piątek, 4 września 2015

11. Siostry i Przyjaciele. Part I


Podczas tych pierwszych nocy z Justinem, leżałam przy nim i wtulałam w jego bok nie
wiedząc,co robił na swoim iPadzie. Dopóki jednego dnia nie otrząsnęłam się z senności i zdecydowałam zbadać sprawę.
- Co robisz?- Zapytałam wtedy i wyprostowałam się dla lepszego widoku.
Odkłada swojego Apple’a na bok i wciąga mnie na kolana, a potem usadawia pomiędzy swoimi udami. Z powrotem chwyta iPada i szepta mi do ucha, pokazując ekran.
- Obijam dupę komputerowi.
- Co to jest?
- Szachy.
Opieram się o niego, a jego twarde ramiona są rozciągnięte przy moich bokach.
- Wygrywasz? Oczywiście, że tak. - Odpowiadam sama sobie.
Patrzę na ekran, na białe i czarne pionki, a on wyjaśnia każdą figurę i ruchy jakie może
wykonać. Okazuje się, że skoczek to najbardziej podstawowa figura. Kontynuujemy grę i
podoba mi się obserwowanie jak pracuje jego mózg, gdy porusza figurami, i słuchanie jego oddechu przy moim uchu. I to, jak za każdym razem podgryza i całuje płatek mojego ucha. Mówi, żebym wybrała kolejną figurę, gdy nadejdzie jego kolej. Decyduję wyciągnąć ciężkie działa. Śmieje się cicho.
- Nie chcesz ruszać naszej królowej.
- Dlaczego nie? Wygląda na to, że ma największe możliwości i największą moc. -Stuka w królową i odstawia ją z powrotem na miejsce.
- Królowa zostaje przy królu. -Całuje mnie w skroń.
- Dlaczego?- Odpowiadam.
- Żeby go chronić.
- Od czego? - Obracam się i patrzę w jego śmiejące się, karmelowe oczy. Odkłada iPada
na bok i bierze w dłonie moją twarz, uśmiechając się tak jakbym powinna wiedzieć dlaczego królowa ochrania króla.
Potem całuje mnie, a przez samo granie z nim w szachy czuję, że nauczyłam się o nim
czegoś nowego. Coś, co też kocham. Tak jak resztę. Boże.
Jest żyjącym, oddychającym skarbem i pozwala mi odkrywać go, a ja chcę tylko zatracić się w jego skomplikowanej, boskiej ciemności i świetle.

Teraz jest wiele mil stąd, lecąc do Chicago, ale odkryłam, że jeśli zaloguję się w nocy
to mogę grać z nim w szachy i pozwolić mu wygrywać. I mogę pisać malutkie komentarze na ekranie, takie jak: 'Teraz cię dopadnę!'
A on odpowiada ruchem, który pozbawia mnie jednego ze skoczków.
Robię głupi ruch i jadę dalej: 'Jesteś martwy! Twoja królowa i król! Zmuszę twojego króla do patrzenia jak będę zabijała jego kobietę!'
Odpisuje. 'Nikt nie dotyka mojej kobiety.'
Na co ja: 'Oprócz ciebie?'
'I teraz nadążasz.'
Śmieję się, a potem dzwoni do mnie i zapominamy o grze. Zatracam się w jego głosie i
rzeczach, które mi mówi. Po drugim tygodniu idę na wizytę do ginekologa i już słyszę bicie serca dziecka. Melanie nagrywa to wydarzenie na telefon i wysyła mi, żebym mogła przesłać je Justinowi.
Odpowiada: „?”
Wybieram jego numer i słyszę ten szorstki głos. Zawsze wydaje się trochę
niecierpliwy, tak jakby wolał robić wszystko od rozmawiania przez cholerny telefon. Odbiera tym swoim:
- Taa.
- To bicie serca dziecka.- Mówię mu. Milkniemy na chwilę, a potem on odzywa się.
- Pozwól, że się rozłączę i posłucham. Zadzwonię za pięć minut. -Śmieję się, a potem czekam niecierpliwie…
Po dwóch i pół tygodnia Nora coraz mniej wpada. Jest na mnie zła o coś, a może to ja
jestem zła na nią? Nie jestem pewna, ale nawet Melanie zastanawia się, co z nią jest.
Czasami zastanawiam się czy to nie przez Pete, bo ciągle pyta mnie o walki, rozkład i
Podziemie. Do tej pory już wysłuchałam większości piosenek od Justina. Moimi ulubionymi są 'Far Away' Nickelback i 'Here Without You' 3 Doors Down... których słucham w kółko w nocy.
Melanie jest teraz po imieniu z florystką. Dostaję czerwone róże każdego dnia.
Każdego dnia. Riley dzwoni do niej rano i wieczorem, żądając pełnego raportu dla
Justina. Czy podobały mi się kwiaty? Czy wszystko ze mną dobrze? Wysyłam SMS-a
każdego dnia... ok, więcej niż jednego a Justin zawsze odpisuje mi po treningu.
Obejrzałam setki filmów, do upadłego robiłam zakupy w Internecie i widywałam się z
rodzicami. Może i relacja z nimi jest napięta, ale z każdą ich wizytą jest coraz lepiej.
Przynajmniej teraz wydają się już akceptować i prawie cieszyć na to dziecko.
W trzecim tygodniu przeczytałam całą książkę 'Czego się spodziewać, kiedy się
spodziewasz?', czyli biblię ciążową i dowiedziałam się, że zgaga, którą czuję jest normalna. Płaczliwość? Gniew? Wahania nastroju? Normalne. Na forach internetowych we90r64mama i 4uwt-forever nazywają to 'ciążowym mama-drama'. Śmiałam się jak głupia z ich anegdot dotyczących zaborczości względem tatusiów ich dzieci i tysiąca szalonych rzeczy jakie robiły, takich jak sprawdzanie ich rachunków, kart kredytowych i szpiegowanie. Naprawdę uważam, że całkiem nieźle idzie mi z tymi ciążowymi dramatami, CMD, do początku czwartego tygodnia, kiedy przez reżim łóżkowy zaczynam chodzić po ścianach. Próbuję zajmować myśli, ale tęsknię za bieganiem. Tęsknię za słońcem, walkami i za nim.
Miałam bezsenność o północy... normalne!... i napisałam mu długiego, szczegółowego
SMS-a, że padało w Seattle, i że znalazłam piosenkę, którą chciałabym mu puścić.
Czy kiedyś słyszał 'Between the Raindrops' Lifehouse? Och, i czy poszedł biegać? Tęsknię za bieganiem...to takie frustrujące gapić się na te cztery ściany…
Potem powiedziałam mu, że planuję uzyskać zgodę od ginekologa na pójście na
walkę, kiedy przylecą tu w przyszłym tygodniu. Jedyną odpowiedzią na wszystkie moje
pytania było:
' Na razie żadnego Podziemia dla Ciebie, P. Zostań w domu.'
Ze wszystkich rzeczy, które wyobrażałam sobie usłyszeć, nigdy, przenigdy nie
pomyślałabym że Justin powie coś takiego. CMD zaczęło się, gdy wróciły do mnie wszystkie słowa siostry o tym, że jest bogiem seksu Podziemia…i nagle CMD pogorszyło się, kiedy wyobraziłam sobie te dziwki, które go zaspokajały podczas mojej nieobecności. Kto teraz dostarcza seksu temu pierwotnemu mężczyźnie? Zdaje się, że wszystkie moje hormony ciążowe ostro pracują, nie tylko nie pomagając mi utrzymać to dziecko, ale też dbając żebym oszalała. Zmusiłam się do odpisania.
'Dlaczego? Dlaczego nie chcesz mnie w Podziemiu?'
Nie odpisał i wszystkie moje lęki jeszcze bardziej się umocniły, kiedy naprawdę
zaczęłam się zastanawiać: Dlaczego?
'Nie chcesz mnie zobaczyć?'
Odpisał...
'Kurwa, po prostu zostań w domu i czekaj na mnie.'
Więc w ogóle nie zależy mu na spotkaniu ze mną?
'Chcesz, żebym została w domu? Żeby wszyscy Twoi fani mogli krzyczeć do Ciebie i
widzieć Cię, ale nie JA? Pieprz się!'
Dodałam czerwoną, prychającą buźkę by wiedział, że mnie wkurzył. Potem rzuciłam telefonem i dusiłam się w swoim gniewie dopóki nie byłam bliska eksplozji.
Zostać w domu? Dom jest tam, gdzie on. Skurwiel.
Tego ranka liczba moich róż podwoiła się. Kiedy Riley rozmawiał rano z Melanie, kazał jej przekazać, że Justin ma nadzieję, iż podobały mi się kwiaty, oraz że chce bym przesłała mu link do piosenki, o której wczoraj wspomniałam w SMS-ie.
Ha. Przepraszam, ale gówno mu wyślę.
Nasze dziecko ma się dobrze i jestem taka podekscytowana, że krem zadziałał.
Plamienie całkowicie się zatrzymało, ale moje hormony? Szaleją. Umieram. Żeby go
zobaczyć. Codziennie broniłam go, siebie i nasze dziecko przed moimi rodzicami. Mówiłam im że nie zostałam porzucona ani wykorzystana, że przywiózł mnie tutaj, bym miała wsparcie i opiekę. Ale słyszeć że nie chce mnie w Podziemiu jest do dupy.
Cały ten smutek, który starałam się minimalizować, zaczyna atakować mnie ze wszystkich stron. Jestem zła. Nie chcę mieć powodu, żeby złościć się na niego, ale Boże, nie mogę tego powstrzymać. Kiedy ma się reżim łóżkowy, nie ma się nic do robienia oprócz wymyślaniu tysiąca historii, o tym co się dzieje na zewnątrz ... na świecie bez ciebie i żadna z tych historii nie jest miła.
- Melanie, przestań wysyłać raporty.- Mówię ponuro tego popołudnia.
- Dlaczego? Riley pyta, a Justin poprosił mnie za nim wyjechał, bym wysyłała dzienne raporty. Chce wiedzieć jak się czujesz.
- Po prostu przestań zdawać szczegółowe raporty. -Wygląda na to, że nie jest w stanie powstrzymać śmiechu w swoim głosie.
- Hej, ty też ich chcesz! Oczy wychodzą ci z orbit, kiedy słucham z drugiego końca linii. Jakbyś chciała mieć ponaddźwiękowe uszy. Słyszałam jak dzwoniłaś do Pete’a i pytałaś co z Justinem. -Wzdycham i pocieram skronie.
- Po prostu martwię się o niego. -Zadzwoniłam do Pete’a, by zapytać czy wszystko w porządku i powiedział, że tak. Jak to prawdziwy facet, nie był zbyt rozmowny przez telefon. Powiedział tylko, że są przy mnie gdybym czegoś potrzebowała, i że Justin non stop trenuje. Zapytałam czy jest pobudzony, powiedział że wszyscy są skupieni na tym, żeby tak się nie stało, żeby był spokojny i że bardzo się stara, by zostać brązowy.
Co to znaczyło?
Pete nazwał mnie raz lontem i myśl, że Justin może chcieć mnie unikać, by nie być czarny, zżera mnie jak kwas.
Mel patrzy na mój martwy wyraz twarzy i kręci głową z uśmiechem, jak gdyby nie mogła uwierzyć, że tak nisko upadłam.
- Dostajesz zmarszczek, przestań już się marszczyć. -Mówi delikatnie, gdy przynosi miskę organicznego, domowego popcornu do towarzystwa przy kolejnym filmie.
- Skarbie, za tydzień Podziemie przeleci przez to miasto. Powinnaś skakać z radości!
- Nawet nie będę w stanie tam pójść. Justin mnie tam nie chce, kurwa. -Biorę głęboki oddech, aby się uspokoić zastanawiając się co zrobiła by BPC... Brooke Przed Ciążą.
- Bo przyjedzie do ciebie po walce. Riley powiedział mi, że twój mężczyzna planuje
spać tutaj podczas ich czterodniowego pobytu. -Zakrywam twarz.
- Teraz czuję się jeszcze gorzej. Dlaczego przyjeżdża dopiero na walkę, a nie wcześniej, żeby się ze mną zobaczyć? -Melanie wzrusza ramionami.
- A co jeśli Nora ma rację i on już mnie nie chce? - Kontynuuję.Teraz już popiskuje ze śmiechu.
- W porządku. Po pierwsze, Nora ma dziury w głowie jak żółty ser i nie było jej przez te wszystkie dni, a obiecywała, że będzie przychodziła i zajmowała się tobą. Zamiast tego jest Bóg wie gdzie. Pewnie gdzieś świetnie się bawi, a ty jesteś w kompletnie innym miejscu. Z pewnością przemawiają przez ciebie hormony.
- Nie mogę uwierzyć, że mnie tam nie chce. Chyba ktoś ukradł mu telefon i napisał do
mnie. Może jakaś głupia dziwka.
- Brooke, jest oczywiste że chroni ciebie i dziecko. - Melanie przewraca oczami, szukając w moim Apple TV czegoś do wypożyczenia. Potwory w mojej głowie dominują nad jej słowami.

Z dzieckiem jest lepiej.
Gdyby lekarz dał mi zielone światło to dlaczego on mnie tam nie chce?
W ogóle za mną nie tęskni?
- Po prostu nie rozumiem.- Narzekam chwytając jeden z tych głupich magazynów, które czytałam już tysiąc razy i rzucam nim o ścianę. Melanie upuszcza pilota i przychodzi pogłaskać mnie po włosach.
- Tak jak mówią, mężczyźni są z Marsa. A niektórzy z którymi się spotykałam są nawet z TwojegoOdbytu...dupki. A ty moja droga, jesteś w ciąży. Stresowałaś się utratą dziecka, stresowałaś się tęsknotą za swoim facetem, stresowałaś się mamą i tatą, że cię nie wspierają, a Nora w ogóle nie pomaga. Utknęłaś tu ze mną, wariatką w czterech ścianach na trzy tygodnie, bez światła słonecznego. Kurczaczku, to właśnie dlatego wszyscy, którzy brali udział w Big Brotherze, powariowali. A oni mieli przynajmniej basen. -Popycham ją żartobliwie i śmieję się.
Ale kilka godzin później gapię się na ścianę mojego salonu, odgrywając w głowie wszystkie scenariusze dlaczego Justin mnie nie chce.
Justin widzi na widowni kogoś, kto mu się podoba. Do Justina dociera, że dziecko... tak jak dowodzą tego obecne fakty, jest o wiele większym problemem niż życzyłby sobie taki mężczyzna jak on. Torturuję siebie, a mój umysł tak popłynął, że już nawet nie potrafię go powstrzymać.
- Jesteś gdzieś daleko. Gdzie? Z Justinem?
- Pewnie teraz walczy. -W tej chwili setki ludzi krzyczą, żeby go zobaczyć. Setki kobiet wykrzykują jego imię i pożądają go. Właśnie w tej chwili te karmelowe oczy będą musiały patrzeć na coś lub kogoś innego, gdy skanują widownię, a mnie tam nie ma. I nawet kiedy będzie tutaj, w moim mieście to też nie chce mnie widzieć, a ja już nie wiem co mam robić.
- Nie ma transmisji na żywo na jakiejś podziemnej stronie? Chodź tutaj, założę się, że tak!- Zaciąga mnie do mojego pokoju, otwiera laptopa i zaczyna Googlować. Moje wnętrze podskakuje, kiedy zastanawiam się czy rzeczywiście tak jest. Piszczy, gdy znajduje link i klika na głośność.
- Jest tutaj. Chodź tutaj! No w zasadzie to nie on. Myślisz, że już był? -Przeglądam komentarze. Wspominają o nim, ale wygląda na to, że komentujący pytają, kiedy będzie. Moje serce ściska się z potrzeby zobaczenia go, a potem Mel ściska moją rękę, kiedy prowadzący używa swojego najbardziej wstrzemięźliwego głosu.
- Słyszę imię w tłumie. Ciągle się powtarza. Czy wy też je słyszycie?- Zakrywa jedno ucho, a tłum krzyczy.
- RIPTIDE! -Moje motylki budzą się do życia.
- Właśnie tak! Właśnie TAK, panie i panowie! A teraz powitajcie niepokonanego w tym sezonie z idealnym wynikiem, niegrzecznego chłopca marzeń, jednego, jedynego,
Justina Bieber'a Riiiiiiptidee'a!!!

Mój żołądek drży gdy patrzę jak wychodzi, a publiczność wrzeszczy w tle, kiedy kamera
skupia się na ringu. Wskakuje na ring, zwinny i aerodynamiczny. Zrzuca swój satynowy szlafrok RIPTIDE i krzyki kobiet prawie rozsadzają głośniki mojego laptopa. Gdzieś daleko widzę w powietrzu znak z napisem: 'RIPTIDE'A NA ZAWSZE'.
Mel i ja zafascynowane obserwujemy jak robi swój obrót. Uśmiecha się, spijając uwagę. Potem widzę jak zatrzymuje się w tym miejscu co zawsze, automatycznie spogląda na moje puste siedzenie i jego uśmiech znika. Przez chwilę tkwi w tym miejscu, a potem strzela szyją, wraca do Riley'a i odwraca się od tłumu.
- Aww. Myślę, że też za tobą tęskni. Nigdy nie chodzi tak do swojego narożnika. -Wzdycha Melanie.
- Brooke? Brooke? -Płaczę w poduszkę.
- Brookey, co się dzieje?
- Nie wiem.
- Brooke, co się stało? Coś nie tak? -Ściskam mocniej kanapową poduchę, a potem wycieram oczy.
- Yył! W moim mieszkaniu jest więcej wody niż napadało w całym Seattle. - Jęczę.
Potem wstaję i wychodzę. Idę do kuchni po chusteczkę i wycieram łzy słysząc krzyk
publiczności. Jest reakcją na duże BUM! Wracam z powrotem i zerkam na ekran. Mężczyzna leży na podłodze, a Justin stoi przed nim na lekko rozstawionych nogach z sapiącą piersią i ramionami przy bokach. Jak bóg wojny, którego pragnę każdą molekułą mojego ciała. Który może mieć każdą kobietę na świecie i może już mnie nie chcieć, a ja nie wyobrażam sobie sposobów w jakie to złamie mi serce, jeśli będę musiała spędzić resztę życia bez niego.
- Riptide! Panie i Panowie! Wasz zwycięzca, niepokonany tego sezonu! Jest numerem
jeden w tych mistrzostwach! RRRRIP-TIIIIIDEE!
Moje serce rośnie w piersi pulsując. Chwytam komputer i obracam go do siebie.
Widzę jego uniesione ramię, gdy łapie oddech. Dzisiaj się nie uśmiecha. Jest poważny i dyszy wpatrując się w jakieś miejsce w tłumie, jak gdyby pogrążony w myślach.
- Tak bardzo cię kocham... Nie wiem, co zrobię, ale zmuszę cię, żebyś kochał mnie tak
samo mocno. - Szeptam głaszcząc jego twarz na ekranie.
- Zostaniesz tatusiem, Jus!- Piszczy Melanie.
- Mamusia twojego dziecka tak bardzo cię kocha! -Justin obraca głowę do sędziego, ten potakuje i prowadzący zapowiada kolejnego zawodnika. Mój żołądek zaciska się, kiedy dociera do mnie, że będzie dalej walczył.
Melanie odbiera telefon, a ja zapominam jej powiedzieć, żeby tego nie robiła.
- Riley! Co...och, wszystko u niej w porządku. Naprawdę? Cóż, właściwie to nie, też
nie ma się za dobrze.- Zamykam oczy, a potem spoglądam na mój telefon, kiedy słyszę jak zaczynają rozmawiać o tym jak kiepsko sobie radzimy.
- Tak, tak, powiedziałam jej, że przyjeżdża. Zaraz po walce? W porządku, ucieszy się. -
Rozłącza się.
- Justin właśnie skończył walkę i chciał wiedzieć czy wszystko u ciebie dobrze. A Riley chciał wiedzieć jak sobie radzisz, bo Justin nie najlepiej. Chce byś wiedziała, że niedługo będą w mieście. -Frustracja z powodu bycia przykutą do łóżka jest ogromna, ale ta dodana frustracja z chęci zobaczenia go, przelewa kielich. Nie zniosę myśli, że będzie walczył w Seattle, a ja nie będę tego widziała.
Nagle chwytam mój bezprzewodowy telefon i zaczynam wybierać numer.
- Co robisz? Do kogo dzwonisz?- Pyta Mel.
- Mogę prosić z doktor Trudy? Z tej strony Brooke Dumas. - Mówię, a potem zakrywam
głośnik.
- Melanie, nie obchodzi mnie, że nie chce mnie widzieć. Ja chcę go widzieć i PÓJDĘ
się z nim zobaczyć. Koniec, kropka.
- O czy ty mówisz, do diabła?
- Musisz mnie zabrać do Podziemia.
~~~~

- Chciałam się przebrać za starszą panią od kiedy obejrzałam 'Panią Doubtfire'.- Mówi
Melanie wyciągając peruki, które zamówiłyśmy przez Internet.
- Mel, nie będę mogła zejść z tego wózka. Powiedz mi jeszcze raz że wszystko pójdzie
dobrze.
- Stara, wysępiłaś zgodę od lekarza. Wszystko pójdzie dobrze. Jus nawet się nie
dowie, że tam byłaś. Jesteśmy młode, Brooke! Halo? YOLO. Raz się żyje.- Parska błyskotliwie i przymierza kwiecistą sukienkę a la starsza pani.
- Ale powiedziałam lekarce, że idę odwiedzić mojego chłopaka w jego domu. -
Przypominam jej.
- To JEST jego dom. Ring to łoże Riptide’a. Plus, nie zapominaj o sile szczęścia. Ludzie
lepiej się goją, kiedy są w ramionach ukochanego. Dziecku bardzo się to spodoba, prawda, ty uroczy dzidziusiu?- Mówi głupkowato do mojego brzucha.
Powstrzymuję się od śmiechu i odpycham ją. Ma rację, jestem pewna, że dziecku
bardzo się to spodoba. Już czuję się naładowana energią, a dziecko ostatnimi czasy chyba nie bawiło się ze mną zbyt dobrze przez mój obecny stan. Jestem zakochana w skomplikowanym mężczyźnie i czuję przez niego skomplikowane rzeczy. Wertowałam to w głowie z tysiąc razy i mam to w dupie, jeśli mnie tam nie chce. Pójdę zobaczyć mojego mężczyznę. Koniec, kropka.
- Co myślisz?- Pytam Melanie poprawiając długą do ramion blond perukę.
- Super. Wyglądasz tanio. A teraz cię umaluję.- Rozciera warstwę tapety na mojej
twarzy, a moje serce wali w żebra z podniecenia, że go zobaczę.
- Mel, moje pory toną.
- Oj tam, oj tam! Cicho! Teraz ja.

Przeglądam się w lustrze, gdy robi sobie makijaż.
- Ok, wyglądam jak prostytutka. Zapytają nas ile bierzemy.
- Głuptasie, nie możesz wyglądać jak ty.
- Ale ty dalej wyglądasz seksowniej! Jeśli ty jesteś gorącą babcią to dlaczego ja nie
mogę być?
- Bo ja nadal mogę chodzić, a ty jesteś na wózku.- Pcha mnie bliżej lustra i patrzymy na siebie w naszych kwiecistych sukienkach. Mel dodała do swojej kaszmirowy sweter i wpięła kwiat w siwą perukę. Moje włosy trzyma na miejscu czarna opaska a la Alicja w
Krainie Czarów. Jestem zupełnie nie podobna do siebie. Gdybym do tego dodała duże okulary, które kupiłyśmy, byłabym podwójnie do siebie nie podobna, ale są tak duże i niepokojące, że  wkładam je do kieszeni sukienki, kiedy Mel wiezie mnie do windy.
- Nie chcę go rozpraszać, ok? Jus nie może zobaczyć, że tam jestem. Może się rozgniewać. Nawet nie wiem, co zrobi. Jest zbyt nieprzewidywalny. I nigdy wcześniej nie kłóciliśmy się bez późniejszego zerwania, Mel.
- Mój kochany kurczaczku, sądząc po różach, które przysłał to chce się pogodzić. I
nie martw się! Wrócimy tu w mgnieniu oka, ale zanim to nastąpi to wyciągnijmy cię z tego PRZEKLĘTEGO POKOJU! Wuuu huuu!
~~~~
Pół godziny później odkrywamy, że Podziemie nie jest miejscem przyjaznym dla osób
niepełnosprawnych. Dowiedziałyśmy się tego, gdy Mel próbowała wyciągnąć mnie z
taksówki, potem na wózek, potem do klubu nocnego, windy i do Podziemia. Prycha, wzdycha i mówi mi że już nie wygląda tak dobrze.
- Dzięki tobie, ciężarna lasko. -Śmiałabym się z tego jak niedorzecznie wygląda próbując zmusić ludzi do przepuszczenia nas, ale kiedy wchodzimy na zatłoczoną arenę to trochę czuję jakbym wracała do domu. Mieszane uczucie radości i frustracji, że nie zostałam zaproszona, tłoczy się we mnie tworząc skomplikowaną mieszankę.
Właśnie tutaj go poznałam. Tutaj w jednej chwili straciłam serce. Tutaj wypieprzył moje imię. Tutaj pocałował mnie w usta. Tutaj zajął ring sztormem zanim mnie wziął.
Po chyba tysiącu 'przepraszam, sorry, uwaga' Melanie w końcu przyciąga mnie do naszych miejsc. Musiałam kupić bilety własną kartą i zaszalałam z miejscami w pierwszym rzędzie, choć nie do końca na środku. Są dobre, będę wstanie chłonąć z bliska każdy milimetr mojego Riptide’a. Nie chce ze mną rozmawiać? Nie chce mnie widzieć? Ja umieram z chęci chociażby zerknięcia na niego.
- Pamiętaj, że masz udawać starszą kobietę, Mel. - Szepczę do niej, gdy pierwsi bokserzy wieczoru zaczynają wbijać sobie twarze w czaszki.
- Ta kobieta nas śledzi.- Mówi z niepokojem Melanie i wskazuje za nas ale nie mogę
się nawet obrócić.
- Wygląda jak babochłop. Jest trochę przerażająca. -Skanuję arenę w poszukiwaniu Pete i widzę go a zaraz obok, w miejscu które normalnie jest moje, siedzi moja siostra Nora, szczerząc się i flirtując z nim.
- Wow, Nora namówiła Pete, żeby załatwił jej bilet?- Mówi Melanie.
Nie wiem dlaczego, ale widok kogoś, kogokolwiek, nawet mojej własnej siostry, na moim miejscu, budzi we mnie zazdrość tysiąca węży i znowu jestem zła. Nie, nie zła.
Wkurzona, że Justin zabronił mi tutaj przyjść. Drań.
Nagle ring robi się pusty i chyba widzę jak Riley zaczyna podchodzić do swojego
zwyczajowego miejsca niedaleko narożnika ringu. Mój puls strzela w niebo.
- Kiedy ostatnim razem pojawił się na tej arenie, dał nam nokaut w rekordowym czasie i pognał za jedną z naszych…- Rozbrzmiewa głos z głośników, kobiety zaczynają krzyczeć, a moje serce rozpala się, kiedy przypominam sobie sposób w jaki za mną pobiegł.
- Wiecie o kim mówię. O człowieku, dla którego wszyscy tutaj przyszliście! Przywitajcie jednego, jedynego Justina Bieber'a, waaszeeeeegoo RiiIptiiiide’a!!!!! -Melanie wstrzymuje oddech, a potem mamrocze.
- O rzesz kurwa, mój Boże, widzę go. -Mój puls przeleciał przez dach, gdy próbuję się wyciągnąć i zobaczyć ten przebłysk czerwieni truchtający w kierunku ringu, ale nic nie widzę z tego głupiego wózka.
- Nie widzę go! - I Boże, jak ja nienawidzę tego, że wszyscy go widzą tylko nie ja.
- Stara, podchodzi do ringu! Podchodzą jakieś laski, ale napiera na przód. Brooke, on
jest bogiem. O mój Boże… -I wtedy w końcu go widzę. Moje serce dosłownie zatrzymuje się, a żołądek momentalnie zaciska z emocji. Kocham go, nienawidzę go, kocham go.
Znajduje się już w zasięgu mojego wzroku, przebłysk czerwieni i wskakuje na ring. Jest
taki lekki i muskularny, tak płynny i zwinny. Znajduje się w kręgu światła zdejmując czerwony szlafrok i nagle po prostu tam jest. Taki umięśniony i surowy. Fantazja każdej kobiety i mój Prawdziwy.
Nigdy nie zapomnę tego jak wygląda w swoim bokserskim orężu, każdy mięsień jego
wyrzeźbionego torsu jest twardy i ukształtowany, opalony i lśniący. Nigdy nie zapomnę tego jak się uśmiecha dla swojego tłumu. Umieram. Cudownie wygląda. Idealnie. Promieniująca męska siła i witalność. Tak jakby był na cholernej plaży, a ja w piekle. Czuć nawet jakby wszystkie światła nad nim mknęły całować jego opaloną skórę. Jego twarde jak kamień ramiona są wyciągnięte, a mięśnie napięte kiedy zaczyna się powoli obracać. Arena prawie drży pod moimi kółkami. Te krzyki są ogłuszające.
- Wypieprz ich, Riptide!- Krzyczą ludzie za mną.
- A potem mnie!

Pokazuje im swoje dołeczki, jego oczy błyszczą dla nich. Wygląda na tak otwarcie szczęśliwego, że chcę go uderzyć. W zasadzie to chcę tam podejść i zmiażdżyć jego usta moimi, kiedy będę go biła.
- Brooke, czuję się jak okropna przyjaciółka, że ślinię się na widok twojego chłopaka.
Ale proszę, powiedz mi, że rozumiesz!- Mówi z niepokojem Melanie. Jęczę zniesmaczona sobą. Zostałam porzucona i oto jestem tutaj, uganiam się za nim jak jakaś fanka. Ślinię się, bo jest mój. MÓJ.
- A teraz, paaaaniee i panowie, powitajmy Matkę Wszystkich Potworów, Hectora Hex’a, Heeeeerkulesaa!- Krzyczy prowadzący, a Melanie szepcze.
- Jaaaasna cholera. -W chwili, kiedy Matka Wszystkich Potworów staje na ringu to przysięgam, że podłoga prawie odrywa się przez jego ciężar. Nigdy wcześnie go nie widziałam, ale wygląda na jeszcze większego od Rzeźnika i supeł w moim żołądku zaciska się dziesięciokrotnie. Ten nowy bokser wygląda jak jakiś Paul Bunyan... ogromny gigant.
- Z jakiej galaktyki pochodzi ten kawał mięcha?- Pyta Melanie tak samo przestraszona
jak ja. Justin styka się z nim rękawicami, a potem odsuwa i rozluźnia mięśnie ramion.
Obserwuję jak tatuaże pomiędzy jego ramieniem, a bicepsem rozciągają się. A moje całe ciało rozciąga się na myśl jakie odczucia wzbudza jego ciało. Gong.
Idzie na środek. Moje serce wali, gdy Matka Wszystkich Potworów uderza Justina w żebra, a ten odwdzięcza się mu potrójnym ciosem, który jest tak szybki i potężny, że facet cofa się o trzy kroki.
- O mój Boże, Brooke!- Mówi Melanie.
- O MÓJ BOŻE!
Gigant wraca z ciosem, który trafia Justina prosto w brzuch. Słyszę dźwięk tego uderzenia i wzdrygam się, ale naglę dochodzą mnie wydźwięki tego jak Justin mu oddaje. Szybko i mocno. PACH, PACH, PUM! Olbrzym upada na tyłek. Justin okrąża ring czekając aż tamten wstanie. Grzeszny, pełen gracji, mój potężny karmelowooki lew.
Całe moje ciało pamięta sposób w jaki ten lew przesuwa się na mnie. We mnie.
Sposób w jaki jego biodra wpychają się z idealną precyzją. Sposób w jaki jego ręce mnie
dotykają. Ściskają. Drażnią się ze mną. Sposób w jaki jego język ociera się o mój smakując mnie, liżąc mnie.
Potwór wstaje powoli i kręci głową jakby był zdezorientowany. Zanim jest w stanie wymierzyć kolejny cios, Justin wykonuje hak prawą ręką i znowu posyła go na podłogę.
Facet rozpłaszcza się na plecach. Melanie podskakuje i krzyczy.
- TAK!!! TAK! JUSTIN, JESTEŚ KRÓLEM PIEPRZONEJ DŻUNGLI!- Krzyczy, a on obraca się z uśmiechem. Zamraża mnie, kiedy nas zauważa. Rozkosznie uśmiecha się do nas, jego fanów, stojąc twarzą w naszym kierunku, ale jego oczy lekko się przymrużają. Omiata nas wzrokiem jak polujący drapieżnik. Świat usuwa mi się spod stóp.
- Chyba rozpoznał twój głos, idiotko! - Syczę na wydechu i ciągnę Mel za spódnicę, żeby usiadła. Ale on nie patrzy na Mel. O nie. Jus gapi się na mnie. Stoi w rozkroku, jego pierś
unosi się i opada, gdy nagle skupia na mnie całą swoją uwagę. Na mnie i tylko na mnie.
Jego karmelowe oczy wbijają się we mnie z ciekawością i zapytaniem, a ja nagle jestem
boleśnie świadoma wszystkiego co mam na sobie. Kredki wokół oczu, niedorzecznej,
czerwonej szminki, przyklejonego makijażu…
Modlę się cicho i zawzięcie, że to wystarczy, żeby ukryć się przed nim.
Wypuszczam powietrze, kiedy jego oczy przesuwają się na moją prawą stronę do
Melanie. Mel poprawia perukę i mówi.
- Orzesz kurwa jego mać. -I jeśli miałam nadzieję, że jestem już wolna to całkowicie i kompletnie go nie doceniłam. Znowu spogląda na mnie, a potem powoli kręci głową.
Moje serce zaciska się tak mocno, że moja klatka piersiowa chyba dozna
nieustannych uszkodzeń wewnętrznych.
Przeczesuje włosy ręką i przez chwilę chodzi niecierpliwie po ringu; potem znowu podnosi głowę. Kiedy jego oczy znowu wpajają się we mnie i ponownie kręci głową, tym
razem z nagłym przebłyskiem jego pięknych dołeczków... chyba dochodzę.
Przebiega po mnie prąd, gdy jego oczy ciemnieją z gorąca, usta unoszą się
zmysłowo, pełne tej męskiej wiedzy, że ja, w porównaniu do wszystkiego co mówią jego
fani, ja jestem jego fanką numer jeden.
Doskonale wie kim jestem. Widzę to besztające rozbawienie w jego oczach i prawie
słyszę jak mówi… Widzę cię, ty mała gówniaro. Widzę cię.
Widzę cię, kurwa!
Chcę zedrzeć z siebie ten głupi kostium i po prostu pobiec do niego, wspiąć jak na
drzewo. Chwycić jego twardą szczękę w dłonie i pocałować jego usta. Utopić go w moich
pocałunkach i w całej tej miłości do niego, która topiła mnie od tygodni.
Zwija palce przy bokach, gdy wchodzi kolejny zawodnik. Kiedy staje na ringu, Jus co
chwilę patrzy na mnie zaciskając i rozluźniając pięści. Żar w jego spojrzeniu powoduje, że płonę w każdej części mojego bytu aż do palców u nóg.
Rozlega się gong i Justin mruga do mnie. To mrugnięcie powoduje, że tłum wyje.
Melanie piszczy i ściska mnie za rękę.
- Powiedz mi jeszcze raz jak to on nie chce cię, głupolu! - Wskazuje na siebie.
- Ta dziewczyna tutaj jest napalona w twoim imieniu! Omójboże! Całkowicie pieprzy cię w swojej głowie! -Prawie jęczę, gdy zaczyna się walka.
Justin wygląda tak jakby nabrał sił. Wali w nowego przeciwnika nieustannie, ciosy z dołu, haki, uniki i obraca się do mnie pomiędzy ciosami tylko po to, żeby sprawdzić czy patrzę. Patrzę. Widzę go. Czuję go.
Pragnę go.
Cholernie go kocham, bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek na tym świecie. Facet nie ma z nim szans, a ja obserwuję to z całkowitą i dogłębną fascynacją. Przez wszystkie te tygodnie, przez wszystkie te hormony, tęsknie za nim jak wariatka, pożądam go jak wariatka, kocham go jak wariatka… Jest bliżej mnie niż przez te wszystkie tygodnie, a ja tak bardzo za nim tęsknię, że ściskam wózek tak mocno, aż bieleją mi kostki.
Chcę poczuć go w sobie tak samo mocno jak chcę oddychać. W tej chwili mogę myśleć tylko o tym... tylko o tym że jest mój, a ja jego, że nie dam mu odejść że zmuszę go,
by znowu mnie chciał, jeśli kiedyś przestanie, i że nie będzie takiej chwili w moim życiu kiedy go zostawię.
Jego imię jest wywoływane z każdą wygraną, jego ramię uniesione w górę, wycie tłumu i te karmelowe oczy, który odnajdują mnie w tym niedorzecznym ubraniu. Jego szczęka
zaciska się, a ciało napina jak gdyby nie mógł znieść patrzenia na mnie bez możliwości
dotknięcia. Moje całe ciało odpowiada i drżę na wózku od sposobu w jaki na mnie patrzy.
Mogę wyglądać okropnie, ale nadal mnie pragnie. W jego oczach płonie pożądanie,
obietnica, że mnie weźmie, tańczy w tych tęczówkach. Moje serce wali. Pamiętam go.
Pamiętam jego skórę, jego szorstkie ręce przesuwające się po mnie. Jego oddech.
Widzę jego ciało jak na talerzu, połyskujące potem, każde idealne wycięcie i rzeźbienie.
Mogę prawie go posmakować, poczuć jak ociera się o mnie.
Przez cały wieczór jestem mieszanką szczęścia, ekscytacji, nerwów i drżącej,
wszechogarniającej potrzeby.
- Mel, nie chcę żeby przyszedł tutaj i zobaczył mnie w tym przebraniu.- Mówię do niej
po raz pierwszy żałując wyboru ubrań. Wyglądam okropnie, kurewsko, brudno,
niedorzecznie, a nie tak chciałam dzisiaj wyglądać dla Justina.
- W porządku, zabierzemy cię do domu i wtedy do ciebie przyjdzie.- Jęczy. Zaczyna
pchać wózek, kiedy nagle słyszę krzyk z głośnika.
- NOKAUT! Tak, panie i panowie! Zwycięzca wieczoru, po raz kolejny, daje wam
Riptide’a! Riiiiptiiiiiideee!!!!!!!!!!! - Jego imię skandowane przez tłum odbija się echem wokół mnie.
- Riptide! Riptide!
- Oczywiście, że zrobiłaś dokładnie odwrotnie niż ci kazałem.- Szepcze zza mnie
niesamowicie głęboki i seksowny głos. Potem widzę jak muskularny tors przesuwa się przede mną i zostaję podniesiona przez parę przepysznie spoconych ramion.
Justin odwraca się do Melanie zamiast do mnie i słyszę jak mówi, a raczej warczy
do niej.
- Zajmę się tą kulą ognia. Riley odwiezie cię do domu.

                          Ciąg dalszy nastąpi...


__________________________________________________________________________________

Tak... połącz dwie wariatki razem i mamy dwie staruszki z piekła rodem :D
Justin rozpoznał Brooke nawet w slut starszej pani, jak zwykle przez niewyparzone usta Melanie :D

*  Postaram się dawać rozdziały, kiedy tylko będę mogła.
Nie ma mnie w domu i ciężko mi się pisze na laptopie :/ 

Do następnego Miśki!!!
xx