czwartek, 25 sierpnia 2016
16. Austin oczekuje.
- Otóż nagłówki krzyczą, że dziewczyna Riptide jest w ciąży. - Mówi Pete, gdy lecimy do Austin. Teraz lata z nami też Josephine która siedzi dzisiaj z Pete, Rileym i Justinem w
jednej z sekcji salonowej. Trener zajmuje miejsce na ławce a Diane i ja obstawiamy inną
salonową sekcję. Justin i chłopcy dyskutują o moim bezpieczeństwie podczas dwóch walk w
Austin. Wygląda na to że zbliżamy się do półfinałów, więc Skorpion będzie teraz walczył w te
same pory nocy, co Justin.
Część mnie czeka z niecierpliwością czy też wpadniemy na Norę podczas walk, ale inna
obawia się konsekwencji takiego spotkania.
Justin jest w gburowatym, nadopiekuńczym, złym humorze. Denerwuje go fakt, że jego pieprznięci rodzice mieszkają w Austin iże sprzedał dom, w którym zazwyczaj mieszkamy.
Pete wynajął inny, aby trzymać nas z dala od mediów ale Justin nie jest zadowolony.
Wiem, że nie podoba mu się myśl że będę w tym samym stanie, co Skorpion a tym bardziej pod tym samym kodem pocztowym.
Gdy ja pokazuję Diane zdjęcia palet kolorów do pokoju dziecka, które przesłała mi Melanie, słyszę niski głos Justina. Mówi tak jakby nie chciał, abym usłyszała, ale jest pełen autorytetu.
- Jeśli ktokolwiek się do niej zbliży lub choćby źle na nią spojrzy, to od razu się tym zajmujesz. -Kątem oka widzę jak Pete kiwa ponuro głową i gładzi ręką swój czarny krawat.
- Nie martw się, Jus. Będę chronił ją, tak jakby była moja.
- Nie jest twoja, dupku. Jest MOJA.
- Panie Bieber. - Przyłącza się Josephine.
- Będę w pogotowiu i upewnię się że nie jest zagrożona w żaden sposób, ani nie spotka ją żadna niedogodność.
- Naprawdę podoba mi się ten niebieski i zielony schemat. - Mówi Diane, izolując mnie od rozmowy po drugiej stronie samolotu.
Obracając się z powrotem do zdjęć odzywam się smutno.
- Żałuję, że to wróżenie z obrączki nie zadziałało. Justin nie chce wiedzieć a ja, nie chcę zapytać lekarza i potem przez przypadek się wygadać.
- Hej ! - Krzyczy Riley z drugiej sekcji.
- Jak je nazwiecie? - Ramiona Justina są przygarbione, kiedy pochyla się i ogląda coś, co Pete pokazuje mu na swoim telefonie. Chyba nawet mnie nie słucha, ale i tak mówię.
- Jeśli chodzi o chłopca to nie byłam w stanie niczego wymyślić. Ale mam idealne imię dla dziewczynki.
- O, jakie?- Pyta Riley, wysuwając się zaciekawiony.
- Iris. - Mówię łagodnie. Justin momentalnie obraca się do mnie i intymność jego wzroku roznieca ogień i przepala mnie niczym fala pożądania, miłości, osadzająca się we mnie.
- Podoba mi się Iris. - Mówi ochryple i zgadza się z aprobatą.
Pete musi się bardzo postarać, żeby Justin z powrotem skoncentrował się na tym, co pokazywał mu na telefonie bo Justin stale patrzy na mnie z drugiej strony samolotu. Ja
też nie mogę się skupić na tym, co mówi Diane, bo ciągle na niego zerkam.
To po prostu niefajne, że mamy między sobą te wszystkie siedzenia, mój iPod w torebce i mój facet tak daleko.
Wychyla się przez przejście tak bardzo jak to możliwe, wyciąga ramię i otwiera swoją
wielką dłoń. Splatamy palce i wtedy znowu czuję że wszystko jest na swoim miejscu.
Ponownie zajmuje się swoimi męskimi sprawami a ja rozmawiam z Diane o dziecięcych
sprawach, podczas gdy jego ręka nadal trzyma moją przez przejście samolotu.
~~~~
Kiedy ja i Pete siadamy w Podziemiu Austin, spotyka mnie to nieszczęście i widzę dwóch zbirów Skorpiona, którzy obserwują nas z drugiej strony ringu. Mrugam zaskoczona i zaczynam skanować tłum w poszukiwaniu Nory.
Nie mogę jej nigdzie znaleźć i kiedy wracam uwagą z powrotem do zbirów, widzę, że nadal nas obserwują. Jeden facet ma ogoloną głowę a drugi dumnie nosi tatuaż skorpiona na kości policzkowej- tak jak jego szef zanim Justin nie wydłubał go tego dnia, gdy poszedł po Norę.
Nora…
Myśl, że trzyma ze Skorpionem i jego ludźmi sprawia że jest mi gorzej. Niestety, razem z tą myślą nadchodzi też uczucie tysiąca nóg wspinających się po mojej skórze. Jestem rozdarta pomiędzy wieloma rzeczami: wymiotowaniem, ucieczką, a podejściem do tych gości i zażądaniem by powiedzieli, gdzie jest moja siostra. Czuję się jak wzburzony kompas i nie wiem, co robić na co wskazać ani jak zareagować. Więc siedzę tutaj i obserwuję ich, czując się jak mała sarenka, nawet z Pete u boku, uzbrojonym po zęby w małe gadżety. Gdy dwójka mężczyzn powoli wstaje i zaczyna obchodzić ring, dociera do mnie że idą prosto na nas i moje płuca zamykają się. Serce wali mocno w klatce piersiowej, a cała ta awantura we mnie nieruchomieje w przerażeniu.
Spięty na swoim plastikowym krześle, Pete szepcze:
- Pewnie później będą obserwować walkę Skorpiona albo szpiegują Justina. Chcą sprawdzić jak będzie walczył czy ma jakąś widoczną kontuzję. Na miłość boską, proszę nie rób niczego i zignoruj ich.
Obserwuję z presją w dołku jak parka zatrzymuje się przed nami.
- Nie ruszaj się, Brooke.- Ostrzega Pete w jednym tchnieniu. Mocno świadoma już prawie półrocznego dziecka w moim zaokrąglonym brzuchu, zmuszam się, by spojrzeć w dół na cementową podłogę, podczas gdy naczynia krwionośne rozszerzają się we mnie. Trzęsą mi się nogi, kiedy opiekuńczo oplatam rękoma moje dziecko, którego serce już słyszeliśmy. Chcę trzymać je jak najdalej od tych mężczyzn jak to możliwe. Ale to są te palanty, które zeszłego sezonu próbowały sprowokować Justina do walki w klubie. Udawanie że ich nie widzę, kiedy czuję ich smród jest wbrew wszystkim moim instynktom, żeby ich skopać i wbić im jaja w kręgosłup.
- Witaj, suko Justina. Chcesz dać nam buziaka?- Szydzi jeden z nich. Furia i niemoc wzbiera się we mnie, gdy rzędy siedzeń zaczynają się zapełniać wokół nas. Zmuszam się do patrzenia na ich stopy i mam nadzieję że odejdą, albo że Pete w końcu urosną większe jaja i coś zrobi.
- Sugeruję, żebyście spadali. - Mówi spokojnie Pete.
- Nie mówimy do ciebie, chuderlaku. Mówimy do tej dziwki. Nie pamięta już, jaka zrobiła się mokra i przesiąknięta, gdy szef kazał się pocałować? Właśnie w tej chwili twoja mała siostrzyczka jest dobrze i mocno rżnięta przez naszego szefa. I to na widoku innych dziewczyn. -Moja głowa podrywa się do góry a ciało zalewa upokorzenie. Drżąc na moim miejscu, zaciskam zęby zaciskając ręce w pięść przy moich bokach, życząc sobie by kilka butelek rozbiło im czaszki.
- Wracajcie do dziury z której wyleźliście i powiedzcie swojemu dupnemu szefowi, że w tym roku Riptide go pochowa! - Cedzę.
- Brooke. - Pete chwyta mnie za łokieć w ostrzeżeniu a te dwa dupki śmieją się.
- Chcesz, żebyśmy mu to przekazali? Najnowsza suko Justina?- Łysy spluwa na ziemię, centymetr od moich stóp.
- Chcesz tego, dziwko?
- Ostrzegam was, odejdźcie. - Powtarza Pete wstając i sięgając do marynarki.
Jestem w pełnym trybie obronnym, moja krew wali, gdy pokazuję im środkowy palec.
- Proszę bardzo. Powiedzcie mu, żeby spierdalał i że wkrótce pożałuje, że nie zostawił mojej siostry w spokoju. -Nagle Josephine chwyta gości od tyłu za koszulki, jej głos jest podstępnie spokojny.
- Szukają panowie prawdziwej kobiety?- Pyta. Pete wyciąga mnie z krzesła i ciągnie wzdłuż rzędu, moje serce wali z taką siłą że ledwo oddycham.
- Co to było?- Pete obraca mnie, jego oczy płoną wściekłością.
- Trochę gazu pieprzowego w mojej kieszeni i już robisz się tak cholernie zadziorna?
- Pete, ale z ciebie cykor. Dlaczego go nie użyłeś? Jechali na nas!
- Brooke, proszę, trochę subtelności! Nie możesz prowokować tych kolesi! Jeśli wrócą podczas walki Justina, a on zobaczy ich przy tobie to zejdzie z ringu i zostanie zdyskwalifikowany. A to jest ostatnia rzecz, której potrzebujemy…- Milknie, bierze głęboki oddech i patrzy na mnie z niechęcią.
- Co powiedział ci przed chwilą w szatni? Hmm? -Dobrze pamiętam prośbę Justina i mój głos od razu cichnie.
- Żebym siedziała na tyłku.
- No właśnie! Może podoba mu się, że jesteś petardką, ale nie chcę, żebyś odpaliła podczas mojej warty. A już na pewno nie chcę się oparzyć.
- Pete, Jus nie chciałby, żebym siedziała z pochyloną głową, kiedy te dwa palanty mi ubliżały. Jestem pewna, że nie wymagałby, bym nic nie zrobiła.
- Nie wymaga, żebyś nic nie robiła. Właśnie dlatego wyznaczył mnie, żebym trzymał sprawy pod kontrolą.
- Gdyby on był tobą, to zrobiłby coś i gdybym nie była w ciąży, to ja też!
- Nie jestem cholernym Riptide, Brooke. Spójrz na mnie!-Pete wskazuje na swoją czarną marynarkę i krawat.
- Przyznaję, że nie jestem w ciąży i mogłem użyć którejś z tych zabaweczek, które mam przy sobie. Ale to tylko podniosłoby czerwone flagi i gdyby Jus wyszedł, zauważyłby że coś się dzieje wokół ciebie i odpuściłby walkę. Nie zawsze chodzi o atak. Jeezuu.
- Pete przepraszam, rozumiem. Usiądźmy. Po prostu cieszę się że już ich nie ma. - Mówię i oboje wypuszczamy powietrze wracając do naszych miejsc. Siadamy, aby popatrzeć ale moje ręce nadal trzęsą się od adrenaliny pompującej się przez moje żyły. Pomieszczenie jest zapełnione ludźmi, gdy przez głośniki zostaje podana informacja o pierwszej walce.
- Witajcie, witajcie panie i panowie…- Słyszę.
Hałas i podniecenie otacza nas, kiedy obserwujemy jak inni bokserzy przychodzą i odchodzą. Ponowne patrzenie na tą całą krew, słuchanie trzeszczących kości powoduje, że zaczynam się niepokoić. Justin… o Boże.
Sama myśl o tym że mógłby wpaść na Skropiona w szatni odprawia moje nerwy przez dach. Robię wdechy i wydechy, kiedy Pete odzywa się.
- Wiesz co, Brooke? Powiedział mi że nie chce by ktokolwiek na ciebie patrzył, więc masz rację. Chciałby, bym odciągnął ich od ciebie tak daleko jak to możliwe i to od razu. Ale stara, nie mogę brać tego tak dosłownie. Próbuję zachować tutaj spokój. Proszę, zrozum że muszę być tutaj tym o chłodnej głowie.
- Rozumiem, Pete, ale ty... - mówię przesadnie
- Jesteś jak naładowana broń bez spustu.
- Brooke, jesteśmy w bezpośrednich negocjacjach ze Skorpionem.- Mówi mi wtenczas pod nosem.
- Ostatnią rzeczą, jakiej chcę jest pogorszenie sytuacji lub powiększenie kosztów Justina.
- Co?- Rozszerzam oczy.- Wiesz coś o Norze?
- Tylko to że tym razem Justin się tym zajmie, a ty masz zostać całkowicie poza
nawiasem. - Znacząco wydyma usta i potakuje. Nie mogę nawet zacząć się kłócić, bo właśnie
wtedy wywołują Justina, jego imię wybucha przez głośniki i w tłumie.
- Tak, proszę pana, proszę o Riptide’a dla tych ludzi! - Krzyczy prowadzący.
- RIPTIDE!- Wrzeszczy tłum.
Moje serce zatrzymuje się na chwilę, uwaga od razu skupia się na przebłysku czerwieni zbliżającej się do ringu. Ten wieczór jest bardzo istotny. Nie tylko dlatego, że usłyszeliśmy iż Skorpion
został zdyskwalifikowany za używanie kastetu podczas walki poprzedniego wieczoru. Ani nawet dlatego że Justin znajduje się na pierwszym miejscu z wielką przewagą punktów, ale dlatego że Austin jest miejscem w którym się urodził. On sam w swojej głowie uważa, że został tu odrzucony. Ale nie przez ten tłum. O nie. Nigdy przez ten tłum.
Arena trzęsie się od spragnionych krwi krzyków, kiedy Jus wskakuje na ring, przynosząc cały kolor tej pustej i nudnej przestrzeni.
- Jeśli przetrwa dzisiejszy wieczór bez przegranej to zostawimy Skorpiona daleko w tyle. Same dobre wieści- mówi mi Pete.
Kiwam główą w zachwycie, teraz moje oczy skupiają się tylko na Justinie.
Riley i Trener zajmują swoje miejsca w narożniku, Justin zdejmuje szlafrok i oddaje go.
Podczas gdy jego przeciwnik zostaje wywoływany, Jus podnosi ramiona i uśmiecha się do publiczności a potem wskazuje na mnie. Ludzie zaczynają wrzeszczeć.
- Brooke, Brooke, Brooke.- Skandują.
Justin śmieje się a moje policzki robią się czerwone, kiedy dociera do mnie fakt że wszyscy tutaj już o mnie wiedzą. Wszyscy, jego kochający fani wiedzą że jestem ciężarną dziewczyną Riptide, więc co mi tam. Macham jak głupia i wysyłam mu całusa. Kocham sposób, w jaki łapie go i przyciska do ust. Myślę, że właśnie o to prosili ludzie, wołając "Brooke", bo w chwili, gdy wyciąga ramię by pochwycić z powietrza mój pocałunek i przyciska go, tłum zaczyna szaleć. Oboje się śmiejemy.
Nowy zawodnik pojawia się na ringu, brak mu jakichkolwiek fanfar jakie miały miejsce przy wejściu Justina i walka się zaczyna.
Justin lubi się bawić ,szczególnie z młodszymi przeciwnikami. Zdaje się, że przewidują iż będzie potężny, ale nie tak szybki i widzę że to doprowadza ich do obłędu. Robi dużo zmyłek, pozwala im się trochę pobawić a potem wykańcza ich bez litości ku zadowoleniu tłumu.
Dzisiejszego wieczoru mierzy się z dwunastoma przeciwnikami i kończy przemoczony oraz lekko posiniaczony na lewym boku.
Gdy wracamy do wynajętego domu, zaczął nie dawać Pete’ spokoju, kiedy tylko dociera do dużego salonu. Pomieszczenie kończy się długimi korytarzami, a każdy prowadzi do osobnego pokoju.
- Wszystko w porządku na widowni?
- Ech, w pewnym sensie.
- Jacyś skauci w pobliżu?
- Dwóch. Ci sami, co zawsze.
- Spojrzeli na Brooke?
- Eeee…. -Obraca się ze zmarszczonymi brwiami.
- Kurwa, spojrzeli na Brooke? -Pete zerka na mnie, a potem na niego.
- Podeszli, żeby porozmawiać. Brooke pokazała im palec. Powiedziałem im że mają odejść. Josephine podeszła. Odciągnąłem Brooke na bok. -Justin patrzy na mnie i teraz jego brwi są wysoko uniesione.
- Pokazałaś im palec? -Złoszczę się .
- Wolałbyś, żebym kopnęła ich w jaja?- Jego niedowierzanie przenosi się na Pete’. Bardzo powoli przesuwa ręką po włosach i na szyję z flustracji. Potem potrząsa głową, chwyta mnie za kark i kieruje w stronę naszego korytarza.
- Porozmawiamy o tym w pokoju.- Warczy na mnie.
- Dobranoc wam. - Mówi Pete.
Justin zatrzymuje się i obraca.
- Żadnego śladu siostry Brooke?
- Nie. - odpowiada Pete i emocje na jego twarzy prawie mnie łamią. On i Justin nawiązują jakąś cichą formę męskiej rozmowy i to wszystko. Rozchodzimy się w przeciwnych kierunkach.
Gdy tylko Justin wprowadza nas do sypialni, przyciska mnie do drzwi i zakopuje nos w mój dekolt, wąchając mnie. Moja cipka zaciska się, gdy powarkuje.
- Dlaczego pokazałaś palec tym dupkom? -Odsuwa głowę i mierzy mnie całą siłą swojego ciemnego wzroku.
- Co ci powiedzieli?
- Po prostu pieprzyli i nienawidzę tego że to mówię, ale Pete jest jak naładowana broń bez spustu.
- Taak?
- Właściwie to dobrze że dzisiaj zachował spokój, bo ja nie potrafiłam. Szaleję na samą myśl, że Nora jest z tymi mężczyznami. Co zrobisz? -Kręci głową i idzie w stronę prysznica.
- Trzymaj się od tego z daleka. -Ruszam za nim.
- Nawet mi nie powiesz?
Otwiera drzwi kabiny prysznicowej i kieruje na mnie swój najbardziej ponury wzrok.
-Dla nas, Brooke.- Szepta bezlitośnie, przesuwając ręką po moim brzuchu.
- Dla naszej trójki. Musisz mi obiecać że będziesz trzymała się od tego z daleka. I jeśli złamiesz tą przysięgę, to Bóg mi świadkiem, że…
- Nie! To mi Bóg świadkiem że jeśli ty postawisz się w niebezpieczeństwie z jej powodu… z mojego powodu… to ja…
- Co?- Przekrzywia głowę z uniesioną brwią a potem klepie mnie w tyłek z głupim uśmieszkiem.
- Lubię, kiedy mnie bijesz i podobasz mi się, kiedy jesteś zła.
- Ale wtedy będę cholernie wściekła. Takiej mnie jeszcze nie widziałeś! - Patrzę groźnie na jego pierś kiedy zaczyna rozbierać się ze stroju bokserskiego.
- Nie rób tego, Justin. - Chwytam go zanim wchodzi pod prysznic, łapię go za szczękę i zmuszam żeby na mnie spojrzał.
Rozbawienie iskrzy w jego spojrzeniu, kiedy przesuwa kłykciem jednego palca po mojej skroni.
- Co ja mam z tobą zrobię, petardko?
- Obiecaj mi.- Namawiam.
- Obiecuję ci.- Mówi.
- Że twoja siostra już niedługo będzie z tobą i w tym roku rozgniotę tego robaka. - Głaszcze mnie po brodzie i idzie pod prysznic. Nie potrafię wyjaśnić ulgi, którą czuję. Nigdy mnie nie okłamał.
Jego słowa są bardzo obfite, ale niosą ze sobą wielką wagę.
Wygra w tym roku i cokolwiek negocjuje, Nora niedługo będzie wolna. Mizernie uspokojona idę wyciągnąć moje olejki. Dokładnie cztery minuty zajmuje mu namydlenie się, umycie włosów i wyjście w ręczniku owiniętym wokół pasa. Drugim ręcznikiem ociera swoją pierś.
- Chodź tutaj i daj się pomasować. - Mówię do niego. Kiedy idzie za mną do ławki, którą zazwyczaj znajdujemy w nogach większości hotelowych łóżek, wciąga mnie w ramiona i całuje w ucho.
- Do kogo należysz?- Pyta delikatnie.
Rozpływam się.
- Do jakiegoś szczęściarza. - Popycham go żeby usiadł i walczę z chęcią pocałowaniankażdego milimetra jego ciała.
- Powiedz mi jak ma na imię. -Nakazuje siadając, bym mogła rozmasować jego mięśnie.
Obserwuje jak klękam przed nim i stawiam obok wszystkie moje produkty. Ma na twarzy destrukcyjnie seksowny uśmiech, któremu szczerze mówiąc nie można się oprzeć.
-Dlaczego? Podoba ci się sposób w jaki jego imię brzmi moim głosie?- Pytam, odkręcając pokrywkę olejku z arniki.
- Cholernie to kocham. Powiedz mi teraz jak ma na imię. - Jego gorące, karmelowe oczy obserwują jak wylewam olejek na dłonie i ocieram je o siebie, żeby ogrzać płyn zanim posmaruję nim jego pierś i ramiona.
- Ale...on jest…Zagmatwany. - Szepczę, zwijając palce wokół jego obojczyka i gardła.
- Znam go bardzo dobrze, a mimo to…- Przerywam i wmasowuję olejek z arniki w długość umięśnionego ramienia.
- Nadal jest tajemnicą.
Przesuwam w górę jego ramiona, wcieram olejek i szeptam mu do ucha.
- Czasami używa imienia Riptide, ale ja wołam na niego Justin. I szaleję za nim. -Jego pierś wibruje śmiechem i widzę jak gwiazdki satysfakcji tańczą w jego oczach, gdy wpatruje się w moją twarz i szczypie mnie w nos.
- Jesteś dobra dla mojego ego Brooke, moja ciężarna piękności, Dumas.
- Ale nie pozwól, żeby to ego jeszcze bardziej urosło. - Ostrzegam go, teraz rozsmarowując ciepły olejek po jego mięśniach piersiowych. Zniżam głos i mówię.
- Jesteś mój.
Uśmiechając się przesuwam palcami po jego przedramieniu, głaszczę dłoń, a potem spontanicznie podnoszę jego rękę. Całuję jego kłykcie, wpatrując się w karmelowe oczy, które iskrzą czułością, kiedy tak mnie obserwuje.
- To też jest moje?- Pytam niepewnie.
Zniża głos do figlarnej chrypki i przebiega palcem po moim policzku.
- To zależy, petardko. A chcesz?
- Chcę.
- Więc jest twoje, malutka. -Biorę jego drugą rękę i powtarzam to, co zrobiłam z pierwszą, całując jego kłykcie.
- A ta?
- A chcesz ją?- Unosi brwi i uradowany potrząsa głową w stronę drzwi.
- Wszystkie panie tam, chciały.
- Ale ja ją chcę. - Sprzeciwiam się.
Uśmiecha się czule i znowu przesuwa palcem po mojej szczęce.
- Więc jest twoja.
Mój głos natęża się, gdy zdejmuję mu ręcznik żeby móc wmasować olejek w jego łydki i potężne uda. Podziwiam jego seksowny uśmiech, te dołeczki i potargane włosy.
-A co z tobą? Z całym tobą?- Pytam. Kiedy sunę moimi śliskimi rękoma po jego ośmiopaku, podnoszę głowę i szukam jego ust. Pojękuje, gdy liżę jego wargi. Łagodnie. Dalej masuję jego skórę i zaczynam poruszam wargami po jego ustach. Jest maszyną do walki i jest mój.
Moje oczy na chwilę zamykają się i mówię.
- A co z tobą,Justin? Jesteś mój? -Jego lekkie zachrypnięcie powoduje, że moje sutki twardnieją.
- A chcesz mnie? - Boże. Mój uroczy, duży chłopiec. Chłopiec o sile tysiąca mężczyzn.
Zabawny i zaborczy. Umieram z potrzeby i miłości.
- Chcę ciebie.- szepczę do jego ucha.
- Całego ciebie. Czarnego, karmelowego i w każdym innym odcieniu.
Pomrukując przysuwa moją głowę do swoich ust i całuje mnie mocno i głęboko.
- Odpowiem ci na to w łóżku. - Łapie za moją rękę jakby gotowy na część łóżkową, ale śmieję się i odsuwam.
- Jeszcze pięć minut! -Kręci głową.
- Dwie.
- Cztery.
- Trzy. Weź je albo w tej chwili rzucę cię na łóżko.
- Zgoda.
- Zgoda w sensie że mam cię rzucić na łóżko?- Ponagla
- Zgoda w sensie że jeszcze trzy minuty!- Wołam śmiejąc się. Przyspieszam ruchy rąk na jego twardych mięśniach piersiowych. Mój śmiech znika, kiedy wracam myślami z powrotem do ludzi Skorpiona.
- Kiedyś sypiała w moim łóżku, kiedy miała koszmary. Miała tak wybujałą wyobraźnię, widziała różne rzeczy, dobre i złe tam gdzie nic nie było.
- O czym mówisz?- Pyta ochryple.
- O Norze.- Mówię, nie będąc w stanie ukryć smutku w moim głosie.
- Chcę tylko żebyś wiedział dlaczego ja... nie wiem. Dlaczego zawsze ją chroniłam. Wydawało się że mnie potrzebuje. Ale teraz zastanawiam się, czy jeśli nie pozwolę jej samej uporać się z problemami, to czy kiedyś się nauczy? Zawsze chciałam ją chronić ale teraz nie ma takiej rzeczy, dla której zaryzykowałabym dziecko i ciebie. Nawet dla niej. -Jego mina jest tak delikatna i wyrozumiała, że mały kłębuszek emocji zaplata się w mojej piersi.
- Ciii. Spokojnie. - Mówi, głaszcząc moje włosy.
- Nie dostanie mistrzostwa, ani nagrody, ani twojej siostry. Nie wygra. JA. DOSTANĘ. WSZYSTKO. Słyszysz? Zdobędę złoto, mistrzostwo, wolność twojej siostry… I będę chronił, zaspakajał i kochał moją dziewczynę.
_________________________________________________________________________________
Jeszcze cztery rozdziały i gotowe :)
Nie mogę się doczekać przedostatniego rozdziału :P
Do następnego Miśki!!!
#muchlove
xx
JellyBoo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
cudny
OdpowiedzUsuńŚwietny! :* Więc... chyba dziś potwierdziłaś, że to będzie dziewczynka! Haha ;) Ale imię Iris jest okropne, ugh
OdpowiedzUsuńBosh ale to ekscytująca !!
OdpowiedzUsuńKocham to! ❤️
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział
OdpowiedzUsuńBoże jak ja to kocham❤️
OdpowiedzUsuńSuuuupppeeerrr 💪💪👏
OdpowiedzUsuńCudne ������ Kiedy next?!
OdpowiedzUsuńKocham kocham i jeszcze raz kocham 💜💜💜
OdpowiedzUsuń