czwartek, 25 sierpnia 2016

16. Austin oczekuje.



- Otóż nagłówki krzyczą, że dziewczyna Riptide  jest w ciąży. - Mówi Pete, gdy lecimy do Austin. Teraz lata z nami też Josephine  która siedzi dzisiaj z Pete, Rileym i Justinem w
jednej z sekcji salonowej. Trener zajmuje miejsce na ławce a Diane i ja obstawiamy inną
salonową sekcję. Justin i chłopcy dyskutują o moim bezpieczeństwie podczas dwóch walk w
Austin. Wygląda na to że zbliżamy się do półfinałów, więc Skorpion będzie teraz walczył w te
same pory nocy, co Justin.
Część mnie czeka z niecierpliwością czy też wpadniemy na Norę podczas walk, ale inna
obawia się konsekwencji takiego spotkania.
Justin jest w gburowatym, nadopiekuńczym, złym humorze. Denerwuje go fakt, że jego pieprznięci rodzice mieszkają w Austin iże sprzedał dom, w którym zazwyczaj mieszkamy.
Pete wynajął inny, aby trzymać nas z dala od mediów ale Justin nie jest zadowolony.
Wiem, że nie podoba mu się myśl że będę w tym samym stanie, co Skorpion a tym bardziej pod tym samym kodem pocztowym.
Gdy ja pokazuję Diane zdjęcia palet kolorów do pokoju dziecka, które przesłała mi Melanie, słyszę niski głos Justina. Mówi tak jakby nie chciał, abym usłyszała, ale jest pełen autorytetu.
- Jeśli ktokolwiek się do niej zbliży lub choćby źle na nią spojrzy, to od razu się tym zajmujesz. -Kątem oka widzę jak Pete kiwa ponuro głową i gładzi ręką swój czarny krawat.
- Nie martw się, Jus. Będę chronił ją, tak jakby była moja.
- Nie jest twoja, dupku. Jest MOJA.
- Panie Bieber. - Przyłącza się Josephine.
- Będę w pogotowiu i upewnię się że nie jest zagrożona w żaden sposób, ani nie spotka ją żadna niedogodność.
- Naprawdę podoba mi się ten niebieski i zielony schemat. - Mówi Diane, izolując mnie od rozmowy po drugiej stronie samolotu.
Obracając się z powrotem do zdjęć  odzywam się smutno.
- Żałuję, że to wróżenie z obrączki nie zadziałało. Justin nie chce wiedzieć a ja, nie chcę zapytać lekarza i potem przez przypadek się wygadać.
- Hej ! - Krzyczy Riley z drugiej sekcji.
- Jak je nazwiecie? - Ramiona Justina są przygarbione, kiedy pochyla się i ogląda coś, co Pete pokazuje mu na swoim telefonie. Chyba nawet mnie nie słucha, ale i tak mówię.
- Jeśli chodzi o chłopca to nie byłam w stanie niczego wymyślić. Ale mam idealne imię dla dziewczynki.
- O, jakie?- Pyta Riley, wysuwając się zaciekawiony.
- Iris. - Mówię łagodnie. Justin momentalnie obraca się do mnie i intymność jego wzroku roznieca ogień i przepala mnie niczym fala pożądania, miłości, osadzająca się we mnie.
- Podoba mi się Iris. - Mówi ochryple i zgadza się z aprobatą.
Pete musi się bardzo postarać, żeby Justin z powrotem skoncentrował się na tym, co pokazywał mu na telefonie bo Justin stale patrzy na mnie z drugiej strony samolotu. Ja
też nie mogę się skupić na tym, co mówi Diane, bo ciągle na niego zerkam.
To po prostu niefajne, że mamy między sobą te wszystkie siedzenia, mój iPod w torebce i mój facet tak daleko.
Wychyla się przez przejście tak bardzo jak to możliwe, wyciąga ramię i otwiera swoją
wielką dłoń. Splatamy palce i wtedy znowu czuję że wszystko jest na swoim miejscu.
Ponownie zajmuje się swoimi męskimi sprawami a ja rozmawiam z Diane o dziecięcych
sprawach, podczas gdy jego ręka nadal trzyma moją przez przejście samolotu.


~~~~


Kiedy ja i Pete siadamy w Podziemiu Austin, spotyka mnie to nieszczęście i widzę dwóch zbirów Skorpiona, którzy obserwują nas z drugiej strony ringu. Mrugam zaskoczona i zaczynam skanować tłum w poszukiwaniu Nory.
Nie mogę jej nigdzie znaleźć i kiedy wracam uwagą z powrotem do zbirów, widzę, że nadal nas obserwują. Jeden facet ma ogoloną głowę a drugi dumnie nosi tatuaż skorpiona na kości policzkowej- tak jak jego szef zanim Justin nie wydłubał go tego dnia, gdy poszedł po Norę.
Nora…
Myśl, że trzyma ze Skorpionem i jego ludźmi sprawia że jest mi gorzej. Niestety, razem z tą myślą nadchodzi też uczucie tysiąca nóg wspinających się po mojej skórze. Jestem rozdarta pomiędzy wieloma rzeczami: wymiotowaniem, ucieczką, a podejściem do tych gości i zażądaniem by powiedzieli, gdzie jest moja siostra. Czuję się jak wzburzony kompas i nie wiem, co robić na co wskazać ani jak zareagować. Więc siedzę tutaj i obserwuję ich, czując się jak mała sarenka, nawet z Pete u boku, uzbrojonym po zęby w małe gadżety. Gdy dwójka mężczyzn powoli wstaje i zaczyna obchodzić ring, dociera do mnie że idą prosto na nas i moje płuca zamykają się. Serce wali mocno w klatce piersiowej, a cała ta awantura we mnie nieruchomieje w przerażeniu.
Spięty na swoim plastikowym krześle, Pete szepcze:
- Pewnie później będą obserwować walkę Skorpiona albo szpiegują Justina. Chcą sprawdzić jak będzie walczył czy ma jakąś widoczną kontuzję. Na miłość boską, proszę nie rób niczego i zignoruj ich.


Obserwuję z presją w dołku jak parka zatrzymuje się przed nami.
- Nie ruszaj się, Brooke.- Ostrzega Pete w jednym tchnieniu. Mocno świadoma już prawie półrocznego dziecka w moim zaokrąglonym brzuchu, zmuszam się, by spojrzeć w dół na cementową podłogę, podczas gdy naczynia krwionośne rozszerzają się we mnie. Trzęsą mi się nogi, kiedy opiekuńczo oplatam rękoma moje dziecko, którego serce już słyszeliśmy. Chcę trzymać je jak najdalej od tych mężczyzn jak to możliwe. Ale to są te palanty, które zeszłego sezonu próbowały sprowokować Justina do walki w klubie. Udawanie że ich nie widzę, kiedy czuję ich smród jest wbrew wszystkim moim instynktom, żeby ich skopać i wbić im jaja w kręgosłup.
- Witaj, suko Justina. Chcesz dać nam buziaka?- Szydzi jeden z nich. Furia i niemoc wzbiera się we mnie, gdy rzędy siedzeń zaczynają się zapełniać wokół nas. Zmuszam się do patrzenia na ich stopy i mam nadzieję że odejdą, albo że Pete w końcu urosną większe jaja i coś zrobi.
- Sugeruję, żebyście spadali. - Mówi spokojnie Pete.
- Nie mówimy do ciebie, chuderlaku. Mówimy do tej dziwki. Nie pamięta już, jaka zrobiła się mokra i przesiąknięta, gdy szef kazał się pocałować? Właśnie w tej chwili twoja mała siostrzyczka jest dobrze i mocno rżnięta przez naszego szefa. I to na widoku innych dziewczyn. -Moja głowa podrywa się do góry a ciało zalewa upokorzenie. Drżąc na moim miejscu, zaciskam zęby zaciskając ręce w pięść przy moich bokach, życząc sobie by kilka butelek rozbiło im czaszki.
- Wracajcie do dziury z której wyleźliście i powiedzcie swojemu dupnemu szefowi, że w tym roku Riptide go pochowa! - Cedzę.
- Brooke. - Pete chwyta mnie za łokieć w ostrzeżeniu a te dwa dupki śmieją się.
- Chcesz, żebyśmy mu to przekazali? Najnowsza suko Justina?- Łysy spluwa na ziemię, centymetr od moich stóp.
- Chcesz tego, dziwko?
- Ostrzegam was, odejdźcie. - Powtarza Pete wstając i sięgając do marynarki.
Jestem w pełnym trybie obronnym, moja krew wali, gdy pokazuję im środkowy palec.
- Proszę bardzo. Powiedzcie mu, żeby spierdalał i że wkrótce pożałuje, że nie zostawił mojej siostry w spokoju. -Nagle Josephine chwyta gości od tyłu za koszulki, jej głos jest podstępnie spokojny.
- Szukają panowie prawdziwej kobiety?- Pyta. Pete wyciąga mnie z krzesła i ciągnie wzdłuż rzędu,  moje serce wali z taką siłą że ledwo oddycham.
- Co to było?- Pete obraca mnie, jego oczy płoną wściekłością.
- Trochę gazu pieprzowego w mojej kieszeni i już robisz się tak cholernie zadziorna?
- Pete, ale z ciebie cykor. Dlaczego go nie użyłeś? Jechali na nas!
- Brooke, proszę, trochę subtelności! Nie możesz prowokować tych kolesi! Jeśli wrócą podczas walki Justina, a on zobaczy ich przy tobie to zejdzie z ringu i zostanie zdyskwalifikowany. A to jest ostatnia rzecz, której potrzebujemy…- Milknie, bierze głęboki oddech i patrzy na mnie z niechęcią.
- Co powiedział ci przed chwilą w szatni? Hmm? -Dobrze pamiętam prośbę Justina i mój głos od razu cichnie.
- Żebym siedziała na tyłku.
- No właśnie! Może podoba mu się, że jesteś petardką, ale nie chcę, żebyś odpaliła podczas mojej warty. A już na pewno nie chcę się oparzyć.
- Pete, Jus nie chciałby, żebym siedziała z pochyloną głową, kiedy te dwa palanty mi ubliżały. Jestem pewna, że nie wymagałby, bym nic nie zrobiła.
- Nie wymaga, żebyś nic nie robiła. Właśnie dlatego wyznaczył mnie, żebym trzymał sprawy pod kontrolą.
- Gdyby on był tobą, to zrobiłby coś i gdybym nie była w ciąży, to ja też!
- Nie jestem cholernym Riptide, Brooke. Spójrz na mnie!-Pete wskazuje na swoją czarną marynarkę i krawat.
- Przyznaję, że nie jestem w ciąży i mogłem użyć którejś z tych zabaweczek, które mam przy sobie. Ale to tylko podniosłoby czerwone flagi i gdyby Jus wyszedł, zauważyłby że coś się dzieje wokół ciebie i odpuściłby walkę. Nie zawsze chodzi o atak. Jeezuu.
- Pete przepraszam, rozumiem. Usiądźmy. Po prostu cieszę się że już ich nie ma. - Mówię i oboje wypuszczamy powietrze wracając do naszych miejsc. Siadamy, aby popatrzeć ale moje ręce nadal trzęsą się od adrenaliny pompującej się przez moje żyły. Pomieszczenie jest zapełnione ludźmi, gdy przez głośniki zostaje podana informacja o pierwszej walce.
- Witajcie, witajcie panie i panowie…- Słyszę.
Hałas i podniecenie otacza nas, kiedy obserwujemy jak inni bokserzy przychodzą i odchodzą. Ponowne patrzenie na tą całą krew, słuchanie trzeszczących kości powoduje, że zaczynam się niepokoić. Justin… o Boże.
Sama myśl o tym że mógłby wpaść na Skropiona w szatni odprawia moje nerwy przez dach. Robię wdechy i wydechy, kiedy Pete odzywa się.
- Wiesz co, Brooke? Powiedział mi że nie chce by ktokolwiek na ciebie patrzył, więc masz rację. Chciałby, bym odciągnął ich od ciebie tak daleko jak to możliwe i to od razu. Ale stara, nie mogę brać tego tak dosłownie. Próbuję zachować tutaj spokój. Proszę, zrozum że muszę być tutaj tym o chłodnej głowie.
- Rozumiem, Pete, ale ty... - mówię przesadnie
- Jesteś jak naładowana broń bez spustu.
- Brooke, jesteśmy w bezpośrednich negocjacjach ze Skorpionem.- Mówi mi wtenczas pod nosem.
- Ostatnią rzeczą, jakiej chcę jest pogorszenie sytuacji lub powiększenie kosztów Justina.
- Co?- Rozszerzam oczy.- Wiesz coś o Norze?
- Tylko to że tym razem Justin się tym zajmie, a ty masz zostać całkowicie poza
nawiasem. - Znacząco wydyma usta i potakuje. Nie mogę  nawet zacząć się kłócić, bo właśnie
wtedy wywołują Justina, jego imię wybucha przez głośniki i w tłumie.
- Tak, proszę pana, proszę o Riptide’a dla tych ludzi! - Krzyczy prowadzący.
- RIPTIDE!- Wrzeszczy tłum.
Moje serce zatrzymuje się na chwilę, uwaga od razu skupia się na przebłysku czerwieni zbliżającej się do ringu. Ten wieczór jest bardzo istotny. Nie tylko dlatego, że usłyszeliśmy iż Skorpion
został zdyskwalifikowany za używanie kastetu podczas walki poprzedniego wieczoru. Ani nawet dlatego że Justin znajduje się na pierwszym miejscu z wielką przewagą punktów, ale dlatego że Austin jest miejscem w którym się urodził. On sam w swojej głowie uważa, że został tu odrzucony. Ale nie przez ten tłum. O nie. Nigdy przez ten tłum.
Arena trzęsie się od spragnionych krwi krzyków, kiedy Jus wskakuje na ring, przynosząc cały kolor tej pustej i nudnej przestrzeni.
- Jeśli przetrwa dzisiejszy wieczór bez przegranej to zostawimy Skorpiona daleko w tyle. Same dobre wieści- mówi mi Pete.
Kiwam główą w zachwycie, teraz moje oczy skupiają się tylko na Justinie.
Riley i Trener zajmują swoje miejsca w narożniku, Justin zdejmuje szlafrok i oddaje go.
Podczas gdy jego przeciwnik zostaje wywoływany, Jus podnosi ramiona i uśmiecha się do publiczności a potem wskazuje na mnie. Ludzie zaczynają wrzeszczeć.
- Brooke, Brooke, Brooke.- Skandują.
Justin śmieje się a moje policzki robią się czerwone, kiedy dociera do mnie fakt że wszyscy tutaj już o mnie wiedzą. Wszyscy, jego kochający fani wiedzą że jestem ciężarną dziewczyną Riptide, więc co mi tam. Macham jak głupia i wysyłam mu całusa. Kocham sposób, w jaki łapie go i przyciska do ust. Myślę, że właśnie o to prosili ludzie, wołając "Brooke", bo w chwili, gdy wyciąga ramię by pochwycić z powietrza mój pocałunek i przyciska go, tłum zaczyna szaleć. Oboje się śmiejemy.
Nowy zawodnik pojawia się na ringu, brak mu jakichkolwiek fanfar jakie miały miejsce przy wejściu Justina i walka się zaczyna.
Justin lubi się bawić ,szczególnie z młodszymi przeciwnikami. Zdaje się, że przewidują iż będzie potężny, ale nie tak szybki i widzę że to doprowadza ich do obłędu. Robi dużo zmyłek, pozwala im się trochę pobawić a potem wykańcza ich bez litości ku zadowoleniu tłumu.
Dzisiejszego wieczoru mierzy się z dwunastoma przeciwnikami i kończy przemoczony oraz lekko posiniaczony na lewym boku.

Gdy wracamy do wynajętego domu, zaczął nie dawać Pete’ spokoju, kiedy tylko dociera do dużego salonu. Pomieszczenie kończy się długimi korytarzami, a każdy prowadzi do osobnego pokoju.
- Wszystko w porządku na widowni?
- Ech, w pewnym sensie.
- Jacyś skauci w pobliżu?
- Dwóch. Ci sami, co zawsze.
- Spojrzeli na Brooke?
- Eeee…. -Obraca się ze zmarszczonymi brwiami.
- Kurwa, spojrzeli na Brooke? -Pete zerka na mnie, a potem na niego.
- Podeszli, żeby porozmawiać. Brooke pokazała im palec. Powiedziałem im że mają odejść. Josephine podeszła. Odciągnąłem Brooke na bok. -Justin patrzy na mnie i teraz jego brwi są wysoko uniesione.
- Pokazałaś im palec? -Złoszczę się .
- Wolałbyś, żebym kopnęła ich w jaja?- Jego niedowierzanie przenosi się na Pete’. Bardzo powoli przesuwa ręką po włosach i na szyję z flustracji. Potem potrząsa głową, chwyta mnie za kark i kieruje w stronę naszego korytarza.
- Porozmawiamy o tym w pokoju.- Warczy na mnie.
- Dobranoc wam. - Mówi Pete.
Justin zatrzymuje się i obraca.
- Żadnego śladu siostry Brooke?
- Nie. - odpowiada Pete i emocje na jego twarzy prawie mnie łamią. On i Justin nawiązują jakąś cichą formę męskiej rozmowy i to wszystko. Rozchodzimy się w przeciwnych kierunkach.
Gdy tylko Justin wprowadza nas do sypialni, przyciska mnie do drzwi i zakopuje nos w mój dekolt, wąchając mnie. Moja cipka zaciska się, gdy powarkuje.
- Dlaczego pokazałaś palec tym dupkom? -Odsuwa głowę i mierzy mnie całą siłą swojego ciemnego wzroku.
- Co ci powiedzieli?
- Po prostu pieprzyli i nienawidzę tego że to mówię, ale Pete jest jak naładowana broń bez spustu.
- Taak?
- Właściwie to dobrze że dzisiaj zachował spokój, bo ja nie potrafiłam. Szaleję na samą myśl, że Nora jest z tymi mężczyznami. Co zrobisz? -Kręci głową i idzie w stronę prysznica.
- Trzymaj się od tego z daleka. -Ruszam za nim.
- Nawet mi nie powiesz?
Otwiera drzwi kabiny prysznicowej i kieruje na mnie swój najbardziej ponury wzrok.
-Dla nas, Brooke.- Szepta bezlitośnie, przesuwając ręką po moim brzuchu.
- Dla naszej trójki. Musisz mi obiecać że będziesz trzymała się od tego z daleka. I jeśli złamiesz tą przysięgę, to Bóg mi świadkiem, że…
- Nie! To mi Bóg świadkiem że jeśli ty postawisz się w niebezpieczeństwie z jej powodu… z mojego powodu… to ja…
- Co?- Przekrzywia głowę z uniesioną brwią a potem klepie mnie w tyłek z głupim uśmieszkiem.
- Lubię, kiedy mnie bijesz i podobasz mi się, kiedy jesteś zła.
- Ale wtedy będę cholernie wściekła. Takiej mnie jeszcze nie widziałeś! - Patrzę groźnie na jego pierś kiedy zaczyna rozbierać się ze stroju bokserskiego.
- Nie rób tego, Justin. - Chwytam go zanim wchodzi pod prysznic, łapię go za szczękę i zmuszam żeby na mnie spojrzał.
Rozbawienie iskrzy w jego spojrzeniu, kiedy przesuwa kłykciem jednego palca po mojej skroni.
- Co ja mam z tobą zrobię, petardko?
- Obiecaj mi.- Namawiam.
- Obiecuję ci.- Mówi.
- Że twoja siostra już niedługo będzie z tobą i w tym roku rozgniotę tego robaka. - Głaszcze mnie po brodzie i idzie pod prysznic. Nie potrafię wyjaśnić ulgi, którą czuję. Nigdy mnie nie okłamał.
Jego słowa są bardzo obfite, ale niosą ze sobą wielką wagę.
Wygra w tym roku i cokolwiek negocjuje, Nora niedługo będzie wolna. Mizernie uspokojona idę wyciągnąć moje olejki. Dokładnie cztery minuty zajmuje mu namydlenie się, umycie włosów i wyjście w ręczniku owiniętym wokół pasa. Drugim ręcznikiem ociera swoją pierś.
- Chodź tutaj i daj się pomasować. - Mówię do niego. Kiedy idzie za mną do ławki, którą zazwyczaj znajdujemy w nogach większości hotelowych łóżek, wciąga mnie w ramiona i całuje w ucho.
- Do kogo należysz?- Pyta delikatnie.
Rozpływam się.
- Do jakiegoś szczęściarza. - Popycham go żeby usiadł i walczę z chęcią pocałowaniankażdego milimetra jego ciała.
- Powiedz mi jak ma na imię. -Nakazuje siadając, bym mogła rozmasować jego mięśnie.
Obserwuje jak klękam przed nim i stawiam obok wszystkie moje produkty. Ma na twarzy destrukcyjnie seksowny uśmiech, któremu szczerze mówiąc nie można się oprzeć.
-Dlaczego? Podoba ci się sposób w jaki jego imię brzmi moim głosie?- Pytam, odkręcając pokrywkę olejku z arniki.
- Cholernie to kocham. Powiedz mi teraz jak ma na imię. - Jego gorące, karmelowe oczy obserwują jak wylewam olejek na dłonie i ocieram je o siebie, żeby ogrzać płyn zanim posmaruję nim jego pierś i ramiona.
- Ale...on jest…Zagmatwany. - Szepczę, zwijając palce wokół jego obojczyka i gardła.
- Znam go bardzo dobrze, a mimo to…- Przerywam i wmasowuję olejek z arniki w długość umięśnionego ramienia.
- Nadal jest tajemnicą.

Przesuwam w górę jego ramiona, wcieram olejek i szeptam mu do ucha.
- Czasami używa imienia Riptide, ale ja wołam na niego Justin. I szaleję za nim. -Jego pierś wibruje śmiechem i widzę jak gwiazdki satysfakcji tańczą w jego oczach, gdy wpatruje się w moją twarz i szczypie mnie w nos.
- Jesteś dobra dla mojego ego Brooke, moja ciężarna piękności, Dumas.
- Ale nie pozwól, żeby to ego jeszcze bardziej urosło. - Ostrzegam go, teraz rozsmarowując ciepły olejek po jego mięśniach piersiowych. Zniżam głos i mówię.
- Jesteś mój.

 Uśmiechając się przesuwam palcami po jego przedramieniu, głaszczę dłoń, a potem spontanicznie podnoszę jego rękę. Całuję jego kłykcie, wpatrując się w karmelowe oczy, które iskrzą czułością, kiedy tak mnie obserwuje.
- To też jest moje?- Pytam niepewnie.
Zniża głos do figlarnej chrypki i przebiega palcem po moim policzku.
- To zależy, petardko. A chcesz?
- Chcę.
- Więc jest twoje, malutka. -Biorę jego drugą rękę i powtarzam to, co zrobiłam z pierwszą, całując jego kłykcie.
- A ta?
- A chcesz ją?- Unosi brwi i uradowany potrząsa głową w stronę drzwi.
- Wszystkie panie tam, chciały.
- Ale ja ją chcę. - Sprzeciwiam się.
Uśmiecha się czule i znowu przesuwa palcem po mojej szczęce.
- Więc jest twoja.
Mój głos natęża się, gdy zdejmuję mu ręcznik żeby móc wmasować olejek w jego łydki i potężne uda. Podziwiam jego seksowny uśmiech, te dołeczki i potargane włosy.
-A co z tobą? Z całym tobą?- Pytam. Kiedy sunę moimi śliskimi rękoma po jego ośmiopaku, podnoszę głowę i szukam jego ust. Pojękuje, gdy liżę jego wargi. Łagodnie. Dalej masuję jego skórę i zaczynam poruszam wargami po jego ustach. Jest maszyną do walki i jest mój.
Moje oczy na chwilę zamykają się i mówię.
- A co z tobą,Justin? Jesteś mój? -Jego lekkie zachrypnięcie powoduje, że moje sutki twardnieją.
- A chcesz mnie? - Boże. Mój uroczy, duży chłopiec. Chłopiec o sile tysiąca mężczyzn.
Zabawny i zaborczy. Umieram z potrzeby i miłości.
- Chcę ciebie.- szepczę do jego ucha.
- Całego ciebie. Czarnego, karmelowego i w każdym innym odcieniu.
Pomrukując przysuwa moją głowę do swoich ust i całuje mnie mocno i głęboko.
- Odpowiem ci na to w łóżku. - Łapie za moją rękę jakby gotowy na część łóżkową, ale śmieję się i odsuwam.
- Jeszcze pięć minut! -Kręci głową.
- Dwie.
- Cztery.
- Trzy. Weź je albo w tej chwili rzucę cię na łóżko.
- Zgoda.
- Zgoda w sensie że mam cię rzucić na łóżko?- Ponagla
- Zgoda w sensie że jeszcze trzy minuty!- Wołam śmiejąc się. Przyspieszam ruchy rąk na jego twardych mięśniach piersiowych. Mój śmiech znika, kiedy wracam myślami z powrotem do ludzi Skorpiona.
- Kiedyś sypiała w moim łóżku, kiedy miała koszmary. Miała tak wybujałą wyobraźnię, widziała różne rzeczy, dobre i złe tam gdzie nic nie było.
- O czym mówisz?- Pyta ochryple.
- O Norze.- Mówię, nie będąc w stanie ukryć smutku w moim głosie.
- Chcę tylko żebyś wiedział dlaczego ja... nie wiem. Dlaczego zawsze ją chroniłam. Wydawało się że mnie potrzebuje. Ale teraz zastanawiam się, czy jeśli nie pozwolę jej samej uporać się z problemami, to czy kiedyś się nauczy? Zawsze chciałam ją chronić ale teraz nie ma takiej rzeczy, dla której zaryzykowałabym dziecko i ciebie. Nawet dla niej. -Jego mina jest tak delikatna i wyrozumiała, że mały kłębuszek emocji zaplata się w mojej piersi.
- Ciii. Spokojnie. - Mówi, głaszcząc moje włosy.
- Nie dostanie mistrzostwa, ani nagrody, ani twojej siostry. Nie wygra. JA. DOSTANĘ. WSZYSTKO. Słyszysz? Zdobędę złoto, mistrzostwo, wolność twojej siostry… I będę chronił, zaspakajał i kochał moją dziewczynę.

 _________________________________________________________________________________


Jeszcze cztery rozdziały i gotowe :)
 Nie mogę się doczekać przedostatniego rozdziału :P



Do następnego  Miśki!!!
#muchlove
xx
JellyBoo


piątek, 19 sierpnia 2016

15. Jak powalić drzewo.



  Justin jest absolutnie zakochany w moim czteromiesięcznym, ciążowym brzuchu.
Zaczyna być naprawdę widoczny i to go fascynuje. Nie, bardziej niż fascynuje.
Ja też jestem zafascynowana. Kocham mój ciążowy brzuszek! Czuję się niesamowicie. Brak mdłości. I jakoś tak ‘promienieję’, ale myślę że to ma związek zarówno z tym jak Justin adoruje mnie jak i dziecko, które we mnie umieścił.
Każdego ranka mierzy mój brzuszek rękoma, gdy oglądam się w dużym lustrze hotelowym. Obojętnie, co robi...czy wychodzi po prysznicu, myje zęby- podchodzi do mnie i też patrzy. Jego wzrok iskrzy dumą, gdy dotyka mego brzucha i mierzy mnie.

Jego głos jest zachrypnięty tego poranka. Dopiero, co się obudziliśmy i stoi za mną nagi. Jego smukłe, długie ciało jest idealnie widoczne za mną w lustrze, kiedy pochyla głowę i wtula się we mnie.
- Uważasz, że jesz wystarczająco dużo?- Szepta mi do ucha zanim przyciska mnie do
siebie i dotyka ustami wgłębienia u podstawy mojego gardła.
- Nie zacznę jadać tak jak ty!- Skarżę obracając się, łącząc palce na jego karku.
Uśmiecham się do niego jak zakochana idiotka, którą ze mnie zrobił. Żartobliwie trącam jego
dołeczki.
- Ustaliliśmy, że masz pewne problemy. Po prostu chcesz, by wszyscy wiedzieli, że jestem
zajęta i w ciąży. -Podnosi mnie tak, że nasze usta są na tej samej wysokości i zostawia duży pocałunek na moich wargach, ściskając mnie.
- Właśnie tak.
Dzisiaj na siłowni chce pokazać mi jak go powalić, a raczej jak powalić kogoś, kto chciałby zrobić mi krzywdę. Teraz, kiedy już trochę chodziłam i trochę truchtałam za zgodą
lekarza, czuję się jak milion dolarów. Ale to, co sprawia mi największą radość to to jak
Justin patrzy na mnie. Szalenie zaborczo, jakby mówił: to moja kobieta, to mój dzieciak. Czytałam, że ciepło i podniecenie jest całkowicie normalne podczas ciąży, ale ja nawet nie mogę go powąchać bez buzowania z potrzeby zerwania z niego ubrań i rzucenia się na niego. Właśnie tak robię przynajmniej dwa razy dziennie, ku jego kompletnemu
męskiemu zadowoleniu.
Od dwóch miesięcy jak tu jestem, nie był czarny, ale knuje coś z Pete i Rileym.
Martwi mnie fakt, że cała trójka jest tak tajemnicza. Myślę, że to ma coś wspólnego z Norą,
ale kiedy powiedziałam mu:
- Justin, Nora zostawiła mi ten liścik. Nie chcę, żebyśmy się wtrącali i mogę równie dobrze zaczekać do finału, żeby z nią porozmawiać.- On po prostu zaśmiał się i odparł:
- Teraz zostaw to mnie, w porządku?


Ale nie jest w porządku.
Jestem cholernie przestraszona.
Tego ranka miał dziwne spotkanie z Pete i Rileym w naszym salonie. Spojrzał na mnie i cicho poprosił:
- Mogę przez chwilę porozmawiać z chłopakami na osobności?- Od tamtej chwili bardzo zaczęłam martwić się ich planami. I to jest jedyna rzecz, której nie lubię w byciu ciężarną. Gardzę tym, że traktują mnie jak idiotę, słabeusza, delikatny kwiatuszek.
Nie, proszę pana. I dzisiaj na siłowni gdy uda mi się powalić Justina Biebera, udowodnię że ciężarny brzuszek nie ma nic do rzeczy.


Obserwuję jak robi pełne brzuszki, jego oddech jest szybki i równy, wdech i wydech.
Patrzę jak wykonuje trzy serie skakania przez skakankę i trzy serie ciosów z niewidzialnym
przeciwnikiem. Zamach-uderzenie, zamach- uderzenie, garda, unik... Jego pierś jest spoconą, męską perfekcją. Intensywność z jaką trenuje, podnieca mnie całkowicie.
Trener krzyczy do niego z linii bocznych, a Riley mierzy jego prędkość i notuje wyniki.
Gdy Justin jest już przemoczony i wzywa mnie do siebie na ring, jestem już upita
totalnym pożądaniem.
- Gotowa? -Wchodzę na ring, przytakując.
Założyłam jeden z moich obcisłych kombinezonów, taki z zamkiem przez sam środek.
Jego oczy upijają ze mnie i przysięgam, że rozpalają każde miejsce, którego dotkną. Przenosi wzrok na moje oczy.
- Gotowa?- Jego głos jest jeszcze bardziej zachrypnięty.
- Nie masz pojęcia jak bardzo jestem gotowa. Skopię ci tyłek i będzie to cudowne uczucie.
- Najpierw kopnij mnie w piszczel, a potem w tyłek. - Przyciąga mnie bliżej, jego oddech jest ciepły przy moim uchu, gdy szepta.
- Kluczem do przewrócenia mnie jest spowodowanie, żebym stracił równowagę. Jeżeli ja lub ktoś inny, cięższy od ciebie utrzymuje równowagę to nigdy go nie znokautujesz.
- Okay. - Mówię, kiedy stawia mnie z boku, bo jedyną osobą, która traci równowagę z
powodu jego bliskości jestem ja.
- Kiedy kopniesz mnie w piszczel, stracę równowagę a wtedy zrobisz wykop tak jak
ostatnim razem i uderzysz mnie w najsłabszą część pięty. Tylko tym razem uważaj co robisz!
-Więc zakołysz mną, a potem znokautuj.
Motylki podenerwowania latają we mnie, jęczę i przewracam oczami.
- Czuję, że znowu zrobię sobie krzywdę. Justin, nadal jesteś drzewem.
- Ze spieprzonym piszczelem. - Kiwa, żebym podeszła, jego usta są ułożone w ubawieniu, dołeczki seksowne i figlarne.
- No dalej. Utrzymaj równowagę i wytrąć mnie z mojej.


Wpatruję się w jego komiczne, połyskujące karmelowe oczy i całe moje serce czuje
tonę miłości, która spoczywa na mnie.
- Wyrządzanie ci krzywdy jest wbrew wszystkim moim instynktom. - Mówię dramatycznie, jak gdybym naprawdę myślała, że mogę go uszkodzić.
- Ni zrobisz mi żadnej krzywdy. - Mówi, śmiejąc się.
Następnie chwytam go za szczękę i całuję szybko w usta, potem odsuwam się i rozciągam nogi.
- W porządku, moja duma podpowiada mi, że trzeba to zrobić. A gdybyś był Skorpionem?
- Patrzy pochmurnie.
- Powal go, kochanie i to teraz. No dalej zakołysz moim światem, moja petardko. -Robię to. Kopię go w piszczel, wkładając w to cały mój ciężar, aż w końcu mówi ‘auć’, potem robię wykop tak szybko,oplatając tył jego nogi i czuję jak się chwieje. Ale to nadal Justin Bieber i zdaje się naturalnie stabilizować. Odzyskuje równowagę i podczas tego postępu tracę mój grunt. Zaczynam upadać, piszcząc a on momentalnie łapie mnie i rzuca się
plecami na matę, amortyzując mój upadek. Chichocze, gdy rozciągamy się na macie.
- Pozwoliłeś mi wygrać. - Oskarżam go ze zmrużonymi oczami.
Kręci głową.
- Nie, sama tego dokonałaś. - Zapewnia mnie.
- Jesteś wielkim, niewiarygodnie dobrym kłamcą. - Mówię, popychając go.
Chichocze i siada ze mną na kolanach. Odgarnia mojego kucyka na plecy.
- Nie było tak trudno, co? - Pyta mnie głaszcząc po policzku.
- Nie. - Odpowiadam, a potem mówię łagodnie do jego ucha tak, żeby tylko on mnie
słyszał.
- Ale ty jesteś.


Patrzy na moje usta i przesuwam się na nim. Pochyla głowę i wącha mnie, a kiedy
jego nos dotyka mojego karku, czuję łaskotki na skórze.
- Lubisz sparingi ze mną?- Pytam delikatnie, gdy opieram ręce o jego ramiona. Robię
się rozgrzana i podniecona przez tą ogromną erekcję pode mną.
- Hmm. - Mówi, podnosząc rękę i chwyta mnie za kark.
- Podoba mi się, kiedy mamy razem sparing...- Całuje mnie miękko i wpycha język w moje usta. Czuję jak iskry mkną od jego języka do całego mojego ciała. Jest wilgotny od treningu, smakuje gorącem i pragnieniem. Ja czuję się jeszcze bardziej gorąca i spragniona, gdy przywieram do jego piersi. Jego mięśnie są śliskie i twarde, kiedy siedzę na nim okrakiem.
Chwyta w pięść mój kucyk trzymając mnie w miejscu, gdy lekko unosi głowę i mówi
ochryple.
- Riley...
- Taa. Powiem Trenerowi. - Riley nie potrafi ukryć śmiechu w swoim głosie, kiedy przynosi ręczniki i coś do picia, a potem kieruje się w stronę wyjścia.
- Justin...- Karcę.
Jego usta przepysznie unoszą się w kącikach, kiedy dotyka palcami zamka mojego
kostiumu, a Riley krzyczy do Trenera.
- Hej, Trenerze, musimy iść żeby nasz facet mógł zabawić się z Brooke!- Znikają w drzwiach salki i kiedy zamykają je na klucz, Justin gorączkowo przesuwa ustami po mojej szyi.
- To niemożliwe, żeby coś było aż tak piękne. - Mruczy do mnie, przesuwając
zmysłowo swoją rękę po długości mojego kręgosłupa.
- Więc teraz przechodzimy do całowania, bo rozebranie mnie z tego jest prawie
niemożliwe. - Szepczę.
- Da się to zdjąć. - Mówi liżąc mnie. Całuje mnie w usta  trzymając za szyję, kiedy to robi.
Potem używa wolnej ręki, żeby zsunąć zamek mojego kostiumu. Wiję się i jęczę, bo nigdy nie próbowaliśmy tego, gdy jestem ubrana w coś tak skomplikowanego.
- Może i tak, ale nie pójdzie łatwo.
- Zróbmy tylko trochę miejsca dla mnie. - Mruczy entuzjastycznie przy mojej szczęce, kiedy sięga w dół do łączenia moich nóg i zsuwa po kawałku materiału z każdego mojego uda,  potem ciągnie i rozrywa kombinezon w kroku. Czuję przez dziurę, jak wpada powietrze do palącego centrum mojego wnętrza. Wkłada rękę w rozdarcie i mówi.
- Trzymaj się mojej szyi. - Następnie rozrywa i ciągnie za majtki, które mam na sobie. Wyjmuje je przez dziurę, a jego oczy migoczą. Fala podniecenia omywa mnie niczym sztorm.
- Och proszę. - Przybliżam jego głowę do mojej, rzucając się na jego przepyszne usta, moje biodra kołysząc się desperacko. Podnosi mnie na moment, a potem zsuwa swoje spodnie od dresu. Opuszcza mnie na dół z ręką na moim biodrze. Ta jedna ręka jest wystarczająco silna by zsunąć mnie i wypełnić swoim członkiem. Dużym. Gorącym. Twardym. Moim. Jęczę i liżę jego szyję, zagubiona  kiedy moje ścianki rozciągają się, by go pomieścić.
Łapie mnie za głowę, całując mocniej. Rusza się z miłością, podnosi mnie i opuszcza jedną ręką. Druga spoczywa na moim karku, trzyma mnie podczas pocałunku. Jego usta są silne i dominujące... otwierają i smakują, odstępują, pobudzają.
Dochodzę szybko i mocno, jego ramiona zaciskają się jak imadła, gdy dosięgają go
moje drgania. Słyszę jak warczy miękko, pozwalając mi wydobyć z niego wszystkie soki.
Później podnosi mnie i niesie przez ring, sadzając na linach. Ochrania mnie jednym
ramieniem, ani na chwilę ze mnie nie wychodząc. Znowu zaczyna się poruszać. Jęczę łagodnie. Czuję jakbym latała zawieszona w powietrzu na sznurku i jego ramieniu. Jedynymi rzeczami połączonymi z moim ciałem jest to ramię i jego penis we mnie. Mój kucyk opada na plecy, gardło wygina się,on je pochłania. Mruczę, gdy się porusza i zatapiam palce w jego napiętych ramionach. Czuję jak jego bicepsy jak rozluźniają się i zaciskają razem z jego ciałem, kiedy tak do mnie pompuje.
Nie rozmawiamy. Nie musimy rozmawiać słowami, rozmawiamy w ten ‘sposób’.
Podnoszę głowę, gryzę, liżę i poskramiam się słysząc jego oddech, napinające się mięśnie i ruchy, kiedy porusza się we mnie aż znowu dochodzę. Nigdy, przenigdy nie dochodzi przede mną...czeka, zaznacza mnie, ogląda. Jego oczy ciemnieją obserwując jak znowu dochodzę, potem jego szczęka zaciska się, a ciało twardnieje, kiedy pogrąża się głęboko i zatrzymuje,
dochodząc. Cały we mnie a ja dochodzę wokół niego, przytulając go do siebie, drżąca.
Tym razem zamiast się rozluźnić kiedy kończy, zacieśniamy uścisk wokół siebie.
- Zostań we mnie. - Proszę go. Łapię oddech, wbijając paznokcie w jego ramiona.
Przyciąga mnie bliżej i pogrąża głowę między moje piersi, wdychając ciężko, tak jakby
moja skóra była jego powietrzem. Potem delikatnie podgryza czubek mojej piersi.
- Chcę zamieszkać w tobie. - Mówi mi zachrypniętym, czułym głosem przez który się topie . Ściska mnie mocniej, liże zwilżając swoje ugryzienie, jego szczęka ociera się o moją skórę.
- Boże, chcę umrzeć w tobie.
Moje kości rozpływają się ale nawet zrelaksowana, czuję to przyciąganie całej jego gwałtownej energii współpracującej z moją.
- Jesteś taki zaborczy, wiem że chwytasz mnie ze sobą.
- Nie, nigdy bym cię nie skrzywdził. - Drwię.
- To nie będzie twój wybór. Zabierzesz mnie ze sobą, pójdę wszędzie tam, gdzie ty. Justinie Bieberze, będziesz moją zgubą, ale właśnie tak chcę odejść.


Jego twarz wykrzywia się w bólu, kiedy przeciąga kłykciami wzdłuż mojej szczęki.
- Nie, Brooke. Będę cię chronił nawet przed samym sobą. -Patrzymy na siebie przez chwilę, determinację którą widzę w jego oczach, żeby mnie chronić tylko upewnia mnie, że cokolwiek się wydarzy, moje życie zawsze będzie splecione z jego życiem, na dobre i na złe. Będę szła u jego boku, biegała, walczyła, przylegała i goniła za jego marzeniami, które teraz stały się także moimi.
- Tak jak powiedziałeś, będę cię kochała nawet jeśli to nas zabije. - Szeptam, głaszcząc go po twarzy.
- Wszyscy umrzemy. Wolę umrzeć cholernie kochając cię.
- Kochanie, to ja będę tym, który cholernie cię kocha. - Mówi, ściskając mnie przez co
śmieję się w zupełnym i całkowitym szczęściu.
- Justin... gdzie urodzimy dziecko?
Prostuje się, podnosząc mnie w swoich ramionach, moje nogi nadal są oplecione wokół
jego talii, kiedy przemierzamy ring.
- Gdzie będziesz chciała. Będzie już po sezonie. Mogę cię zabrać gdzie tylko zechcesz.
- Tak sobie myślałam, że może mogłabym zatrzymać moje mieszkanie. Na początku nie
planowałam przedłużać umowy, ale może mądrze byłoby mieć jakąś bazę. I mam dodatkową sypialnię, której używałam do Yogi. Można przerobić ją na pokój dla dziecka. Melanie bardzo chętnie go udekoruje...

Sadza nas na stołku w kącie ringu, gdzie czeka na nas koszyk ręczników i woda.
Chwyta ręcznik, zsuwa mnie na swoje kolana, zaczynając powoli mnie czyścić. Jego profil jest spokojny i zrelaksowany.
- Poproszę Pete, żeby przedłużył ci umowę na kolejny rok, a w międzyczasie będziemy szukać czegoś innego. - Mówi.
- Możesz użyć kartę, którą ci dałem na kupowanie wszystkiego co tylko chcesz.
- Owijam go ramieniem wokół szyi trącąc w ukryty dołeczek.
- Więc mam być twoją dziewczyną i pracownikiem? Tak legalnie? -Łapie tył mojej głowy, przechylając moją głowę do góry prawie do sufitu liżąc ścieżkę spod
mojej brody do ust, gdzie mocno owija moje usta swoimi.

- Oficjalnie to jesteś Moja.


 ~~~~


- Zdecydujemy się na normalny zestaw szczepionek czy znajdziemy lekarza, który
ułoży z nami inny program? Jest tyle dowodów na to że szczepionki mogą powodować
autyzm. - Mówię Justinowi, jednej nocy.
Jem tonę warzyw. Wyczytałam, że różne kolory warzyw dostarczają różnych antyoksydantów. Zielone dostarczają innych niż fioletowe czy pomarańczowe. Tak więc jem
tęczę każdego poranka, popołudnia i wieczora. Wszystko co najlepsze dla dziecka Justina.
A ananas jest teraz owocem na topie. Tylko to bym jadła. Gdy tylko docieramy do każdej lokacji, Justin każe Diane kupować wszystkie organiczne ananasy, które jest w stanie znaleźć. Miksuje je z bananami i robię smoothies. Jem je z pieprzem cayenne. Diane
podaje mi je saute z małymi kawałkami indyka. Jestem ananasowym maniakiem i Justin jest tym rozbawiony jak diabli.
- Powiedziałabym, że to dziewczynka. - nadmieniła mi wczoraj Diane.
- Bo masz zachcianki na słodkie rzeczy. Ale wyglądasz zbyt dobrze. Kiedy ma się dziewczynkę, a przynajmniej kiedy ja spodziewałam się moich to wyglądałam jak gówno.
- Dlaczego?
- Dziewczynki kradną twoje piękno. I miłość twojego mężczyzny.- Jej usta unoszą się
kiedy ogląda mój brzuch przymrużonymi, ciekawymi oczami.
- Ale na nic nie zamieniłabym moich dziewczynek. Robiłaś już wróżenie z obrączki?
- Nie. - Mówię, a ona wyjaśnia jak się zaplata nitkę wokół obrączki, trzyma nad
brzuchem i obserwuje czy zatacza kółeczka na chłopca czy robi wahadło na dziewczynkę.
Brzmiało to śmiesznie, ale oczywiście teraz leżę nago w łóżku i trzymam pożyczoną od Diane obrączkę nad brzuchem. Justin gra w szachy na iPadzie.
Stykamy się głowami, on zajmuje się swoimi sprawami, a ja moimi. Za kilka tygodni jedziemy do Austin i wiem, że robi się przez to niecierpliwy, bo niewiele śpi.
Naprawdę intryguje mnie to, jak używa szachów aby się skupić. We wszystkie te noce,
kiedy nie mógł spać, chwytał iPada  opierając go o mnie, nie miałam pojęcia, że grał w szachy. Teraz związuję nitkę na obrączce, a on mówi.
- Będziemy mieli lekarza, który nam się spodoba i ustalimy z nim plan szczepień.
- Przytakuję, kiedy w końcu udaje mi się zawiesić obrączkę nad brzuchem i obserwuję jak
się porusza.
- Widzisz tu kółko czy linię?- Pytam.
Przestaje grać, odkłada iPoda na bok obracając się, żeby popatrzeć. Myślę że to chłopiec, bo mam nisko osadzony brzuszek i śpię na lewej stronie. Moje włosy są wysoko uniesione i błyszczące ale nie wiem ile prawdy jest w tych opowiastkach starych żon.
- Oba. - Odpowiadam sama sobie, patrząc na tą cholerną obrączkę śmiejąc się.
- Co za porażka! - Piszczę kiedy chwyta mnie pod pachami i przyciąga do siebie.
- A co byś chciała?- Pyta, rozkłada się na mnie zaczepiając kosmyk włosów za moje
ucho.
- Obojętnie. Po prostu jestem ciekawa.
- Możesz się dowiedzieć.- Mówi do mnie i całuje w czubek nosa.
- Zabiorę cię do lekarza, żebyś mogła się dowiedzieć, ale ja nie chcę wiedzieć.
- Dlaczego nie?- Obejmuję go ramionami i wpatruję się w jego karmelowe oczy.
- Boisz się już że jeszcze zanim się urodzi za bardzo i za mocno je pokochasz?
- Cokolwiek powiedzą, nie będzie to prawdziwe dopóki nie będziemy mogli go potrzymać.
- Kładzie się na plecach przyciągając mnie do swojego boku, potem łapie mnie za tył
głowy i przykłada moją twarz na swojej szyi w moim specjalnym miejscu. Zamykam oczy i liżę go lekko tak jak mnie nauczył, tak jak lubi. Jest taki duży, kocha tak mocno, walczy tak
ciężko. Daję mu to, czego nigdy, przenigdy nie miał i prawdopodobnie nigdy nie wiedział że
pragnął. Boi się mieć nadzieję...

Następnego dnia, wałęsam się przy liniach bocznych i obserwuję jak uderza worek treningowy. Cios. Cios. Cios.
Robię trochę rozciągających ćwiczeń z Yogi, gdy czuję kopnięcie od wewnątrz. Przestaję oddychać. Znowu je czuję i nieruchomieję, znowu nadchodzi. To nie wzdęcia. Czuję jakby coś uderzało we mnie od wewnątrz, tak jak tatuś uderza w worek treningowy.
Serce zaczyna mi szybko walić i równie szybko staję na nogi.
- Justin, Justin! Justinie cholerny Bieberze! - Obraca się i zatrzymuje kołysanie worka jedną ręką.
- Poczuj to!- Drżącymi rękoma zdejmuję mu rękawicę i odrzucam ją na bok. Kładę jego
dłoń na moim brzuchu, moje serce wali. No dalej, dzidziusiu...
Justin marszczy brwi w niejasności. Kopie.
Mruży oczy i mocniej przyciska swoją dużą rękę, jego oczy wędrują do moich.
- Czy to...? Przytakuje. Nagle błyska swoim białym,rozbrajającym uśmiechem. Nie widziałam, żeby jego dołeczki były tak głębokie, oczy są jeszcze bardziej karmelowe, kiedy pochyla głowę, jakby był gotowy do rozmowy z dzieckiem.
- Każ jej znowu to zrobić. - Szepta.
- Ona nie zwraca na mnie uwagi. - Moje usta formują się w uśmiechu, kiedy trącam go
żartobliwie.
- I to jest on, bo moje włosy są błyszczące i mam nisko osadzony brzuch. I ma
niezły cios. Może jeśli ładnie go poprosisz, to pokaże ci więcej ruchów.
- Kopnij dla papy i wracajmy do roboty!- Krzyczy Trener zza worka treningowego.
Justin uśmiecha się do mnie krzywo, a Riley podchodzi do mnie niczym leniwy surfer.
- Poruszył się? Jezu, muszę to poczuć. - Wyciąga rękę.
- Nie dotyka.j - Warczy Justin i uderza go w dłoń.
- Stary, ona jest jak siostra...
- Łapy precz, Riley. - ostrzega, popychając go na bok jedną ręką.
Riley wybucha śmiechem, kiedy Justin przyciąga mnie bliżej siebie jedną ręką, a drugą trzyma na moim podbrzuszu. Podtrzymujemy wzrok, czekając jak dwa głupki na
ruch dziecka.
Gdy dziecko znowu kopie, on wybucha śmiechem, jestem tak pełna miłości, że go przytulam.
- Czy to jest dla ciebie wystarczająco prawdziwe?- Pytam z promieniującym uśmiechem na ustach , kiedy unoszę głowę. Moje nozdrza wychwytują przepyszny zapach mydła i potu
przywierającego do jego skóry.
- To było cholernie surrealistyczne.- Szepcze z oczami rozgorączkowanymi radością i jak gdyby był to konkurs szybkości, całuje mnie w czoło, nos, policzki i brodę, potem chwyta mnie w talii i podrzuca w powietrze. Piszczę krzycząc, kiedy mnie łapie.
- Justinie Bieberze, jesteś jedynym mężczyzną, który wyrzuca w powietrze swoją
ciężarną dziewczynę!
- Ona jest petardką i uwielbia to!- Znowu mnie podrzuca.


Tej nocy po raz pierwszy puszczamy dziecku jego pierwszą piosenkę. Justin zakłada
słuchawki na mój brzuch i włącza "With Arms Wide Open" Creed.
Piosenka opowiada dziecku jak pokaże mu świat i przyjmie go z ‘szeroko otwartymi
ramionami’. Przysięgam że czuję zadowolenie dziecka kiedy jego seksowny, piękny ojciec
rozciąga się obok i zaczyna mnie całować.
- Czy ona ma mój hak?- Pyta pomiędzy łagodnymi, odurzającymi pocałunkami, kiedy
słuchamy jak muzyka wnika do mojego brzuszka.
- Z pewnością ma hak po tobie, bo oczywiście chodzi tylko o ciebie. - drażnię się, łapiąc
go za szczękę. Śmieje się.
- Tylko o mnie?
- Tylko. Wszystko. Moje całe życie. - Mówię dramatycznym głosem, który jasno mówi, że bajeruje ale jego uśmiech jest tak szeroki i olśniewający, jego lwie ego tak duże w tym pokoju aż klepię go po szczęce i śmieję się. Z jakiegoś powodu muszę znowu to powiedzieć. Choćby tylko po to, by dalej móc patrzeć na ten szeroki uśmiech.

- Tak, Justin, naprawdę chodzi tylko o ciebie.



__________________________________________________________________________________

Tak jak obiecałam :)

Do następnego Miśki!!

#muchlove
xx
Jellyboo

środa, 17 sierpnia 2016

Witam po długiej przerwie!



 Jeżeli jest tutaj jeszcze ktoś, kto czeka na nowy rozdział...
Chciałam poinformować że dam go na dniach, obiecuję!
Mam nowego laptopa i dostęp do neta.
#muchlove