Enjoy
Budzę się i dla odmiany czuję coś... przez co mnie nie mdli. To słodki zapach, który zachęca mnie do głębokiego wdechu. Rozglądam się i widzę jak Melanie wchodzi i wychodzi z pokoju. Wszędzie dostrzegam Riptide’ową czerwień. Riptide’dowo czerwone róże wypełniają cały mój pokój.
- Dzień dobry, Julio. Twój Romeo je przysłał. Jeszcze rozładowują ciężarówkę. A ja zadzwonię do siłowni i powiem, że już mam za sobą godzinny trening. Uśmiecham się i próbuję wstać, ale
Melanie odzywa się.
- E e! Żadnego stania. Czego ci trzeba?
- Muszę siku! I chcę je powąchać, miej nade mną litość! Czy to karteczka?- Otwieram karteczkę umieszczoną pomiędzy różami na stoliku nocnym i moje oczy zachodzą łzami, gdy widzę tytuł piosenki. Melanie zbiera pozostałe karteczki i przynosi je do mnie. Otwieram jedną i widzę kolejny tytuł. Nie słyszałam tych piosenek, ale już jestem podekscytowana.
Daję sobie pozwolenie, żeby trochę popłakać, bo jestem tak cholernie zestresowana i w ciąży.
Wszyscy wiedzą, że jeśli dusi się to w sobie to można się rozchorować, a ja nie chcę
być chora. Chcę być zdrowa, chcę dać Justinowi dziecko i rodzinę. Coś, czego nigdy nie miał.
Więc płaczę. Potem piszę mu SMS-a.
*Tęsknię za Twoimi oczami. Za Twoimi rękoma. Za Twoją twarzą. Za Twoimi dołeczkami!*
Potem robię zdjęcie mojego pokoju tak wypełnionego różami, że ledwo widzę okno i wysyłam.
*Właśnie to widzę teraz z mojego łóżka.*
Potem całuję mój telefon.
- Ale z ciebie głupek! - Mówi Mel, wnosząc resztę.
- I co z tego? Kogo to obchodzi?- Odpowiadam zadziornie i odkładam telefon. Wiem, że nie będzie sprawdzał telefonu podczas treningu, pewnie będzie trenował wyjątkowo mocno. Tak więc znowu smaruję się progesteronem. Czytałam, że jeśli przedawkuję to mogę dostać bólu głowy, ale byłyśmy wczoraj z Melanii na kilku forach i wyczytałyśmy, że krem z progesteronem powstrzymał poronienie u ton kobiet. A ja mam zamiar dopisać moje imię do tej listy.
Chwytam kilka książek, ustawiam laptopa na łóżku i praktycznie organizuję sobie mini biuro, żebym nie musiała wstawać. Czuję ból jajników, ale nie ma skurczów i zaczynam się zastanawiać czy ten krem naprawdę nie działa. Słyszę jak Mel kończy z florystami i decyduję się zrezygnować z prysznica. Głównie dlatego, że nie chcę stać przez cały ten czas. Znajduję świeże ubrania i ostrożnie się
przebieram. Nora powinna nas odwiedzić w ciągu dnia, żeby Melanie mogła pójść do pracy. Ale to nie ona się pojawia. Mel przynosi nam śniadanie w postaci owoców i serka wiejskiego, a potem słyszę jak woła do mnie z drzwi sypialni.
- Brookey! Twoi rodzice przyszli!
Melanie idzie ich wpuścić, więc wysuwam się z łóżka i skupiam się na tym jak się czuję. Nie ma żadnych skurczy, więc idę do salonu i od razu siadam na kanapie. I oto oni.
Stoją tam i gapią się na mnie zszokowani i z szeroko otwartymi oczami.
- Brooke. -Sposób, w jaki matka wymawia moje imię napełnia mnie przerażeniem. W momencie, w którym widzę moich rodziców i łączę to z tym jak wymawiają moje imię, to już wiem, że wiedzą. Wypełnia mnie żal, gdy wchłaniam ich zazwyczaj radosne miny. Teraz wyglądają tak jakby się postarzeli o całą dekadę. Jak wieść o pięknym niemowlaczku mogła ich tak postarzeć?
- Spodziewalibyśmy się tego po Norze, ale po tobie? - Mówi moja matka i o mój Boże, oni naprawdę wiedzą. Skąd?
Matka siada po drugiej stronie niskiego stolika, a ojciec u jej boku. Krzyżuje ramiona i patrzy na mnie w taki sam gniewny sposób, którego używa w stosunku do studentów wychowania fizycznego.
Nie odzywają się przez jakieś trzy minuty. W tych okolicznościach, to wydaje mi się całą wiecznością. Czuję się tak niekomfortowo, że nawet nie wiem jak mam siedzieć.
Kocham moich rodziców. Nie lubię ich ranić. Chciałam przekazać im dobre wieści twarzą w twarz. Chciałam im powiedzieć, że jestem zakochana i że Justin i ja będziemy mieli dziecko. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, to żeby poczuli się zawiedzeni i traktowali to jak tragedię, na co właśnie wygląda.
- Witajcie mamo i tato. - Mówię pierwsza.
Wiercę się i wiercę dopóki nie opieram łokcia na poręczy kanapy, wkładam głowę w rękę i zawijam nogi pod siebie. Ale nawet, gdy w końcu jest mi wygodnie, napięcie w powietrzu można by ciąć toporem.
- Hej, panie i pani Dumas. - Mówi Melanie.
- Dam wam trochę prywatności na rodzinne spotkanie i pójdę sprawdzić co tam w pracy. - Patrzy na mnie i robi rękami znak krzyża, który odpędza wampiry, a potem mówi do mnie.
- Wrócę o siódmej. Nora napisała, że jest w drodze. -Potakuję, a potem w pokoju zapada
niezręczna cisza.
- Brooke! Nawet nie wiemy, co powiedzieć. -Przez chwilę to ja też nie wiem, co powiedzieć poza:
- Naprawdę chcę tego dziecka. -Oboje patrzą na mnie z rozczarowaniem. Jest to spojrzenie, którym rodzice często obdarowują swoje dzieci.
Ale nie pozwolę, żeby wpędzili mnie w poczucie wstydu. Czułam wstyd, kiedy zerwałam ścięgno. Ojciec powiedział, że sportowcy nie płaczą na widoku, ale ja płakałam. Po tym popadłam u nich w niełaskę, a teraz widzę, że popadłam w jeszcze większą.
- Przepraszam, że wam nie powiedziałam. Chciałam powiedzieć to osobiście, ale wygląda na to, że ktoś już to zrobił.
- Nora. - Mówi matka.
- Martwi się o ciebie. Cała nasza trójka się martwi. Powiedziała mi, że dowiedziała się od kogoś innego? Jak mogłaś ukryć przed nami coś takiego? Powiem ci, że mimo, iż jesteś dość dojrzała, to zawsze zbyt chroniłaś się przed chłopcami. Chłopcy…oni tylko wykorzystują i porzucają…zwłaszcza, kiedy wydarzy się coś niewygodnego. Nora mówi, że ten chłopak jest znany ze sprawiania kłopotów i ma różne problemy? -Gotuję się z powodu tego jak Nora przedstawiła im Jus'a.
Gdybym nie siedziała to bym upadła na tyłek. Na mój zdradzony, tępy, głupi tyłek.
Więc wygląda na to że Nora jest w domu i zachowuje się jak idealna księżniczka. W jej mniemaniu robi to, co właściwe po tym jak mój chłopak pomógł jej wydostać się z najgorszego związku na świecie i mógł umrzeć, próbując ją uratować.
Jej zdrada przebija się przeze mnie z taką siłą, że przez chwilę nawet nie mogę mówić.
Do diabła, jeśli ktoś wie jakim człowiekiem jest Justin, to właśnie Nora!
- Ojciec mojego dziecka nie jest chłopcem. Jest mężczyzną.- Ściskam brzuch, gdy zaczyna boleć pod ich oskarżycielskimi spojrzeniami.
- A my, to dziecko i ja, nie jesteśmy nie wygodni.
Mój ojciec nie powiedział ani słowa. Po prostu tam siedzi i patrzy na mnie tak jakbym była gremlinem, który się zmoczył, zrobił brzydki i teraz trzeba go odseparować. Czuję jakby dzielił nas kontynent.
Tak jakbym ja kierowała się na północ, a oni byli zdeterminowani, że południe jest dla mnie najlepszą ścieżką, i że nigdy, przenigdy nie będę szczęśliwa, jeśli pójdę w przeciwnym kierunku.
- Ale Brooke, to jest takie lekkomyślne i nie pasujące do ciebie. Spójrz tylko na siebie! - Mówi matka w kompletnej agonii i rozpaczy.
- Co?- Pytam zmieszana.
- Co jest ze mną nie tak?
Wtedy dociera do mnie, że pewnie wyglądam jak gówno. Nie spałam. Śmiertelnie się martwię, że stracę to dziecko. Nie chcę tutaj być. Nie wzięłam prysznica, a moja twarz jest opuchnięta od całego tego płakania.
- Wyglądasz…jakbyś znowu miała depresję, Brooke. Powinnaś przestać nosić te sportowe ubrania skoro już nie jesteś sprinterką i założyć jakąś sukienkę…rozczesać włosy…
- Proszę. Proszę, nie rań mnie. Mówisz rzeczy, których nie myślisz, bo jesteś rozdarta. Proszę, ciesz się razem ze mną. Jeśli wyglądam jakbym miała depresję, to dlatego, że jestem niebezpiecznie blisko utraty tego dziecka a chcę go. Chcę go tak bardzo, że nawet nie masz pojęcia.
Patrzą na mnie tak jakbym postradała zmysły, bo nigdy, przenigdy nie otworzyłam się w taki sposób. Czuję się tak niezrozumiana, tak niekochana i tak głodna wsparcia, bo cierpię w środku. Moje hormony są poza normą i czuję gniew, ponieważ jestem tutaj zamiast miejsca, w którym chcę być. Jestem tutaj, niezrozumiana i oceniana zamiast być z nim, gdzie byłabym kochana i akceptowana.
Nawet nie wiem jak im powiedzieć, że są niesprawiedliwi w stosunku do mnie, niemniej dygotam. Wstaję po jego iPoda i ustawiam go na doku z głośnikami w moim salonie. Potem po prostu klikam PLAY, ustawiam wysoką głośność i pozwalam piosence mówić za mnie.
Zaczyna się piosenka 'According to You' Orianthi. Jest trochę gniewna i buntownicza, opisuje trochę ten tumult, który czuję. Jak widzą mnie w ten sposób, nieidealną, a on jako piękną i silną.
- To teraz będziemy się zachowywać jak nastolatki i używać głośnej muzyki?- krzyczy moja matka.
- W tej chwili to ścisz! - Wrzeszczy ojciec.
Ściszam i przez chwilę skupiam się tylko na jego srebrnym iPodzie, który dla Justina i mnie mógłby być dziennikiem albo mikrofonem. Albo każdym innym sposobem na wyrażenie każdej innej rzeczy.
- Nie rozumiecie.
- Brooke, porozmawiaj z nami! - Mówi matka.
Kiedy się obracam, wyglądają tak samo nieszczęśliwie jak ja się czuję.
- Właśnie to zrobiłam, ale nie słuchacie. -Milczą, więc nabieram powietrza, próbując się uspokoić mimo tych wszystkich hormonów, które buzują we mnie. Chcę, by wiedzieli, że już nie jestem młodą dziewczyną, że staję się kobietą, więc mówię do nich.
- Jestem w siódmym tygodniu ciąży. W tej chwili tworzą się jego malutkie kończyny. I mówię 'jego', bo myślę, że to chłopiec. Ale to nie ma znaczenia, bo dziewczynka też byłaby cudowna. W czasie, gdy rozmawiamy, jego serce robi się coraz silniejsze i generuje około stu nowych komórek mózgowych na minutę. Za dwa tygodnie jego serce podzieli się na cztery komory i wszystkie jego organy, nerwy i mięśnie zaczną działać. Będzie miał nos, oczy, uszy, usta. Wszystko już uformowane, we mnie. To
jego dziecko. Jego i moje. I to napełnia mnie taką radością, że nie macie nawet pojęcia. - Moja matka wygląda tak jakby miała złamane serce.
- Martwimy się. Nora powiedziała mi że w miejscach w których on walczy, zażywają narkotyki.
- Mamo, on nie. Jest sportowcem sercem, ciałem i duszą. - Podchodzę do nich i klepię ją po włosach, chwytam rękę taty w drugą.
- On nie ma takiej rodziny jak ja i chcę, żeby miał moją. Chcę, byście powitali go w naszej rodzinie, bo mnie kochacie i bo was o to proszę. - Moja mama wizualnie łagodnieje, ale to ojciec
odzywa się pierwszy.
- Powitam go w naszej rodzinie, kiedy udowodni, że zasługuje na bycie ojcem mojego wnuka! - Wstaje parskając, podchodzi do drzwi i zatrzaskuje je za sobą. Spuszczam głowę.
- Nawet nie powinnam wstawać. Idę do łóżka, mamo. - Szepczę.
- Brooke.- Jej wolne, niepewne kroki podążają za mną do sypialni. Zatrzymuje się przy drzwiach i nie odzywa się, kiedy kładę się do łóżka. Przez chwilę czuję jej zmartwiony wzrok na moich plecach.
- Nie zabezpieczaliście się, skarbie?- Pyta cicho.
- Boże, nawet nie będę na to odpowiadała. - Mówię.
Dalej stoi w drzwiach, a ciężka cisza rozciąga się między nami. Zwijam się w kulkę i wpatruję w moją tablicę korkową, na zdjęcie, które Justin dotknął. Nie będę płakać.
Przysięgam, mam już dość płakania i próbuję ich nie nienawidzić, bo jestem samotna, niezrozumiana i hormonalna. Wiem, że mnie kochają. Wiedzą tylko, że jakich facet zapłodnił mnie i porzucił tutaj i że to dziecko będzie dla mnie wyzwaniem. Nie wiedzą nic poza tym, że moje życie się zmieni i boją się, że sobie z tym nie poradzę. Mogą być tacy oceniający choć mnie kochają. Czuję jak stawiam mury, odmawiając dzielenia się z nimi moim Justinem.
Odmawiam dzielenia się najcenniejszą i nieidealnie idealną rzeczą w moim życiu.
- Idź do domu, mamo. - Mówię, a ona wychodzi po chichu. Zostaję w łóżku i patrzę na te wszystkie
róże, które mi przysłał. I widzę te karmelowe oczy…
'Jesteś moja'. 'Oboje jesteście'.
Boli mnie gardło, a oczy podążają jego śladem.
- Brooke, jestem. - Mówi Nora z korytarza.
Nie odpowiadam jej. Jestem taka zła. Wydaje się wyczuwać niebezpieczeństwo w powietrzu, bo zatrzymuje się przy drzwiach i nie wchodzi.
- Wszystko w porządku? Straciłaś dziecko?- Pyta. Furia gotuje się we mnie.
- Dziękuję, że mnie zdradziłaś, Noro. - Mamrocze.
- I dzięki, że okazałaś totalną i dogłębną wdzięczność Justinowi za to, co dla ciebie zrobił!
- Brooke, musieli się dowiedzieć, że jesteś w ciąży!- Krzyczy.
- To był mój sekret do wyjawienia, nie twój! - Wybucham, szybko siadając.
- Dlaczego go atakujesz? Nic ci nie zrobił oprócz tego, że cię uratował! Co, chciałaś okazji, żeby dobrze wyglądać w ich oczach, więc zrobiłaś mnie w balona? Kto ci powiedział? Wiem, że nie Melanie. Ona nigdy by mi tego nie zrobiła. -Oczy Nory też mają bursztynowy kolor, są tylko troszkę ciemniejsze od moich, ale na tym kończą się nasze podobieństwa. Jak możemy być tak różne? Ona zawsze była
romantyczką, a ja realistką, ale i tak nigdy nie czułyśmy się tak oddalone od siebie jak dzisiaj.
- Pete mi powiedział. - Mówi. Jęczę. Zapomniałam, że coś jest między nimi.
- Wymsknęło mu się! Myślał, że wiem, a mi było wstyd, bo nie wiedziałam! Brooke, nie ukrywałabyś tego gdybyś nie wiedziała, że to coś złego. To Riptide! Zostaniesz porzucona tak samo jak ja, jeśli nie w gorszy sposób. Ci mężczyźni są niebezpieczni, Brooke. Nigdy się od nich nie uwolnisz, nigdy.
- Justin nie jest taki jak twój chory były chłopak, dupek! Jestem w nich cholernie zakochana, a on kocha mnie. I będę miała to dziecko, nawet jeśli to mnie ZABIJE, Noro! -Krzyczę.
Mruga, a ja już dalej nie mogę. Może czuję taką niechęć, bo przez nią prawie zrujnowałam sobie życie. Przez nią i przeze mnie, bo chciałam ją 'uratować', skrzywdzono Justina.
- Przepraszam, Noro, ja po prostu…- Pocieram twarz i kręcę głową ze zmęczeniem.
- Wiesz, ja też myślałam, że on mnie kocha. - Jej smutek wkrada się we mnie i skręca mnie w środku.
- Mówię o Bennym. Myślałam, że zrobi dla mnie wszystko a w pierwszej chwili, kiedy zatrzymanie mnie zaczęło sprawiać trudności, wyrzucił mnie.- Patrzy na mnie, jej twarz jest zmęczona i smutna.
- Powiedział, że mnie kocha, a potem nawet nie spojrzał mi w oczy, żeby się pożegnać.
Jeśli powiedziałam coś mamie i tacie to dlatego, żeby tobie nie przytrafiło się to samo.
- Justin jest inny, Noro. - Mówię łagodnie.
- Dokładnie. Lata za nim tysiąc kobiet więcej, Brooke. Nie. Nie tysiąc. Milion więcej niż za Skorpionem. Jest BOGIEM SEKSU Podziemia. Ci faceci nie bawią się w żony i dzieci. Po prostu nie. Wiesz, ja też tam byłam. On nie może kochać cię tak bardzo, żeby ratować mnie, mnie...kogoś kogo nawet nigdy nie widział! I stracił dla ciebie nagrodę, która już praktycznie należała do niego? Nikt o zdrowych zmysłach nie może tak kogoś kochać! - Krzyczy i wybiega, zatrzaskując drzwi.
Drzwi trzęsą się w zawiasach, a ja mrugam patrząc na nie, bo jestem kompletnie oszołomiona.
Co. Do diabła. Pali teraz moja siostra?
Siedzę, myśląc o tym wszystkim. Potem wstaję, blokuję drzwi, zdejmuję ubrania i czeszę włosy. Rozpuszczam je, bo muszę czuć się ładna i potrzebuję mojego Prawdziwego.
Święty Boże, jak ja go potrzebuję. Chcę tylko, żeby wydarzyło się dzisiaj coś dobrego i chcę, by myślał że wszystko u mnie dobrze, że jestem bezpieczna tak jak tego chciał.
Piszę mu, że przed lotem ściągnęłam mu Skype’a na iPada i zostawiłam nazwę użytkownika oraz hasło na karteczce samoprzylepnej. Potem otwieram laptopa, loguję się i czekam. Chyba zasypiam z telefonem obok, bo kiedy budzę się godzinę później, widzę:
Justin Bieber : 11 nieodebranych połączeń.
- O nie! - Wybieram numer i dzwoni, ale on nie odbiera. Dzwonię jeszcze raz i jeszcze a potem jęczę i rzucam telefon na bok. Zakrywam się kołdrą, bo nagle jest mi zimno.
Znowu zaczynam odpływać, kiedy słyszę ciche pykanie. Widzę jego migające imię, serce podskakuje mi do gardła i klikam, żeby odpowiedzieć, kołdra opada mi do pasa.
- Jesteś tam?- Pytam. Poprawiam ekran laptopa, a motylki szaleją we mnie.
- Hej. Nie widzę cię! Przesuń swojego...
- To najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. - Mówi.
- Nie będziesz tak myślał, kiedy mnie zobaczysz. - Rzucam mu wyzwanie.
Wtedy go widzę. Jest oparty o wezgłowie…nagi tors i podejrzewam, że niedawno się kąpał…
Mój oddech jest historią na widok jego okrutnie chłopięcej twarzy. Pokój hotelowy jest całkowicie oświetlony i mrużę oczy w podejrzeniu.
- Nie śpisz, prawda?- Pytam go.
Ogląda mnie, a ja oglądam jego. Przesuwam wzrokiem po jego opalonej piersi, wzdłuż umięśnionego ramienia, do pełnej butelki niebieskiego Gatorade w jego ręce. Widok tych wszystkich mięśni, celtyckich tatuaży, mięśni piersiowych, gardła... Boże, te grube ścięgna na jego gardle, gdzie wtulam nos w nocy. To wszystko sprawia, że całe moje ciało łaskocze na wspomnienie tego jakie są w dotyku, zapachu i jak wyglądają. Węzeł potrzeby boleśnie rozwija się we mnie i rozchodzi przez moje jestestwo aż w końcu mogę myśleć tylko o tej potrzebie... chcę go pocałować i przytulić, dotykać i wtulać się, powąchać jego szyję jego włosy, oddech na mnie i każdy jego nagniotek.
Potem zdaję sobie sprawę, że ona dalej patrzy na mnie, a górna część mojego ciała jest całkiem goła. Momentalnie robię się mokra, gdy widzę to terytorialne spojrzenie ala 'pieprzyć moją partnerkę'.
- Czy to miało poprawić mi nastrój?- Pyta ochryple, patrząc na moje piersi.
- To pieprzona tortura tak patrzeć na ciebie przez ekran.
- Justin…- Mówię. Jego brwi są nisko opuszczone na oczy.
- Nie chcę, żebyś była sama. Jest tam ktoś z tobą?
- Nora była tutaj i teraz chyba Mel jest z nią na zewnątrz. - Zostawiam to tak, bo nie chcę w tej chwili mówić mu niczego o moich rodzicach dopóki się wszystko nie uspokoi.
Został odrzucony przez własnych rodziców i przysięgam, że obojętnie co będę musiała zrobić to nie zostanie odrzucony przez moją.
- Nie martw się, nie jestem sama. - Zapewniam go.
Potakuje i we frustracji przeczesuje włosy palcami. Potem opuszcza twarz i pociera ekran obiema rękami. Podnosi głowę i zwęża oczy.
- Chcę cię dotknąć. Zaraz odgryzę kawałek tego pieprzonego ekranu. -Śmieję się lekko, a potem pojękuję i też zasłaniam oczy. Skype’owanie nie było jednak takim świetnym pomysłem. O Boże, ale się przez to pragnie. Widzę go, pragnę i to boli.
- Bolesnym jest widzieć cię. Ja też chcę cię powąchać. - Mówię. Podnosi moją koszulkę na ramiączkach.
- Znalazłem ją w mojej walizce.- Unosi ją i wącha, a ja tracę oddech i prawie czuję jego nos na mojej szyi. Wącha mnie. Liże.
- Cholera, Brooke. Chcę tam być, wziąć cię w ramiona, rozciągnąć na łóżku i pieprzyć do jutra.
- Pożądanie eksploduje w moim brzuchu, gdy uderzają mnie te brutalne słowa.
- O Boże, ja też. -Pochyla się i jego oczy połyskują, mięśnie górnej części ciała drgają od ruchu.
- Żałuję, że mnie tam nie ma i nie mogę ścisnąć twoich piersi, ugryźć sutki i powiedzieć ci jak bardzo cię pragnę. - Moje kości uległy rozpadowi. Teraz miejsce pomiędzy moimi nogami płonie i pragnie.
Mój głos jest zbolały, potrzebujący i pełen podniecenia.
- Pragnę cię jak niczego w całym moim życiu. - Jęcze. Moje nagie piersi już sterczą w powietrzu i są wrażliwe nawet na powiew klimatyzacji.
- Chcesz mojego członka w sobie?- Pyta szorstko.
Wypuszczam drżący oddech i dotykam palcami piersi, głównie dlatego, że nagle są ciężkie i bolące. Bolą tak bardzo, bo pragną go.
- Justin, zabijasz mnie.
- Nie. To mnie to zabija. - Mówi miękko, pocierając ekran w sposób, przez który wyobrażam sobie jak jego kciuk przesuwa się po moich ustach, szczęce i zatacza kółka na moich twardych sutkach.
- Powiedz, że chcesz mojego członka w sobie, a potem udawaj, że twoje palce to ja. Opuść ręce, Brooke. Pokaż mi swoje sutki.
- Justin. - Mówię, a moje serce ściska się z potrzeby, gdy chwytam piersi w ręce.
Z jego gardła wydobywa się niskie warczenie, gdy przysuwa się jeszcze bliżej.
- Kiedy cię zobaczę, położę moje pieprzone ręce na całej tobie. Poliżę całe twoje śliczne ciało. Potem
będę godzinami pocierał językiem twoją łechtaczkę.
- O Boże, Justin…- Moja łechtaczka pulsuje pomiędzy udami, gdy kołyszę biodrami i myślę o lizaniu jego szyi, torsu, tatuażu w kształcie gwiazdki na jego pępku.
- Dlaczego trzymasz piersi w rękach? Udajesz, że to ja?- Żąda ochryple. Gdy potakuję, mówi.
- To dobrze. Więc uszczypnij je powoli, tak jak lubisz. A potem kieruj się na południe i popieść się dla mnie.
- Ale ja chcę dotknąć ciebie. - Mówię. Jego rozkaz wysyła drgawki ekscytacji przez moją skórę.
- Chcę przesunąć językiem po całej twojej piersi, polizać twoje sutki, gdy moje ręce będą wędrowały po twoich bicepsach i masować twoje mięśnie czterogłowe i muskuły… -Jego oczy migoczą łobuzersko i kręci głową.
- Nie, Brooke. - Upomina mnie.
- Nie mów do mnie tak seksownie dopóki najpierw nie zrobisz tego, co ci każę.
- Pójdę na południe, jeśli ty też pójdziesz. - Rzucam mu wyzwanie. Mój puls bije szaleńczo w gardle, gdy żar który we mnie umieszcza, zaczyna powoli mnie palić. Nie waha się i przesuwa.
Kiedy obserwuję jak jego przedramię wygina się i znika poniżej pasa, moje ciało napina się i dopada mnie kataklizm podniecenia. Mogę sobie idealnie wyobrazić jak pompuje się ręką i moja cipka nagle zaczyna szlochać.
- Justin, chcę cię tam pocałować. - Wstrzymuje oddech, potrzeba blokuje mi gardło.
- A później chcę połknąć całego ciebie, a po tym spocić się i poczuć cała kochana i piękna. -Jego głos łagodnieje, gdy obserwuję jak jego ramię lekko się porusza.
- Brooke, czy tam jestem czy nie, to jesteś kochana i jesteś piękna.
- Justin. - Mówię i też kieruję się palcami na południe, bo mu obiecałam. Gdy odkrywam, że jestem mokra, wrażliwa i nabrzmiała, ostro nabieram powietrza.
- Potrzebuję cię. Zadzwoń do mnie na telefon.
- Co masz na myśli, petardko?
- Zadzwoń do mnie na telefon. - Rozłączamy się na Skypie i odbieram telefon po pierwszym dzwonku. Jego głos wydaje się być bliższy. Jest tak blisko, że wlewa się we mnie, jest seksowniejszy niż sam seks, głęboki i mroczny z pożądania. Słyszę jego oddech w moim uchu i namiętne drżenie budzi się
w całym moim wnętrzu.
- Potrzebuję cię, Justin. - Wybucham.
- Potrzebuję całego ciebie. Twojego ciepła, ust, głosu, ciebie.- Zamykam oczy i wsuwam palec przez zewnętrzne wargi mojej cipki. Pocieram się tak jak on to robi.
- Boże, powiedz mi jak bardzo mnie potrzebujesz. - Mówi, a jego oddech jest szybszy i ostrzejszy.
I nagle jego głos jest tak blisko mnie w mojej głowie, że czuję go ze mną. Jego usta przy moim uchu, ochrypły tembr wysyła drżenie do moich ud i szeptam.
- Tak bardzo, że torturą jest cię widzieć, słyszeć twój głos. - Jego głos jest poszarpany.
- Kochanie, potrzebuję ciebie wokół mnie, ściskającą mnie jak cholera.
- Umrę, jeśli cię nie zobaczę.
- Za trzy tygodnie walczymy w Seattle i przyjadę do ciebie. Rozbiorę cię do samej skóry i znowu posiądę całe twoje ciało moim. Każdą jego część.
- Nienawidzę tego, że nie możesz być we mnie. - Przyznaje, moje oczy zamykają się, moje ciało rozluźnia się na dźwięk jego głosu. Fala gorąca rozchodzi się po mojej skórze. Oddycha ciężko.
- To bez znaczenia. Kiedy tam będę, całą cię wypieszczę. -Przejął mój umysł. Jestem przeniesiona do naszego pokoju hotelowego. Do niego. W mojej głowie jestem tam, z nim. Wyobrażam sobie to wszystko, pamiętam to wszystko. To jak jego kciuk podszczypuje moje sutki. Jak zatacza małe kółeczka rozkoszy na mojej łechtaczce. Jak jego język liże moje brodawki. Pociera mój język.
Przesuwa się po moich ustach. Liże mój kark. Za uchem. Płatek ucha. Zanurza się w mojej szczelinie.
- Proszę. - Dyszę i zaczynam wierzgać, ściskając ramieniem telefon przy uchu, gdy jedną ręką chwytam pierś, a drugą się pocieram.
Przez jego głos wyobrażam sobie jak jego twarz zaciska się z pożądania i błogości.
Jeszcze bardziej wciąga mnie w tornado rozkoszy, gdy słyszę jego warknięcie.
- Brooke, trzymam mojego fiuta w ręce i wpycham go w ciebie. Przysięgam, że kurwa czuję twój
zapach. Powiedz mi, co robisz…
- Wpuszczam cię do środka. We mnie. Gryzę twoją szyję i…Justin, Justin… -Nigdy bym nie pomyślała, że potrafię tak dojść ale w chwili, kiedy słyszę ten niski, wydobyty, seksowny jęk, który czasami wydaje z siebie zaczynając dochodzić, już po mnie.
Bo nigdy nie widziałam, żeby ktoś dochodził tak jak on. Drgawki przejmują moje ciało i rzucam się w miejscu, równocześnie próbując dalej ściskać telefon. Odmawiam opuszczenie choćby jednego jego oddechu, jednego dźwięku, jaki z siebie wydaje.
Zaspokojeni, dyszymy po wszystkim ale kiedy tak leżę i próbuję się pozbierać, dopada mnie dogłębna samotność. Przytłacza mnie. Nie mogę wtulić się w mojego lwa ani pocałować jego ust na dobranoc czy poczuć na sobie jego gorącej i twardej skóry. Spoglądam w dół na moją rękę i zamiast czuć się połączona z nim, to po raz pierwszy jestem tak świadoma tego, że nie jesteśmy ze sobą.
- Tęsknię za tobą. - Szepczę smutno.
Przez chwilę jest cichy, a potem odzywa się łagodnie i czule.
- Przez cały dzień chcę w coś uderzać. Czuję w piersi taki ból, że chcę go z siebie wyrwać, ale jest tak cholernie głęboko, że mógłbym wyrwać sobie serce, a on nadal by tam był.
- Justin…
- To jest ostatni raz, kiedy żyję bez ciebie. Już jestem w połowie szaleńcem i w pół drogi do pieprzonego grobu. Nie podoba mi się to. Każdy potwór w mojej głowie mówi mi że uciekniesz, a ja nie będę wystarczająco blisko żeby cię złapać. Każdy mój instynkt krzyczy żebym pojechał po ciebie. Każda część mojego ciała mówi mi, że jesteś MOJA...nie częścią mnie, ale mój mózg rozumie dlaczego, do diabła cię odesłałem. Reszta mnie nie może tego znieść. Nie możesz przekonać reszty mnie, że bycie z dala od ciebie to coś dobrego.
- Justinie Bieberze, przysięgam ci, przysięgam że kiedy będę w stanie wstać z tego głupiego łóżka i znowu biegać to zawsze, zawsze, będziesz jedyną rzeczą, do której będę biegła.
__________________________________________________________________________________
Ale mnie Nora wkurza !!! Nie ma to jak kopać dołki pod osobą która... jakby nie mówić uratowała jej pieprzone życie. No ale cóż, widać że zazdrości Brooke tak oddanego chłopaka :)
To jeszcze nie koniec z Norą...jak zwykle Skorpion znowu będzie chciał namieszać :/
* Jesteśmy już w połowie książki, kolejne 10 rozdziałów i będziemy się żegnać ;)
+ WAŻNE!
Wyjeżdżam do rodziny na przeszło 2 tygodnie, nie wiem czy będę miała tam dostęp do laptopa...
Postaram się przed wyjazdem dodać kolejny rozdział, nie obiecuję kiedy będę za granicą że coś dodam, ale spróbuje jakoś to zrobić :)
Do następnego Miśki!!!
xx
Boski :)
OdpowiedzUsuńJuż nie lubię tej Nory, wkurwila mnie i do tego to nie koniec jej intryg. Nie wiem jak ja to przeżyje. Napewno nie będziemy sie żegnać! Ja bede czekała na inne jakieś twoje tłumaczenia czy opowiadania. Nie damy ci od nas odejść! Tylko szkoda, ze nie długo koniec tej opowieści, szkoda tez ze nie będziesz tłumaczyć części z perspektywy Justina, ale to już twoja chęć i wola i tak jestem ci wdzięczna za to, ze zaczęłaś to tłumaczyć. Nie wiem jak ja wytrzymam bez rozdziałów tak długi okres czasu, chyba umrę. Smierć bolesna i długa hahaha. Mam nadzieje, ze jednak bedzie tak jakiś komputer czy laptop. Rozdział cudowny, jak zwykle zreszta! Rozczulił mnie koniec aw. Justin i Brooke są idealni. Już nie mogę sie doczekać ich spotkania. Czekam na następny z niecierpliwoscią <3
OdpowiedzUsuńŚwietny! Kocham♥♥
OdpowiedzUsuńBARDZO żadko używam słowa 'nienawidzę', ale ja na prawdę NIENAWIDZĘ Nory!
OdpowiedzUsuńNajlepsze tłumaczenie forever! ❤️
OdpowiedzUsuń#WSPANIALY
OdpowiedzUsuńB.O.S.K.I. *-* Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńCudeńko <33
OdpowiedzUsuńKocham ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :P Do następnego :P
OdpowiedzUsuńNienawidzę jej rodziców -,- Niech sie wypchają razem z Nora. Seks telefon mrr hahahha Czekam na więcej takich akcji <33
OdpowiedzUsuńOkropna ta wizyta rodzinna ewww. Czekam na nn (:
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńNiestety dopiero teraz mogłam przeczytać rozdział :)
Ale warto było czekać! Rozdział świetny ;)
Mam nadzieję, że dodasz rozdział przed wyjazdem :) xx
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńKocham ♥
To był jeden z tych słodkich rozdziałów <33 i kocham to nad życie!
OdpowiedzUsuńDlaczego oni muszą być tacy słodko-seksowni?!
Brakuje mi tych 'pieprzących się królików' , ale takie momenty dorównują temu w 100% ;D
Czekam na kolejny <33
Taki niczego nie zapowiadający tytuł a jaki rozdział!
OdpowiedzUsuńwow! Jest mi szkoda Brooke! No bo jacy rodzice tak robią?! Powinni przynajmniej jej nie oceniać!!!
A Nora to już dała kompletną plamę! To wszystko robi się takie pogmatwane!!!
o.O ło de fak!
OdpowiedzUsuńTa końcówka była świetna, nie wspominając już o tym co się wydarzyło wcześniej ;)
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
Dodaj proszę zanim wyjedziesz :p
Świetny ♥
OdpowiedzUsuńDo następnego xx
❤️
OdpowiedzUsuńNaprawdę jak Romeo i Julia ♥
OdpowiedzUsuńMel jest świetna ;) Ratuje tą rozłąkę B. i J. swoim humorem ;D
Czekam nn :)
Czekam na następny rozdział ♥♥♥
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE!! Jestem coraz bardziej podekscytowana faktem, że już nie długo Brooke i Justin się spotkają! Przecież oni z łóżka nie wyjdą! ;D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!! Mam nadzieję, że jeszcze dziś dodasz rozdział xoxox
Kocham ♥.♥
Mam nadzieje, ze rodzice Brooke szybko zaakceptują dziecko :(( Niech Nora sie pilnuje bo jeśli cos zrobi to Brooke jej tego nie wybaczy. Czekam na kolejny <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPerf *_*
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Kocham :)
OdpowiedzUsuńGłupi rodzice i Nora-,- seks telefon >>>>
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej takich akcji xd
Wspaniały (:
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńLubię takie rozdziały! W końcu nie mogą być wiecznie razem jak papużki nierozłączki ! To by się nam na pewno przejadło! Więc chcąc nie chcąc podoba mi się to wszystko (choć chce więcej Justina :) )
Do następnego