piątek, 19 sierpnia 2016

15. Jak powalić drzewo.



  Justin jest absolutnie zakochany w moim czteromiesięcznym, ciążowym brzuchu.
Zaczyna być naprawdę widoczny i to go fascynuje. Nie, bardziej niż fascynuje.
Ja też jestem zafascynowana. Kocham mój ciążowy brzuszek! Czuję się niesamowicie. Brak mdłości. I jakoś tak ‘promienieję’, ale myślę że to ma związek zarówno z tym jak Justin adoruje mnie jak i dziecko, które we mnie umieścił.
Każdego ranka mierzy mój brzuszek rękoma, gdy oglądam się w dużym lustrze hotelowym. Obojętnie, co robi...czy wychodzi po prysznicu, myje zęby- podchodzi do mnie i też patrzy. Jego wzrok iskrzy dumą, gdy dotyka mego brzucha i mierzy mnie.

Jego głos jest zachrypnięty tego poranka. Dopiero, co się obudziliśmy i stoi za mną nagi. Jego smukłe, długie ciało jest idealnie widoczne za mną w lustrze, kiedy pochyla głowę i wtula się we mnie.
- Uważasz, że jesz wystarczająco dużo?- Szepta mi do ucha zanim przyciska mnie do
siebie i dotyka ustami wgłębienia u podstawy mojego gardła.
- Nie zacznę jadać tak jak ty!- Skarżę obracając się, łącząc palce na jego karku.
Uśmiecham się do niego jak zakochana idiotka, którą ze mnie zrobił. Żartobliwie trącam jego
dołeczki.
- Ustaliliśmy, że masz pewne problemy. Po prostu chcesz, by wszyscy wiedzieli, że jestem
zajęta i w ciąży. -Podnosi mnie tak, że nasze usta są na tej samej wysokości i zostawia duży pocałunek na moich wargach, ściskając mnie.
- Właśnie tak.
Dzisiaj na siłowni chce pokazać mi jak go powalić, a raczej jak powalić kogoś, kto chciałby zrobić mi krzywdę. Teraz, kiedy już trochę chodziłam i trochę truchtałam za zgodą
lekarza, czuję się jak milion dolarów. Ale to, co sprawia mi największą radość to to jak
Justin patrzy na mnie. Szalenie zaborczo, jakby mówił: to moja kobieta, to mój dzieciak. Czytałam, że ciepło i podniecenie jest całkowicie normalne podczas ciąży, ale ja nawet nie mogę go powąchać bez buzowania z potrzeby zerwania z niego ubrań i rzucenia się na niego. Właśnie tak robię przynajmniej dwa razy dziennie, ku jego kompletnemu
męskiemu zadowoleniu.
Od dwóch miesięcy jak tu jestem, nie był czarny, ale knuje coś z Pete i Rileym.
Martwi mnie fakt, że cała trójka jest tak tajemnicza. Myślę, że to ma coś wspólnego z Norą,
ale kiedy powiedziałam mu:
- Justin, Nora zostawiła mi ten liścik. Nie chcę, żebyśmy się wtrącali i mogę równie dobrze zaczekać do finału, żeby z nią porozmawiać.- On po prostu zaśmiał się i odparł:
- Teraz zostaw to mnie, w porządku?


Ale nie jest w porządku.
Jestem cholernie przestraszona.
Tego ranka miał dziwne spotkanie z Pete i Rileym w naszym salonie. Spojrzał na mnie i cicho poprosił:
- Mogę przez chwilę porozmawiać z chłopakami na osobności?- Od tamtej chwili bardzo zaczęłam martwić się ich planami. I to jest jedyna rzecz, której nie lubię w byciu ciężarną. Gardzę tym, że traktują mnie jak idiotę, słabeusza, delikatny kwiatuszek.
Nie, proszę pana. I dzisiaj na siłowni gdy uda mi się powalić Justina Biebera, udowodnię że ciężarny brzuszek nie ma nic do rzeczy.


Obserwuję jak robi pełne brzuszki, jego oddech jest szybki i równy, wdech i wydech.
Patrzę jak wykonuje trzy serie skakania przez skakankę i trzy serie ciosów z niewidzialnym
przeciwnikiem. Zamach-uderzenie, zamach- uderzenie, garda, unik... Jego pierś jest spoconą, męską perfekcją. Intensywność z jaką trenuje, podnieca mnie całkowicie.
Trener krzyczy do niego z linii bocznych, a Riley mierzy jego prędkość i notuje wyniki.
Gdy Justin jest już przemoczony i wzywa mnie do siebie na ring, jestem już upita
totalnym pożądaniem.
- Gotowa? -Wchodzę na ring, przytakując.
Założyłam jeden z moich obcisłych kombinezonów, taki z zamkiem przez sam środek.
Jego oczy upijają ze mnie i przysięgam, że rozpalają każde miejsce, którego dotkną. Przenosi wzrok na moje oczy.
- Gotowa?- Jego głos jest jeszcze bardziej zachrypnięty.
- Nie masz pojęcia jak bardzo jestem gotowa. Skopię ci tyłek i będzie to cudowne uczucie.
- Najpierw kopnij mnie w piszczel, a potem w tyłek. - Przyciąga mnie bliżej, jego oddech jest ciepły przy moim uchu, gdy szepta.
- Kluczem do przewrócenia mnie jest spowodowanie, żebym stracił równowagę. Jeżeli ja lub ktoś inny, cięższy od ciebie utrzymuje równowagę to nigdy go nie znokautujesz.
- Okay. - Mówię, kiedy stawia mnie z boku, bo jedyną osobą, która traci równowagę z
powodu jego bliskości jestem ja.
- Kiedy kopniesz mnie w piszczel, stracę równowagę a wtedy zrobisz wykop tak jak
ostatnim razem i uderzysz mnie w najsłabszą część pięty. Tylko tym razem uważaj co robisz!
-Więc zakołysz mną, a potem znokautuj.
Motylki podenerwowania latają we mnie, jęczę i przewracam oczami.
- Czuję, że znowu zrobię sobie krzywdę. Justin, nadal jesteś drzewem.
- Ze spieprzonym piszczelem. - Kiwa, żebym podeszła, jego usta są ułożone w ubawieniu, dołeczki seksowne i figlarne.
- No dalej. Utrzymaj równowagę i wytrąć mnie z mojej.


Wpatruję się w jego komiczne, połyskujące karmelowe oczy i całe moje serce czuje
tonę miłości, która spoczywa na mnie.
- Wyrządzanie ci krzywdy jest wbrew wszystkim moim instynktom. - Mówię dramatycznie, jak gdybym naprawdę myślała, że mogę go uszkodzić.
- Ni zrobisz mi żadnej krzywdy. - Mówi, śmiejąc się.
Następnie chwytam go za szczękę i całuję szybko w usta, potem odsuwam się i rozciągam nogi.
- W porządku, moja duma podpowiada mi, że trzeba to zrobić. A gdybyś był Skorpionem?
- Patrzy pochmurnie.
- Powal go, kochanie i to teraz. No dalej zakołysz moim światem, moja petardko. -Robię to. Kopię go w piszczel, wkładając w to cały mój ciężar, aż w końcu mówi ‘auć’, potem robię wykop tak szybko,oplatając tył jego nogi i czuję jak się chwieje. Ale to nadal Justin Bieber i zdaje się naturalnie stabilizować. Odzyskuje równowagę i podczas tego postępu tracę mój grunt. Zaczynam upadać, piszcząc a on momentalnie łapie mnie i rzuca się
plecami na matę, amortyzując mój upadek. Chichocze, gdy rozciągamy się na macie.
- Pozwoliłeś mi wygrać. - Oskarżam go ze zmrużonymi oczami.
Kręci głową.
- Nie, sama tego dokonałaś. - Zapewnia mnie.
- Jesteś wielkim, niewiarygodnie dobrym kłamcą. - Mówię, popychając go.
Chichocze i siada ze mną na kolanach. Odgarnia mojego kucyka na plecy.
- Nie było tak trudno, co? - Pyta mnie głaszcząc po policzku.
- Nie. - Odpowiadam, a potem mówię łagodnie do jego ucha tak, żeby tylko on mnie
słyszał.
- Ale ty jesteś.


Patrzy na moje usta i przesuwam się na nim. Pochyla głowę i wącha mnie, a kiedy
jego nos dotyka mojego karku, czuję łaskotki na skórze.
- Lubisz sparingi ze mną?- Pytam delikatnie, gdy opieram ręce o jego ramiona. Robię
się rozgrzana i podniecona przez tą ogromną erekcję pode mną.
- Hmm. - Mówi, podnosząc rękę i chwyta mnie za kark.
- Podoba mi się, kiedy mamy razem sparing...- Całuje mnie miękko i wpycha język w moje usta. Czuję jak iskry mkną od jego języka do całego mojego ciała. Jest wilgotny od treningu, smakuje gorącem i pragnieniem. Ja czuję się jeszcze bardziej gorąca i spragniona, gdy przywieram do jego piersi. Jego mięśnie są śliskie i twarde, kiedy siedzę na nim okrakiem.
Chwyta w pięść mój kucyk trzymając mnie w miejscu, gdy lekko unosi głowę i mówi
ochryple.
- Riley...
- Taa. Powiem Trenerowi. - Riley nie potrafi ukryć śmiechu w swoim głosie, kiedy przynosi ręczniki i coś do picia, a potem kieruje się w stronę wyjścia.
- Justin...- Karcę.
Jego usta przepysznie unoszą się w kącikach, kiedy dotyka palcami zamka mojego
kostiumu, a Riley krzyczy do Trenera.
- Hej, Trenerze, musimy iść żeby nasz facet mógł zabawić się z Brooke!- Znikają w drzwiach salki i kiedy zamykają je na klucz, Justin gorączkowo przesuwa ustami po mojej szyi.
- To niemożliwe, żeby coś było aż tak piękne. - Mruczy do mnie, przesuwając
zmysłowo swoją rękę po długości mojego kręgosłupa.
- Więc teraz przechodzimy do całowania, bo rozebranie mnie z tego jest prawie
niemożliwe. - Szepczę.
- Da się to zdjąć. - Mówi liżąc mnie. Całuje mnie w usta  trzymając za szyję, kiedy to robi.
Potem używa wolnej ręki, żeby zsunąć zamek mojego kostiumu. Wiję się i jęczę, bo nigdy nie próbowaliśmy tego, gdy jestem ubrana w coś tak skomplikowanego.
- Może i tak, ale nie pójdzie łatwo.
- Zróbmy tylko trochę miejsca dla mnie. - Mruczy entuzjastycznie przy mojej szczęce, kiedy sięga w dół do łączenia moich nóg i zsuwa po kawałku materiału z każdego mojego uda,  potem ciągnie i rozrywa kombinezon w kroku. Czuję przez dziurę, jak wpada powietrze do palącego centrum mojego wnętrza. Wkłada rękę w rozdarcie i mówi.
- Trzymaj się mojej szyi. - Następnie rozrywa i ciągnie za majtki, które mam na sobie. Wyjmuje je przez dziurę, a jego oczy migoczą. Fala podniecenia omywa mnie niczym sztorm.
- Och proszę. - Przybliżam jego głowę do mojej, rzucając się na jego przepyszne usta, moje biodra kołysząc się desperacko. Podnosi mnie na moment, a potem zsuwa swoje spodnie od dresu. Opuszcza mnie na dół z ręką na moim biodrze. Ta jedna ręka jest wystarczająco silna by zsunąć mnie i wypełnić swoim członkiem. Dużym. Gorącym. Twardym. Moim. Jęczę i liżę jego szyję, zagubiona  kiedy moje ścianki rozciągają się, by go pomieścić.
Łapie mnie za głowę, całując mocniej. Rusza się z miłością, podnosi mnie i opuszcza jedną ręką. Druga spoczywa na moim karku, trzyma mnie podczas pocałunku. Jego usta są silne i dominujące... otwierają i smakują, odstępują, pobudzają.
Dochodzę szybko i mocno, jego ramiona zaciskają się jak imadła, gdy dosięgają go
moje drgania. Słyszę jak warczy miękko, pozwalając mi wydobyć z niego wszystkie soki.
Później podnosi mnie i niesie przez ring, sadzając na linach. Ochrania mnie jednym
ramieniem, ani na chwilę ze mnie nie wychodząc. Znowu zaczyna się poruszać. Jęczę łagodnie. Czuję jakbym latała zawieszona w powietrzu na sznurku i jego ramieniu. Jedynymi rzeczami połączonymi z moim ciałem jest to ramię i jego penis we mnie. Mój kucyk opada na plecy, gardło wygina się,on je pochłania. Mruczę, gdy się porusza i zatapiam palce w jego napiętych ramionach. Czuję jak jego bicepsy jak rozluźniają się i zaciskają razem z jego ciałem, kiedy tak do mnie pompuje.
Nie rozmawiamy. Nie musimy rozmawiać słowami, rozmawiamy w ten ‘sposób’.
Podnoszę głowę, gryzę, liżę i poskramiam się słysząc jego oddech, napinające się mięśnie i ruchy, kiedy porusza się we mnie aż znowu dochodzę. Nigdy, przenigdy nie dochodzi przede mną...czeka, zaznacza mnie, ogląda. Jego oczy ciemnieją obserwując jak znowu dochodzę, potem jego szczęka zaciska się, a ciało twardnieje, kiedy pogrąża się głęboko i zatrzymuje,
dochodząc. Cały we mnie a ja dochodzę wokół niego, przytulając go do siebie, drżąca.
Tym razem zamiast się rozluźnić kiedy kończy, zacieśniamy uścisk wokół siebie.
- Zostań we mnie. - Proszę go. Łapię oddech, wbijając paznokcie w jego ramiona.
Przyciąga mnie bliżej i pogrąża głowę między moje piersi, wdychając ciężko, tak jakby
moja skóra była jego powietrzem. Potem delikatnie podgryza czubek mojej piersi.
- Chcę zamieszkać w tobie. - Mówi mi zachrypniętym, czułym głosem przez który się topie . Ściska mnie mocniej, liże zwilżając swoje ugryzienie, jego szczęka ociera się o moją skórę.
- Boże, chcę umrzeć w tobie.
Moje kości rozpływają się ale nawet zrelaksowana, czuję to przyciąganie całej jego gwałtownej energii współpracującej z moją.
- Jesteś taki zaborczy, wiem że chwytasz mnie ze sobą.
- Nie, nigdy bym cię nie skrzywdził. - Drwię.
- To nie będzie twój wybór. Zabierzesz mnie ze sobą, pójdę wszędzie tam, gdzie ty. Justinie Bieberze, będziesz moją zgubą, ale właśnie tak chcę odejść.


Jego twarz wykrzywia się w bólu, kiedy przeciąga kłykciami wzdłuż mojej szczęki.
- Nie, Brooke. Będę cię chronił nawet przed samym sobą. -Patrzymy na siebie przez chwilę, determinację którą widzę w jego oczach, żeby mnie chronić tylko upewnia mnie, że cokolwiek się wydarzy, moje życie zawsze będzie splecione z jego życiem, na dobre i na złe. Będę szła u jego boku, biegała, walczyła, przylegała i goniła za jego marzeniami, które teraz stały się także moimi.
- Tak jak powiedziałeś, będę cię kochała nawet jeśli to nas zabije. - Szeptam, głaszcząc go po twarzy.
- Wszyscy umrzemy. Wolę umrzeć cholernie kochając cię.
- Kochanie, to ja będę tym, który cholernie cię kocha. - Mówi, ściskając mnie przez co
śmieję się w zupełnym i całkowitym szczęściu.
- Justin... gdzie urodzimy dziecko?
Prostuje się, podnosząc mnie w swoich ramionach, moje nogi nadal są oplecione wokół
jego talii, kiedy przemierzamy ring.
- Gdzie będziesz chciała. Będzie już po sezonie. Mogę cię zabrać gdzie tylko zechcesz.
- Tak sobie myślałam, że może mogłabym zatrzymać moje mieszkanie. Na początku nie
planowałam przedłużać umowy, ale może mądrze byłoby mieć jakąś bazę. I mam dodatkową sypialnię, której używałam do Yogi. Można przerobić ją na pokój dla dziecka. Melanie bardzo chętnie go udekoruje...

Sadza nas na stołku w kącie ringu, gdzie czeka na nas koszyk ręczników i woda.
Chwyta ręcznik, zsuwa mnie na swoje kolana, zaczynając powoli mnie czyścić. Jego profil jest spokojny i zrelaksowany.
- Poproszę Pete, żeby przedłużył ci umowę na kolejny rok, a w międzyczasie będziemy szukać czegoś innego. - Mówi.
- Możesz użyć kartę, którą ci dałem na kupowanie wszystkiego co tylko chcesz.
- Owijam go ramieniem wokół szyi trącąc w ukryty dołeczek.
- Więc mam być twoją dziewczyną i pracownikiem? Tak legalnie? -Łapie tył mojej głowy, przechylając moją głowę do góry prawie do sufitu liżąc ścieżkę spod
mojej brody do ust, gdzie mocno owija moje usta swoimi.

- Oficjalnie to jesteś Moja.


 ~~~~


- Zdecydujemy się na normalny zestaw szczepionek czy znajdziemy lekarza, który
ułoży z nami inny program? Jest tyle dowodów na to że szczepionki mogą powodować
autyzm. - Mówię Justinowi, jednej nocy.
Jem tonę warzyw. Wyczytałam, że różne kolory warzyw dostarczają różnych antyoksydantów. Zielone dostarczają innych niż fioletowe czy pomarańczowe. Tak więc jem
tęczę każdego poranka, popołudnia i wieczora. Wszystko co najlepsze dla dziecka Justina.
A ananas jest teraz owocem na topie. Tylko to bym jadła. Gdy tylko docieramy do każdej lokacji, Justin każe Diane kupować wszystkie organiczne ananasy, które jest w stanie znaleźć. Miksuje je z bananami i robię smoothies. Jem je z pieprzem cayenne. Diane
podaje mi je saute z małymi kawałkami indyka. Jestem ananasowym maniakiem i Justin jest tym rozbawiony jak diabli.
- Powiedziałabym, że to dziewczynka. - nadmieniła mi wczoraj Diane.
- Bo masz zachcianki na słodkie rzeczy. Ale wyglądasz zbyt dobrze. Kiedy ma się dziewczynkę, a przynajmniej kiedy ja spodziewałam się moich to wyglądałam jak gówno.
- Dlaczego?
- Dziewczynki kradną twoje piękno. I miłość twojego mężczyzny.- Jej usta unoszą się
kiedy ogląda mój brzuch przymrużonymi, ciekawymi oczami.
- Ale na nic nie zamieniłabym moich dziewczynek. Robiłaś już wróżenie z obrączki?
- Nie. - Mówię, a ona wyjaśnia jak się zaplata nitkę wokół obrączki, trzyma nad
brzuchem i obserwuje czy zatacza kółeczka na chłopca czy robi wahadło na dziewczynkę.
Brzmiało to śmiesznie, ale oczywiście teraz leżę nago w łóżku i trzymam pożyczoną od Diane obrączkę nad brzuchem. Justin gra w szachy na iPadzie.
Stykamy się głowami, on zajmuje się swoimi sprawami, a ja moimi. Za kilka tygodni jedziemy do Austin i wiem, że robi się przez to niecierpliwy, bo niewiele śpi.
Naprawdę intryguje mnie to, jak używa szachów aby się skupić. We wszystkie te noce,
kiedy nie mógł spać, chwytał iPada  opierając go o mnie, nie miałam pojęcia, że grał w szachy. Teraz związuję nitkę na obrączce, a on mówi.
- Będziemy mieli lekarza, który nam się spodoba i ustalimy z nim plan szczepień.
- Przytakuję, kiedy w końcu udaje mi się zawiesić obrączkę nad brzuchem i obserwuję jak
się porusza.
- Widzisz tu kółko czy linię?- Pytam.
Przestaje grać, odkłada iPoda na bok obracając się, żeby popatrzeć. Myślę że to chłopiec, bo mam nisko osadzony brzuszek i śpię na lewej stronie. Moje włosy są wysoko uniesione i błyszczące ale nie wiem ile prawdy jest w tych opowiastkach starych żon.
- Oba. - Odpowiadam sama sobie, patrząc na tą cholerną obrączkę śmiejąc się.
- Co za porażka! - Piszczę kiedy chwyta mnie pod pachami i przyciąga do siebie.
- A co byś chciała?- Pyta, rozkłada się na mnie zaczepiając kosmyk włosów za moje
ucho.
- Obojętnie. Po prostu jestem ciekawa.
- Możesz się dowiedzieć.- Mówi do mnie i całuje w czubek nosa.
- Zabiorę cię do lekarza, żebyś mogła się dowiedzieć, ale ja nie chcę wiedzieć.
- Dlaczego nie?- Obejmuję go ramionami i wpatruję się w jego karmelowe oczy.
- Boisz się już że jeszcze zanim się urodzi za bardzo i za mocno je pokochasz?
- Cokolwiek powiedzą, nie będzie to prawdziwe dopóki nie będziemy mogli go potrzymać.
- Kładzie się na plecach przyciągając mnie do swojego boku, potem łapie mnie za tył
głowy i przykłada moją twarz na swojej szyi w moim specjalnym miejscu. Zamykam oczy i liżę go lekko tak jak mnie nauczył, tak jak lubi. Jest taki duży, kocha tak mocno, walczy tak
ciężko. Daję mu to, czego nigdy, przenigdy nie miał i prawdopodobnie nigdy nie wiedział że
pragnął. Boi się mieć nadzieję...

Następnego dnia, wałęsam się przy liniach bocznych i obserwuję jak uderza worek treningowy. Cios. Cios. Cios.
Robię trochę rozciągających ćwiczeń z Yogi, gdy czuję kopnięcie od wewnątrz. Przestaję oddychać. Znowu je czuję i nieruchomieję, znowu nadchodzi. To nie wzdęcia. Czuję jakby coś uderzało we mnie od wewnątrz, tak jak tatuś uderza w worek treningowy.
Serce zaczyna mi szybko walić i równie szybko staję na nogi.
- Justin, Justin! Justinie cholerny Bieberze! - Obraca się i zatrzymuje kołysanie worka jedną ręką.
- Poczuj to!- Drżącymi rękoma zdejmuję mu rękawicę i odrzucam ją na bok. Kładę jego
dłoń na moim brzuchu, moje serce wali. No dalej, dzidziusiu...
Justin marszczy brwi w niejasności. Kopie.
Mruży oczy i mocniej przyciska swoją dużą rękę, jego oczy wędrują do moich.
- Czy to...? Przytakuje. Nagle błyska swoim białym,rozbrajającym uśmiechem. Nie widziałam, żeby jego dołeczki były tak głębokie, oczy są jeszcze bardziej karmelowe, kiedy pochyla głowę, jakby był gotowy do rozmowy z dzieckiem.
- Każ jej znowu to zrobić. - Szepta.
- Ona nie zwraca na mnie uwagi. - Moje usta formują się w uśmiechu, kiedy trącam go
żartobliwie.
- I to jest on, bo moje włosy są błyszczące i mam nisko osadzony brzuch. I ma
niezły cios. Może jeśli ładnie go poprosisz, to pokaże ci więcej ruchów.
- Kopnij dla papy i wracajmy do roboty!- Krzyczy Trener zza worka treningowego.
Justin uśmiecha się do mnie krzywo, a Riley podchodzi do mnie niczym leniwy surfer.
- Poruszył się? Jezu, muszę to poczuć. - Wyciąga rękę.
- Nie dotyka.j - Warczy Justin i uderza go w dłoń.
- Stary, ona jest jak siostra...
- Łapy precz, Riley. - ostrzega, popychając go na bok jedną ręką.
Riley wybucha śmiechem, kiedy Justin przyciąga mnie bliżej siebie jedną ręką, a drugą trzyma na moim podbrzuszu. Podtrzymujemy wzrok, czekając jak dwa głupki na
ruch dziecka.
Gdy dziecko znowu kopie, on wybucha śmiechem, jestem tak pełna miłości, że go przytulam.
- Czy to jest dla ciebie wystarczająco prawdziwe?- Pytam z promieniującym uśmiechem na ustach , kiedy unoszę głowę. Moje nozdrza wychwytują przepyszny zapach mydła i potu
przywierającego do jego skóry.
- To było cholernie surrealistyczne.- Szepcze z oczami rozgorączkowanymi radością i jak gdyby był to konkurs szybkości, całuje mnie w czoło, nos, policzki i brodę, potem chwyta mnie w talii i podrzuca w powietrze. Piszczę krzycząc, kiedy mnie łapie.
- Justinie Bieberze, jesteś jedynym mężczyzną, który wyrzuca w powietrze swoją
ciężarną dziewczynę!
- Ona jest petardką i uwielbia to!- Znowu mnie podrzuca.


Tej nocy po raz pierwszy puszczamy dziecku jego pierwszą piosenkę. Justin zakłada
słuchawki na mój brzuch i włącza "With Arms Wide Open" Creed.
Piosenka opowiada dziecku jak pokaże mu świat i przyjmie go z ‘szeroko otwartymi
ramionami’. Przysięgam że czuję zadowolenie dziecka kiedy jego seksowny, piękny ojciec
rozciąga się obok i zaczyna mnie całować.
- Czy ona ma mój hak?- Pyta pomiędzy łagodnymi, odurzającymi pocałunkami, kiedy
słuchamy jak muzyka wnika do mojego brzuszka.
- Z pewnością ma hak po tobie, bo oczywiście chodzi tylko o ciebie. - drażnię się, łapiąc
go za szczękę. Śmieje się.
- Tylko o mnie?
- Tylko. Wszystko. Moje całe życie. - Mówię dramatycznym głosem, który jasno mówi, że bajeruje ale jego uśmiech jest tak szeroki i olśniewający, jego lwie ego tak duże w tym pokoju aż klepię go po szczęce i śmieję się. Z jakiegoś powodu muszę znowu to powiedzieć. Choćby tylko po to, by dalej móc patrzeć na ten szeroki uśmiech.

- Tak, Justin, naprawdę chodzi tylko o ciebie.



__________________________________________________________________________________

Tak jak obiecałam :)

Do następnego Miśki!!

#muchlove
xx
Jellyboo

6 komentarzy:

  1. Kocham to!!!!! Jezuuu...błagam o następny!!! ❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to
    Justin jest tu taki słodki aw
    (͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to i mogę czytać cały czas 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Oświadczy jej się! ��

    OdpowiedzUsuń