piątek, 11 marca 2016

14. Filadelfia.



Jest bardzo pobudzony i nie podobało mu się, gdy rozmawiałam z Petem i Riley’m
podczas drogi do hotelu. Nie podobało mu się, kiedy musiałam go zostawić w naszym
pokoju, żeby pójść się wysikać. Chodził po naszej sypialni, czekając niczym niecierpliwy pan
młody. Jak tylko wyszłam, wpił się w moje usta i całował przez pół godziny dopóki nie przyszli zabrać nas na walkę. Nie chciał mnie puścić, kiedy szedł do szatni. Im bardziej wchodziliśmy w Podziemie, tym bardziej jego ręka zaciskała się na moich biodrach.
Powiedziałam mu, że nie mogę się doczekać kiedy będzie walczył i że będę oglądała.
Zacisnął szczękę i spojrzał na moje usta, spragniony jak diabli. Potem skinął i poklepał mnie
po tyłku, instruując Pete by nie odchodził ode mnie ani na krok podczas walki.


Teraz Pete jest przyczepiony do mnie jak syjamski bliźniak.
Jest ‘Facetem w Czerni’ i teraz nawet nosi przy sobie paralizator i gaz pieprzowy.
Co tylko chcecie, Pete to ma. Nawet minę ma dzisiaj jakąś taką peszącą i zmarszczone
brwi. Jakby chciał przekazać, że wszyscy powinni trzymać się z daleka.
- Traktujesz siebie zbyt poważnie. - Żartuję.
- Pan tego sobie życzy, więc to dostaje.- Mówi z chichotem.
Masa robaczków budzi się w moim brzuchu, gdy idziemy do naszych miejsc, w pierwszym rzędzie, po prawej stronie ringu. Wydaje mi się jakby minęła cała wieczność odkąd
oglądałam walkę. Podekscytowanie miesza się z nerwami i niestety po całym pierwszym
trymestrze mdłości, zgaga powraca ze zdwojoną siłą.
- Justin wykupił cały boks, więc żadni ludzie obok nie będą na ciebie wpadać.- Wyjaśnia Pete, gdy docieramy do naszych miejsc i widzę, że dwa krzesła po naszych bokach i dwa z tyłu są puste. Pete potakuje do kogoś po drugiej stronie ringu i podążam za jego wzrokiem do stojącej tam poczciwej Josephine, która ma na nas oko.
- Skąd się tu wzięła Jo? - Pytam, uśmiechając się do niej radośnie i ciesząc się, gdy sztywno odwzajemnia uśmiech. Stoi jak żołnierz i udaje jej się zachowywać bardzo uprzejmie i dyskretnie, a jednocześnie wygląda niewiarygodnie onieśmielająco.
- Musiała się zająć kilkoma rzeczami i dogoniła nas linią komercyjną. Będzie w pokoju z Diane i będzie siedziała ci na ogonie za każdym razem, gdy Justin nie będzie u
twojego boku. Pewnie bym protestowała, gdybym tak bardzo jej nie lubiła, i gdybym nie usłyszała jaka jest szczęśliwa, że dostała posadę, do której zazwyczaj zatrudnia się mężczyzn. Więc dalej uśmiecham się do niej, a Pete siada obok i zaczyna oglądać pierwszą walkę.
- Gdzie jest Justin?
- Dajcie Justina!


Tłum krzyczy, gdy ring robi się pusty po raz czwarty. Kiedy zaczyna się skandowanie, w całym pomieszczeniu słychać tylko jedno imię...
- Jus- tin, Jus-tin, Jus-tin!
- Organizatorzy uwielbiają zmuszać publikę, żeby prosiła o niego. - Mówi Pete chichocząć.
I w końcu głośniki ożywają.
- Tak jest, panie i panowie! Suki i męskie dziwki! Dziewczyny i pieprzeni chłopcy! Chcecie go? Dostaniecie! Przywitajcie się z waaaaszym jednym, waaaaaszym jedynym Justinem Bieberem, RRRRIIIIIIPTIDEM!! - ‘Z moim Riptidem’! krzyczy z podnieceniem mój umysł.
 Mój Riptide. Mój, mój, mój. Mój dzisiejszej nocy, mój na zawsze.
Ludzie zebrani po każdej stronie ringu wstają. Niektórzy układają ręce wokół ust i wrzeszczą, inni podskakują i machają plakatami z jego imieniem.
- Justin, umrę za ciebie, Justin!!!- Krzyczy głos za mną. Radość bulgocze w moich żyłach, gdy widzę jak truchta. Jego idealna postura i rozluźnione ramiona, szlafrok RIPTIDE przykrywający najtwardsze mięśnie na świecie. To wszystko sprawia, że moje sutki wydłużają się i całe ciało pulsuje potrzebą. Gdy górne światła koncentrują się na nim, łapczywie pochłaniam jego twarz z dołeczkami, ale mój wzrok zatrzymuje się na śladach czerwonej szminki na jego szczęce. I ustach.
Mrugam w zdumieniu.
Łapie liny i wskakuje do środka, lądując niczym kot, który już włada tą kwadratową
powierzchnią ringu. Potem szlafrok znika i Justin znajduje się w pełnej odsłonie.
Widzę go, ale nadal jestem oszołomiona tym, co zauważyłam na jego chłopięcej twarzy...
te ślady, czerwone i rozsmarowane na jego pięknej opaleniźnie. Prawda zaczyna do mnie docierać, coraz bardziej i bardziej.
Każdy z tych pocałunków jest trochę jak uderzenie biczem.
Wzbiera się we mnie tysiąc niepewności, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Wyobrażam sobie wypielęgnowane ręce, które dotykają jego skóry…usta na jego
ustach… jego warknięcia dla kogoś innego… jego odciski, ocierające się o skórę kogoś
innego…
Moje oczy zaczynają piec i Pete cicho się odzywa.
- Brooke, to takie życie. Nie prosi o fanki. Chce tylko walczyć. Nie rób z tego wielkiej sprawy.
- Gdyby tylko mój mózg mógł przekonać o tym resztę ciała. - mówię cicho.
 Czuję jakby czarna chmura bólu upadła na mnie, zakrywając całe światło.
Kilka krzeseł dalej po mojej prawej, kobieta ciągnie się za włosy i krzyczy.
- Riptiiiiiiide! Chcę zaciągnąć cię do mojego pokoju i pieprzyć aż nie będę mogła chodzić!
O Panie, chcę walnąć tą sukę.
Oto on, piękny i wspaniały Justin Riptide Bieber.
Robi swój obrót, a ja czuję taki ucisk w piersi, że owijam rękoma moje dziecko i patrzę
na małą wypukłość. Nigdy nie żałowałam, że jestem w ciąży, ale teraz czuję się tak bardzo ciężarna i taka głupia.
Oddycham powoli i głęboko, a wszystkie moje niepewności mącą wnętrze.
Będziemy mieli rodzinę. Będę mamą… ale on nadal będzie bokserem, otaczanym przez
młode, ładne groupies, które zrobią wszystko, żeby go mieć.
Brooke Przed Ciążą pewnie czułaby, że nikomu nigdy nie uda się jej go odebrać.
Ale Ciężarna Brooke czuje się trochę w niekorzystnym położeniu. Może to trochę boli, że nie poprosił, żebym za niego wyszła. Może nawet tego nie chce?
Dlaczego miałby się kłopotać, skoro już do niego należę?
- Brooke, patrzy na ciebie.- Mówi Pete z podekscytowaniem.
Dalej czuję się bardziej niepewna niż bym chciała, więc robię głęboki wdech i dalej wpatruję się w moje kolana, na tą głupią lnianą sukienkę w którą rano wystroiłam się dla niego.
- Brooke, dalej jawnie się na ciebie gapi. - Mówi Pete, teraz już z niepokojem.
Tłum cichnie.
Cisza staje się tak okrutna, jak gdyby Riptide przestał się uśmiechać i teraz wszyscy
wiedzą, że coś się dzieje. Czuję jego oczy, wpajające się w czubek mojej głowy. I wiem, że kiedy spojrzę w górę, zobaczę tylko czerwień. Szminkę. Na jego pięknej twarzy.
Taką  szminkę, którą raz go pobrudziłam, ale ta należy do kogoś innego. Może do jednej z tych pierdolonych dziwek, które posuwał podczas mojej nieobecności. Boże.
- Jezu, Brooke, co jest do diabła?- Pete trąca mnie łokciem.
- Chcesz, żeby spieprzył dzisiaj? -Kręcę głową i zmuszam się, by spojrzeć na niego.
Wpatruje się we mnie z dzikością i niepokojem. Jego nogi są lekko rozstawione,
szczęka napięta a postawa obronna. Wiem, że wyczuwa, iż coś jest ze mną nie tak,
ponieważ jego ręce zwinięte są w pieści przy bokach, jest gotowy skoczyć i przyjść po mnie.
Dumnie podtrzymuję jego wzrok, bo nie chcę, by wiedział jak bardzo czuję się zraniona. Lecz kiedy się do mnie uśmiecha, nie udaje mi się zrobić tego samego.
Jego uśmiech znika.
W oczach błyska zranienie, gdy zwija palce w dłonie i bezwzględność jego miny prawie mnie
rozrywa. Ale czuję się tak samo dzika i tym razem nie mogę uspokoić, bo jestem tak
cholernie zraniona, zła, zazdrosna i ciężarna.
Niejasno przypominam sobie, że był taki czas, gdy siedziałam na tej widowni i marzyłam, że ta cudowna, surowa bestia na ringu jest moja. A teraz siedzę tutaj, w ciąży z jego dzieckiem i cierpię, bo jakaś kobieta albo kobiety, całowały i dotykały tego co jest moje.
Nagle chcę tego, co miałam wcześniej. Chcę być tylko dziewczyną, która chce znaleźć pracę. Chcę prostoty. Prostych celów i prostego życia.
Ale nie. Teraz już nie mogę tego mieć. Bo jestem zakochana w Justinie bardziej niż myślałam, że to możliwe. A on jest tak nieuchwytny, jak spadająca gwiazda. Taka, której nigdy tak naprawdę nie da się złapać, ale jeżeli go złapiesz, to tylko cię wypali.
Tak jak wypala mnie w tej chwili, pali sam środek mojej piersi, moja miłość do niego
przeżera mnie. Nie jestem w stanie dłużej patrzeć w jego ciemne oczy, więc odrywam wzrok i obserwuję jak na ring wkracza jego przeciwnik. Moje oczy przesuwają się, ale szybko wracają do ciemnego, eleganckiego B, wytatuowanego na prawym bicepsie Justina.
Moje serce zatrzymuje się z niedowierzania. Gapię się na atramentowy wzór w
zdumieniu i dociera do mnie...że tak, jest tam, na jego prawym bicepsie:
Piękne, idealne B.
Przez to, dzieje się ze mną coś szalonego. Moje biedne majtki robią się przemoczone i
zaczynam pulsować. Justin obraca się do przeciwnika i widzę, że jego usta układają się w arogancki uśmiech, gdy zerka z kim będzie się mierzył. To ktoś młody i nerwowy, najwyraźniej nazbyt chętny, żeby zacząć.
Stykają się rękawicami i Justin spogląda na mnie. Potem, nie uśmiechając się, znacząco napina biceps z B i całuje go tak, żebym widziała. Mała, oszalała, gorąca fala spływa do mojej kobiecości... zaciskam nogi.
Na jego twarzy pojawia się uśmiech, jakby wiedział, że przez niego robię się mokra i
nic nie mogę na to poradzić. Słychać gong.
- Kiedy zrobił sobie ten tatuaż?- Pytam bez tchu. Nie mogę przestać patrzeć na ten znak.
- Od razu po naszym wyjeździe z Seattle. - Mówi do mnie Pete.
Justin idzie na spotkanie z “niecierpliwym, młodym gogusiem” jak nazywa go Pete i od razu go uderza... potem wycofuje się i kiwa go tak, żeby tamten go zaatakował.
Goguś robi zamach i pudłuje, a Justin odwdzięcza się potężnym dwu-ciosem, który cofa
faceta niczym wybuch armatni. Chłopak odbija się od lin, a potem upada twarzą na matę.
- Ooooooooooo! - Odzywa się publika.
- Auć, to musiało boleć.- Mówi Pete, ale potem szczerzy się, gdy ktoś za mną woła.
- Właśnie tak się kończy walka z Riptidem, gnoju!
Nie ważne, co dzieje się w mojej głowie, obserwowanie walki Justina jest
ekscytującym doświadczeniem i wszystkie moje mięśnie napinają się tak jakbym to ja
walczyła. Facet podnosi się i Justin znowu wymierza cios, jego uderzenia są precyzyjne i
mocne, ciało porusza się grzesznie. Seksowne, czarne B na jego bicepsie napina się, gdy
mięśnie twardnieją w akcji. Jestem kłębkiem emocji i kropelka potu spływa pomiędzy moje
piersi. Temperatura mojego ciała jest wyższa przez ciążę ale obserwowanie co wyrabia tam
ojciec mojego dziecka… mistrz totalnego kataklizmu z tym tatuażem, wykrzykującym światu, że jest mój, w tym samym czasie całowany przez jakieś suki... powoduje, że jestem zaborcza i zła. Czuję się jak wulkan.
Po tym jak Justin nokautuje młodego gogusia na dobre, stawiają przed nim przeciwnika za przeciwnikiem. Wali w nich tak mocno, że odbijają się od lin, upadają na boki, twarzą w dół, na kolana. Wszyscy potrząsają głowami jakby drżały im mózgi. Nie da się go zatrzymać.
Pete śmieje się u mojego boku.
- Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać jak bardzo ten człowiek lubi się kurwa popisywać, kiedy go oglądasz! -Kręcę głową w niedowierzaniu, a Pete energicznie potakuje.
- Poważnie. Różnica w wynikach badań jego krwi, kiedy jest przy tobie, to coś niesamowitego. Sposób w jaki pobudzasz jego chemię i wydobywasz cały jego testosteron, pobudzasz do życia wojownicze instynkty. Wiesz, że poziom męskiego testosteronu podnosi się, gdy faceci widzą nową, atrakcyjną kobietę? U niego tak nie jest. Jego testosteron wylatuje dachem, gdy widzi ciebie, jego kobietę. -Słowa Pete dobijają mnie. Wydaje się, że Justin zawsze chce udowadniać mi, iż jest najsilniejszym mężczyzną na świecie, że mnie ochroni. I o tak, wierzę mu.
Staje w szranki z czwartym a potem z piątym zawodnikiem. Jego ciało to buldożer seksu i siły, gdy powala ich na ziemię, jednego po drugim. Te ciemne oczy zerkają na mnie, siedzącą na swoim miejscu, upewniają się, że patrzę. Każde spojrzenie, które wysyła w moją stronę, sprawia mi coraz większy ból, jestem coraz bardziej zła i żenująco napalona. W końcu jestem tak nabrzmiała, że moje ręce zaciskają się mocno na kolanach i nie wiem, czego chcę najbardziej... zerżnąć go czy spoliczkować.


Kolej na szóstego i siódmego zawodnika, a Justin dalej nie jest zmęczony.
Blokuje, wymierza ciosy, atakuje i broni.
- RIP! RIP! RIP! RIP! RIP!- Skanduje publika. Pete dołącza do nich, wbijając pięści w powietrze i wołając to samo słowo, co tysiąc osób tutaj. Sędzia chwyta gruby nadgarstek
Justina i podnosi jego ramię w zwycięstwie.
- Nasz zwycięzca! Panie i panowie, po raz kolejny daję wam Justina Biebera,
waaaaaszegoo Riptiiiiide !!!


Te ciemne oczy szukają mnie wśród stojących. Gdy tylko mnie odnajdują, mój puls, pulsuje mocno w moim ciele, serce trzepocze w piersi tak jakby miało skrzydła. Patrzy na mnie i
uśmiecha się. Przebiega mnie dreszcz na widok tych dołeczków, białego uśmiechu, ciemnej, zarośniętej szczęki i tej pieprzonej czerwonej szminki.
Gdy wygląda na to, że nie mogę się uśmiechnąć, jego brwi opuszczają się nisko na
oczy. Chwyta linę i schodzi z ringu.
- Riptide, Riptide, Riptide!- Słyszę jak rozgorączkowani ludzie zaczynają skandować.
Siłą podtrzymuję jego stalowy, mroczny wzrok, stojąc na drżących nogach i obserwuję
jak zbliża się do mnie. Podaje mi rękę, a ja patrzę na tą całą cholerną szminkę na jego twarzy. Potem zerkam na rękę i chwytam ją. Moja szczęka zaciska się, kiedy ciągnie mnie pomiędzy rzędami.
- Kluczyki. - Szczeka do Riley’a.
Riley zeskakuje z narożnika ringu i podbiega do nas.
- Podwiozę was. - Idziemy na zaplecze, Justin zatrzymuje się w szatni po torbę.
Nie puszcza mojej ręki ani na chwilę. Nie mogę przestać patrzeć na szminkę na jego przeklętych, seksownych, irytujących ustach, ani na B na jego seksownym, twardym bicepsie. Sprzeczne uczucia wirują we mnie tak szybko, że nawet nie wiem, co z nimi zrobić, więc tylko zaciskam zęby.
Justin puszcza moją rękę na kilka sekund, by założyć biały T-shirt i wskoczyć w czarne
spodnie dresowe. Potem znowu łapie mnie za rękę, wbija swoje palce między moje i
wyprowadza na zewnątrz. Wsadza mnie na tył Navigatora i kiedy już siedzimy, a Riley włącza silnik, chwyta moją twarz jedną ręką. Jego oczy połyskują tym samym głodem, który widziałam przez cały dzień. A może nawet bardziej. Pochyla się do pocałunku, ale ja odwracam twarz.
- Nie- Mówię.
Siłą obraca moją głowę do siebie i mruczy niskim, zdesperowanym głosem.
- Chcę, żebyś na mnie patrzyła, kiedy walczę. Czekałem wieczność zanim na mnie
spojrzałaś. - Miażdży moje usta swoimi. Kiedy jego wargi przyciskają się do moich, uderza we mnie piorun. Potrzeba wewnątrz mnie jest tak wielka, że używam całej silnej woli, by zamknąć usta i oderwać się z jękiem.
- Nie całuj mnie!- Warczę.
Łapie moją twarz w otwartą dłoń, obraca ją i znowu zabiera się za moje usta, zmuszając je aby się otworzyły, by mógł wepchnąć we mnie język z warknięciem. Jęczę, gdy jego język dotyka mojego, próbuję walczyć, wijąc się pomiędzy nim a siedzeniem. Popycham
jego ramiona i odwracam głowę.
- Puść mnie!- Jęczę.
- Boże, potrzebuję cię jak oddychania…- Wsuwa szorstką rękę pod moją sukienkę, jego
długie palce przesuwają się w górę mojego uda, gdy zostawia ścieżkę wygłodniałych,
mokrych pocałunków na moim gardle.
- Dlaczego ze mną pogrywasz? Hmm? Muszę być w tej chwili w tobie…
- To samo mówiłeś swoim groupies?- Dysząca i zła, naciskam na jego granitowy tors, a
jego ręka dalej się przesuwa. Wydaję z siebie sfrustrowany dźwięk, bo nie mogę go ruszyć.
- Powiedz to tej, która pocałowała twoją brodę, skroń, szczękę i pieprzone usta!
Odsuwa się zmieszany patrząc z niechęcią
- Justin, masz całą twarz w szmince!- Mówię, prostując sukienkę. Z niskim, poirytowanym dźwiękiem przesuwa przedramię po ustach, potem spogląda na nie i mruży oczy, gdy widzi czerwone ślady na swojej skórze. Zaciska szczękę i opiera się na fotelu z jękiem odrzucając głowę do tyłu. Przeczesuje włosy rękami i wściekle gapi się na sufit, oddychając przez nos. Próbuję prześlizgnąć się na drugi koniec fotela, ale jego ręka momentalnie chwyta mnie za nadgarstek.
- Nie rób tego.- Zawodzi jakby cierpiał.
Przełykam bryłę gniewu w moim gardle, kiedy przesuwa rękę z mojego nadgarstka do dłoni i splata nasze palce. Przez całą podróż jestem dotkliwie świadoma jego dłoni przy mojej.
Jego grube, długie palce są wplecione w moje i trzymają mnie mocno. Przez cały ten czas
moja pierś ma zamiar równocześnie wybuchnąć i załamać się.
Docieramy do hotelu i Riley ostrożnie zerka na nas w lusterku wstecznym.
- Teraz pojadę po resztę ekipy. - Mówi.
- Dzięki. - Odpowiada Justin bez emocji i pomaga mi wysiąść z samochodu. Potem nadal trzymając moją rękę, prowadzi mnie przez recepcję i do wind.
Wchodzimy do środka i jego zarośnięta szczęka nadal jest usmarowana czerwienią.
Nawet z tymi śladami, jego twarz jest fantazją każdej kobiety. Jego włosy są potargane i
ciemne, te nisko zawieszone na jego biodrach spodnie dresowe, T-shirt który przylega do jego ośmiopaku, szerokie ramiona i wypukłe bicepsy. Nadal jest tym samym symbolem seksu co zawsze, a ja czuję się bardziej ciężarna niż kiedykolwiek z tym małym brzuszkiem.
Wciąga mnie do naszego pokoju, drzwi zatrzaskują się za nami pod własnym ciężarem.
W chwili, kiedy puszcza moją rękę, łapie mnie za biodra, podnosi i sadza na stole w jadalni.
- Nie rób mi tego. - Podgryza moją szyję i znowu wsuwa rękę pod sukienkę, podnosząc ją szybko i dotykając mnie przez majtki.
- Kurwa, nie rób mi tego teraz.- Jęczy.
Zaczynam drżeć, gdy przesuwa usta na moją szczękę, podgryzając usta i równocześnie
masuje mnie koniuszkiem palca. Nienawidzę tego skomlenia, które z siebie wydaję ale jemu
zdaje się podobać, bo pojękuje i uderza prosto w moje usta.
Odwracam głowę, mój głos jest łagodny i cierpiący.
- Chcę pocałować ciebie, nie je!- Krzyczę, bezsilnie pchając jego wielką pierś.
- To jestem ja.- Wyciąga rękę spod mojej sukienki, łapie moją twarz w obie dłonie i całuje, brudząc mnie czyjąś szminką, gdy zakrywa moje usta i rozchyla je siłą.
Pcham jego pierś tak długo aż braknie mi sił, jego język dominuje nad moim. Kładzie ręce na moich plecach i opuszcza na stole. Jego ramiona ochraniają mnie przed twardą powierzchnią i ssie mnie z desperackim głodem.
- To ja.- Zgrzyta, masując ręką bok mojego ciała, a potem pierś.
łkam potrzebująco i nienawidzę tego. Jestem taka mokra. Tak bardzo go potrzebuję.
Pachnie tak cholernie dobrze. Wariuję, ale kiedy kładzie rękę na mojej piersi, nadal jestem taka zazdrosna i zła, że próbuję ją odepchnąć. Wydaje z siebie niski, agonalny dźwięk.
- Brooke…
Ze sfrustrowanym odgłosem chwyta materiał mojej sukienki w obie pięści i rozrywa ją jednym ruchem. Tracę powietrze, gdy rozchyla materiał i widzi moją bieliznę. Jego ciemna
głowa szybko nurkuje, by przeciągnąć językiem po mojej skórze od pępka w górę.
Rozchyla materiał jeszcze bardziej i gładzi rękoma moje żebra.
Przechodzą mnie drgawki i łapię tył jego głowy, rozdarta między przyciągnięciem go do ust, a odepchnięciem. Zamiast tego, ciągnę go za włosy.
- Nie. - Jęczę, a on odsuwa się i patrzy na mnie tymi zwierzęco- dzikimi oczami. Wiem, że nie powinnam go prowokować, powinnam go uspokoić, ale jestem tak kurwa cholernie zazdrosna. On mnie do tego doprowadził. Zrobił ze mnie obsesyjnie kochającą osobę, która zastanawia się z kim był.
Może nawet sam siebie nie poznawać... ale one wiedzą i nie są mną.
Siadam ogarnięta nową stanowczością i ze złością łapię jego szczękę. Zaczynam
energicznie pocierać ślady, dłońmi i palcami. Kiedy okazuje się że to niewiele daje, łapię jego
biały T-shirt i podciągam go, żeby przetrzeć go nim. Stoi, oddychając ciężej niż podczas walki i patrzy jakby o coś mnie błagał... o mnie,  kiedy cierpliwie pozwala mi go wyczyścić.
Moje palce drżą. Jego oczy są tak błyszczące w świetle apartamentu, ale nadal nie mogę zmyć tej szminki i nie mogę tego znieść. Liżę palec, wmasowuję ślinę w ślady szminki, a potem wycieram to cholerne miejsce jego T-shirtem.
Robi się coraz bardziej sfrustrowany i wkłada swój palec do ust, a potem zaczyna pocierać te same miejsca, co ja. Nasze palce wpadają na siebie, gdy rozsmarowujemy ślinę na całej jego szczęce. Podnoszę jego koszulkę i znowu wycieram, już brakuje mi tchu, kiedy w
końcu zaczyna schodzić.
Przestaję, kiedy nie ma już nic poza jego twardą, trochę zaczerwienioną szczęką.
Moje ciało płonie z potrzeby, serce płonie z miłości i każdy milimetr mojej osoby płonie z zazdrości. Łapię go za włosy, przysuwam się i zostawiam pocałunek tam, gdzie pocałował go ktoś inny, desperacko próbując wymazać wszystko. I zostawiam kolejny, gdzie do niedawna widniał inny znak. Mocno łapie mnie za biodra, kiedy przesuwam ustami po jego szczęce i kieruję się do ust. Całuję je szybko i prawie tak jakbym nie chciała. Odsuwam się, nabierając powietrza i puszczam go. Unosi brew.
- Już skończyłaś?- Pyta zdyszanym głosem, a ja chyba już nie oddycham, kiedy potakuję.
Jego pierś rozszerza się, gdy chwyta brudny T-shirt i zdejmuje go jednym szybkim, płynnym ruchem, a potem odrzuca na bok.
- Teraz ty i ja będziemy się kochać. Nie musimy czekać już ani chwili…dłużej…żeby być razem. - Przebiega mnie dreszcz i mój głos jest surowy z emocji.
- Justin, nie zniosę patrzeć na ich szminki na tobie. Nie pozwolę im cię całować. I to nie jest jakieś ciążowe gadanie czy moja niepewność! Powiedziałam ci dawno temu, że nie będę się dzielić. Nie będę się tobą dzielić.
- Cii, kochanie. Nie oczekuję tego od ciebie, ani nie chcę, żebyś to robiła.- Zsuwa podartą sukienkę z moich ramion i pozwala jej upaść na stół. Delikatnie popycha mnie w dół, a potem spogląda jak leżę z ugiętymi kolanami. Pochyla się i dotyka mnie wszędzie... po nogach, ramionach, pomiędzy piersiami.
- Trener owijał mi ręce. Miałem słuchawki na uszach. Zauważyłem je dopiero, gdy rzuciły się na mnie. To się już więcej nie powtórzy. Nikogo nie całuję. Nikogo, poza moją petardką.
- Schyla się do mojej piersi i liże sutek przez stanik. Wsuwa kciuk pod białą bawełnę, zsuwając materiał w dół i zaczepia go pod moją wypukłością.
- Będę je lizał, będę je ssał i robił z nimi co tylko będę chciał. - Moje serce pompuje gorącą krew przez żyły, gdy opuszcza materiał drugiej miseczki i liże wrażliwy czubek, wysyłając uderzenia rozkoszy w całe moje wnętrze. Moje piersi są większe, wypuklejsze, sutki ciemniejsze i sterczące. Łapie je tak jakby badał nowe terytorium, które mu się podoba. Dźwięk, który wydobywa się z jego piersi powoduje, że sama pojękuję i wiję się. Na ten dźwięk jego oczy spotykają się z moimi. Chwyta mnie za biodra i przesuwa na kraniec stołu, mój tyłek prawie spada z krawędzi, a on spuszcza spodnie. Nagle czuję jaki jest twardy, jego ciężki erekcja ociera się o moje przemoczone wejście, kiedy pochyla się, by znowu polizać moje piersi. Jego twardość usadawia się między moimi  udami.
- Wrażliwe?- Przyciska kciukiem jeden sutek, a potem drugi, jego ręce są szorstkie, ale
delikatne. Wyginam plecy i mruczę łagodnie. Chcę mieć siniaki, chcę, żeby mnie bolało.
Chcę, by skóra i mięśnie bolały mnie tak jak boli mnie miłość, którą żywię do niego.
- Tak. - Wystękuję. Czuję gulę w gardle i łzy potrzeby w oczach.
Pochłania moje usta w żarłocznym pocałunku, a później pochyla głowę i pomrukuje w
moją szyję.
- Brooke. - Pieści mnie między nogami, wpychając kciuk w moje ciało, równocześnie obracając głowę i pocierając swój język z moim. Moje wnętrze drży, kiedy odsuwa się, aby zobaczyć jak rozpustnie wyglądam, gdy pieprzy mnie kciukiem.
Gdy mnie tak obserwuje w jego twarzy widzę surową potrzebę... następnie podnosi rękę i oblizuje swój połyskujący, mokry kciuk. O Boże, widzę go. Jest taki pierwotny i męski, a
równocześnie ma ten chłopięcy urok i potargane, szalone ciemne włosy. Wierzgam i jęczę, bo tak go pragnę, pragnę. PRAGNĘ GO.
- Jesteś niecierpliwa. Czego chcesz?- Potrzeba w jego głosie sprawia, że drżę przy odpowiedzi.
- Chcę polizać cię tak jak ty liżesz mnie. - Potakuje, pochyla się i najpierw daje mi swój język…  później łapie tył mojej głowy i przyciska mnie do swojej szyi.
Jego mokra i gorąca skóra jest niczym jedwab pod moim ruszającym się językiem.
Mam dreszcze, gdy przesuwam się wyżej, łapię go za włosy i wsysam jego górną wargę w
usta. Smakuje sobą i smakuje tak jakby mnie pragnął. Intensywnie całujemy się i mój oddech
robi się jeszcze bardziej poszarpany. Rozrywa mój stanik, gdy gryzę jego dolną wargę.


Oddycha głęboko, kiedy ściąga mi majtki i odsuwa się, by zobaczyć moją całkowitą nagość.
Jego oczy studiują mnie, pożerają mnie. Widzi moje sterczące piersi, nagie i pełniejsze i
wiem, że ich pożąda. Chwyta jedną tak jakby robił to po raz pierwszy.
Właśnie to zrobił mojemu ciału. Właśnie to dzieje się z moim ciałem po kontakcie z nim.
Dotyka mojej drugiej piersi, a potem od razu chwyta obie, ugniata i zaczyna bawić się
nimi, obserwując to swoimi błyszczącymi ciemnymi oczami.
Jego warga krwawi tam, gdzie go ugryzłam. To dokładnie to miejsce, w którym
zawsze pęka. Jego pierś jest śliska od potu. Protestuję.
- Ugryzłam cię. - Mówię.
- Po prostu przyłóż tam usta.
- Justin..-
- Przyłóż tam język. - Znowu się pochyla i trąca moje usta swoimi. Liżę je delikatnie tak
jak zwierzę, instynktownie oczyszcza ranę. Lekko ssę tą krwawiącą wargę. Przesuwa nosem po moim, a potem liże moje usta. Przytulam się do niego, rozchylam nogi i oplatam je wokół jego bioder.
Gdy łapie mnie za tyłek i podnosi w powietrze, przebiega mnie potrzeba. Podnoszę tyłek, by mu pomóc i jestem tak upojona pożądaniem, iż wizja robi się zamazana, kiedy przenosi mnie kilka kroków dalej, na sofę.
Opuszcza mnie, całując po szyi. Potem zatacza kółka kciukiem między moimi udami
dokładnie w miejscu, gdzie jestem mokra i mruczę.
- Jesteś gotowa na mnie?- Jego głos ociera się o moje ucho, gdy pociera palcami moje mokre wargi.
- Przygotuj się na mnie. Wpycha we mnie swój długi palec, żebym zrobiła się jeszcze bardziej mokra, ale jestem tak przemoczona że wsuwa się z łatwością.
Zaciskam się i ledwo powstrzymuję przed dojściem, gdy masuje moje wnętrze.
Przesuwa usta po moim ciele,  pochyla ciemną głowę, jego język dotyka mojej
łechtaczki. Liże ją delikatnie, trzymając za rozchylone uda. Łapię tył jego głowy i obserwuję
jak mi to robi. Następnie klęka na końcu sofy, łapie moje biodra i zsuwa mnie kilka milimetrów niżej. Wtedy zaczyna napierać na mnie. Gorący. Twardszy niż wszystko, czego dotykałam. Wyginam plecy i tracę oddech, gdy powoli wsuwa we mnie każdy swój centymetr.
Moje oczy przez cały czas podtrzymują jego wzrok, a jego robią to samo. Bierze moją twarz w dłonie i przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze, ciągnąc za nią mocno z miłością.
Cały czas wsuwa się we mnie aż w końcu jest całkowicie zanurzony w najgłębszej części mnie.Skomlę, gdy wygina biodra. Schyla się i całuje moje ucho.
- Tęskniłaś za mną. -Obracam się i całuję jego usta, tracąc powietrze, kiedy unoszę biodra.
- Nigdy nie byłam tak mokra i nabrzmiała.
- Ja nigdy nie byłem taki twardy. - Wysuwa się ze mnie, a potem wraca, powoli i słodko. Czuję jak mnie rozdziela, otwiera, bierze, wypełnia, a potem zostawia… Skomlę, już mam zamiar błagać go, żeby wrócił, ale właśnie to robi… wchodzi… wycofuje się… mięśnie jego ramion, celtyckie tatuaże i B napinają się przy ruchu. Przy trzecim razie przyszpila moje
ramiona nad moją głową i wchodzi mocniej, a ten ruch porusza moje piersi.
Krzyczę, a on ucisza mnie pocałunkiem. Oddycham głęboko, wdychając jego zapach.
- Kocham cię…- Wykrztuszam.
Zatrzymuje się we mnie, ciężko oddychając. Niski, głęboki dźwięk wyrywa się z jego gardła, gdy obraca się i zaczyna lizać moje ucho. Potem obejmuje mnie ramionami jakby chciał mnie chronić i przybiera szybki, zdeterminowany, surowy rytm.
Prawie płaczę, gdy unoszę biodra i obracam głowę do jego ucha, dysząc. Pochłania moją szyję, ściska piersi, pieprzy mnie mocno i szybko.
- O Boże… Justin… Justin…
Opiera czoło o moje, a jego biodra nadal sprawnie się kołyszą, następnie podnosi kciuk i zaczyna pieścić moją łechtaczkę. Jego członek cały czas porusza się we mnie, twardy i
pulsujący. Rozluźniam się i roztrzaskuję, drżąc niekontrolowanie, kiedy pożera moje usta
przepysznym, gorącym pocałunkiem. Miłość, pożądanie i potrzeba krążą we mnie, gdy
dochodzę i miotam się pod nim.
- W porządku?- Pyta zwalniając, a ja dalej dochodzę.
- Tak!- Krzyczy do niego każdy centymetr mnie. Wyginam się do niego falując trochę, bo chcę więcej, więcej jego. Warczy jakby nie mógł się już powstrzymać, wychodzi ze mnie, a
potem znowu wchodzi, ale z większą siłą. Trzyma mnie jednym ramieniem wokół talii, gdy się wyginam. Drugą ręką przyciska mnie i ponownie wchodzi do środka. Jęczę i mówię.
- Justin
Jego oczy płoną, gdy przesuwa ręką po moim gardle, pomiędzy piersiami, a potem
pochyla się i znowu mnie liże.
- Moja. - Przypomina mi miękkim szeptem.
- Twoja, twoja. - Mówię, kiedy orgazm znowu buduje się we mnie.
Przyciska nos do mojego ucha warcząc, gdy dochodzi we mnie. Jego duże ciało napina
się nade mną, zwierzęcy odgłos wyrywa się z jego ust zanim znowu się odzywa.
- Moja.
Potem trzyma mnie przez chwilę, podnosi będąc nadal we mnie i przyciska mój nos do swojej szyi. Zanosi mnie do kuchni i chwyta dwa zielone jabłka jedną ręką. Podaje mi
jedno i zanosi nas do sypialni.
Wgryzam się w owoc z chrupnięciem, kiedy układamy się w pościeli. On wbija się w
swoje z o wiele głośniejszym chrupnięciem. Trochę się całujemy, smakuje jak soczyste,
cytrynowe jabłko. Kończy jeść pierwszy, a potem zlizuje sok z kącików moich ust. Oferuję mu moje jabłko, bo podejrzewam, że nadal jest głodny. Bierze dużego gryza i uśmiecha się do mnie, kiedy widzi jak obracam owoc i gryzę w tym samym miejscu, co on.
Jego nogi poruszają się niecierpliwie pod kołdrą i wiem, że mój pobudzony Justin dzisiaj nie pośpi. Ale jeśli chce kochać się ze mną przez całą noc, to może. Mam nadzieję, że tak będzie. Przesuwam się, żeby nadal mieć go w sobie i razem jemy moje jabłko. Gryziemy je po przeciwnych stronach w tym samym czasie. Śmiejemy się, a potem mówię
.- W tej chwili nasze dziecko jest wielkości śliwki.
- Śliwki?- Otwiera usta, żebym dała mu więcej jabłka. Wolną ręką pokazuję kształt wielkości śliwki.
- Śliwki. - Powtarzam.
- Takie malutkie.- Mówi czule i kładzie dużą dłoń na małej wypukłości mojego brzucha.
- Takie malutkie. - Odpowiadam. Z westchnięciem wtulam się w jego duże, ciepłe ciało i
słucham jak kończy moje jabłko.
Potem pozwalam mu zlizać wszystkie soczyste krople, które spadły na moją skórę.


________________________________________________________________________________


Nie wierze!!
Udało mi się dodać koleiny rozdział w tak krótkim czasie!!

Dla tych nie doinformowanych....
Książkę w wersji polskiej ( pierwszy tom) możecie już kupić w Emipku!! >>  Real, Real #1

Premiera książki była 2 dni temu, czyli 09.03.2016 :)
Jeżeli ktoś jest zainteresowany mieć ją w domu na półce, ruszać tyłki! :D


To na tyle...
Do następnego Mśki!!
xx


28 komentarzy:

  1. JAPIERDOLE KOCHAM KOCHAM I KOCHAM!! ROZDZIAŁ NIESAMOWITY! JESTES CUDOWNA! CZEKAM NA KOLEJNY ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierdole, kocham to 💞💖💜💕💋💜❤😂😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedzmy, że zepsułam sobie frajdę, bo znalazłam na wattpadzie angielską wersję i pochłonęłam ją jednego dnia. Pomimo, że wiem co będzie to...jdbawdbawhd nadal cholernie mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna robota. Fajnie, że udało Ci się tak szybko dodać kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny ❤❤❤ Julia

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham ❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na następny ��

    OdpowiedzUsuń
  8. złoto i diamenty

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następny? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  10. kochanie prosze dodaj cos:( ❤️

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy wstawisz nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy nowy? ��

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy 15? czekam już 2 miesiące

    OdpowiedzUsuń
  14. daj nam cos błagam:(

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy dodasz cos nowego? :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Halooo ����

    OdpowiedzUsuń
  17. aaaaa tęsknie za tym tłumaczeniem:(((

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja chcę jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  19. błagam nie zapominaj o nas :'(

    OdpowiedzUsuń
  20. Czekam na rozdział!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. wciąż czekamy :'(((

    OdpowiedzUsuń
  22. Co do chuja nooo ;'((()

    OdpowiedzUsuń
  23. http://doci.pl/domcia242a/katy-evans-mine-02+fx81mm

    Jeżeli ktoś chce skończyć Mine book to link do tłumaczenia tej książki macie na górze. Nie wiem czy autorka tego bloga zapomniała o nim, ale tak jak wym nie mogłam już się doczekać kiedy pojawi sie kolejny rozdział. Zamiast juz dłuzej czekać poszukałam w internecie tej książki i znalazłam. Mam nadzieję że pomogłam niektórym z was.

    OdpowiedzUsuń