnie chciał, jeśli kiedyś przestanie, i że nie będzie takiej chwili w moim życiu kiedy go zostawię.
Jego imię jest wywoływane z każdą wygraną, jego ramię uniesione w górę, wycie tłumu i te karmelowe oczy, który odnajdują mnie w tym niedorzecznym ubraniu. Jego szczęka
zaciska się, a ciało napina jak gdyby nie mógł znieść patrzenia na mnie bez możliwości
dotknięcia. Moje całe ciało odpowiada i drżę na wózku od sposobu w jaki na mnie patrzy.
Mogę wyglądać okropnie, ale nadal mnie pragnie. W jego oczach płonie pożądanie,
obietnica, że mnie weźmie, tańczy w tych tęczówkach. Moje serce wali. Pamiętam go.
Pamiętam jego skórę, jego szorstkie ręce przesuwające się po mnie. Jego oddech.
Widzę jego ciało jak na talerzu, połyskujące potem, każde idealne wycięcie i rzeźbienie.
Mogę prawie go posmakować, poczuć jak ociera się o mnie.
Przez cały wieczór jestem mieszanką szczęścia, ekscytacji, nerwów i drżącej,
wszechogarniającej potrzeby.
- Mel, nie chcę żeby przyszedł tutaj i zobaczył mnie w tym przebraniu.- Mówię do niej
po raz pierwszy żałując wyboru ubrań. Wyglądam okropnie, kurewsko, brudno,
niedorzecznie, a nie tak chciałam dzisiaj wyglądać dla Justina.
- W porządku, zabierzemy cię do domu i wtedy do ciebie przyjdzie.- Jęczy. Zaczyna
pchać wózek, kiedy nagle słyszę krzyk z głośnika.
- NOKAUT! Tak, panie i panowie! Zwycięzca wieczoru, po raz kolejny, daje wam
Riptide’a! Riiiiptiiiiiideee!!!!!!!!!!! - Jego imię skandowane przez tłum odbija się echem wokół mnie.
- Riptide! Riptide!
- Oczywiście, że zrobiłaś dokładnie odwrotnie niż ci kazałem.- Szepcze zza mnie
niesamowicie głęboki i seksowny głos. Potem widzę jak muskularny tors przesuwa się przede mną i zostaję podniesiona przez parę przepysznie spoconych ramion.
Justin odwraca się do Melanie zamiast do mnie i słyszę jak mówi, a raczej warczy
do niej.
- Zajmę się tą kulą ognia. Riley odwiezie cię do domu.

                          Ciąg dalszy nastąpi...


__________________________________________________________________________________

Tak... połącz dwie wariatki razem i mamy dwie staruszki z piekła rodem :D
Justin rozpoznał Brooke nawet w slut starszej pani, jak zwykle przez niewyparzone usta Melanie :D

*  Postaram się dawać rozdziały, kiedy tylko będę mogła.
Nie ma mnie w domu i ciężko mi się pisze na laptopie :/ 

Do następnego Miśki!!!
xx

wtorek, 25 sierpnia 2015

10. Rodzinna wizyta.

 Enjoy

 Budzę się i dla odmiany czuję coś... przez co mnie nie mdli. To słodki zapach, który zachęca mnie do głębokiego wdechu. Rozglądam się i widzę jak Melanie wchodzi i wychodzi z pokoju. Wszędzie dostrzegam Riptide’ową czerwień. Riptide’dowo czerwone róże wypełniają cały mój pokój.
- Dzień dobry, Julio. Twój Romeo je przysłał. Jeszcze rozładowują ciężarówkę. A ja zadzwonię do siłowni i powiem, że już mam za sobą godzinny trening. Uśmiecham się i próbuję wstać, ale
Melanie odzywa się.
- E e! Żadnego stania. Czego ci trzeba?
- Muszę siku! I chcę je powąchać, miej nade mną litość! Czy to karteczka?- Otwieram karteczkę umieszczoną pomiędzy różami na stoliku nocnym i moje oczy zachodzą łzami, gdy widzę tytuł piosenki. Melanie zbiera pozostałe karteczki i przynosi je do mnie. Otwieram jedną i widzę kolejny tytuł. Nie słyszałam tych piosenek, ale już jestem podekscytowana.
Daję sobie pozwolenie, żeby trochę popłakać, bo jestem tak cholernie zestresowana i w ciąży.
Wszyscy wiedzą, że jeśli dusi się to w sobie to można się rozchorować, a ja nie chcę
być chora. Chcę być zdrowa, chcę dać Justinowi dziecko i rodzinę. Coś, czego nigdy nie miał.
Więc płaczę. Potem piszę mu SMS-a.
*Tęsknię za Twoimi oczami. Za Twoimi rękoma. Za Twoją twarzą. Za Twoimi dołeczkami!*
Potem robię zdjęcie mojego pokoju tak wypełnionego różami, że ledwo widzę okno i wysyłam.
*Właśnie to widzę teraz z mojego łóżka.*
Potem całuję mój telefon.
- Ale z ciebie głupek! - Mówi Mel, wnosząc resztę.
- I co z tego? Kogo to obchodzi?- Odpowiadam zadziornie i odkładam telefon. Wiem, że nie będzie sprawdzał telefonu podczas treningu,  pewnie będzie trenował wyjątkowo mocno. Tak więc znowu smaruję się progesteronem. Czytałam, że jeśli przedawkuję to mogę dostać bólu głowy, ale byłyśmy wczoraj z Melanii na kilku forach i wyczytałyśmy, że krem z progesteronem powstrzymał poronienie u ton kobiet. A ja mam zamiar dopisać moje imię do tej listy.
Chwytam kilka książek, ustawiam laptopa na łóżku i praktycznie organizuję sobie mini biuro, żebym nie musiała wstawać. Czuję ból jajników, ale nie ma skurczów i zaczynam się zastanawiać czy ten krem naprawdę nie działa. Słyszę jak Mel kończy z florystami i decyduję się zrezygnować z prysznica. Głównie dlatego, że nie chcę stać przez cały ten czas. Znajduję świeże ubrania i ostrożnie się
przebieram. Nora powinna nas odwiedzić w ciągu dnia, żeby Melanie mogła pójść do pracy. Ale to nie ona się pojawia. Mel przynosi nam śniadanie w postaci owoców i serka wiejskiego, a potem słyszę jak woła do mnie z drzwi sypialni.
- Brookey! Twoi rodzice przyszli!

Melanie idzie ich wpuścić, więc wysuwam się z łóżka i skupiam się na tym jak się czuję. Nie ma żadnych skurczy, więc idę do salonu i od razu siadam na kanapie. I oto oni.
Stoją tam i gapią się na mnie zszokowani i z szeroko otwartymi oczami.
- Brooke. -Sposób, w jaki matka wymawia moje imię napełnia mnie przerażeniem. W momencie, w którym widzę moich rodziców i łączę to z tym jak wymawiają moje imię, to już wiem, że wiedzą. Wypełnia mnie żal, gdy wchłaniam ich zazwyczaj radosne miny. Teraz wyglądają tak jakby się postarzeli o całą dekadę. Jak wieść o pięknym niemowlaczku mogła ich tak postarzeć?
- Spodziewalibyśmy się tego po Norze, ale po tobie? - Mówi moja matka i o mój Boże, oni naprawdę wiedzą. Skąd?
Matka siada po drugiej stronie niskiego stolika, a ojciec u jej boku. Krzyżuje ramiona i patrzy na mnie w taki sam gniewny sposób, którego używa w stosunku do studentów wychowania fizycznego.
Nie odzywają się przez jakieś trzy minuty. W tych okolicznościach, to wydaje mi się całą wiecznością. Czuję się tak niekomfortowo, że nawet nie wiem jak mam siedzieć.
Kocham moich rodziców. Nie lubię ich ranić. Chciałam przekazać im dobre wieści twarzą w twarz. Chciałam im powiedzieć, że jestem zakochana i że Justin i ja będziemy mieli dziecko. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, to żeby poczuli się zawiedzeni i traktowali to jak tragedię, na co właśnie wygląda.
- Witajcie mamo i tato. - Mówię pierwsza.
Wiercę się i wiercę dopóki nie opieram łokcia na poręczy kanapy, wkładam głowę w rękę i zawijam nogi pod siebie. Ale nawet, gdy w końcu jest mi wygodnie, napięcie w powietrzu można by ciąć toporem.
- Hej, panie i pani Dumas. - Mówi Melanie.
- Dam wam trochę prywatności na rodzinne spotkanie i pójdę sprawdzić co tam w pracy. - Patrzy na mnie i robi rękami znak krzyża, który odpędza wampiry, a potem mówi do mnie.
- Wrócę o siódmej. Nora napisała, że jest w drodze. -Potakuję, a potem w pokoju zapada
niezręczna cisza.
- Brooke! Nawet nie wiemy, co powiedzieć. -Przez chwilę to ja też nie wiem, co powiedzieć poza:
- Naprawdę chcę tego dziecka. -Oboje patrzą na mnie z rozczarowaniem. Jest to spojrzenie, którym rodzice często obdarowują swoje dzieci.
Ale nie pozwolę, żeby wpędzili mnie w poczucie wstydu. Czułam wstyd, kiedy zerwałam ścięgno.   Ojciec powiedział, że sportowcy nie płaczą na widoku, ale ja płakałam. Po tym popadłam u nich w niełaskę, a teraz widzę, że popadłam w jeszcze większą.
- Przepraszam, że wam nie powiedziałam. Chciałam powiedzieć to osobiście, ale wygląda na to, że ktoś już to zrobił.
- Nora. - Mówi matka.
- Martwi się o ciebie. Cała nasza trójka się martwi. Powiedziała mi, że dowiedziała się od kogoś innego? Jak mogłaś ukryć przed nami coś takiego? Powiem ci, że mimo, iż jesteś dość dojrzała, to zawsze zbyt chroniłaś się przed chłopcami. Chłopcy…oni tylko wykorzystują i porzucają…zwłaszcza, kiedy wydarzy się coś niewygodnego. Nora mówi, że ten chłopak jest znany ze sprawiania kłopotów i ma różne problemy? -Gotuję się z powodu tego jak Nora przedstawiła im Jus'a.
Gdybym nie siedziała to bym upadła na tyłek. Na mój zdradzony, tępy, głupi tyłek.
Więc wygląda na to że Nora jest w domu i zachowuje się jak idealna księżniczka. W jej mniemaniu robi to, co właściwe po tym jak mój chłopak pomógł jej wydostać się z najgorszego związku na świecie i mógł umrzeć, próbując ją uratować.
Jej zdrada przebija się przeze mnie z taką siłą, że przez chwilę nawet nie mogę mówić.
Do diabła, jeśli ktoś wie jakim człowiekiem jest Justin, to właśnie Nora!
- Ojciec mojego dziecka nie jest chłopcem. Jest mężczyzną.- Ściskam brzuch, gdy zaczyna boleć pod ich oskarżycielskimi spojrzeniami.
- A my, to dziecko i ja, nie jesteśmy nie wygodni.

Mój ojciec nie powiedział ani słowa. Po prostu tam siedzi i patrzy na mnie tak jakbym była gremlinem, który się zmoczył, zrobił brzydki i teraz trzeba go odseparować. Czuję jakby dzielił nas kontynent.
Tak jakbym ja kierowała się na północ, a oni byli  zdeterminowani, że południe jest dla mnie najlepszą ścieżką, i że nigdy, przenigdy nie będę szczęśliwa, jeśli pójdę w przeciwnym kierunku.
- Ale Brooke, to jest takie lekkomyślne i nie pasujące do ciebie. Spójrz tylko na siebie! - Mówi matka w kompletnej agonii i rozpaczy.
- Co?- Pytam zmieszana.
- Co jest ze mną nie tak?
Wtedy dociera do mnie, że pewnie wyglądam jak gówno. Nie spałam. Śmiertelnie się martwię, że stracę to dziecko. Nie chcę tutaj być. Nie wzięłam prysznica, a moja twarz jest opuchnięta od całego tego płakania.
- Wyglądasz…jakbyś znowu miała depresję, Brooke. Powinnaś przestać nosić te sportowe ubrania skoro już nie jesteś sprinterką i założyć jakąś sukienkę…rozczesać włosy…
- Proszę. Proszę, nie rań mnie. Mówisz rzeczy, których nie myślisz, bo jesteś rozdarta. Proszę, ciesz się razem ze mną. Jeśli wyglądam jakbym miała depresję, to dlatego, że jestem niebezpiecznie blisko utraty tego dziecka a chcę go. Chcę go tak bardzo, że nawet nie masz pojęcia.

Patrzą na mnie tak jakbym postradała zmysły, bo nigdy, przenigdy nie otworzyłam się w taki sposób. Czuję się tak niezrozumiana, tak niekochana i tak głodna wsparcia, bo cierpię w środku. Moje hormony są poza normą i czuję gniew, ponieważ jestem tutaj zamiast miejsca, w którym chcę być. Jestem tutaj, niezrozumiana i oceniana zamiast być z nim, gdzie byłabym kochana i akceptowana.
Nawet nie wiem jak im powiedzieć, że są niesprawiedliwi w stosunku do mnie, niemniej dygotam. Wstaję po jego iPoda i ustawiam go na doku z głośnikami w moim salonie. Potem po prostu klikam PLAY, ustawiam wysoką głośność i pozwalam piosence mówić za mnie.
Zaczyna się piosenka 'According to You' Orianthi. Jest trochę gniewna i buntownicza, opisuje trochę ten tumult, który czuję. Jak widzą mnie w ten sposób, nieidealną, a on jako piękną i silną.
- To teraz będziemy się zachowywać jak nastolatki i używać głośnej muzyki?- krzyczy moja matka.
- W tej chwili to ścisz! - Wrzeszczy ojciec.
Ściszam i przez chwilę skupiam się tylko na jego srebrnym iPodzie, który dla Justina i mnie mógłby być dziennikiem albo mikrofonem. Albo każdym innym sposobem na wyrażenie każdej innej rzeczy.
- Nie rozumiecie.
- Brooke, porozmawiaj z nami! - Mówi matka.
Kiedy się obracam, wyglądają tak samo nieszczęśliwie jak ja się czuję.
- Właśnie to zrobiłam, ale nie słuchacie. -Milczą, więc nabieram powietrza, próbując się uspokoić mimo tych wszystkich hormonów, które buzują we mnie. Chcę, by wiedzieli, że już nie jestem młodą dziewczyną, że staję się kobietą, więc mówię do nich.
- Jestem w siódmym tygodniu ciąży. W tej chwili tworzą się jego malutkie kończyny. I mówię 'jego', bo myślę, że to chłopiec. Ale to nie ma znaczenia, bo dziewczynka też byłaby cudowna. W czasie, gdy rozmawiamy, jego serce robi się coraz silniejsze i generuje około stu nowych komórek mózgowych na minutę. Za dwa tygodnie jego serce podzieli się na cztery komory i wszystkie jego organy, nerwy i mięśnie zaczną działać. Będzie miał nos, oczy, uszy, usta. Wszystko już uformowane, we mnie. To
jego dziecko. Jego i moje. I to napełnia mnie taką radością, że nie macie nawet pojęcia. - Moja matka wygląda tak jakby miała złamane serce.
- Martwimy się. Nora powiedziała mi że w miejscach w których on walczy, zażywają narkotyki.
- Mamo, on nie. Jest sportowcem sercem, ciałem i duszą. - Podchodzę do nich i klepię ją po włosach, chwytam rękę taty w drugą.
- On nie ma takiej rodziny jak ja i chcę, żeby miał moją. Chcę, byście powitali go w naszej rodzinie, bo mnie kochacie i bo was o to proszę. - Moja mama wizualnie łagodnieje, ale to ojciec
odzywa się pierwszy.
- Powitam go w naszej rodzinie, kiedy udowodni, że zasługuje na bycie ojcem mojego wnuka! - Wstaje parskając, podchodzi do drzwi i zatrzaskuje je za sobą. Spuszczam głowę.
- Nawet nie powinnam wstawać. Idę do łóżka, mamo. - Szepczę.
- Brooke.- Jej wolne, niepewne kroki podążają za mną do sypialni. Zatrzymuje się przy drzwiach i nie odzywa się, kiedy kładę się do łóżka. Przez chwilę czuję jej zmartwiony wzrok na moich plecach.
- Nie zabezpieczaliście się, skarbie?- Pyta cicho.
- Boże, nawet nie będę na to odpowiadała. - Mówię.
Dalej stoi w drzwiach, a ciężka cisza rozciąga się między nami. Zwijam się w kulkę i wpatruję w moją tablicę korkową, na zdjęcie, które Justin dotknął. Nie będę płakać.
Przysięgam, mam już dość płakania i próbuję ich nie nienawidzić, bo jestem samotna, niezrozumiana i hormonalna. Wiem, że mnie kochają. Wiedzą tylko, że jakich facet zapłodnił mnie i porzucił tutaj i że to dziecko będzie dla mnie wyzwaniem. Nie wiedzą nic poza tym, że moje życie się zmieni i boją się, że sobie z tym nie poradzę. Mogą być tacy oceniający choć mnie kochają. Czuję jak stawiam mury, odmawiając dzielenia się z nimi moim Justinem.
Odmawiam dzielenia się najcenniejszą i nieidealnie idealną rzeczą w moim życiu.
- Idź do domu, mamo. - Mówię, a ona wychodzi po chichu. Zostaję w łóżku i patrzę na te wszystkie
róże, które mi przysłał. I widzę te karmelowe oczy…
'Jesteś moja'. 'Oboje jesteście'.
Boli mnie gardło, a oczy podążają jego śladem.
- Brooke, jestem. - Mówi Nora z korytarza.
Nie odpowiadam jej. Jestem taka zła. Wydaje się wyczuwać niebezpieczeństwo w powietrzu, bo zatrzymuje się przy drzwiach i nie wchodzi.
- Wszystko w porządku? Straciłaś dziecko?- Pyta. Furia gotuje się we mnie.
- Dziękuję, że mnie zdradziłaś, Noro. - Mamrocze.
- I dzięki, że okazałaś totalną i dogłębną wdzięczność Justinowi za to, co dla ciebie zrobił!
- Brooke, musieli się dowiedzieć, że jesteś w ciąży!- Krzyczy.
- To był mój sekret do wyjawienia, nie twój! - Wybucham, szybko siadając.
- Dlaczego go atakujesz? Nic ci nie zrobił oprócz tego, że cię uratował! Co, chciałaś okazji, żeby dobrze wyglądać w ich oczach, więc zrobiłaś mnie w balona? Kto ci powiedział? Wiem, że nie Melanie. Ona nigdy by mi tego nie zrobiła. -Oczy Nory też mają bursztynowy kolor, są tylko troszkę ciemniejsze od moich, ale na tym kończą się nasze podobieństwa. Jak możemy być tak różne? Ona zawsze była
romantyczką, a ja realistką, ale i tak nigdy nie czułyśmy się tak oddalone od siebie jak dzisiaj.
- Pete mi powiedział. - Mówi. Jęczę. Zapomniałam, że coś jest między nimi.
- Wymsknęło mu się! Myślał, że wiem, a mi było wstyd, bo nie wiedziałam! Brooke, nie ukrywałabyś tego gdybyś nie wiedziała, że to coś złego. To Riptide! Zostaniesz porzucona tak samo jak ja, jeśli nie w gorszy sposób. Ci mężczyźni są niebezpieczni, Brooke. Nigdy się od nich nie uwolnisz, nigdy.
- Justin nie jest taki jak twój chory były chłopak, dupek! Jestem w nich cholernie zakochana, a on kocha mnie. I będę miała to dziecko, nawet jeśli to mnie ZABIJE, Noro! -Krzyczę.
Mruga, a ja już dalej nie mogę. Może czuję taką niechęć, bo przez nią prawie zrujnowałam sobie życie. Przez nią i przeze mnie, bo chciałam ją 'uratować', skrzywdzono Justina.
- Przepraszam, Noro, ja po prostu…- Pocieram twarz i kręcę głową ze zmęczeniem.
- Wiesz, ja też myślałam, że on mnie kocha. - Jej smutek wkrada się we mnie i skręca mnie w środku.
- Mówię o Bennym. Myślałam, że zrobi dla mnie wszystko a w pierwszej chwili, kiedy zatrzymanie mnie zaczęło sprawiać trudności, wyrzucił mnie.- Patrzy na mnie, jej twarz jest zmęczona i smutna.
- Powiedział, że mnie kocha, a potem nawet nie spojrzał mi w oczy, żeby się pożegnać.
Jeśli powiedziałam coś mamie i tacie to dlatego, żeby tobie nie przytrafiło się to samo.
- Justin jest inny, Noro. - Mówię łagodnie.
- Dokładnie. Lata za nim tysiąc kobiet więcej, Brooke. Nie. Nie tysiąc. Milion więcej niż za Skorpionem. Jest BOGIEM SEKSU Podziemia. Ci faceci nie bawią się w żony i dzieci. Po prostu nie. Wiesz, ja też tam byłam. On nie może kochać cię tak bardzo, żeby ratować mnie, mnie...kogoś kogo nawet nigdy nie widział! I stracił dla ciebie nagrodę, która już praktycznie należała do niego? Nikt o zdrowych zmysłach nie może tak kogoś kochać! - Krzyczy i wybiega, zatrzaskując drzwi.
Drzwi trzęsą się w zawiasach, a ja mrugam patrząc na nie, bo jestem kompletnie oszołomiona.
Co. Do diabła. Pali teraz moja siostra?
Siedzę, myśląc o tym wszystkim. Potem wstaję, blokuję drzwi, zdejmuję ubrania i czeszę włosy. Rozpuszczam je, bo muszę czuć się ładna i potrzebuję mojego Prawdziwego.
Święty Boże, jak ja go potrzebuję. Chcę tylko, żeby wydarzyło się dzisiaj coś dobrego i chcę, by myślał że wszystko u mnie dobrze, że jestem bezpieczna tak jak tego chciał.
Piszę mu, że przed lotem ściągnęłam mu Skype’a na iPada i zostawiłam nazwę użytkownika oraz hasło na karteczce samoprzylepnej. Potem otwieram laptopa, loguję się i czekam. Chyba zasypiam z telefonem obok, bo kiedy budzę się godzinę później, widzę:
Justin Bieber : 11 nieodebranych połączeń.
- O nie! - Wybieram numer i dzwoni, ale on nie odbiera. Dzwonię jeszcze raz i jeszcze a potem jęczę i rzucam telefon na bok. Zakrywam się kołdrą, bo nagle jest mi zimno.
Znowu zaczynam odpływać, kiedy słyszę ciche pykanie. Widzę jego migające imię, serce podskakuje mi do gardła i klikam, żeby odpowiedzieć, kołdra opada mi do pasa.
- Jesteś tam?- Pytam. Poprawiam ekran laptopa, a motylki szaleją we mnie.
- Hej. Nie widzę cię! Przesuń swojego...
- To najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. - Mówi.
- Nie będziesz tak myślał, kiedy mnie zobaczysz. - Rzucam mu wyzwanie.
Wtedy go widzę. Jest oparty o wezgłowie…nagi tors i podejrzewam, że niedawno się kąpał…
Mój oddech jest historią na widok jego okrutnie chłopięcej twarzy. Pokój hotelowy jest całkowicie oświetlony i mrużę oczy w podejrzeniu.
- Nie śpisz, prawda?- Pytam go.
Ogląda mnie, a ja oglądam jego. Przesuwam wzrokiem po jego opalonej piersi, wzdłuż umięśnionego ramienia, do pełnej butelki niebieskiego Gatorade w jego ręce. Widok tych wszystkich mięśni, celtyckich tatuaży, mięśni piersiowych, gardła... Boże, te grube ścięgna na jego gardle, gdzie wtulam nos w nocy. To wszystko sprawia, że całe moje ciało łaskocze na wspomnienie tego jakie są w dotyku, zapachu i jak wyglądają. Węzeł potrzeby boleśnie rozwija się we mnie i rozchodzi przez moje jestestwo aż w końcu mogę myśleć tylko o tej potrzebie... chcę go pocałować i przytulić, dotykać i wtulać się, powąchać jego szyję jego włosy, oddech na mnie i każdy jego nagniotek.
Potem zdaję sobie sprawę, że ona dalej patrzy na mnie, a górna część mojego ciała jest całkiem goła. Momentalnie robię się mokra, gdy widzę to terytorialne spojrzenie ala 'pieprzyć moją partnerkę'.
- Czy to miało poprawić mi nastrój?- Pyta ochryple, patrząc na moje piersi.
- To pieprzona tortura tak patrzeć na ciebie przez ekran.
- Justin…- Mówię. Jego brwi są nisko opuszczone na oczy.
- Nie chcę, żebyś była sama. Jest tam ktoś z tobą?
- Nora była tutaj i teraz chyba Mel jest z nią na zewnątrz. - Zostawiam to tak, bo nie chcę w tej chwili mówić mu niczego o moich rodzicach dopóki się wszystko nie uspokoi.
Został odrzucony przez własnych rodziców i przysięgam, że obojętnie co będę musiała zrobić to nie zostanie odrzucony przez moją.
- Nie martw się, nie jestem sama. - Zapewniam go.
Potakuje i we frustracji przeczesuje włosy palcami. Potem opuszcza twarz i pociera ekran obiema rękami. Podnosi głowę i zwęża oczy.
- Chcę cię dotknąć. Zaraz odgryzę kawałek tego pieprzonego ekranu. -Śmieję się lekko, a potem pojękuję i też zasłaniam oczy. Skype’owanie nie było jednak takim świetnym pomysłem. O Boże, ale się przez to pragnie. Widzę go, pragnę i to boli.
- Bolesnym jest widzieć cię. Ja też chcę cię powąchać. - Mówię. Podnosi moją koszulkę na ramiączkach.
- Znalazłem ją w mojej walizce.- Unosi ją i wącha, a ja tracę oddech i prawie czuję jego nos na mojej szyi. Wącha mnie. Liże.
- Cholera, Brooke. Chcę tam być, wziąć cię w ramiona, rozciągnąć na łóżku i pieprzyć do jutra.
- Pożądanie eksploduje w moim brzuchu, gdy uderzają mnie te brutalne słowa.
- O Boże, ja też. -Pochyla się i jego oczy połyskują, mięśnie górnej części ciała drgają od ruchu.
- Żałuję, że mnie tam nie ma i nie mogę ścisnąć twoich piersi, ugryźć sutki i powiedzieć ci jak bardzo cię pragnę. - Moje kości uległy rozpadowi. Teraz miejsce pomiędzy moimi nogami płonie i pragnie.
Mój głos jest zbolały, potrzebujący i pełen podniecenia.
- Pragnę cię jak niczego w całym moim życiu. - Jęcze. Moje nagie piersi już sterczą w powietrzu i są wrażliwe nawet na powiew klimatyzacji.
- Chcesz mojego członka w sobie?- Pyta szorstko.
Wypuszczam drżący oddech i dotykam palcami piersi, głównie dlatego, że nagle są ciężkie i bolące. Bolą tak bardzo, bo pragną go.
- Justin, zabijasz mnie.
- Nie. To mnie to zabija. - Mówi miękko, pocierając ekran w sposób, przez który wyobrażam sobie jak jego kciuk przesuwa się po moich ustach, szczęce i zatacza kółka na moich twardych sutkach.
- Powiedz, że chcesz mojego członka w sobie, a potem udawaj, że twoje palce to ja. Opuść ręce, Brooke. Pokaż mi swoje sutki.
- Justin. - Mówię, a moje serce ściska się z potrzeby, gdy chwytam piersi w ręce.
Z jego gardła wydobywa się niskie warczenie, gdy przysuwa się jeszcze bliżej.
- Kiedy cię zobaczę, położę moje pieprzone ręce na całej tobie. Poliżę całe twoje śliczne ciało. Potem
będę godzinami pocierał językiem twoją łechtaczkę.
- O Boże, Justin…- Moja łechtaczka pulsuje pomiędzy udami, gdy kołyszę biodrami i myślę o lizaniu jego szyi, torsu, tatuażu w kształcie gwiazdki na jego pępku.
- Dlaczego trzymasz piersi w rękach? Udajesz, że to ja?- Żąda ochryple. Gdy potakuję, mówi.
- To dobrze. Więc uszczypnij je powoli, tak jak lubisz. A potem kieruj się na południe i popieść się dla mnie.
- Ale ja chcę dotknąć ciebie. - Mówię. Jego rozkaz wysyła drgawki ekscytacji przez moją skórę.
- Chcę przesunąć językiem po całej twojej piersi, polizać twoje sutki, gdy moje ręce będą wędrowały po twoich bicepsach i masować twoje mięśnie czterogłowe i muskuły… -Jego oczy migoczą łobuzersko i kręci głową.
- Nie, Brooke. - Upomina mnie.
- Nie mów do mnie tak seksownie dopóki najpierw nie zrobisz tego, co ci każę.
- Pójdę na południe, jeśli ty też pójdziesz. - Rzucam mu wyzwanie. Mój puls bije szaleńczo w gardle, gdy żar który we mnie umieszcza, zaczyna powoli mnie palić. Nie waha się i przesuwa.
Kiedy obserwuję jak jego przedramię wygina się i znika poniżej pasa, moje ciało napina się i dopada mnie kataklizm podniecenia. Mogę sobie idealnie wyobrazić jak pompuje się ręką i moja cipka nagle zaczyna szlochać.
- Justin, chcę cię tam pocałować. - Wstrzymuje oddech, potrzeba blokuje mi gardło.
- A później chcę połknąć całego ciebie, a po tym spocić się i poczuć cała kochana i piękna. -Jego głos łagodnieje, gdy obserwuję jak jego ramię lekko się porusza.
- Brooke, czy tam jestem czy nie, to jesteś kochana i jesteś piękna.
- Justin. - Mówię i też kieruję się palcami na południe, bo mu obiecałam. Gdy odkrywam, że jestem mokra, wrażliwa i nabrzmiała, ostro nabieram powietrza.
- Potrzebuję cię. Zadzwoń do mnie na telefon.
- Co masz na myśli, petardko?
- Zadzwoń do mnie na telefon. - Rozłączamy się na Skypie i odbieram telefon po pierwszym dzwonku. Jego głos wydaje się być bliższy. Jest tak blisko, że wlewa się we mnie, jest seksowniejszy niż sam seks, głęboki i mroczny z pożądania. Słyszę jego oddech w moim uchu i namiętne drżenie budzi się
w całym moim wnętrzu.
- Potrzebuję cię, Justin. - Wybucham.
- Potrzebuję całego ciebie. Twojego ciepła, ust, głosu, ciebie.- Zamykam oczy i wsuwam palec przez zewnętrzne wargi mojej cipki. Pocieram się tak jak on to robi.
- Boże, powiedz mi jak bardzo mnie potrzebujesz. - Mówi, a jego oddech jest szybszy i ostrzejszy.
I nagle jego głos jest tak blisko mnie w mojej głowie, że czuję go ze mną. Jego usta przy moim uchu, ochrypły tembr wysyła drżenie do moich ud i szeptam.
- Tak bardzo, że torturą jest cię widzieć, słyszeć twój głos. - Jego głos jest poszarpany.
- Kochanie, potrzebuję ciebie wokół mnie, ściskającą mnie jak cholera.
- Umrę, jeśli cię nie zobaczę.
- Za trzy tygodnie walczymy w Seattle i przyjadę do ciebie. Rozbiorę cię do samej skóry i znowu posiądę całe twoje ciało moim. Każdą jego część.
- Nienawidzę tego, że nie możesz być we mnie. - Przyznaje, moje oczy zamykają się, moje ciało rozluźnia się na dźwięk jego głosu. Fala gorąca rozchodzi się po mojej skórze. Oddycha ciężko.
- To bez znaczenia. Kiedy tam będę, całą cię wypieszczę. -Przejął mój umysł. Jestem przeniesiona do naszego pokoju hotelowego. Do niego. W mojej głowie jestem tam, z nim. Wyobrażam sobie to wszystko, pamiętam to wszystko. To jak jego kciuk podszczypuje moje sutki. Jak zatacza małe kółeczka rozkoszy na mojej łechtaczce. Jak jego język liże moje brodawki. Pociera mój język.
Przesuwa się po moich ustach. Liże mój kark. Za uchem. Płatek ucha. Zanurza się w mojej szczelinie.
- Proszę. - Dyszę i zaczynam wierzgać, ściskając ramieniem telefon przy uchu, gdy jedną ręką chwytam pierś, a drugą się pocieram.
Przez jego głos wyobrażam sobie jak jego twarz zaciska się z pożądania i błogości.
Jeszcze bardziej wciąga mnie w tornado rozkoszy, gdy słyszę jego warknięcie.
- Brooke, trzymam mojego fiuta w ręce i wpycham go w ciebie. Przysięgam, że kurwa czuję twój
zapach. Powiedz mi, co robisz…
- Wpuszczam cię do środka. We mnie. Gryzę twoją szyję i…Justin, Justin… -Nigdy bym nie pomyślała, że potrafię tak dojść ale w chwili, kiedy słyszę ten niski, wydobyty, seksowny jęk, który czasami wydaje z siebie zaczynając dochodzić, już po mnie.
Bo nigdy nie widziałam, żeby ktoś dochodził tak jak on. Drgawki przejmują moje ciało i rzucam się w miejscu, równocześnie próbując dalej ściskać telefon. Odmawiam opuszczenie choćby jednego jego oddechu, jednego dźwięku, jaki z siebie wydaje.
Zaspokojeni, dyszymy po wszystkim ale kiedy tak leżę i próbuję się pozbierać, dopada mnie dogłębna samotność. Przytłacza mnie. Nie mogę wtulić się w mojego lwa ani pocałować jego ust na dobranoc czy poczuć na sobie jego gorącej i twardej skóry. Spoglądam w dół na moją rękę i zamiast czuć się połączona z nim, to po raz pierwszy jestem tak świadoma tego, że nie jesteśmy ze sobą.
- Tęsknię za tobą. - Szepczę smutno.
Przez chwilę jest cichy, a potem odzywa się łagodnie i czule.
- Przez cały dzień chcę w coś uderzać. Czuję w piersi taki ból, że chcę go z siebie wyrwać, ale jest tak cholernie głęboko, że mógłbym wyrwać sobie serce, a on nadal by tam był.
- Justin…
- To jest ostatni raz, kiedy żyję bez ciebie. Już jestem w połowie szaleńcem i w pół drogi do pieprzonego grobu. Nie podoba mi się to. Każdy potwór w mojej głowie mówi mi że uciekniesz, a ja nie będę wystarczająco blisko żeby cię złapać. Każdy mój instynkt krzyczy żebym pojechał po ciebie. Każda część mojego ciała mówi mi, że jesteś MOJA...nie częścią mnie, ale mój mózg rozumie dlaczego, do diabła cię odesłałem. Reszta mnie nie może tego znieść. Nie możesz przekonać reszty mnie, że bycie z dala od ciebie to coś dobrego.
- Justinie Bieberze, przysięgam ci, przysięgam że kiedy będę w stanie wstać z tego głupiego łóżka i znowu biegać to zawsze, zawsze, będziesz jedyną rzeczą, do której będę biegła.

__________________________________________________________________________________

Ale mnie Nora wkurza !!! Nie ma to jak  kopać dołki pod osobą która... jakby nie mówić uratowała jej pieprzone życie.  No ale cóż, widać że zazdrości Brooke tak oddanego chłopaka :)
To jeszcze nie koniec z Norą...jak zwykle Skorpion znowu będzie chciał namieszać :/

* Jesteśmy już w połowie książki, kolejne 10 rozdziałów i będziemy się żegnać ;)
+ WAŻNE!
Wyjeżdżam do rodziny na przeszło 2 tygodnie, nie wiem czy będę miała tam dostęp do laptopa...
Postaram się przed wyjazdem dodać kolejny rozdział, nie obiecuję kiedy będę za granicą  że coś dodam, ale spróbuje jakoś to zrobić :)

Do następnego Miśki!!!
xx